Felieton

100 lat polskiej niepodległości? Czy tylko my mamy do niej prawo?

Tabliczka z nawą skweru: Ukraiński Skwer Wolności
"'This Route Designated as Ukraine Freedom Square', Buffalo, New York - 20220406" by Andre Carrotflower is licensed under CC BY-SA 4.0.

Łukasz Janeczko

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 150 / (46) 2022

Za nami 11 listopada i kolejna rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę. Mam wrażenie, że tym razem jest to rocznica wyjątkowa, bowiem wojna na Ukrainie przypomniała nam, Polkom i Polakom jak ulotna i krucha może być nasza wolność. Do niedawna większość z nas traktowała ją wręcz za pewnik, coś oczywistego. Dziś, kiedy tuż za naszymi granicami spadają rakiety, giną ludzie, dzieci w wielu regionach nie mogą się normalnie uczyć i korzystać z beztroskiego dzieciństwa, którego większość z nas mogła jednak doświadczyć, chyba zrozumieliśmy i doceniliśmy tę naszą wolność. Ale czy widzimy także chęć innych do bycia wolnym, czy tylko czubek własnego nosa?

I choć większość mogłaby pomyśleć, że będzie to kolejny tekst o odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 roku, to tym razem impulsem do napisania tego felietonu i to właśnie w takim momencie, był paradoksalnie już dość odległy wywiad z dr Lucyną Kulińską pt. „Wołyń 1943 – ludobójstwo okrutne. Pamiętamy!” opublikowany w Tygodniku Spraw Obywatelskich w Nr 131 / (27) 2022 z dnia 5 lipca 2022 roku. I nie, nie chodzi oczywiście o przytaczany tam sam Wołyń, który z niepodległością Polski nie ma jakiegoś bezpośredniego związku (chociaż dałoby się znaleźć wiele pośrednich), to ważniejsze dla mnie były jednak te fragmenty odnoszące się do współczesnych relacji polsko-ukraińskich i samej ludności ukraińskiej, a które zawierały wiele niedopuszczalnych stwierdzeń i teorii, które w moim odczuciu tam padły, a paść nie powinny. Zwłaszcza tu, w Polsce… 

Nie ukrywam, że istotnym powodem, dla którego stwierdziłem, iż warto byłoby odnieść się do tych wypowiedzi była również tocząca się w Instytucie Spraw Obywatelskich żywa i wielomiesięczna dyskusja na temat tego wywiadu. Duża część wieloletnich pracowników poczuła, że ideały naszej organizacji (która nawet w nazwie podkreśla obywatelskość) zostały w jakimś stopniu zachwiane i to nie przez stwierdzanie faktów historycznych, jakim niewątpliwie jest okrutne ludobójstwo Polaków na Wołyniu, ale to jak można bezwzględnie szufladkować jakiś naród. Myślę, że mnie też osobiście uderzyło to, jak część z nas zapomniała, jak heroicznie i wytrwale walczyli nasi przodkowie o naszą wolność i to, jak jednocześnie wiele innych krajów wątpiło w sens istnienia naszego kraju. Jak często zostawaliśmy sami z naszymi problemami i jak często czuliśmy się zdradzeni. Jak w końcu czuliśmy się uprzedmiotowieni, kiedy wepchnięto nas w szpony obcego mocarstwa, pod którego „butem” wcale nie chcieliśmy być, a i tak nikt nie pytał nas o zdanie. A mimo tych przeciwności z dumą możemy nazywać się polskimi obywatelami. Uczyliśmy się języka polskiego i mam nadzieje, że będą się go uczyły także nasze wnuki i prawnuki. I choć nie jest idealnie, to jesteśmy wolni. Tym bardziej zastanawiające wydają się wypowiedzi niektórych z nas, kiedy tym razem chodzi o Ukrainę.

By przytoczyć i ocenić wypowiedzi z tego wywiadu, które moim zdaniem są bardzo krzywdzące, należałoby rozpocząć od krótkiego wprowadzenia dotyczącego samego wywiadu z Panią dr Lucyną Kulińską. A zatem dyskusję tą można byłoby podzielić na trzy części: pierwszą odnoszącą się do historii i samej rzezi wołyńskiej oraz drugą dotyczącą działań obecnego rządu lub precyzyjniej wszystkich rządów RP po 1989 roku. Jest też trzecia część o współczesnych relacjach międzyludzkich. O ile kwestie historyczne pozostawiam historykom, a do części związanej z poczynaniami polskiego rządu, czy nawet rządu ukraińskiego (zwłaszcza w sprawie ludobójstwa Polaków na Wołyniu) też nie mam większych zastrzeżeń, o tyle duże wątpliwości budzą u mnie wątki dotyczące tego, jak zdaniem dr Lucyny Kulińskiej wyglądają, będą wyglądać lub powinny wyglądać relacje zwykłych Polaków i Ukraińców. I tutaj zastanawia mnie, czy nastąpił zwykły błąd techniczny w realizacji tamtego wywiadu, który zniekształcił rzeczywiste poglądy dr Kulińskiej na te sprawy, czy jednak Pani doktor taki pogląd reprezentuje. O jakie fragmenty wywiadu chodzi?

Moje obawy budzą chociażby takie sformułowania, które w mojej opinii miały trafić do zwykłych obywateli Polski i odnosiły się także do zwykłych obywateli Ukrainy. Prześledźmy niektóre z nich:

„Oni wyciągną w swoim czasie pieniądze i z Polaków i z Rosjan, a przy okazji całego świata zachodniego. Źródłem tej wojny jest właśnie nietolerancja w kraju wielonarodowościowym – kto tego nie widzi, ten jest ślepy. Na zbudowanie solidnego państwa nie wystarczy 30 lat. Każda droga „na skróty” kończy się źle”.

Pełna zgoda w kwestii sformułowania, że nie da się skutecznie zbudować rzeczywistego, niepodległego państwa w ciągu 30 lat. Przypominam jednak, że my też kiedyś budowaliśmy na nowo własne państwo i też przechodziliśmy liczne wewnętrzne perturbacje po odzyskaniu niepodległości. Ba, nawet nie tak dawno mierzyliśmy się z patologiami lat 90., mimo że dokonywaliśmy jedynie transformacji ustrojowej, a nie budowaliśmy państwa od nowa. W tym fragmencie zastanawiam się też kim są mityczni „oni”. Czy Pani dr Kulińska ma na myśli rząd ukraiński, czy zwykłych ludzi, którzy tu przyjechali wcześniej albo przyjechali w trakcie trwającej wojny?

O sformułowaniu „oni” pisze chociażby Gloria Beck w swojej książce: „Zakazana retoryka. Podręcznik manipulacji”. W rozdziale „Technika obrazu wroga” autorka pisze:

„Angażując więcej osób w obraz wroga, odpersonalizowujesz go. Dzięki temu redukujesz ludzkie składniki, które mogłyby w tej czy owej osobie docelowej wzbudzić współczucie. W ten sposób wróg nie jest konkretną osobą, lecz czymś abstrakcyjnym. Używaj w swoich sformułowaniach takich słów jak oni, czy innych form bezosobowych”[1]. Analogie nasuwają się same.

W skali etycznych wątpliwości technika ta określana jest przez autorkę za nadzwyczaj okrutną i bezwzględną, która może doprowadzić do nieszczęścia. Autorka podkreśla, że manipulator musi się liczyć z poważnymi konsekwencjami, które jak lawina będą nie do zatrzymania, nawet jeśli przekroczą oczekiwania manipulatora. Zdaniem autorki jest to technika będąca wstępem do przemocy.

W związku z tą wypowiedzią warto byłoby więc doprecyzować, o kim mówiła Pani dr Kulińska oraz przedstawić dowody naukowe (wraz z jakąś metodologią) na tezę, że „oni wyciągną w swoim czasie pieniądze z Polaków”. Wyciągania pieniędzy od Rosjan to ja nawet komentować nie będę… I kończąc akurat ten wątek, chciałbym przypomnieć Pani Kulińskiej, że jeśli się to tyczyło zwykłych ludzi, to zgodnie z naszym prawem, jeśli pracują legalnie w naszym kraju, to płacą również składki i podatki i w tym temacie mają prawo korzystać ze swoich przywilejów. Wciąż jesteśmy państwem prawa. Jeszcze… Ponadto przypominam Pani Kulińskiej, że Polacy też ochoczo korzystają z programów socjalnych np. na wyspach.

W tym samym wątku, lecz w innym temacie chciałbym poddać w wątpliwość realne przyczyny obecnej wojny pomiędzy Rosją a Ukrainą. Pani Kulińska twierdzi, że podłożem tego konfliktu są poglądy i ksenofobia. Moim zdaniem te poglądy to tylko sposób realizacji i narracji tej wojny, a rzeczywistą przyczyną tego konfliktu jest walka pomiędzy mocarstwami o wpływy na międzynarodowej szachownicy i ochrona własnych interesów. Myślę, że Pani Kulińska w tym momencie za bardzo przecenia rolę historii (wspomniałem już o błędach poznawczych), a zbyt mało docenia rolę geopolityki i chciwości ludzi. Kto tego nie widzi, jest ślepy.

Idźmy dalej. Pani dr Kulińska przedstawia też dowód na dyskryminację mniejszości polskiej poprzez zamykanie polskich szkół, a w zasadzie z językiem mniejszości. I tutaj pełna zgoda. To trend obecny także na Litwie. Bo niestety tam również nie jesteśmy postrzegani jako super przyjaciele i choć teraz w obliczu wspólnego wroga część „toporów” została chwilowo zakopana, to te problemy tam pozostały. I pokazują, że nie wszyscy postrzegają naszą rolę w historii tak, jak my to widzimy. Teraz na Litwie z tym jest już lepiej, ale jeszcze niedawno sam Jagiełło traktowany był jako zdrajca. A w 20-leciu międzywojennym nawet odbył się symboliczny proces na Litwie, gdzie skazano Władysława Jagiełłę za zdradę narodową i przyłączenie do polskiego zaborcy. Bo Polska może i zyskiwała na tej unii, ale Litwa już niekoniecznie. A przecież jak Jagiełło może być uznawany za zdrajcę, skoro uratował nas wszystkich od jarzma krzyżackiego i nawet jest u nas na banknocie? Litwini przecież nie omieszkiwali zwracać nam uwagę, że mamy ich zdaniem zbrodniarza na środku płatniczym. Jak więc widać punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.  

Pamiętajmy też, że Ukraińcy są również mniejszością u nas, a z tego co wiem dopiero niedawno otworzono pierwszą ukraińską szkołę, a z samą nauką ukraińskiego w Polsce też było bardzo ciężko, zaś media wielokrotnie informowały, że jest problem z językami narodowościowymi i etnicznymi w Polsce, jeśli chodzi o swobodę nauczania czy zdawania tego języka na maturze[2]. A to jest pogwałcenie praw międzynarodowych i w tym temacie dotyczy to zarówno rządu ukraińskiego, jak i polskiego. Lecz zgadzam się, że sytuacja ta musi się zmienić, a działania polskiego rządu zakrawają na kpinę.

Kolejny wątek, który chciałbym omówić jest już bardzo poważny i mam nadzieję, że Instytut Spraw Obywatelskich dalej będzie kontynuował ten temat, w celu zbadania tej sprawy. Jeśli to prawda, jestem zbulwersowany i deklaruję moją bezinteresowną pomoc w kwestii wyjaśnienia tej sprawy. Mam na myśli ten wątek:

„W roku 2014, gdy rozpoczął się konflikt rosyjsko-ukraiński, przyjechali na moją uczelnię studenci z Ukrainy. Poznałam wtedy historie dwóch młodych 18-letnich studentów z polskim rodowodem z okolic Winnicy. Trafili do Krakowa dzięki ogromnemu wysiłkowi finansowemu swoich rodziców. Wyjechali do Polski, aby ocalić życie, gdyż, jak twierdzili, Ukraińcy nie wysyłali na front na Donbasie pod rosyjski ostrzał swoich chłopców, ale tych z polskich domów, które nawet specjalnie oznaczali. Kompletnie nieprzeszkoleni nie przetrwaliby na wojnie zbyt długo. Kiedy do Winnicy zaczęli przywozić masowo trumny z Polakami, uciekli…”

Przytoczone działanie wydaje się być wręcz odrażające. Nie ma na to mojej zgody, żeby ludność polska była tłamszona na Ukrainie i by łamać podstawowe prawa człowieka. Czym prędzej musiałem więc podjąć działania w tej sprawie i skonsultowałem to z Ukraińcami polskiego pochodzenia, z którymi mam kontakt. Oni nie potwierdzili tych rewelacji, ale podobnie jak ja są oburzeni. Skonsultowałem się także z osobami zaangażowanymi w bezpieczeństwo. Prosimy więc o dane tych osób, byśmy mogli kontynuować to śledztwo. Jestem też przekonany, że Instytut Spraw Obywatelskich nie zostawi tej sprawy bez wyjaśnienia. Mam nadzieję, że nie będziemy „stali i patrzyli lub co gorsza podawali gwoździe”.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Mam również nadzieję, że Pani Kulińska zgłosiła to do odpowiednich służb w Polsce. Jeśli tak, to bardzo prosimy o przedstawienie tego zawiadomienia oraz jakie było stanowisko organu śledczego wraz z uzasadnieniem (jak domyślam się odmowy wszczęcia śledztwa). Musimy informować czytelników na bieżąco o tej strasznej historii, a miniony Dzień Niepodległości tym bardziej skłania do refleksji na temat praw polskich obywateli za granicą.

Przejdźmy dalej do kolejnych wątków. W kolejnym akurat mogę zgodzić w pełni z opinią Pani dr Kulińskiej, że wpuszczenie milionów ludzi bez większej kontroli jest ryzykowne i niebezpieczne. Moim zdaniem zawiodły tutaj służby i państwo, co rzeczywiście może doprowadzić do niebezpiecznych sytuacji (nie wiemy czy osoby te nie są związane z kręgami terrorystycznymi, przestępczymi, wywiadowczymi, a nawet to czy są tymi, za których się podają – wszak nie muszą być koniecznie narodowości ukraińskiej). To ważna lekcja obrony naszej wolności, której moim zdaniem nie odrobiliśmy. Nie zawiodło jednak polskie społeczeństwo, które zachowało właściwą empatię, a odpowiednie służby, które nie przygotowały się na kryzys uchodźczy, mimo wyraźnych sygnałów.

Następny wątek to kolejny powrót do relacji polsko-ukraińskich i sformułowanie:

„Wielu Polaków przekonało się, że Ukraińcy są bardzo roszczeniowi. Jeżeli władza, która te wszystkie dobra dała, obietnice porobiła, to trudno je będzie odebrać”.

I tutaj kilka kwestii. To samo można powiedzieć o każdej grupie społecznej. Dziś stoimy przed kwestią solidaryzmu społecznego w kwestii ochrony suwerenności energetycznej oraz rosnącej niebezpiecznie inflacji. Są jednak grupy, które wciąż chcą dostawać dodatkowe pieniądze, mimo iż jest to teraz niekorzystne dla pozostałych ludzi i o dziwo… nie są Ukraińcami. Czy te grupy to interesuje? Nie. I nawet nie ma się co dziwić, bo każdy chce żyć lepiej, a to nie oni odpowiadają za rządzenie. Tutaj ten postulat powinien być skierowany do rządzących naszym krajem, a nie do zwykłych obywateli.

W tym samym temacie mam też pytanie o tych wielu Polaków. Co dla Pani Kulińskiej oznacza wielu? 100, 200, 1 tys., 100 tys., 1 mln? Ostatnio od mojego rozmówcy usłyszałem, że jego pogląd popiera wielu. Okazało się, że właściwie to trzy osoby, a nawet dwie, bo trzecią był właśnie on sam. Także poproszę o doprecyzowanie subiektywnego określenia „wielu” wraz z podaniem wiarygodnych danych i badań. A jeśli już o tym mowa: wielu Polaków przekonało się też o pracowitości tych ludzi i możliwości kierowania ich do prac, którymi Polacy zdają się coraz częściej gardzić. Przykład: u mojego ojca Ukrainka ważąca może góra 55 kg nosi dwie bele materiału, a rosły Polak (mężczyzna) jedną, choć nikt nie wie jak ona to robi.

Mogę przytoczyć tysiące przykładów, gdzie ludzie są bardzo zadowoleni ze współpracy z Ukraińcami. Moi rodzice mają teraz sąsiadów z Ukrainy. Odwiedzając ich, na parterze, zobaczyłem taką kartkę obok wózeczka dla dziecka:

ukraina kartka
fot. Łukasz Janeczko

Ludzie Ci całkiem poprawną polszczyzną przepraszają, że zostawiają wózek na parterze, bo klatka jest zbyt wąska, a nie posiadamy windy by sprawnie wnieść ten wózek na 4 piętro. Przepraszają i proszą o zrozumienie. A gdyby tak odwrócić role i odnieść to zdanie do Polaków, przebywających za granicą? Jak ono by brzmiało?

„Wielu Brytyjczyków przekonało się, że Polacy są bardzo roszczeniowi. Jeżeli władza, która te wszystkie dobra dała, obietnice porobiła, to trudno je będzie odebrać”.

Czy jeszcze nie tak dawno nie poniżano właśnie Polaków? Czy nie czuliśmy się w takich sytuacjach zaszufladkowani? Czy nie powracały w nas demony z przeszłości i poczucie, że dla innych jesteśmy gorsi, albo jesteśmy przysłowiową kulą u nogi, przez którą wybuchła II wojna światowa? O nas też tak mówiono.

Na koniec chciałbym jednak odnieść się do jednej kwestii historycznej z wywiadu z Panią dr. Kulińską, z którą kompletnie się nie zgadzam. Mam na myśli fragment dotyczący Rwandy:

 „Dla mnie klasycznym przykładem ludobójstwa „okrutnego” było to, do czego doszło w Rwandzie. Dokonało go plemię Hutu, bestialsko mordując wszystkich przedstawicieli plemienia Tutsi, których udało im się dopaść. Zostało wymordowanych około pół miliona ludzi. Tutsi byli przystojniejsi, wysocy, inteligentniejsi, zajmowali w Rwandzie wyższe stanowiska – to budziło w zakompleksionych swą niższością Hutu zazdrość, chęć odwetu. Oczywiście do ostatecznej rozprawy trzeba było jeszcze dyskretnego „podszczucia” do rzezi. Tym zajęli się sprzyjający Hutu – Francuzi. Analogie nasuwają się same”.

Bardzo cieszę się na przykład Rwandy, która to była tematem mojej analizy na studiach i dotyczyła właśnie zarządzania konfliktami poprzez podział.

Moim zdaniem mylące w tej sprawie jest już nazwanie plemion Tutsi i Hutu, bo jak powszechnie wiadomo, naukowo udowodniono brak genetycznych różnic pomiędzy tymi dwoma „plemionami”, a ich podział został dokonany przez kolonizatorów, dzieląc społeczeństwo na lepsze, bogatsze – określane jako Tutsi oraz biedne – określane jako Hutu. Właściwie mówimy tak naprawdę o jednym narodzie – Banyaruanda, który został podzielony na kasty. To właśnie modelowy przykład zasady „dziel i rządź”. Różnice te nie wynikały z uwarunkowań genetycznych, a sztucznym podziale społeczeństwa dając wcześniej jednym warunki do rozwoju (w celu wykorzystania tych ludzi przez kolonizatorów jako nadzorców) a drugim znacznie to utrudniając.

Co więcej Pani dr Lucyna Kulińska zapomniała dodać, że konflikt ten był podsycany od wielu lat, kiedy to Tutsi zaczynali naciskać zbyt mocno na kolonizatorów (wówczas jeszcze nie Francję, a Belgię) i Ci stwierdzili, że należy osłabić Tutsi. Należy również pamiętać, że tuż przed ludobójstwem w Rwandzie w 1994 roku, Tutsi utworzyli swoje bojówki szkolone głównie w Ugandzie. Zatem warto wyjaśnić tym, którzy nie interesują się bardzo historią Rwandy, że konflikty narastały tam od wieków.

O jakich więc analogiach mówiła Pani dr Kulińska? Czy tezą Pani Kulińskiej jest to, że Polacy zostali wybrani przez jakieś mocarstwo do zarządzania Ukraińcami? To rzeczywiście może wyjaśnić przyczyny rzezi wołyńskiej (nie mylić z usprawiedliwianiem). I jakie mocarstwa dzieliły Polaków i Ukraińców w przeszłości? Czy teraz też próbuje się nas tak podzielić? Analogie nasuwają się same…

Przypominam w tym temacie Pani dr Kulińskiej, że politologia nie zamyka się jedynie na historii polityki, ale także podejmuje kwestię psychologii, filozofii czy socjologii polityki. I każda z nich wyjaśnia różne zdarzenia z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Mam wrażenie, że w niektórej działalności naukowej Pani dr Kulińskiej dochodzi do pewnego rozmycia, lub swego rodzaju błędu w aktywności naukowej (jako politologa nie historyka), gdzie jedna specjalność (historia) wysuwa się ponad inną (politologia), co powoduje, że naukowiec przestaje być bezstronny, a coraz częściej formułuje tezy zgodnie ze swoim przekonaniem i środowiska, w którym się obraca. A to prosta droga do trzech najbardziej popularnych błędów poznawczych: efektu kontrastu (polegającym na subiektywnej ocenie zdarzeń poprzez uwypuklenie też zgodnych z własnymi przekonaniami), efektu pominięcia (pominięcia zdarzeń i innych czynników, które mogłyby zaburzyć z góry ustaloną tezę naukową) oraz analogicznego efektu potwierdzenia (czyli dobierania tylko takich zdarzeń, faktów które w danej sytuacji są korzystne dla badającego). W przypadku podejmowania tego tematu pod kątem politologicznym proszę więc o wzięcie pod uwagę wszystkich czynników (historycznych, geopolitycznych, psychologicznych, ekonomicznych itd.).

Kończąc ten długi felieton stwierdzam, że być może gdyby przywoływany wywiad zakończył się na opisie faktów historycznych byłby jednym z lepszych wywiadów, bo dorobek Pani dr Kulińskiej jest tutaj niezaprzeczalny. Może gdyby do tego dodać opis poczynań polskiego i ukraińskiego rządu, to wciąż byłby to świetny materiał? Dla mnie tak, bo choć różnię się w ocenie tych działań (dla mnie jest to problem historyczny, ale też geopolityczny) to teza o bierności rządów Polski i Ukrainy jest dla mnie jasna i zrozumiała. Walka o niepodległość nie polega bowiem jedynie na chodzeniu na barykady, ale także dbaniu o polskie interesy w czasie pokoju.

Sprzeciwiam się jednak antagonizowaniu zwykłych ludzi, chodzących codziennie do pracy, uczących się wspólnie na studiach, w szkole, spędzających razem czas. Jeśli teza Pani Kulińskiej o celowości działań rządów obu krajów, a może i innych mocarstw jest jej bliska, to proponuję „wyjście ze strefy komfortu” swoich poglądów i rozważenie, czy jedni nie „wmawiają nam, że mamy kochać Ukraińców”, a drudzy, że mamy ich nie lubić. Kto na tym zyskuje? Argumenty nasuwają się same (swoją drogą to stwierdzenie, to też technika komunikacji rodem z podręcznika manipulatorskiego – jeśli nie zrozumiałeś czytelniku puenty to na pewno masz problem z myśleniem). Tak więc „ja to tylko tak tu zostawiam”.

I apeluję również do zwykłych ludzi, by nie dali się manipulować ani usilnym naciskom na bezwzględną miłość obu narodów (co to ma w ogóle znaczyć zmuszanie), ani obrzydzaniu. Cieszą się tylko niektórzy nieuczciwi politycy w Polsce i na Ukrainie, którzy korzystają na podsycaniu społecznych konfliktów. Zyski czerpią też z tego nieuczciwi biznesmeni, którzy wykorzystują potem tych słabych ludzi, ze słabą znajomością języka, do własnych zysków (np. zatrudniania na czarno i niewypłacania wynagrodzeń), bo przecież Ci ludzie i tak mają być źli w oczach polskich obywateli więc nikt się za nimi nie wstawi. Ludzie w Polsce i na Ukrainie lepiej niż politycy wiedzą, jak ułożyć sobie relacje i układają je tak naprawdę od wielu lat. Studiowałem z osobami z Ukrainy. Żadna z nich nie zaprzeczała Wołyniowi, żadna z nich nie była roszczeniowa i studiowało nam się po prostu dobrze. I myślę, że gdyby nie było nacisków na bezgraniczną miłość, czy takie manipulatorskie zagrywki z tego wywiadu, to może społeczeństwo samo by się już dawno dogadało. Nie potrzebujemy więc robionych na siłę seriali na wzór ukraińskich, nie potrzebujemy tępej propagandy TVP w tym obszarze. Ale myślę, że nie potrzebujemy też prywatnych wycieczek określających jakiś naród na zasadzie stereotypów. Potrzebujemy mocnego rządu z umiejętnością poruszania się w polityce międzynarodowej, który wykorzysta wszelkie środki, by także o Wołyniu przypominać. Tego życzę sobie i Wam na kolejne ponad 100 lat niepodległości Polski.

I uwaga na sam koniec. Jakie to polskie denerwować się na kogoś, kto radzi sobie lepiej niż my. No bo tak zrozumiałem z wypowiedzi Pani dr. Kulińskiej, która jak mniemam, jest obrażona, że ktoś skutecznie dochodzi swoich praw i walczy o promowanie swojego narodu. Rozumiem, że to źle? Źle, bo Polacy teraz tak nie potrafią? Proponuję spojrzeć, chociażby na Żydów i Ukraińców, jak sprawnie poruszają się arenie międzynarodowej. A jak nam to idzie? No właśnie… Zamiast dodrukowywać pieniądze na kolejne programy społeczne (+), może warto było zainwestować środki w rzecznictwo międzynarodowe, soft power naszego kraju i mądrą promocję? To także walka o to, o co walczyli nasi przodkowie – o pamięć i silną niezależną Polskę. I może wtedy nasze oczekiwania względem odszkodowań od Niemców miałyby nawet jakiś sens, jeśli przeciągnęlibyśmy na swoją stronę znaczną część zagranicznej opinii publicznej. Nie zrobiliśmy tego i odszkodowania w obecnym czasie nie dostaniemy, bo nikt poza nami tego nie popiera. A jeszcze podpowiem, że polonie mogą łączyć siły i starać się o ciekawe dofinansowania na promowanie Polski (tylko należy wymyślić coś dobrego, a nie „przejadać” kolejny grant). I nawet podpowiem, że teraz jest mnóstwo dzieci i młodzieży ukraińskiej w naszym kraju, a my decydujemy, czego będą się uczyć. Dla kogoś z umysłem stratega to byłoby błogosławieństwo, a nie przekleństwo. Wszak liderzy soft power – Francuzi – tak właśnie robią z obywatelami Afryki. Uczą ich własnej wizji historii. Proponuję pomyśleć nad tym, a nie „po polsku” bić pianę.

Niniejszy felieton popierają pracownicy Instytutu Spraw Obywatelskich:

Joanna Suciu

Konrad Wójcik

Katarzyna Górska

Paweł Marczak

Marta Stępniak

Maria Jaraszek

Marta Wójcik

Karolina Fijołek-Głowacka

Przemysław Stańczak

Patrycja Kołomańska-Denys


[1] G.Beck. Zakazana retoryka. Podręcznik manipulacji. Wyd. Helion 2005, s.197-204.

[2] OKO.press, Te dzieci ー to przyszłość Ukrainy. W ukraińskiej szkole w Polsce rozpoczął się rok szkolny, źródło: https://oko.press/w-ukrainskiej-szkole-w-polsce-rozpoczal-sie-rok-szkolny/ [dostęp: 12.11.2022]

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 150 / (46) 2022

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Społeczeństwo i kultura Instytut Spraw Obywatelskich

Być może zainteresują Cię również: