5G, światłowody i cyberbezpieczeństwo. Fakty i mity
Z Karolem Skupieniem, prezesem Krajowej Izby Komunikacji Ethernetowej, rozmawiamy o 5G, Wi-Fi i światłowodach, o przejmowaniu polskiej infrastruktury krytycznej przez zagraniczne korporacje oraz o tym, jak rząd zmniejsza nasze cyberbezpieczeństwo.
(Wywiad jest zredagowaną i uzupełnioną wersją podcastu Czy masz świadomość? pt. 5G, Wi-Fi czy kabel? Fakty i mity)
Rafał Górski: Panie prezesie, dlaczego obywatele powinni interesować się działaniami rządu i korporacji w zakresie 5G i światłowodów?
Karol Skupień: O promocji 5G powiedziano już bardzo dużo w mediach, jednak wśród tych popularnych informacji jest wiele mitów, a pewne fakty są pomijane.
Społeczeństwo powinno się tym interesować, ponieważ mówimy o niezmiernie nowoczesnych rozwiązaniach, mających swoje zagrożenia. Powinno się interesować tym tematem również dlatego, że mówimy o bardzo dużych pieniądzach, które w jakiejś części pochodzą z pieniędzy obywateli, a obywatele zdecydowanie powinni wiedzieć, na co są wydawane ich pieniądze.
Jakie są najważniejsze fakty i mity związane z rynkiem telekomunikacyjnym?
W ostatnich latach szczególnie dużo powiedziano o technologii 5G i rzeczywiście, pomimo że jest to nowoczesna, bardzo dobra technologia, wokół niej powstał jakiś ogrom mitów, wynikający z tego, że naszym zdaniem, ta technologia jest sztucznie promowana i mówi się o niej dużo lepiej, niż jest faktycznie.
Jesteśmy zdziwieni, że ta technologia jest otoczona zespołem pewnych mitów, które służą uzasadnieniu wsparcia – naszym zdaniem nie do końca potrzebnego – z pieniędzy publicznych dla tej technologii.
Jako przykład mitu podam twierdzenie, że niby dzięki 5G będziemy mieli ogromny rozwój technologii medycznych. Będziemy operowani przez lekarzy zdalnie.
Ta mowa o zdalnych operacjach była popularna jeszcze podczas promocji 4G. Jestem przekonany, że jak będziemy promować 6/7G, to będziemy dalej używali tego argumentu. Natomiast prawda jest taka, że nikt w sferach medycznych o tym nawet nie słyszał, nie ma takich eksperymentów.
Technologia zdalnej pracy oczywiście istnieje, ale chciałbym, żeby najpierw ktoś spróbował zdalnie naprawić mój samochód, a dopiero później wykonywał na mnie operację. A póki co, tak jak naprawienia zdalnie samochodów jeszcze nikt nie testuje, tak jesteśmy jeszcze bardzo daleko od koncepcji operacji medycznych z wykorzystaniem 5G i naprawdę nawet przy 7G nie będziemy nadal tego robić. To są te mity, które naszym zdaniem są całkowicie niepotrzebne.
Jest Pan reprezentantem małej firmy. Mógłby Pan powiedzieć, czy są jakieś spięcia pomiędzy małymi firmami telekomunikacyjnymi a korporacjami z tego sektora?
Myślę, że „spięcia” to złe określenie, my ze sobą konkurujemy. Problem, który pojawia się w tej konkurencji, jest bardziej problemem administracyjnym, który w jakimś stopniu preferuje jakąś technologię czy jakąś wielkość.
Jeżeli pojawiają się mechanizmy prawne, które sprawiają, że mały przedsiębiorca nie jest w stanie wykonać czegoś, co byłby w stanie wykonać, gdyby nie było tych mechanizmów, czyli to uwarunkowania prawne eliminują go z rynku, to w tej sytuacji mamy żal. Trudno mieć żal do dużego konkurenta, który korzysta z przywilejów, natomiast dyskryminacja istnieje.
Jednym z moich głównych celów jest walka z problemem dyskryminacji, czyli próbuję wpływać na otoczenie prawne w taki sposób, aby wszystkie firmy miały taką samą szansę rozwoju. Kieruję ten problem bardziej do administracji niż do naszych konkurentów.
Proszę o przykład dyskryminacji.
Jeśli w waszym mieście macie kanalizację największego polskiego operatora i obok jest młodsza infrastruktura małej lokalnej firmy, to istnieje bardzo wielkie prawdopodobieństwo, że ta malutka infrastruktura tej polskiej firmy wnosi opłaty za zajęcie pasa drogowego, a największy operator, który ma gigantyczną infrastrukturę, ma ją od polskiego państwa za zero złotych.
Z czego to wynika, że nasze państwo inaczej traktuje dużą korporację, a inaczej małą polską firmę?
To akurat nie jest problem nierównego traktowania przez administrację. Wynika to ze starych przepisów, z tego, że największy operator w Polsce jest spadkobiercą niegdyś wielkiej firmy państwowej. Kiedy powstawały przepisy, że stara infrastruktura ma nie podlegać opłatom, to była infrastruktura państwowa, więc wtedy wydawało się to zrozumiałe i nikt nie protestował. Natomiast w chwili, kiedy to przedsiębiorstwo zostało sprzedane w prywatne ręce zagranicznego partnera i później powstały przepisy o obowiązku wnoszenia opłat, to te przepisy dotyczyły już tylko nowej infrastruktury, a starej nie. Uznajemy to za dyskryminację i że trzeba to dziś zlikwidować, bo jeden przedsiębiorca płaci, a drugi nie.
W tej chwili pojawia się więcej przykładów – przytoczę zasady administracji i przyznawania dotacji unijnych na budowę infrastruktury. W poprzednim rozdaniu one zostały skonstruowane w taki sposób, że mali i średni przedsiębiorcy w ogóle nie byli w stanie ubiegać się o te środki. Powiedzmy, że kilku średnim się udało. Efekt działania jest taki, że 80% środków przeznaczonych na infrastrukturę trafiło do firm z kapitałem zagranicznym, a te 20% do Polski. Jest to dla nas skrajnie niezrozumiale i niewłaściwe.
Zwrócę uwagę, że w Polsce istnieje taka specyficzna sytuacja, że mamy część przedsiębiorstw dużych i część małych. Te małe i średnie są z reguły przedsiębiorstwami polskimi, natomiast te wielkie korporacjami zagranicznymi. Zatem jeżeli administracja tworzy takie mechanizmy przyznawania środków unijnych, że są one dostępne wyłącznie dla dużych przedsiębiorstw, to po pierwsze, dyskryminuje małych, a po drugie, celowo bądź nie, polskie środki unijne kieruje do przedsiębiorców zagranicznych.
Rozumiem, że ten proceder trwa nie od paru lat, tylko od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej?
Tak. Muszę przyznać, że małe i średnie przedsiębiorstwa miały szansę otrzymać część środków w pierwszym rozdaniu, które było najmniejsze, kiedy duże przedsiębiorstwa nie były jeszcze na tyle zorganizowane, by na szeroką skalę budować w Polsce infrastruktury. Wtedy część tych środków udało się pozyskać. Kiedy jako polscy przedsiębiorcy zaczęliśmy budować, okazało się, że i duże przedsiębiorstwa w jakiś sposób zaczęły się tym interesować. A następne rozdania już były tworzone w taki sposób, że duzi byli preferowani.
Czyli działo się to i za rządów PO i za rządów PSL i dzieje się za rządu PiS-u?
Niestety tak, to jest problem ponadpartyjny. Mówię to dlatego, że jesteśmy w przededniu rozdania kolejnych transz, ogromnych środków i niestety obawiamy się, że będzie podobnie.
Rozmowy z rynkiem cały czas trwają, ale wiemy już, jak wygląda część tych zasad i że warunki będą bardzo trudne do spełnienia przez średnich przedsiębiorców. Mali będą całkowicie eliminowani, chociaż mogliby rozwinąć polską komunikację, budując strukturę, która zostałaby w rękach polskich firm. Część średnich będzie w stanie wystartować w konkursach, ale czy będzie miała szansę wygrać, tego nie wiemy.
Końcowe zasady jeszcze nie zostały ogłoszone. Widzimy naprawdę bardzo wiele problemów, które mogą sprawić, że te pieniądze ponownie trafią do firm z kapitałem zagranicznym.
Nie wiedziałem, że korporacja „Orange” nie płaci za dostęp do infrastruktury publicznej. To jest paradoks, że z jednej strony duże korporacje mówią dużo o wolnym rynku i konkurencji, o tym, żeby ten wolny rynek działał, a z drugiej strony są takie procedery, o których Pan wspomniał.
Zaciekawiło mnie również w Pana wypowiedzi, że to wina administracji. Ale powiedział Pan jeszcze coś takiego, co pozwala na domysły, że chyba korporacje miały wpływ na zasady gry. I tu, bazując na doświadczeniach z różnych frontów kampanii obywatelskich, które prowadzimy, mam głębokie przeświadczenie, że w tym obszarze trwa lobbing. Wszystko po to, by duże firmy były coraz większe, a małe stały w kącie. Co Pan na to?
Lobbing to słowo, które kojarzy się z działaniami niekoniecznie legalnymi. Moim zdaniem lobbing można wykonywać w sposób legalny albo nielegalny.
Póki uprawiamy go w sposób legalny, nie powinniśmy mieć żalu, że ktoś idzie i zgłasza publicznie w legalnych konsultacjach poprzez Izbę Gospodarczą postulaty, które byłyby korzystne dla dużych firm. Natomiast po to mamy rozbudowaną całą administrację, żeby analizowała wszystkie konsultacje zgłaszane przez firmy duże i małe, zgłaszane przez firmy polskie i niepolskie, ustosunkowała się do tego i wybrała najlepsze rozwiązanie. I tutaj widzimy problem.
Akurat obecna władza dużo mówi o tym, że wspiera małych i średnich przedsiębiorców. Nawet nie chcę tutaj spierać się z tym, bo myślę, że sam potrafiłbym wskazać takie gałęzi gospodarki, w których rzeczywiście tak jest. Natomiast w naszej gałęzi tak nie jest, co jest sprzeczne z kierunkami wspierania gospodarki przez polski rząd. Być może nasz sektor jest na tyle mały w sensie ilości przedsiębiorstw, że nie umiemy się z tą informacją przebić do mediów. W telekomunikacji polska administracja wspiera duże firmy.
Czy pojawia się jakieś zróżnicowanie w postrzeganiu przez firmy telekomunikacyjne sieci światłowodowych, mobilnych (UMTS) i radiowych (CDMA)? Czy któreś z rozwiązań jest preferowane niezależnie od swoich parametrów? I jak to się ma do interesów obywateli, zarówno z obszaru zdrowotnego, jak i do interesów związanych z płaceniem za rachunki?
Polska Izba Komunikacji Ethernetowej preferuje normalność, czyli dla nas to znaczy używanie technologii stacjonarnych. Jeśli mieszkamy w domu, to zdecydowanie lepszym łączem jest łącze światłowodowe. Wszystkie łącza stacjonarne o tyle, na ile jest to możliwe, powinny być budowane w technologiach światłowodowych. Te technologie są zdecydowanie lepsze od radiowych, możemy osiągać dużo lepsze przepustowości, przy okazji eliminując szum radiowy, o którym ostatnio przy technologii 5G dużo mówiono. Technologia światłowodowa nie generuje żadnego szumu i te potężne przepustowości, jakie mamy w sieciach, powinny być zdejmowane na światłowód tak często, jak to możliwe.
Nie jesteśmy zwolennikami tego, żeby cofnąć się technologicznie i powiedzieć: „dobrze, wyrzućmy telefony komórkowe, nie używajmy technologii mobilnych w ogóle”. Chodzi o to, że technologii radiowych i mobilnych trzeba używać tam, gdzie jest to potrzebne.
Kiedy wychodzimy z domu, używajmy telefonu komórkowego, ale kiedy wracamy do domu albo jedziemy samochodem, trudno, żebyśmy ciągnęli za sobą światłowód. Niech ten telefon komórkowy będzie, żeby coś poczytać lub obejrzeć na tylnym siedzeniu, natomiast kiedy wracamy do domu, przestawiajmy się na technologie światłowodowe. To byłoby rozwiązanie technicznie poprawne, zmniejszałoby szum, nie obciążałoby nas niepotrzebnym promieniowaniem elektromagnetycznym, którego będzie bardzo dużo, jeżeli zrezygnujemy ze światłowodu i będziemy tłumaczyć społeczeństwu, że przecież wszystko da się zrobić w 5G.
Jeśli wycofamy się z technologii światłowodowych w firmach, w domach i uwierzymy korporacjom, że wszystko da się zrobić w 5G, rzeczywiście wpadniemy w sytuację, że promieniowania będzie niepotrzebnie tysiąc razy więcej.
Naprawdę nie jesteśmy przeciwnikami 5G, ale jesteśmy przeciwnikami sztucznego promowania tej technologii, która nie wiadomo czemu miałaby zastępować światłowód.
Dlaczego tak się dzieje?
Tu akurat widać drugie dno: technologie 5G są absolutnie niedostępne dla małych i średnich przedsiębiorców, mogą je budować wyłącznie potężne korporacje międzynarodowe, a światłowód mogą robić zarówno korporacje, jak i małe polskie firmy. Pewnie to jest jeden z powodów silnego lobbingu, żeby jednak promować 5G, co naszym zdaniem jest błędem.
O co chodzi z szumem radiowym i z promieniowaniem?
Mówiąc o szumie radiowym, rozumiem promieniowanie elektromagnetyczne [zwane potocznie elektrosmogiem – przyp. red.], które oczywiście jest szkodliwe. Nie będę demonizował. Każdy z nas używa technologii radiowych, każdy z nas ma w kieszeni telefon komórkowy. Natomiast nie ma, moim zdaniem, w ogóle powodu, aby siły tych nadajników radiowych ciągle wzmacniać tam, gdzie nie ma potrzeby.
Moim zdaniem nowoczesnych technologii powinno się używać właściwie, i tak jak nadmiar nawet witamin może zaszkodzić, to na pewno nadmiar promieniowania też jest szkodliwy. Szkodliwych par promieniowania jest tym więcej, im więcej mamy transmisji na tym radio.
Jeśli zrezygnowalibyśmy ze światłowodu i całą potężną transmisję, jaka jest w tej chwili na sieciach światłowodowych, wpinali w technologie radiowe, to promieniowania byłoby coraz więcej. To, co mogło być przesyłane pomiędzy naszymi miejscowościami, ulicami, domami bez użycia nadajników radiowych, w technologii 5G będzie nadawane z ich użyciem. Ta konstrukcja, którą promujemy, żeby używać nowoczesnych sieci mobilnych tylko tam, gdzie potrzeba, sprawiłaby, że szkodliwych fal radiowych byłoby dużo mniej.
Czyli lepiej, żeby np. polskie szkoły, szpitale czy przychodnie były podłączone do Internetu kablem, a nie przez Wi-Fi?
Każda technologia jest właściwa do czegoś. Jeśli komputery w biurze stoją stacjonarnie, w jednym miejscu przy biurku można je podpiąć kablem, nie korzystając z Wi-Fi. Natomiast w miejscu, gdzie jest potrzebne poruszanie się z tabletem czy komórką – niech będzie to jedno Wi-Fi. Ale znów to stworzy taką sytuację, że z tych 100mb na sekundę, które są wysyłane do szpitala, jeśli zrobimy wszystko po Wi-Fi, będziemy mieli ogromną ilość promieniowania na poziomie adekwatnym do przesłania 100mb. Jeśli jednak 90mb przesyłane będą do komputerów stacjonarnych kablem, a Wi-Fi będzie obsługiwać tylko tablety dziesięciokrotnie mniejszej przepustowości, to będziemy mieli na terenie tego obiektu dziesięciokrotnie mniej promieniowania.
Nie jesteśmy zwolennikami tego, by likwidować technologie radiowe, ale ważne jest, żeby stosować je z umiarem. Wtedy zachowamy rozsądny balans pomiędzy używaniem nowoczesnych technologii, niecofaniem się w rozwoju i likwidacją szkodliwych nadmiarów promieniowania elektromagnetycznego.
Czy po stronie ustawodawcy (Kancelaria Prezesa Rady Ministrów) i regulatora rynku (Urząd Komunikacji Elektronicznej) da się zidentyfikować preferencję dla którejś z technologii?
Nie chcę tutaj mówić o preferencji samego regulatora, natomiast jeśli, jak Pan tutaj zasugerował, dodamy do tego ustawodawcę, to już niestety tak. Przyznam się szczerze, że sam zwracałem na to uwagę przy legislacjach w ciągu ostatnich lat. Był tu ciąg przepisów, który miał wprowadzić ułatwienia dla sieci 5G. Część tych przepisów udało się zmienić, wprost wykazując niezgodność z prawem unijnym, bo były wręcz takie pomysły, że kabel światłowodowy miałby inne opłaty, inne koszty użytkowania w zależności od tego, czy służy technologii 5G, czy nie.
Mówi Pan o Megaustawie 5G czy jakimś innym projekcie ustawy?
Między innymi, przy tych pracach były takie propozycje. Projektów ustaw i takich propozycji do opiniowania jest sporo. My, jako Izba Gospodarcza, staramy się powoływać na akty unijne, które właściwie zakazują tej dyskryminacji technologicznej.
Dla nas jest przykre, że jako polscy przedsiębiorcy, widząc jakieś nieuzasadnione dążenia do wspierania technologii, która jest wdrażana wyłącznie przez zachodnie korporacje, przekonując polską administrację, musimy powoływać na akty unijne. Coś tu jest nie tak, jak powinno być.
Podsumowując ten wątek, rozumiem, że zmian w legislacji, w prawie jest mnóstwo, ale kierunek tych zmian sprzyja dużym podmiotom, a małe i średnie dostają po głowie?
Tak.
Trzy lata temu podniesiono stukrotnie limit poziomu elektrosmogu, przygotowując warunki do wdrożenia sieci 5G. Zapowiadano wtedy, że maszty telekomunikacyjne Internetu mobilnego będą instalowane na masową skalę, nawet co 50-100 metrów w centrum miast. Dlaczego maszty nie urosły jak grzyby po deszczu?
Chyba to jedna z bajek, która miała uzasadnić potrzebę szybkiej legislacji. Nadajniki nie urosły jak grzyby po deszczu z kilku powodów.
Pierwszy formalny – nie mamy ogłoszonej jeszcze sieci 5G przez prezesa UKE, w związku z tym budowa tych sieci jeszcze nie jest możliwa. Działania administracji były bardzo niespójne.
Drugi formalny – w Polsce nie ma rynkowej potrzeby zbudowania tak gigantycznej ilości nadajników 5G, jak się o tym mówiło, promując te przepisy i potrzeby dopuszczenia największych poziomów mocy promieniowania.
Prawda jest taka, że kiedy operatorzy dostaną możliwość budowania nadajników, to nie zbudują ich co 50-100 metrów, a tylko tam, gdzie mają taką potrzebę, gdzie jest większa gęstość zamieszkania.
Przedsiębiorcy nie działają tak, jak mówią politycy czy urzędnicy, że nagle się pojawiają miliony nadajników. Operator po prostu przeanalizuje obciążenie swojej sieci. Tam, gdzie ruch sieciowy jest bardzo duży i operator nie jest w stanie go przenieść, i gdzie traci pieniądze, zmieni nadajnik na nadajnik nowszej generacji, z większą przepustowością i zarobi więcej.
Nie ma powodów, żeby budować co 50 metrów nadajniki, z których nikt nie będzie korzystał i zwyczajnie nikt nie zapłaci za ich używanie, a koszt ich utrzymania będzie duży, bo przy budowie infrastruktury mówimy i o kosztach budowy, i o kosztach zakupu nadajników, i o płaceniu za prąd, i o serwisowaniu kabli, które czasem się uszkodzą, i o dostępie do budynków. To są miesięczne koszty utrzymania. Więc dopóki operator nie policzy, że koszty postawienia jednego nadajnika się opłacą, to tego nie zrobi. Dlatego jeszcze przez wiele lat nie będzie tego miliona nadajników, jakie zapowiadała administracja, promując swoje przepisy.
Jakie grupy nacisku działały przy próbach wdrażania technologii 5G w Polsce? W kuluarach mówi się o tym, że Amerykanie chcieli wylobbować wśród Europejczyków zamknięcie rynku telekomunikacyjnego na sprzęt z Chin. Jakie jest stanowisko rządu polskiego wobec postulatu wykluczenia Chińczyków? Czy to jest spór geopolityczny, czy czysto biznesowy? I jak to wszystko przykłada się na polski rynek, szczególnie na nas, obywateli?
Przekłada się źle. Jest to spór, który zaczyna się na poziomie politycznym i nie ma nic wspólnego z realnymi działaniami rynkowymi. To jest to, czego przedsiębiorcy wolnorynkowi skrajnie nie lubią: decyzje polityczne, które mówią, co mamy kupować, a czego mamy nie kupować, jakiego sprzętu musimy używać, a jakiego nie.
Polski rząd próbuje pójść dalej i proponuje projekty ustaw, w zakresie możliwości ograniczenia sprzętu azjatyckiego w naszych sieciach telekomunikacyjnych, nie tylko z 5G, ale również ze światłowodu.
Spór dotyczący 5G jest nam znany z innych krajów, staramy się w niego nie ingerować. Nie mamy żadnego udziału w rynku 5G i nie będziemy mieć. Natomiast jeśli polski ustawodawca ten światowy spór polityczny z 5G przenosi do Polski i rozszerza go jeszcze również na technologie światłowodowe, to już jest dla nas kompletnie niezrozumiale.
Czy polski rząd chce wyeliminować sprzęt azjatycki z polskich sieci telekomunikacyjnych?
Przygotowuje się do tego, tworzy ustawę, która będzie pozwalała podjąć decyzję administracyjną o nakazie lub usunięciu jakiegoś konkretnego przedsiębiorcy, urządzenia czy nawet producenta. To pozwoli na eliminację 2-3 największych graczy z rynku azjatyckiego.
Oczywiście, stworzenie samych przepisów teoretycznie tych firm jeszcze nie eliminuje, ale umożliwia wydanie decyzji administracyjnej, która to zrobi. Więc to jest powolne spacerowanie w tym kierunku. Nie widziałem ustawy, która wprost zakazuje producentom azjatyckim sprzedaży w Polsce, ale jest na biurku ustawa, która mówi, że odpowiednie ciało może wydać decyzję administracyjną i z czasem, po wprowadzeniu ustawy, w praktyce wyeliminować.
Czyli przy okazji tych przepisów o eliminacji technologii chińskiej usługi polskich, małych i średnich firm z zakresu rozwoju światłowodów mogą być zablokowane lub wręcz zlikwidowane?
Sprzęt azjatycki jest niezwykle popularny na całym świecie, między innymi lokalne firmy telekomunikacyjne budujące sieci światłowodowe w Polsce masowo go używają, bo ten sprzęt ma świetną jakość i jest w dostępnej dla nas cenie. To jest sprzęt z najwyższej półki. Nawet w technologiach 5G są rozwiązania chińskie, których do tej pory nikt na świecie nie potrafi wyprodukować w takiej jakości.
Tak samo i w naszych technologiach światłowodowych masowo używamy sprzętu chińskiego dlatego, że jest świetnej jakości i jest dla nas dostępny. Ale też z tego powodu, że azjatyckie firmy budują w Polsce zespoły serwisowe, co oznacza, że mamy dostępność do serwisu tego sprzętu, możemy zadzwonić do przedstawicielstwa producenta, porozmawiać po polsku z polskim wyszkolonym inżynierem, który wesprze i pomoże nam zintegrować oprogramowanie urządzeń z naszym oprogramowaniem np. do obsługi abonentów.
Projektowana przez rząd ustawa jednak zakłada możliwość wydania takiej decyzji administracyjnej, która nakaże usunięcie z sieci telekomunikacyjnych całego sprzętu jakiegoś określonego producenta.
Co to oznacza w praktyce?
Można wyobrazić sobie sytuację, że z powodu jakiegoś urządzenia 5G – w którym producent popełnił błąd albo ktoś próbuje go usunąć decyzją polityczną – zamiast decyzji o usunięciu tego konkretnego urządzenia może zostać wniesiona decyzja o usunięciu wszystkich urządzeń producenta. Może to tak się skończyć, że polskie małe firmy używające światłowodu i urządzeń tego producenta zostaną zmuszone do usunięcia sprzętu.
Teraz proszę spojrzeć na przedsiębiorcę telekomunikacyjnego, który przez 20 lat budował swój biznes, wydał wiele milionów na sprzęt azjatycki, a nagle ktoś mówi, że ten sprzęt musi usunąć i kupić sobie drugi. To wyeliminuje z rynku większość przedsiębiorców.
Jak podajemy taki przykład administracji, to słyszymy: „ale przecież nikt tego nie chce zrobić” Zagrożenie eliminacji naszych firm poprzez nakaz takiego usunięcia jest dla nas realne.
Czy wśród firm członkowskich Krajowej Izby Komunikacji Ethernetowej dostrzega Pan świadomość korzyści płynących z użytkowania internetu światłowodowego? Czy w strategiach marketingowych firm pojawia się tego rodzaju przekaz kierowany do klienta?
Tak, staramy się ten przekaz robić. Na pewno udało się nam przebić z informacją, że technologie światłowodowe to świetna jakość i wysoka przepustowość.
Wydaje mi się, że ciągle zaniedbany jest argument, że stosując światłowód, zmniejsza się ilość szkodliwego promieniowania elektromagnetycznego wokół siebie, tak że musimy nad wykorzystaniem tego argumentu popracować.
Czy w tej chwili pracuje się nad jakimś nowym standardem internetu mobilnego?
Tak, są już opracowane standardy 6G, są już opracowywane koncepcje sieci siódmej generacji, ośrodki naukowe cały czas ciężko pracują. Są pomysły całkiem ciekawe na kolejne generacje, gdzie ma się pojawić możliwość pozycjonowania odbiorcy: w siódmej generacji projektuje się rozwiązanie nadajników mobilnych, które pojawiają się i włączają swój zasięg tylko wtedy, kiedy jest taka potrzeba. Czyli wyobraźmy sobie koncert albo stadion narodowy, gdzie nagle w krótkim czasie pojawia się duża ilość użytkowników, wtedy nadajniki mogłyby się pojawić, zwiększyć moc i pracować przez czas koncertu lub meczu, a później, jak koncert się skończy, wyłączyć to niepotrzebne promieniowanie.
Technologie mobilne ciągle się rozwijają i dają dużo możliwości, natomiast kluczem jest, czy są mądrze używane, czy nie, a niestety w Polsce nie widzimy tendencji do zwracania uwagi na wykorzystanie technologii w takim kierunku, żeby było zdrowiej.
A jaki te nowe standardy mobilnego internetu będą mieć wpływ na sieci małych i średnich firm telekomunikacyjnych w Polsce?
Jeśli chodzi o rozwiązania mobilne, to one zostają zdominowane przez korporacje z obcym kapitałem, a my zostajemy wyeliminowani. Wyeliminowani nie z powodów technicznych, bo technicznie moglibyśmy, z użyciem tych technologii, robić sieci nawet lokalne. Potem mając zrzeszenie wielu sieci lokalnych moglibyśmy tworzyć ogólnopolskie usługi.
Natomiast dominacja korporacji to jest efekt pewnej polityki, nawet dostęp do częstotliwości radiowych, które są podstawą używania technologii mobilnych, można kupić tylko w skali ogólnopolskiej.
Wiadomo, że firma, która ma zasięg gminy albo powiatu, nie jest w stanie zapłacić za częstotliwość na cały kraj, dlatego, iż po pierwsze będzie ona zmarnowana i będzie to nieuczciwe wobec innych przedsiębiorców, a po drugie koszty są takie, że po prostu nie jesteśmy w stanie tego zrobić.
Nie jesteśmy przeciwnikami technologii 5G, co do zasady ona jest lepsza od 4G i uczciwie mówiąc, gdyby była właściwie zastosowana, to z racji poprawy jakości anten, które są tak zorganizowane, że sygnał do danego klienta idzie bardziej kierunkowo, co mogłoby spowodować zmniejszenie szumu radiowego, jest nawet zdrowsza.
W starszych technologiach mamy do czynienia z sytuacją, że jeżeli mamy jakiegoś klienta w sektorze 90 stopni, to sygnał nadawany do niego idzie na całej przestrzeni 90 stopni. Nowoczesne anteny ograniczają ten sygnał zdecydowanie węziej i on idzie tylko w kierunku abonenta. Niestety, nie widzimy chęci wykorzystania tych technologii w taki sposób, raczej tu obcinają się zalety tej technologii.
Niedawno pojawiły się zapowiedzi ogłoszenia przez prezesa UKE aukcji na sprzedaż częstotliwości 5G jeszcze przed końcem 2022 r. Czy taki ruch wynika z uzyskania przez korporacje amerykańskie przewagi technologicznej i cenowej czy zabezpieczenia ich interesów na drodze prawnej?
Niestety wydaję mi się, że to drugie. O przewadze technologicznej rozwiązań amerykańskich niewiele słyszałem. Ciągle znamy rozwiązania azjatyckie, które wydają się o klasę lepsze. Blokowanie rozwiązań azjatyckich sprawi, że będziemy mieć gorszej jakości i droższą sieć, dlatego jeśli na silę z przyczyn politycznych musimy korzystać z rozwiązań gorszych jakościowo i droższych, to efekty dla obywatela wydają się negatywne. Jeśli chodzi o zabezpieczenie prawne to widzimy tutaj powrót do tych projektów ustaw, o których już mówiłem.
Jaki wpływ na cyberbezpieczeństwo Polaków mają sieci telekomunikacyjne? Pytam w kontekście wojny na Ukrainie? Co tutaj powinno być ważne z punktu widzenia infrastruktury krytycznej naszego państwa?
Pojęcie „bezpieczeństwa” jest niezwykle szerokie i możemy rozmawiać o bardzo wielu aspektach tego bezpieczeństwa. Poruszę zagadnienie narodowości sieci. Ostatnio niezwykle dużo mówimy w telewizji o narodowości sieci gazowniczej oraz energetycznej, np. kto jest właścicielem tej infrastruktury, czy nasz kraj, czy nie nasz kraj. Natomiast wszyscy pomijają milczeniem narodowość sieci telekomunikacyjnej. Udają, że to nie jest problem. A to jest problem dokładnie taki sam.
Sytuacja, w której potężne środki unijne na budowę infrastruktury w Polsce daje się korporacjom z kapitałem zagranicznym, jest skrajnym zakłóceniem bezpieczeństwa cyfrowego Polaków. Świadomie i z premedytacją przekazujemy obszar infrastruktury krytycznej telekomunikacyjnej w obce ręce i wszyscy udają, że tego nie widzą. A nie musimy tego robić.
Gdyby pieniądze na budowę sieci gazowniczej zostały przekazane w ręce przedsiębiorców rosyjskich, niemieckich, francuskich czy hiszpańskich, to na pewno cały kraj by o tym mówił. Rząd chwali się, że buduje polską sieć gazowniczą, polskie magazyny gazowe, polskie gazoporty i tym się szczycimy. Tak samo jest z budową polskiej elektrowni atomowej, podkreślamy tę polskość.
Natomiast jeśli chodzi o telekomunikację to pieniądze z Unii Europejskiej, które możemy dać polskim przedsiębiorcom, z jakiegoś powodu dajemy właśnie Niemcom, Francuzom, Hiszpanom i wszystkim innym. No na szczęście nie Rosjanom, na szczęście aż tak źle nie jest.
Fakt, że te środki są kierowane do firm z kapitałem zagranicznym, jest dla nas kompletnie niezrozumiały. To jest niebezpieczne, bo zmniejsza bezpieczeństwo cyfrowe Polaków. I o tym nikt nie mówi. To jest argument numer jeden.
A jaki jest drugi argument?
Jest jeszcze drugi argument. Podczas wojny w Ukrainie okazało się, że pomimo celowych ataków na węzły telekomunikacyjne Internet w ogromnej części Ukrainy dalej działa, ale nie wszyscy wiedzą dlaczego. Więc dlatego, że w Ukrainie struktura operatorów jest podobna jak w Polsce, czyli jest dużo lokalnych małych ukraińskich przedsiębiorców telekomunikacyjnych. To są małe lokalne firmy, które działają lokalnie, potrafią połączyć się telekomunikacyjnie ze światem na bardzo wiele sposobów, przy wykorzystaniu wielu technologii. I nie jest łatwo ich odciąć od reszty sieci.
Przykładowo, wewnątrz swojego węzła telekomunikacyjnego, w jakimś mieście w Ukrainie, te firmy mają pracowników, którzy mieszkają w tym mieście, dobrze je znają, znają swoją infrastrukturę i w razie awarii natychmiast ją naprawiają. Okazało się, że ta lokalność w odniesieniu do sieci telekomunikacyjnych ma ogromną wartość.
Wartość ma również to, czego w książkach o informatyce uczy się od bardzo wielu lat – siłą niezawodności sieci jest jej rozproszenie.
Czyli jeśli rozpraszamy sieć, mamy wiele węzłów i bardzo wiele połączeń między nimi, to znaczy, że uszkodzenie takiej sieci jest trudne. Jeśli natomiast mamy do czynienia z siecią jednego wielkiego operatora, która jest scentralizowana, która ma centrum zarządzania w jednym mieście i z tego miasta pojedyncze kabelki idą do innych miast, to uszkodzenie takiej sieci jest niezwykle łatwe.
Czyli „małe jest piękne”, jak głosi tytuł książki Schumachera…
Wojna pokazała siłę rozproszenia sieci i siłę lokalności. Siłę tego, że ci przedsiębiorcy w okresie wojny naprawdę często pod ostrzałami kul naprawiają własne sieci. Nie tylko dlatego, żeby ratować własny biznes, ale dlatego, że naprawdę utożsamiają się ze swoimi sąsiadami, z którymi żyją przez wiele lat i dla ich dobra, dla zaspokojenia ich zapotrzebowania na informacje, wiedzą, że warto się narazić, żeby ratować swoje miasto, swoich sąsiadów, swoich przyjaciół. To ma ogromną wartość.
Dlaczego dziś media milczą o tematach, o których rozmawiamy?
Tego nie wiem. Wydaję mi się, że media są bardziej zainteresowane tematami wychodzącymi gdzieś z administracji, które ktoś gdzieś politycznie podniósł, a później inne media je kontynuują.
Nasz temat jest słaby medialnie i zły politycznie, ponieważ my czujemy się dyskryminowani przez polskie państwo. Dlatego ten temat politycznie nie wyjdzie.
Po drugie, trzeba sobie powiedzieć, że lokalnych przedsiębiorców jest w Polsce kilka tysięcy, a ta liczba jest zbyt mała, żeby zbić na nas kapitał polityczny, więc od strony tych mediów, które zaczynają swoje przekazy od ważnych zagadnień politycznych, my nie mamy szansy się przebić.
Dziękuję za rozmowę.