Agroekologia – rolnictwo bliższe naturze
Z Agnieszką Makowską, koordynatorką Koalicji Żywa Ziemia, rolniczką ekologiczną, prowadzącą niewielkie gospodarstwo Zielona Rzodkiewka, rozmawiamy o tym, jak wygląda dziś rolnictwo, w którą stronę się rozwija i czemu rolnictwo ekologiczne nie przebija się do mainstreamu.
Agnieszka Sowała-Kozłowska: Jest Pani Koordynatorką Koalicji Żywa Ziemia od początku jej działania. Jaka była geneza jej powstania?
Agnieszka Makowska: Koalicja powstała w październiku 2018 roku. Jej powstanie zainicjowało kilka organizacji. Głównym celem, który przyświecał zawiązaniu Koalicji, było wzmocnienie głosu obywatelskiego w procesie stanowienia polityki rolnej, którą my rozumiemy trochę szerzej – jako rolno-żywnościową. (Chociaż na szczeblu krajowym jak i europejskim nadal utrzymuje się podział na politykę rolną i żywnościową jako osobne zagadnienia.). Głównie chodziło nam o to, aby skupić organizacje, które, w mniejszym bądź większym stopniu, zajmują się tematem rolnictwa. Podejmują ten temat w różnych kontekstach: jedni poruszają zagadnienia ochrony środowiska, inni praktyk rolniczych, zmian klimatu, czy dobrostanu zwierząt. Zawiązaliśmy koalicję w celu wzmocnienia głosu społecznego w obszarze tych zagadnień.
To cztery lata działania. Co w tym czasie udało się w ramach Koalicji osiągnąć?
Tak, działamy czwarty rok. Od samego początku jestem więc świadkiem, a czasami w większej bądź mniejszej mierze, również inicjatorką, działań, które realizujemy. Myślę, że jak na ten stosunkowo krótki czas, koalicja bardzo prężnie rozwinęła swoją działalność. Pomimo wielu innych wstępnych pomysłów na kierunki działania, na dzień dzisiejszy wiodącym jest praca rzecznicza, będąca próbą bezpośredniego wpływania na kształtowanie się naszej polityki rolnej.
W efekcie kilku lat pracy i poszukiwań wspólnej drogi, to właśnie te działania stały się kręgosłupem Koalicji: rzecznictwo w sprawie zmian wiodących w kierunku rolnictwa bardziej przyjaznego i bliższego naturze.
To, że od samego początku Koalicja zaczęła bardzo prężnie działać, mogło się zadziać dzięki obecności w naszym gronie bardzo doświadczonych osób z ogromnym zasobem wiedzy, które od wielu lat prowadziły już działania rzecznicze. Jednak ich siła oddziaływania była wówczas mniejsza, ponieważ były rozproszone. Zawiązanie Koalicji wzmocniło wydźwięk tych działań, ukierunkowało i dało im silniejsze systemowe wsparcie. Stworzyliśmy silną grupę, w której możemy wymieniać się wiedzą, doświadczeniami, konsultować wiele spraw i wypracowywać wspólne, interdyscyplinarne stanowiska. Ogromny wkład wiedzy, doświadczeń i pracy wielu bardzo zaangażowanych osób przyczynił się do tego, że nasz głos jest już zauważany. W zeszłym roku zostaliśmy zaproszeni przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi do zespołu pracującego nad polskim Planem Strategicznym dla Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2023-2027. Odbyliśmy wówczas kilka indywidualnych konsultacji z dyrektorami Departamentów w resorcie. Obecnie natomiast zostaliśmy zaproszeni (do czego zobowiązuje Ministerstwo proces realizacji planu strategicznego) do zespołu ds. monitorowania realizacji Krajowego Planu Strategicznego dla WPR. Myślę więc, że, w tak krótkim czasie, udało się nam wykonać dużo wartościowej pracy. Zaczęto już traktować nas jako partnera do tego typu rozmów i działań.
Na ile jednak to opiniowanie i punkt widzenia Koalicji jest w konsekwencji uwzględniany w efekcie końcowym?
Nasza aktywność niestety nie zawsze przekłada się na efektywność, ponieważ temat rolnictwa jest naprawdę bardzo złożony i skomplikowany. Bardzo ciężko osiągnąć jakiekolwiek zmiany w tym systemie, ponieważ kurczowo trzyma się on starego modelu funkcjonowania. Brakuje również woli politycznej do poważniejszych zmian. Nie odnosi się jedynie do obecnego rządu, ale również wszystkich poprzednich. Co oczywiście jest wynikiem tego, że rolnictwo w tej konwencjonalnej, przemysłowej formie, jest mocno związane z agroprzemysłem. Stoją za tym bardzo poważne grupy interesów i ogromne pieniądze. Dlatego naprawdę bardzo ciężko jest forsować zmiany idące w kierunku, tak ogólnie mówiąc, zazieleniania naszego rolnictwa.
Można zauważyć znaczną obecność kobiet w szeregach Koalicji. Już sama jej nazwa nasuwa spostrzeżenie, że Koalicja jest kobietą. Czy ma Pani jakąś opinię na ten temat, co jest powodem tego stanu?
Rzeczywiście, tak się akurat złożyło, że większość osób działających w Koalicji, to kobiety. Panowie są w zdecydowanej mniejszości. Nie jest to jednak z naszej strony celowe ani związane z polityką parytetową. Zadziało się to całkowicie w naturalny sposób. Uświadomiłam sobie właśnie, że zgoła odmiennie sytuacja wygląda w składach komisji do spraw rolnictwa przy Sejmie czy prezydencie. Tam już kobiety są w zdecydowanej mniejszości. A zatem, w polityce, temat rolnictwa jest mocno zmaskulinizowany. Nie wiem z czego to wynika.
Być może tak silny udział kobiet w szeregach organizacji pozarządowych i w samej Koalicji wynika z pewnej wrażliwości kobiet. Być może, nawet nie będąc tego do końca świadome, bardziej myślimy o skutkach naszych obecnych działań dla przyszłości. Dlatego słyszy się głosy, że kobiety stały się obecnie „ambasadorkami przemian”.
Co brzmi trochę górnolotnie, jednak wydaje mi się, że jest w tym sporo racji. I jest to widoczne, zwłaszcza, na niwie tej działalności obywatelskiej, pozarządowej.
Jest Pani praktykującą rolniczką, dlatego chciałabym zadać kilka pytań dotyczących realiów codziennej pracy. Coraz więcej mówi się o problemie zanikania bioróżnorodności na terenach miejskich, a przez aktywistów, czy urzędy miast podejmowane są działania przeciwdziałające takim zmianom. A jak sytuacja wygląda na wsiach?
Zdecydowanie również na terenach wiejskich jest to bardzo zauważalny problem. W chwili obecnej bije się na alarm z powodu zamierania bioróżnorodności biologicznej w różnych formach, dotyczy to ptaków, owadów, roślin. Wiele gatunków, które stanowiły stały element krajobrazu wiejskiego z roku na rok znika. Ostatnio miałam kontakt z koleżanką rolniczką, która uprawia zboże. Kiedy zebrała nasiona trochę zanieczyszczone przez chwasty, okazało się, że znalazła tam nasiona kąkola. Obecnie zamiast nazwy „chwasty” używa się sformułowania „rośliny towarzyszące”. Zatem kąkol jest właśnie taką, dawniej stanowiącą stały element krajobrazu wsi, towarzyszącą rośliną, która w chwili obecnej na terenach rolniczych jest już bardzo rzadko spotykana. Znalezisko to wywołało więc u nas obu duży zachwyt. Koleżanka szuka sposobu, aby oczyścić zebrane zboże jednocześnie zachowując nasiona kąkola. Choć wcale nie jest to proste w realizacji. Zanikanie bioróżnorodności środowiska naturalnego jest ogromnym problemem, ale obok tego jest też dodatkowy problem zanikania bioróżnorodności w rolnictwie. Czyli fakt, że jest coraz mniejsza różnorodność uprawianych roślin. Dotyczy to zwłaszcza zbóż. Kiedy podróżujemy po Polsce, to widzimy za oknem przede wszystkim pola obsiane pszenicą, rzepakiem czy kukurydzą. I nie tylko kukurydza, ale także bardzo często także pszenica przeznaczona na paszę dla zwierząt a nie do spożycia dla ludzi. I to te uprawy opanowały w tej chwili rolniczy krajobraz. Trzeba zatem mieć świadomość, jak uboga jest w tej chwili nasza bioróżnorodność w rolnictwie. Tracimy nasiona wielu roślin przez to, że nie są one uprawiane i ich pula genowa jest odnawiana w bardzo ograniczonej skali.
Czy są podejmowane jakieś działania, które mogą zapobiec takim stratom?
Oczywiście tak, są podejmowane pewne działania, jak choćby Banki Genów, które mają za zadanie zachowywać różnorodne lokalne odmiany roślin. Ale smutne jest to, że nasiona te przechodzą w ten sposób do historii, a w czynnym rolnictwie już ich nie ma. Przez to też znacznie ubożeje nasza dieta.
Moim zdaniem, bioróżnorodność biologiczna w rolnictwie jest w chwili obecnej w zatrważającym stanie. Pewną nadzieję na poprawę tego stanu daje działalność rolników ekologicznych, niekoniecznie tylko tych, których działalność jest certyfikowana, ale też tych, którzy w swojej praktyce stosują po prostu bardziej naturalne metody.
W tych gospodarstwach uprawy są bardziej różnorodne. Są uprawiane np. starsze odmiany zbóż, tzw. odmiany ustalone . Ja akurat uprawiam warzywa. Staram się uprawiać właśnie odmiany ustalone, aby zachowywać daną pulę genową. Staram się również zachowywać jak największą ilość nasion. Podobne wysiłki czynią też rolnicy, którzy chowają zwierzęta i starają się, aby były to stare, polskie rasy, które nie występują już w masowym chowie. Dwa lata temu, jeszcze przed pandemią, jako Koalicja przyczyniliśmy się również do tego, że udało się nam uratować przed zamknięciem, gospodarstwa zajmujące się hodowlą starych ras świń w systemie otwartym, czyli na wolnej przestrzeni. Gospodarstwa te miały być zamknięte w ramach walki z ASF (afrykański pomór świń). Rolnicy zwrócili się do nas z prośbą o pomoc, ponieważ poczynili ogromne inwestycje w celu bioasekuracji, aby móc dalej prowadzić hodowlę właśnie tych starych ras na wolnej przestrzeni. Wówczas, dzięki między innymi naszym działaniom, udało się cofnąć decyzje o likwidacji i nie zamknięto tych gospodarstw. Zaczęto już mówić coraz więcej o problemie zanikania bioróżnorodności w naturze, jednak pamiętajmy, że dotyczy to również kwestii bioróżnorodności w rolnictwie. I również w stronę jej zachowywania należy kierować wysiłki. Nie mówi się o tym, jako o dziedzictwie kulturowym, a jednak uważam, że powinno się zacząć doceniać i traktować to jako część takich wartości.
A jakie znaczenie ma ochrona tego dziedzictwa w dobie już nas nękających, a także stojących na horyzoncie, kolejnych kryzysów?
Właśnie w dobie tak ewidentnej zmiany klimatu i wszystkich obecnych kryzysów, kiedy nasza przyszłość naprawdę stoi pod dużym znakiem zapytania, tym bardziej powinniśmy włożyć pełen wysiłek w ochronę całej puli genetycznej. Dlatego, że za kilka lat może się okazać, że z niekorzystnymi warunkami, np. suszą czy innymi ekstremalnymi warunkami pogodowymi, poradzą sobie najlepiej lokalne odmiany rośliny, które odchodziły już w zapomnienie. I okażą się one właśnie naszym ratunkiem. Powinniśmy w chwili obecnej naprawdę poważnie o tym myśleć. Dotyczy to zwłaszcza roślin genetycznie. Nie mam na myśli nawet modyfikacji genetycznych, niewystępujących w naturalnych warunkach, lecz zjawiska selekcji roślin pod kątem ich optymalizacji i zwiększania zbiorów, jak to się dzieje np. w przypadku pszenicy. Ponieważ wszystkie te procesy dzieją się kosztem wartości odżywczych roślin i ich wytrzymałości na warunki zewnętrzne. Dlatego, jest naprawdę bardzo ważne, aby systemowo byli wspierani rolnicy, którzy sieją właśnie gatunki starych, ustalonych odmian, jak np. samopsza, płaskurka, orkisz, stare odmiany żyta i. Nie są one tak wydajne, jak współczesna pszenica, jednak mają wielokrotnie wyższe wartości odżywcze i o wiele lepiej sobie radzą np. w trudnych warunkach pogodowych.
A jak ocenia Pani, i jakie jest stanowisko Koalicji w tej sprawie, zatwierdzony kilka tygodni temu przez Komisję Europejską polski Plan Strategiczny dla Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2023-2027?
W chwili obecnej, jako Koalicja, przygotowujemy właśnie krótką analizę tego dokumentu, którą chcemy napisać w bardziej przystępny i zrozumiały dla odbiorców sposób. Przygotujemy łatwiej przyswajalny materiał, w którym wyjaśnimy jakie pozytywne i negatywne rozwiązania wprowadza nowy plan strategiczny i jakie konsekwencje niosą one za sobą.
My dopiero teraz czytamy ostateczną wersję tego dokumentu. Braliśmy udział we wszystkich konsultacjach społecznych, ale później zaczął się etap negocjowania jego tekstu między polskim rządem i Komisją Europejską. I było to już praca wyłącznie pomiędzy tymi stronami. Końcowy dokument ma ponad 1300 stron. Dodatkowo napisany jest językiem hermetycznym, trudnym do zrozumienia. Dlatego jesteśmy teraz na etapie dokładnego analizowania go. Chcemy skupić się nie tylko na rozwiązaniach, w naszym odczuciu, niezbyt korzystnych, ale także pokazać pozytywy jakie udało się wypracować. Są one bowiem wynikiem między innymi naszej pracy. Dlatego na chwilę obecną nie mogę wyrazić jeszcze jednoznacznej opinii na ten temat. Choć jako Koalicja nie jesteśmy do końca usatysfakcjonowani, z tego w jakiej formie ten plan został zatwierdzony. Jest w nim bowiem nadal bardzo dużo zapisów, które podtrzymują obecny stan rzeczy i nie wpłyną na pożądane zmiany w rolnictwie. W trakcie konsultacji, jako Koalicja, zajmowaliśmy się tematami związanymi z dobrostanem zwierząt, rozwojem rolnictwa ekologicznego i zachowywaniem bioróżnorodności ekologicznej. Skupiliśmy się także na dobrych praktykach rolniczych. Dlatego, już po pierwszych czytaniach mamy nadal uwagi i zastrzeżenia do zapisów dotyczących tych tematów.
Weźmy na przykład finansowanie w ramach planu Integrowanej Produkcji Rolnej, w której dopuszcza się użycie środków ochrony roślin, ale jednocześnie na biologiczną ochronę roślin przeznacza się środki tylko na 25 tys. ha ziemi rolnej – czyli tyle co nic. Plan zakłada także naprawdę minimalny rozwój rolnictwa ekologicznego.
Podobnie w kwestii dobrostanu zwierząt – w ostatniej finalnej wersji planu czas utrzymywania loch w kojcach okołoporodowych został jeszcze wydłużony do co najmniej 14 dni. My, jako Koalicja, jesteśmy całkowicie przeciwni kojcom okołoporodowym, które są zaprzeczeniem dobrostanu zwierząt.
A jak wyglądał proces opiniowania przez Koalicję przygotowywanego planu?
Koalicja brała udział w każdej turze konsultacji tworzonego dokumentu i wysłaliśmy ponad 300 uwag do każdej jego kolejnej wersji. Tym sposobem, udało się nam wynegocjować kilka pozytywnych zmian. Znalazły się w nim m.in. rozwiązania dotyczące zakazu stosowania pestycydów na obszarach upraw roślin miododajnych. Rozwiązanie to jest obecne w ramach nowego instrumentu – ekoschematów, które dają rolnikom możliwość otrzymania dodatkowych dopłat za dobrowolne stosownie przyjaznych naturze rozwiązań. Ekoschematy widzimy jako krok w dobrym kierunku, ale jednocześnie uważamy, że dużym minusem jest fakt, że są to płatności na roczne działania. Jeśli mają one rzeczywiście przynieść istotne rozwiązania w kierunku zmniejszania wpływu rolnictwa na zmianę klimatu, czy zanieczyszczenie środowiska, to ta perspektywa powinna być kilkuletnia, a nie roczna. Drugą, pozytywną, forsowaną przez nas zmianą, jest np. wyłączenie z możliwości wsparcia upraw uproszczonych, tzw. zerowych, bezorkowych, w których jednak praktykuje się używanie herbicydów. Jesteśmy bowiem jak najbardziej zwolennikami uproszczonych upraw, natomiast nie w tej wersji, w której do zwalczania chwastów używa się herbicydów.
Tak, są to naprawdę ważne i pozytywne zmiany. Jednak rolników rozumiejących ich potrzebę jest niestety nadal niewielu. Najczęściej jednak „chemia” w polskim rolnictwie jest szeroko stosowana i padają argumenty, że jest to warunek konieczny do przetrwania, zwiększania zysków i optymalizacji produkcji. Czy widzi Pani realną szansę na szerszą zmianę świadomości, przede wszystkim, samych rolników?
Nie wiem, czy jestem dobrą osobą do odpowiedzi na to pytanie, ponieważ rolniczką stałam się z własnej, w pełni świadomej woli i dopiero w dorosłym życiu. Nie odziedziczyłam gospodarstwa po rodzinie, ale zbudowałam je od początku na swoich zasadach. Nigdy też nie praktykowałam tak zwanego „konwencjonalnego rolnictwa”. Więc mam jedynie to jedno doświadczenie – prowadzenia gospodarstwa ekologicznego czy też agroekologicznego. Być może pełniejszej odpowiedzi udzieliłaby osoba, która po latach bycia rolnikiem konwencjonalnym zmieniła swoje myślenie i przeszła na ścieżkę ekologicznego rolnictwa. Miałaby wówczas faktyczne porównanie tych dwóch sposobów działania. Nie miałam też nigdy wbijanej do głowy tej wiedzy, którą większość rolników zdobywa w systemie edukacji, czy też jako spuściznę rodzinną. Najczęściej bowiem są to informacje, że nie da się prowadzić upraw bez użycia syntetycznej chemii, syntetycznych środków ochrony roślin, nawozów sztucznych itd. Ja nie musiałam walczyć z tymi przekonaniami, ani przeprowadzać jakichś procesów zmian, które mogą nie być łatwe. Dlatego staram się rozumieć, dlaczego tak bardzo trudno jest zmienić przyzwyczajenia rolników konwencjonalnych i namówić ich do zmian postępowania. Często nie mają oni bowiem wiedzy i doświadczenia w tym, że inne rolnictwo jest możliwe. Dlatego stawiają opór. Niemniej, naprawdę trzeba robić wszystko, co w naszej mocy, aby te zmiany jednak postępowały. Być może, wcześniej promowane metody, miały w swoim czasie jakieś faktyczne wytłumaczenie.
W czasach powojennych, była silna potrzeba zintensyfikowania produkcji, aby uzyskać większą ilość żywności. Doprowadziło to do uprzemysławiania rolnictwa. Wydaje mi się, że u zarania tego procesu nie było tak do końca całkiem złych zamiarów. Natomiast obecnie, już po dziesiątkach lat doświadczeń na tym polu, i w pełni widocznych złych skutkach tego procesu, naprawdę nadszedł czas na wyciąganie wniosków i konkretne zmiany. Nie są to już bowiem jakieś futurystyczne wizje nawiedzonych ekologów, ale jesteśmy wszyscy świadkami skutków naszych działań.
A które z tych skutków są Pani zdaniem najbardziej dotkliwe?
Jest ich naprawdę cały szereg i trudno o jakąś hierarchię. Widzimy jak bardzo gleba się wyjaławia, jak jest eksploatowana bez umiaru. W praktyce przemysłowego rolnictwa nie zwraca się uwagi na to, czy gleba żyje, czy jest żyzna i są w niej odpowiednie mikroorganizmy. Dzień w dzień tracimy w ten sposób kolejne hektary ziemi, która staje się bezużyteczna, a którą moglibyśmy z pożytkiem dla wszystkich uprawiać. Mamy dowody naukowe na to, że straciliśmy bezpowrotnie wiele gatunków owadów w wyniku stosowania pestycydów. Wiemy zatem, że mają one bezpośredni wpływ na zdrowie i życie innych organizmów. Nie sposób już wszystkim tym faktom zaprzeczać, szczególnie w czasach, kiedy każdy zainteresowany tematem może tę wiedzę łatwo zdobyć. Trzeba przyjąć do świadomości, że pozostawanie w starych paradygmatach jest naprawdę bardzo krótkowzroczne. A argumenty, że wciąż potrzebujemy produkować więcej, są całkowicie nieracjonalne. Już teraz, zgodnie z informacjami FAO [Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa], produkujemy tyle żywności, ile wystarczyłoby do wyżywienia 10 miliardów ludzi. Problem więc wcale nie leży w ilości produkowanej żywności, tylko w jej dystrybucji. I w marnowaniu jedzenia [W Europie marnujemy żywność na poziomie 30%]. Zatem, najwyższy czas mówić głośno o tym, że rolnictwo przemysłowe wcale nie poradziło sobie z problemem głodu na świecie. Nadal mamy globalne Południe, które zmaga się z tym problemem. Pozostawanie więc w tej samej narracji jest jawnym zaprzeczaniem faktom. A problemów do rozwiązania jest naprawdę ogrom. Nawet sam system dopłat do rolnictwa powoduje mnóstwo patologicznych sytuacji. Są to takie np. przypadki, kiedy największe wsparcie dostają ci, którzy mają najwięcej hektarów. Nie muszę oni nawet żadnych szczególnych prac na nich wykonywać, wystarczy, że wiedzą jakie minimum działań wykonać, żeby zapewnić sobie dopłaty.
A jakie główne problemy dostrzega Pani na szczeblu ponadnarodowym?
Jesteśmy systemem naczyń połączonych, więc tutaj również jest ich bardzo dużo. Są to np. wszystkie międzynarodowe umowy handlowe, które są narzucane bez żadnych ograniczeń i powodują naprawdę absurdalne sytuacje. Kiedy np. w państwach afrykańskich nagle się okazuje, że lokalnie produkowana kukurydza jest droższa od kukurydzy sprowadzanej z Ameryki. A ta amerykańska jest tańsza właśnie ze względu na system dopłat krajowych. I to jest całkowicie chora sytuacja. Tak samo jak uzależnienie produkcji rolnej od wahań na giełdach światowych. Uważam, że produkcja rolna powinna być całkowicie od tych spraw uniezależniona. A jest całkiem odwrotnie. Jest to przecież jeden z podstawowych zasobów, którym się handluje w całym globalnym systemie.
Czy remedium na niektóre z tych problemów może być Europejski Zielony Ład i strategia od „Od pola do stołu”?
Wydaje się, że tak. Cele zakreślone w ramach strategii „Od pola do stołu” zmierzają do tego, aby zmienić kierunek rozwoju rolnictwa biorąc pod uwagę obecny stan środowiska i skutki zmiany klimatu. Rolnictwo, z jednej strony, naprawdę bardzo odczuwa te skutki. Z drugiej natomiast, jest jedną z głównych przyczyn kryzysu klimatycznego. Na chwilę obecną, propozycje Unii Europejskiej i tak są bardzo łagodne, mając na uwadze pierwsze ambitne ich wersje, z których w dużej mierze z czasem zrezygnowano. Jednak przyjęcie tej strategii jest już poważnym krokiem, z którego byliśmy w szeregach Koalicji bardzo zadowoleni. Strategia „Od pola do stołu” jest oczywiście dokumentem, który nadaje tylko pewne kierunki działaniom. Mimo, że jako komunikat Komisji Europejskiej nie jest prawnie wiążąca, to jednak stanowi dokument wyznaczający cele strategiczne. Dlatego już przy projektowaniu WPR i krajowych planów strategicznych trzeba było wziąć te cele pod uwagę. Było to np. zwiększenie procentu udziału rolnictwa ekologicznego w porównaniu do innych gospodarstw, czy też obniżenie poziomu stosowania pestycydów. Teraz kluczowy jest jednak moment wprowadzania ustalonych zobowiązań w życie. Oczywiście my, jako Koalicja, będziemy się temu procesowi bacznie przyglądać. Kierunki, określone w strategii „Od pola do stołu” na pewno są bardzo dobre, jednak najważniejsze jest to, aby były one faktycznie realizowane. Może być to trudne, gdyż w kilku punktach, dość mocno uderzają one w niektóre grupy interesów, np. producentów syntetycznych środków ochrony roślin. A za tym stoją naprawdę duże pieniądze.
A jaki wpływ, na realizację tych założeń, mają nękające nas ostatnimi czasy kryzysy, jak choćby wojna w Ukrainie?
Z początkiem wojny w Ukrainie pojawił się szereg nowych problemów. Ceny nawozów poszybowały w górę i pojawiły się ograniczenia w dostępie do nich. Wraz z tym rozległy się głosy podnoszące kwestię bezpieczeństwa żywnościowego w Polsce. To bezpieczeństwo, miałaby jakoby zapewnić, kolejna fala intensyfikacji produkcji rolnej. Za tym natomiast szłaby konieczność zawieszenia na czas kryzysu, zielonych reform.
Odłożenia ich na boczny tor, póki nie damy sobie rady z „pilniejszym” kryzysem. Niestety, uważam, że bardzo często było to po prostu cyniczne wykorzystywanie sytuacji do tego, by forsować swoje interesy, pod pozorem troski o bezpieczeństwo żywnościowe. Pojawił się bowiem doskonały pretekst, by zahamować wdrażane reformy.
Słyszeliśmy także głosy, że proponowane przez Unię strategie są zamachem na polskie rolnictwo, które powinno funkcjonować według zasad ustalanych jedynie wewnętrznie. Co Pani myśli o takim podejściu?
Rolnictwo funkcjonuje w światowym systemie naczyń połączonych, więc również nasze jest po prostu jego częścią. Polska jest np. największym w UE producentem mięsa drobiowego, które jest eksportowane do wielu państw na całym świecie. Więc jak najbardziej funkcjonujemy mając swoje miejsce w całym tym systemie. Pewne rynki zbytu nie istniałyby dla nas, gdybyśmy nie byli członkami Unii. Dla nas, jako Koalicji, nasze bycie w Unii daje przede wszystkim gwarancję, że musimy spełniać wymogi i zrealizować szereg zmian, które prowadzą nas w kierunku zazieleniania naszego rolnictwa. Polskie rolnictwo musi się jak najszybciej zmieniać. Jeżeli będziemy ciągle tkwić w paradygmacie intensyfikacji produkcji i nadmiernego wykorzystywania zasobów, to doprowadzi nas to na skraj przepaści. Za chwilę może się okazać, że np. susza będzie tak duża, że nawet jeśli rolnik będzie używał hektolitry nawozów, nie będzie miał plonów. Wyjałowiona ziemia nie będzie zatrzymywać w sobie wody, którą mogłaby oddać roślinom. Nawet jeśli pojawią się deszcze, to będą spływać po powierzchni gleby, która nie będzie w stanie tej wody retencjonować. Tylko żywa, mająca w sobie próchnicę, ziemia jest w stanie zachować wilgoć, którą będzie się z roślinami dzielić. Dlatego zmiany w rolnictwie są bezsprzecznie konieczne i i polityka (przede wszystkim krajowa) powinna być skierowana na wzmacnianie a nie osłabianie zielonych reform.
Co zatem proponuje Koalicja jako remedium na problemy, które nam Pani przybliżyła?
Po pierwsze, uważamy, że należy przestać rozdzielać temat rolnictwa i żywności a zacząć o nich mówić jako o jednym systemie i jednej polityce rolno-żywnościowej. W chwili obecnej przygotowujemy właśnie swoje opracowanie i stanowisko w sprawie agroekologii.
Uważamy bowiem, że to agroekologia jest właśnie taką całościową, holistyczną propozycją zmiany w całym tym systemie. Począwszy od praktyk rolniczych, które powinny naśladować naturę, jak najmniej ingerując w nią (choć rolnictwo zawsze jest ingerencją w naturę, to możemy minimalizować złe tego skutki współpracując z nią), aż po demokratyzację całego procesu polityczno-decyzyjnego, dotyczącego tematu rolnictwa, żywności i konsumentów. Chodzi też o maksymalne skracanie łańcuchów dostaw. Agroekologia, jest dla mnie jedyną, całkowicie racjonalną propozycją, która jest w stanie poprowadzić rolnictwo w kierunku naprawdę dobrych zmian.
Rozmawiałam niedawno z koleżankami z Ukrainy, które działają również w rolniczych organizacjach. Mówiły mi o tym, że po napaści rosyjskiej, ludzie z ukraińskich miast tylko dlatego mogli przeżyć, że mieli dostęp do lokalnych rolników i lokalnej żywności. A zatem, w tej ekstremalnej sytuacji, zaopatrzenia w żywność nie zapewniały ogromne, monokulturowe gospodarstwa. Ponieważ w dużej części gospodarstwa te uprawiają rośliny, które stanowią tylko paszę dla zwierząt. Ratunkiem była zróżnicowana żywność uprawiana lokalnie. Mamy zatem kolejny, jakże bliski, dowód na to, że w sytuacji poważnego kryzysu sprawdzają się właśnie modele produkcji rolnej – oparte na krótkich łańcuchach dostaw. Podobnie było w czasie pandemii, kiedy ludzie zaczęli się zaopatrywać w produkty u lokalnych rolników. Myślę więc, że ostatnie trzy lata naprawdę bardzo dobitnie nam pokazały, że jest to model rolnictwa najbardziej odporny na sytuacje kryzysowe. Niedawne wydarzenia, kiedy grupa Azoty przestała produkować nawozy ze względu na brak gazu, unaoczniły nam z kolei, jak przemysłowa produkcja rolna jest uzależniona od zewnętrznych dostaw. I jak, ten stan rzeczy, jest niebezpieczny dla masowej produkcji. Osobiście, miałam nadzieję, że doświadczenie to przyniesie pewne otrzeźwienie i wzbudzi głębszą refleksję. Niestety, najwidoczniej potrzeba na to czasu.
A zatem, jako Koalicja, naszego ratunku, i faktycznego źródła bezpieczeństwa żywnościowego, upatrujemy właśnie w założeniach agroekologii. Dlatego, poczynimy wszelkie starania w kierunku promowania jej założeń.
Bardzo Pani dziękuję za rozmowę.
Więcej informacji na temat agroekologii można znaleźć na stronach:
AGRO-PERMA-LAB
Polityka na talerzu, przewodnik po agroekologii i suwerenności żywnościowej
Nyeleni Polska – Ruch Suwerenności Żywnościowej
Agroekologia. Przewodnik
Przygotowano w ramach projektu „Eko-łąki – partycypacja mieszkańców Głowna w kształtowaniu lokalnych polityk gospodarowania zielenią” realizowanego przez Fundację Ecorower. Projekt finansowany przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny