Akcyza dziurawa jak szwajcarski ser
Obowiązujące w Polsce stawki akcyzy na poszczególne paliwa, jak również na wyroby nikotynowe i alkoholowe są rozstrzelone na wszystkie światy. Gaz LPG traktujemy gorzej niż diesla, piwo lepiej niż cydr, wino i wódkę, a papierosy wielokroć gorzej niż podgrzewacze tytoniu. Czy prowadzi to do osiągnięcia jakichś celów zdrowotnych i ekologicznych? Problem w tym, że nie.
W przypadku paliw silnikowych mamy do czynienia ze skutkiem wręcz odwrotnym do zamierzonego. Stawki akcyzy od benzyny i oleju napędowego były przed wprowadzeniem tarczy antyinflacyjnej na poziomie unijnego minimum, a gaz LPG aż 35% powyżej stawki minimalnej. Dlaczego, skoro to on generuje mniej zanieczyszczeń? Można było się domyślać, że chodzi o niechęć do importu tego paliwa z Rosji, ale w ostatnich miesiącach większość sejmowa bez zbędnych rozterek odrzuciła senacką propozycję embarga na import LPG z Federacji Rosyjskiej, a więc wiemy już dzisiaj, że to nie było to.
Domyślać się można zatem, że decydujący był interes największych graczy na tym rynku, producentów i importerów paliw, którzy podpowiadają decydentom, jakie stawki będą najlepsze dla ich interesów. Czy taki stan rzeczy ma miejsce tylko w sektorze paliwowym?
Kilkadziesiąt lat temu koncerny tytoniowe przekonywały, iż niższa szkodliwość papierosów z filtrem rozwiąże problem zdrowotnych kosztów palenia tytoniu. Dzisiaj tę samą obietnicę słyszymy w odniesieniu do podgrzewaczy tytoniu, a od zaangażowanych w sprawę lekarzy, iż wyroby te powinny być traktowane jako element terapii uzależnienia od tytoniu (to autentyczna wypowiedź z Forum Akcyzowego). Profilaktyka i leczenie uzależnień w Polsce praktycznie nie funkcjonują, nie mówiąc o zachętach negatywnych w postaci wyższych stawek ubezpieczeniowych dla palaczy tytoniu. Takiej roli nie odgrywa też podatek akcyzowy, pozwalający przechodzić palaczom pomiędzy odmiennie opodatkowanymi kategoriami, w poszukiwaniu niskokosztowej niszy. Dzisiaj znajdują taką w postaci podgrzewaczy tytoniu.
Czy nieskuteczność polityki państwa stanowi dla polityków jakiś problem? Powinna, ale w praktyce staje się nim tylko wtedy, gdy dojdzie do większej awarii, która zwróci uwagę opinii publicznej. Indywidualne przypadki, choćby liczone w setkach tysięcy rocznie, giną w annałach statystyki.
Czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie katastrofę, która wreszcie zwróciłaby uwagę polityków na skalę i społeczne koszty uzależnienia kilku milionów Polaków od nikotyny i alkoholu? Choć tak naprawdę nie chodzi o zauważenie problemu, ten jest konsekwencją wolnych wyborów każdego z nas, tylko całkowitej nieskuteczności polityki profilaktycznej państwa, której celem powinna być redukcja szkód i kosztów.
Działania samorządów i rządu są niewystarczające i nieprawidłowe (to określenia Najwyższej Izby Kontroli). Spożycie alkoholu rośnie, przy zmieniającej się strukturze spożycia.
Od przyznania producentom piwa preferencyjnych warunków opodatkowania podatkiem akcyzowym oraz dopuszczenia w 2001 r. możliwości jego reklamowania, spożycie alkoholu w formie złocistego trunku wzrosło z 2-3 litrów w latach 90. do prawie 5,5 litra obecnie. W tym samym czasie spożycie alkoholu w postaci wina i wódki wahało się, ale po trzydziestu latach znalazło się na zbliżonym poziomie do tego z początku lat 90. Sumarycznie, spożycie alkoholu na jednego mieszkańca wzrosło o 3 litry rocznie, za co odpowiada w całości wzrost konsumpcji piwa. Piwo stało się dziś codziennym towarzyszem niemal każdej aktywności. Nie stało się nim samo z siebie. Furtkę do tej rewolucyjnej zmiany zachowań społecznych otworzyły preferencyjna stawka podatku akcyzowego i dopuszczenie reklamy, a więc (dosyć) świadome działania ustawodawcy.
Nie byłoby w tej dziurawej polityce państwa nic złego, gdyby alkohol i nikotyna nie były przyczyną chorób, ludzkich nieszczęść oraz zgonów, wynikających z uzależnienia zarówno od alkoholu zawartego w piwie, jak i nikotyny zawartej w podgrzewaczach tytoniu.