Felieton

Bombardujemy dla pokoju. Specjalna operacja wojskowa USA w Kambodży

Boeing B-52D-60-BO Stratofortress Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych zrzuca bomby na Wietnam.
Boeing B-52D-60-BO Stratofortress Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych zrzuca bomby na Wietnam. fot. USAF, Public domain, via Wikimedia Commons

„To ma być zrobione, i to bez gadania. Żadnych ale. Wszystko, co lata, ma tam lecieć i bombardować aż do skutku. Bez ograniczeń co do wylatanych godzin i bez ograniczeń budżetu. Zrozumiano?” – mówił prezydent Richard Nixon w rozmowie telefonicznej z Henrym Kissingerem 9 grudnia 1970 roku. W sumie, Stany Zjednoczone zrzuciły 183 bomby z Hiroszimy w cztery lata, na ludność cywilną kraju wielkości połowy Polski. Nixon uzasadniał bombardowania tym, że w Kambodży „bombarduje się dla pokoju”. Jakbym czytał tekst w Trybunie Ludu: „Narody ZSRR manifestują niewzruszoną wolę walki o pokój”.

Pięć minut później, po rozmowie z Nixonem Henry Kissinger zadzwonił do generała Alexandra Haiga.

Kissinger: „On chce zmasowanego ataku powietrznego na Kambodżę. Nie toleruje żadnych ale. To jest rozkaz, ma być po prostu wykonany. Anything that flies, on anything that moves. Rozumiesz?”.

Haig: [rechocze]

Kontekst polityczny rozmowy: w roku 1969 prezydenturę Stanów Zjednoczonych obejmuje Richard Nixon; Henry Kissinger zostaje jego najbliższym doradcą do spraw polityki zagranicznej; w spadku po swoich poprzednikach dostają wojnę w Wietnamie: Eisenhowerze, Kennedym i Johnsonie; oficjalna propaganda głosiła, że Stany Zjednoczone bronią Wietnamu Południowego przed komunizmem. A jaka była prawda? W poszukiwaniu odpowiedzi polecam lekturę książek Seymoura M. Hersha „Ciemna strona Waszyngtonu” i Noama Chomsky’ego  „Rok 501. Podbój trwa”.

Tajne bombardowania

Amerykanie rozpoczęli „pokojowe” bombardowania Kambodży 18 marca 1969 roku, a zakończyli je 15 sierpnia 1973 roku. Mówili, że naloty służą jedynie „oczyszczaniu” z wietnamskich baz wojskowych przygranicznych sektorów Kambodży i Wietnamu Południowego.

Jakbym słyszał Putina, który mówi dziś o „oczyszczeniu” Ukrainy z nazistów.

Decyzję o rozpoczęciu terroru bombardowań prezydent Nixon i jego doradca podjęli bez informowania o niej Kongresu Stanów Zjednoczonych. Była ona nielegalna, bo prezydent nie ma takich uprawnień i kompetencji. Była też nielegalna, bo Kambodża była w tamtym czasie państwem neutralnym. Nie brała udziału w wojnie wietnamskiej. Ale kogo obchodzi prawo krajowe i międzynarodowe, kiedy „walczymy o pokój”.

Do 1 maja 1970 roku bombardowania dywanowe pogranicza kambodżańsko-wietnamskiego były tajne. Pierwsza operacja bombowców B-52 miała kryptonim „Breakfast” (Śniadanie), druga „Snack” (Przekąska), trzecia „Dinner” (Obiad), a czwarta „Desert” (Deser). Całości tajnych nalotów wojskowi kreci nadali kryptonim „Menu” (Jadłospis). Cynizm bez granic. Łącznie w ramach tych bombardowań Amerykanie wykonali 3695 „pokojowych” zrzutów z samolotów B-52.

Temat tajnych bombardowań podjął William Shawcross w swojej książce zatytułowanej „Sideshow: Kissinger, Nixon and the Destruction of Cambodia” („Uboczna rozgrywka: Nixon, Kissinger i zniszczenie Kambodży”). Autor był angielskim dziennikarzem, wojskowym korespondentem tygodnika „Sunday Times”.

„Cała książka Shawcrossa (niewątpliwie jedna z najwybitniejszych pozycji w całej literaturze przedmiotu) jest w istocie jednym oskarżeniem prezydenta USA i jego doradcy jako osób odpowiedzialnych za destrukcję Kambodży”,

pisał Piotr Ostaszewski w książce „Kambodża. Zapomniana wojna 1970-1975”. Przypomnę, że Ostaszewski jest od 2017 roku ambasadorem Polski w Korei Południowej.

Ludzie zarządzający kompleksem wojskowo-przemysłowym byli w stanie utrzymać bombardowania Kambodży w tajemnicy, bo mafia bombowa fałszowała współrzędne zrzutów dla pilotów B-52. Piloci byli przekonani, że bombardują Wietnam, kiedy w rzeczywistości bombardowali Kambodżę. Prawda wyszła na jaw podczas przesłuchań przed specjalną Senacką Komisją w 1973 roku. Generał Earle Gilmore Wheeler potwierdził, że naloty były utrzymywane w ścisłej tajemnicy, a major Hal Knight ujawnił szczegóły fałszowania danych dla pilotów, które według niego „miały na celu wprowadzenie Kongresu w błąd”.

Od 19 maja 1970 roku do 15 sierpnia 1973 roku operacja „pokojowego” bombardowania Kambodży nosiła kryptonim „Freedom Deal” (Umowa Wolność). Nazwa przypomina kryptonim „specjalnej operacji wojskowej” z 20 marca 2003 roku „Iraqi Freedom” (Iracka Wolność). Jedni walczą o wolność, drudzy walczą o pokój…

Bombardowanie cywilów

„Bomby spadały wszędzie i przede wszystkim na ludność cywilną”, odnotowuje Philip Short w książce „Pol Pot. Pola śmierci”.

Autor wie o czym pisze, bo przez ponad dwadzieścia pięć lat był zagranicznym korespondentem „The Times”, „The Economist” i BBC na Dalekim Wschodzie. Przebywał w Kambodży w latach siedemdziesiątych i na początku osiemdziesiątych.

„Bill Harben, rozczarowany oficer polityczny w ambasadzie amerykańskiej w Phnom Penh, wykonał prosty eksperyment. Wziął kawałek kartonu, który miał wyznaczać »pole«, szerokie na 800 metrów i długie na 3 kilometry, zniszczeń spowodowanych przez ładunek bombowca B-52, i umieścił go na mapie w dużej skali. Odkrył, że na większości obszarów środkowej i wschodniej Kambodży nie można go nigdzie ulokować tak, żeby pole nie obejmowało wiosek albo wsi”, czytamy w książce Philipa Shorta.

„Prezydent [Nixon] chciał wysłać sto dodatkowych B-52. To było przerażające. Nie można było sobie nawet wyobrazić, gdzie miało się je wszystkie pomieścić”, wspominał sekretarz sił powietrznych Robert Seamans. Chodziło o luty 1973 roku. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy bombardowań, osiemdziesiąt bombowców dzień w dzień zrzucało bomby na khmerskie wsie. Oczywiście bomby niosące pokój. Trzystupięćdziesięciokilogramowe.

Terror bombowców B-52

„Nic z tego, co partyzantka musiała przetrwać, nie przypominało straszliwego terroru bombardowań prowadzonych przez B-52 […] Wyglądało to, jak gdyby ogromna kosa przejechała przez dżunglę, obalając na swojej drodze ogromne drzewa tekowe i go jak trawę, rozrywając je na miliardy porozrzucanych drzazg […] Nie w tym rzecz, że wszystko było zniszczone – w jakiś niesamowity sposób wszystko przestało istnieć […] Tam po prostu nic nie było w nierozpoznawalnym krajobrazie upstrzonym ogromnymi kraterami […]

Kambodża. Kratery po bombach
Kambodża. Kratery po bombach, fot. CC BY-SA 4.0

Pierwszych kilka razy, gdy przeżyłem ataki B-52, wydawało mi się, że z napięcia próbuję wcisnąć się w podłogę bunkra, że zostałem otoczony przez apokalipsę

[…] Wstrząsające bum-bum-bum zbliżało się coraz bardziej […] Później kataklizm przetoczył się nad nami, wszyscy tulili się do ziemi, niektórzy cicho krzyczeli, inni usiłowali powstrzymać atak gwałtownego mimowolnego drżenia. Ziemia wokół nas zaczęła kołysać się spazmatycznie i otoczył nas monstrualny ryk […] Przerażenie było całkowite. Traciło się kontrolę nad swoim ciałem, gdy umysł wykrzykiwał niezrozumiałe rozkazy, żeby się stamtąd wydostać. Pewnego razu delegacja radziecka wizytowała nasze ministerstwo, gdy nadeszło wyjątkowo późne ostrzeżenie przed nalotem. Kiedy się skończył, nikt nie był ranny, ale godność całej delegacji mocno ucierpiała – niekontrolowane drżenie i mokre spodnie aż nazbyt dobrze wskazywały na wewnętrzne konwulsje. Odwiedzający mogli oszczędzić sobie poczucia zakłopotania – wszyscy gospodarze od dawna bardzo dobrze znali te symptomy […] Jednak wcześniej czy później szok wywołany bombardowaniami słabł, ustępując miejsca poczuciu żałosnego fatalizmu. Weterani nie czołgali się już po podłodze bunkra, skręcając się ze strachu. Zamiast tego ludzie po prostu siedzieli zrezygnowani […] B-52 w pewien sposób wprowadzały porządek w życie […] Była to lekcja, która utkwiła mi w pamięci, podobnie jak wielu innym”, napisał później Truong Nhu Tang, minister sprawiedliwości Wietkongu (partyzantki wietnamskiej walczącej z USA).

183 bomby z Hiroszimy

Amerykańcy wojskowi przekonywali, że bombardowania będą precyzyjne i w błyskawicznym tempie odniosą zamierzony skutek. Nic takiego nie miało miejsca.

Trzystupięćdziesięciokilogramowe bomby spadały na ludność cywilną, wioski i infrastrukturę krytyczną. Spadały, jak deszcz, przez cztery lata.

Gdy o tym czytałem, przypominam sobie, że podobną propagandę uprawiało wojsko i skoszarowani dziennikarze przed bombardowaniami Jugosławiiinwazją na Irak.

„W sumie zrzucono na Kambodżę 2 756 941 ton bomb. To jest półtora raza tyle, ile alianci zrzucili w czasie całej drugiej wojny światowej, wliczając w to bomby atomowe w Hiroszimie i Nagasaki. To infernalna machina zniszczenia, którą trudno z czymkolwiek porównać. Całkowita siła eksplozji, przykładowo, odpowiada 183 bombom z Hiroszimy. Szacuje się, że zginęły setki tysięcy Kambodżan. 183 bomby z Hiroszimy w cztery lata, na kraj wielkości połowy Szwecji. Początkowo po kryjomu” – pisze Peter Fröberg Idling w książce „Uśmiech Pol Pota”. W samym tylko roku 1971 amerykańskie bombowce wykonały 61 000 nalotów na Kambodżę.

Czerwoni Khmerzy i Pol Pot

Bombardowanie Kambodży było korzystne dla amerykańskich elit władzy (polityków, wojskowych i biznesmenów), bo ograniczały liczbę zabitych żołnierzy (w przeciwieństwie do Wietnamu). Bombardowanie oznaczało „mniej krzyży stawianych na amerykańskich cmentarzach wojennych i dzięki temu było łatwiej akceptowalne w Stanach” (Peter Fröberg Idling).

Bombardowanie Kambodży było też korzystne dla Pol Pota i Czerwonych Khmerów.

Dlaczego? Skutkiem „bombardowań dla pokoju” była ucieczka setek tysięcy chłopów ze wsi do miast, które rozrosły się do niebotycznych granic. Przykładowo, ludność stolicy Phnom Penh wzrosła z 650 tysięcy do 2,5 miliona w 1975 rok. Kolejne setki tysięcy Kambodżan uciekało do lasów. Żyjący w nędzy i cierpiący głód chłopi byli łatwym celem rekrutacyjnych zabiegów Pol Pota. „To, co mówili, brzmiało wiarygodnie, ponieważ spadało tak wiele ogromnych bomb. To właśnie sprawiało, że Czerwoni Khmerzy tak łatwo pozyskiwali ludzi”, czytamy w książce „Pol Pot. Pola śmierci”.

Lekcja na dziś

 „Musimy obywać się bez jakiegokolwiek sentymentalizmu, musimy przestać myśleć o prawach człowieka, podnoszeniu standardu życia i demokratyzacji”, pisał George Kennan w 1948 roku.

Amerykański dyplomata i sowietolog, uważany za architekta polityki zimnej wojny w Memorandum politycznym Departamentu Stanu USA podkreślał: „Nie możemy się oszukiwać, że stać nas dzisiaj na luksus altruizmu i dobrodziejstwa na świecie”.

Czytając o „specjalnej operacji wojskowej” w Kambodży odnoszę wrażenie, że Nixon i Kissinger wzięli sobie głęboko do serca zalecenia Kennana. Czytając książki Chomsky’ego możemy się przekonać, że kolejni amerykańscy prezydenci również, włącznie z obecnym Joe Bidenem. Bo to, co powiedział Kennan ponad pół wieku temu, nadal jest aktualne. Warto o tym pamiętać analizując wojnę zastępczą na Ukrainie, pomiędzy USA a Chinami.

Warto też o tym pamiętać myśląc o polskiej racji stanu.

Warto wreszcie o tym pamiętać, kiedy skoszarowani dziennikarze bombardują nas codziennie narracjami opowiadanymi językiem zasad (wolność, demokracja, wolny rynek). Bo jak napisał prof. John Mearsheimer, doradca prezydentów Reagana i Busha seniora, w książce „Tragizm polityki mocarstw”:

„Za zamkniętymi drzwiami, elity, które robią narodową politykę bezpieczeństwa, mówią najczęściej językiem władzy, a nie zasad, i Stany Zjednoczone działają w systemie międzynarodowym zgodnie z tym, co dyktuje logika realizmu.

W istocie, widoczna przepaść oddziela publiczną retorykę od rzeczywistego prowadzenia amerykańskiej polityki zagranicznej”. Henry’ego Kissingera uhonorowano Pokojową Nagrodą Nobla. Za bombardowania dla pokoju?

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 174 / (18) 2023

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Górski prowokuje # Polityka # Świat

Być może zainteresują Cię również: