Felieton

Co to jest BIM?

architektura
fot. Maike und Björn Bröskamp z Pixabay

Wojciech Wycichowski

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 37 (2020)

Sprawa dotyczy budownictwa i projektowania architektonicznego. A właściwie ich przyszłości.

Współczesne technologie bardzo zmieniły świat, wystarczy przypomnieć sobie, jak 25 lat temu wyglądał telewizor, czy telefon komórkowy. Dziedziną, która w zasadzie wygląda tak samo, jest budownictwo. Może mamy trochę inne materiały, lepsze maszyny, ale wszystko na budowie tak naprawdę kręci się wokół mitycznego pana Kazia, który był, jest i pewnie jeszcze długo będzie spiritus movens (z dużym naciskiem na spirytus) polskiego przemysłu budowlanego. Tymczasem budynki stają się coraz bardziej skomplikowane, droższe, rośnie odpowiedzialność za ich realizację, zmieniają się też nasze wymagania i oczekiwania cywilizacyjne. Współczesny pan Kazio ogarnia jeszcze sytuację, ale coraz więcej mają do powiedzenia mądrale w okularkach i białych koszulach.

Idzie zmiana. Widzimy ją, jak uda nam się wspiąć na paluszki i spojrzeć hen, na zachód. To właśnie stamtąd idzie moda, a właściwie konieczność przejścia na technologię BIM.

BIM to umiejętność zarządzania informacją.

Programy komputerowe, którymi posługują się projektanci, też się zmieniały. W latach 90. architekci z desek kreślarskich przeszli na ekrany komputerów, kolejny krok to transformacja sposobu myślenia z 2D na 3D, a teraz czeka nas właśnie BIM.

Żeby BIM stał się ciałem, powinni być w niego zaangażowani wszyscy uczestnicy procesu inwestycyjnego, czyli inwestor, projektanci, wykonawcy i użytkownicy. Tylko wtedy ma to sens.

Building Information Modeling – modelowanie informacji o budowaniu.

BIM jest formułą tworzenia obiektu ze ściśle określoną dokładnością, dającą szansę na przećwiczenie całego procesu realizacji i użytkowania. Wyłapuje się w ten sposób wszystkie błędy i kolizje oraz minimalizuje koszty eksploatacji. Każda zmiana w komputerze jest nieporównywalnie tańsza niż ta robiona już na budowie. Każdy błąd wyłapany podczas wirtualnej budowy to często uratowane ciężkie pieniądze, nie wspominając o potencjalnych zawałach serca, gdyby to się działo już na placu budowy.

Projekt i realizacja obiektu zaprojektowanego w technologii BIM są zupełnie inne, niż kiedy robi się to tradycyjnie. Inaczej podchodzi się do założeń projektowych, inni są specjaliści – to nowe zawody: BIM menadżerzy, czy BIM koordynatorzy, inne procedury, inaczej wygląda wymiana informacji.

Również po stronie wykonawczej muszą być osoby, które będą umiały wykorzystać informacje otrzymane od projektantów. Z kolei eksploatacja to przysłowiowe „oczko w głowie” całego procesu – tu można zaoszczędzić najwięcej pieniędzy. Powinni być również do tego zaangażowani specjaliści z odpowiednim oprogramowaniem.

Zespół projektowy wykonuje na początku pracę znacznie większą w porównaniu do tradycyjnych projektów, ponosi też ekstra koszty związane z oprogramowaniem i sprzętem oraz szkoleniami. Ewidentnie powinni więcej zarabiać za swój profesjonalizm, tym bardziej, że korzyści, jakie ma wykonawca, inwestor czy firma zajmująca się eksploatacją, mogą być nieproporcjonalnie wysokie.

Dlaczego firmy wykonawcze, a tak naprawdę użytkownicy, czyli najczęściej inwestorzy są największymi beneficjentami technologii BIM?

Jak opowiadam na licznych spotkaniach o BIMie to powołuję się na przykład amerykański – proszę sobie wyobrazić działkę w centrum Nowego Jorku, na której planowana jest inwestycja, która swoimi gabarytami jest tożsama z powierzchnią działki. Nie ma miejsca na plac budowy i cała inwestycja musi być genialnie zaplanowana, by dostawa materiałów budowlanych na godz. 10.15 a.m. była sprawnie rozpakowana, by umożliwić kolejną o godz. 10.50 a.m. Każde opóźnienie to korki na ruchliwej ulicy, a to z kolei może się zamienić w kary dla wykonawcy. Jeżeli sytuacja będzie się powtarzać, może być zagrożeniem dla całej inwestycji. Nie ma zmiłuj – doskonała organizacja to podstawa sukcesu. I stąd (między innymi) wziął się BIM.

Wykonawca dostaje zupełnie nowe informacje od zespołu projektowego. Pozwalają one na sprawniejsze zarządzanie całą budową. Ma to wpływ na czas realizacji, a co za tym idzie – na koszty.

Szacuje się, że dzięki technologii BIM można na tym etapie zaoszczędzić przynajmniej 10% całego budżetu realizacyjnego.

Ale crėme de la crėme to panowanie nad kosztami eksploatacji. To oszczędności nie jednorazowe, ale powtarzające się codziennie, dające w ciągu roku potężne kwoty, a liczone w ciągu kilkudziesięciu lat życia budynku potrafią w rezultacie dać efekty, które mogą być równoważne do zainwestowanych środków na budowę. Wniosek prosty – stosujemy technologię BIM – zostaje nam w kieszeni sporo kasy!

My, architekci, to wiemy. Firmy budowlane już zaczynają czuć temat. Najgorzej jest z inwestorami, czyli potencjalnie z tymi, którzy mogą najwięcej wynieść korzyści z odpowiednio zleconego projektu do biura architektonicznego. I ciężko ich przekonać do ciut większego wynagrodzenia dla biura, mimo że mogą być to kwoty wręcz niezauważalne w stosunku do całego procesu inwestycyjnego i oszczędności, jakie z tego mogą dalej płynąć.

Są ewidentne korzyści, ale też koszty. Dla biura projektowego to niewątpliwie koszt oprogramowania. To może trochę demonizowany problem, bo, tak czy owak, biura muszą zmieniać i aktualizować oprogramowanie, którym się posługują, ale to wydatek na poziomie 20.000 zł na stanowisko. Do tego dochodzą koszty sprzętu komputerowego, który należy wymieniać co dwa-trzy lata. Niezbędne są też szkolenia. Bez pogłębiana wiedzy, która ewoluuje i stawia projektantom coraz wyższe wymagania, nie ma dobrej pracowni.

Przyjmuje się, że biuro projektowe za projekt bierze kilka procent wartości inwestycji. Dzisiaj w czasach zażartej konkurencji 2 czy 3% procent to często wszystko, co można wywalczyć u inwestora za projekt wielobranżowy. Dodanie kolejnego procenta może skutkować tym, że inwestor zaoszczędzi pieniądze wielokrotnie większe, jeżeli zleci projekt w technologii BIM.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Za chwilę architekci będą się dzielić na tych, którzy potrafią posługiwać się technologią BIM i na tych opornych, którzy albo nie będą chcieli, albo nie będą w stanie wejść na kolejny poziom projektowania.

Ci pierwsi będą walczyć o dobre zlecenia, ci „niedorobieni” będą skazani na zadania typu: wykonanie docieplenia wschodniej ściany mleczarni w Smętowie Południowym. Dysproporcja zarobków tak samo gwarantowana, jak pożądana w tak ambicjonalnych zawodach, jak architekt, satysfakcja z wykonanej pracy.

Nie mamy zapisanych jeszcze reguł stosowania technologii BIM w prawie, ale przecież to, co niezabronione, jest możliwe. Zresztą zasady stosowania BIM są już blisko – powstał pierwszy szkic dokumentu „BIM standard PL”, który porządkuje przepisy wyjęte z reguł stosowanych na Wyspach Brytyjskich względem polskiego prawa. Za kilka miesięcy praca ta powinna się przepoczwarzyć w obowiązujące prawo.

A jak ma się praktyka technologii BIM w Łodzi? Prywatni inwestorzy potrafią liczyć pieniądze i już wymagają od projektantów, by projektowali w technologii BIM. Pomagają w tym inne techniki, związane z bardziej zorganizowanym projektowaniem i ekologią, jak chociażby certyfikaty BREEM czy LEED. Przykład – chociażby Monopolis – to realizacja, która ilustruje bardziej rozumne podejście do inwestycji. Prywatny inwestor wie, że o koszty eksploatacji należy zadbać już na etapie projektu.

Gigantycznym inwestorem w Łodzi jest gmina. A tu w grę wchodzą nasze – podatników pieniądze. Trzy lata temu przeprowadziłem dla Zarządu Inwestycji Miejskich szkolenie na temat BIMu. Z mojej strony było kilka osób – specjalistów od technologii i prawników, którzy wytłumaczyli, jak przygotowywać przetargi, by były one zgodne z aktualnie obowiązującym Prawem Zamówień Publicznych. Ze strony miejskiej było kilkanaście osób. Spotkanie bardzo się podobało, ale konkluzja była zaskakująca. Padło stwierdzenie: my mamy już wszystkie przetargi przygotowane i nic nie będziemy zmieniać.

Szacuję, że miliard złotych już zainwestowanych w rewitalizację w sytuacji, kiedy żaden z przetargów nie miał w kryteriach oceny kosztów eksploatacji, a tak naprawdę, ponieważ nie było wymogu, by były wykonane w technologii BIM, to 20-30 mln strat rocznie. Przez przynajmniej 40 lat. Co roku 20-30 mln wyparuje w powietrze przez 40 lat! Na to już nic nie poradzimy.

Czy jest szansa, by Urząd Miasta przeniósł się w sferze budownictwa z głębokiego XX wieku do trzeciej dekady wieku XXI?

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 37 (2020)

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekonomia # Nowe technologie # Polityka

Być może zainteresują Cię również: