Felieton

Człowiek w końcu zrównany z maszyną

ruch uliczny
fot. Alina Kuptsova z Pixabay

Olaf Swolkień

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 74 / (22) 2021

Po latach sporów wchodzi w życie przepis, dzięki któremu ludzie bez samochodów na pasach, czyli na swojej drodze z pierwszeństwem przejazdu, uzyskają te same prawa, co samochód jadący po drodze z pierwszeństwem przejazdu.

To jedna z niewielu dobrych zmian, jakie zdarzyły się w ostatnich latach i należy mieć nadzieję, że liczba potrąceń czy uderzeń często kończących się kalectwem, czy śmiercią pieszych w końcu przestanie wyróżniać Polskę w niechlubnych statystykach tak zwanych wypadków z udziałem pieszych.

Piszę tak zwanych, bo tak naprawdę są to wypadki tylko dlatego, że udział w nich mają samochody, sami piesi, nawet jeśli się potrącą, to poza nazbyt agresywnymi jednostkami krzywdy sobie większej nie zrobią.

Przez wiele lat utrącano ten przepis, posługując się argumentem, że piesi będą tego przepisu nadużywać i beztrosko wchodzić na jezdnię, szkodząc tym sposobem sobie i kierowcom, którzy oprócz cierpień z powodu wyrzutów sumienia, być może będą musieli płacić odszkodowanie i być narażonymi na inne formalności. Trudno o lepszy przykład pogardy stanowiących prawo dla rozsądku zwykłych ludzi. Ostatnim, który zablokował tę zmianę przy poprzedniej próbie w październiku 2015 r., był senator PO Aleksander Pociej, uzasadniał to, a jakże, bezpieczeństwem pieszych. Przez kolejne ponad 5 lat trwał więc stan prawny, który wyróżniał nas negatywnie na tle reszty Europy i trwała hekatomba pieszych, którzy zdaniem senatora powodowali wypadki z udziałem samochodu.

Mnie ta zmiana cieszy nie tylko jako nałogowego piechura, ale także w szerszym kontekście. W odróżnieniu od admiratorów jazdy samochodem po ulicach wielkich miast uważam, że w takich obszarach poruszanie się samochodem powinno być w pewnym stopniu ograniczone. Przede wszystkim dlatego, że jest to rozwiązanie w wielu wypadkach nieefektywne, pochłania mnóstwo miejskiej przestrzeni, psuje jakość powietrza, klimat akustyczny, estetykę i ład przestrzenny.

W miastach gdzie poruszanie się podporządkowane jest tak zwanej przepustowości dróg szybkiego ruchu, życie miejskie zamiera. Przerabiano to w USA i w Europie, oprócz smogu i hałasu, który sprawiał, że wiele dzielnic w pobliżu centrum zamieniało się w slamsy, powodowało to rozlewanie się miast na coraz dalsze obszary gdzie ci, którzy mogli sobie na to pozwolić, uciekali do domków z ogródkiem, a to z kolei wymuszało wręcz posiadanie samochodu, coraz większy ruch, i tak niszcząca dla miast spirala coraz bardziej się nakręcała.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

W Polsce w ostatnich latach co nieco się w tej materii dzieje, powstają drogi rowerowe, wysepki dla pieszych, gdzieniegdzie inwestuje się w transport publiczny.

I nie ma to nic wspólnego z lewactwem czy chęcią ograniczania wolności. Wręcz przeciwnie, zależność od własnych nóg, dobrego roweru i regularnie kursującego tramwaju jest o wiele mniej ograniczająca niż poruszanie się w korku, będąc przypiętym pasami do siedzenia.

Kiedy mieszkamy w dobrze zaplanowanym wielkim mieście, samochód na co dzień staje się zbędny, a pieniądze zaoszczędzone na jego zakupie, utrzymaniu, paliwie można wydać na inne, znacznie bardziej potrzebne cele, czego wszystkim pieszym, a zdarza się nimi być każdemu, należy życzyć.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 74 / (22) 2021

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: