Felieton

Czwarta fala prekaryzacji

Bez pieniędzy
Bez pieniędzy fot. Pixabay

Piotr Wójcik

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 16 (2020)

Prekaryzacja polskiego rynku pracy zaczęła się już na początku lat 90., a przybrała na sile na początku obecnego wieku oraz po kryzysie z 2008 r. W drugiej dekadzie XXI wieku negatywne aspekty elastyczności zatrudnienia były już doskonale widoczne. Niestety koronawirus najprawdopodobniej przyniesie czwartą falę prekaryzacji.

Epidemia koronawirusa przypomniała nam, na jak wątłych podstawach stworzone są zalążki polskiego dobrobytu. Już w pierwszych dniach gospodarczego lock-downu zaczęło do nas docierać, że nawet 2 miliony polskich prekariuszy – tzn. pracujących na umowach cywilnoprawnych oraz drobnych samozatrudnionych – może zostać z dnia na dzień bez środków do życia, gdyż ich wszystkie dochody zależą od tego, czy są w stanie realnie wykonywać swoje zlecenia.

Tak chwalona elastyczność zatrudnienia, dzięki której mieliśmy stać się zachodni, europejscy i nowocześni, okazała się dla milionów Polek i Polaków pułapką bez wyjścia. Pułapką, w której tkwią już od lat, a czasy pandemii COVID-19 jeszcze tylko ich fatalną sytuację pogłębią.

Trudno dokładnie przewidzieć, jak będzie wyglądać życie polskiego prekariatu w czasach postepidemicznych. Można jednak to spróbować zrobić, analizując ich strategie przetrwania sprzed wybuchu epidemii. Wnikliwie opisali je autorzy opracowania „Oswajanie niepewności” wydanego w tym roku przez wydawnictwo Scholar.

Trzy fale prekaryzacji

Autorzy opracowania wskazują, że uelastycznianie pracy w Polsce odbywało się etapami, stopniowo pozbawiając pracowników pewności zatrudnienia i coraz bardziej wystawiając ich na reżim niestabilności. Pierwsza fala prekaryzacji była związana z terapią szokową z początku lat 90. Nagłe otwarcie gospodarki i jej liberalizacja doprowadziły w krótkim czasie do gwałtownego wzrostu bezrobocia do ponad 16 procent. To oczywiście wpłynęło także na sytuację tych, którzy pracę zachowali. Musieli mierzyć się nie tylko z niższymi płacami realnymi, przynajmniej w pierwszych latach po przełomie, ale też z obawami o ewentualną utratę zatrudnienia. Erozji uległo także znaczenie związków zawodowych, które od tamtej pory stopniowo były pacyfikowane, a ich stan osobowy malał wraz z między innymi rozbijaniem dużych zakładów na mniejsze. To zaś doprowadziło do indywidualizacji strategii życiowych pracowników. Już nie kolektywne formy ochrony miały im zapewnić bezpieczną i stabilną przyszłość, ale osobista zaradność oraz oparcie się na rodzinie.

Druga fala prekaryzacji miała miejsce na początku XXI wieku, gdy wprowadzono faktyczną elastyczność zatrudnienia. Umożliwiono wtedy zawiązywanie tak zwanych pozakodeksowych umów, które nie tylko były łatwe do rozwiązania i mogły obowiązywać przez bardzo krótki czas, ale też wiązały się z niższymi składkami na ubezpieczenie społeczne (a umowy o dzieło w ogóle były ich pozbawione). Co szczególnie tu ciekawe, autorzy raportu wskazują, że akurat międzynarodowe korporacje w mniejszym stopniu niż krajowe przedsiębiorstwa naciskały na uelastycznienie zatrudnienia. Jednak kraje naszego regionu zaczęły konkurować ze sobą o przyciągnięcie kapitału zagranicznego, a jedną ze strategii było gwarantowanie inwestorom możliwości elastycznego zatrudnienia. Inaczej mówiąc, sami sprekaryzowaliśmy swój rynek pracy trochę na własne życzenie, starając się być prymusem wolnego rynku w sytuacji, gdy niekoniecznie była taka potrzeba. Następnie z tych możliwości w ogromnym stopniu korzystały krajowe firmy, które chciały w ten sposób zniwelować swoje deficyty kapitałowe.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Trzecia fala przypłynęła do Polski wraz z ostatnim kryzysem gospodarczym. Polska była wtedy nazywana „zieloną wyspą”, ale ten przydomek okupiliśmy sporymi wyrzeczeniami. Na przykład wprowadzono wtedy możliwość wydłużenia okresu rozliczeniowego czasu pracy z 4 do 12 miesięcy. Wydłużono także okres zatrudnienia przez agencję pracy tymczasowej w jednej firmie z 12 do 18 miesięcy. Początkowo przekonywano, że te wszystkie zmiany są wprowadzone jedynie na czas kryzysu, jednak, jak to zwykle bywa, zostały one z nami na dłużej. W 2013 roku zostały wprowadzone do kodeksu pracy na stałe. W tym czasie właśnie gwałtownie skoczył odsetek osób pracujących na umowach na czas określony, który obecnie jest w Polsce jednym z kilku najwyższych na świecie – co czwarty pracownik w Polsce pracuje na umowie czasowej.

Strategie oswajania niepewności

Uelastycznienie zatrudnienia w Polsce przyniosło szereg fatalnych skutków społecznych. Przede wszystkim przyniosło to dezorganizację życia, które wcześniej przebiegało według stabilnego schematu: nauka, aktywność zawodowa, emerytura. Obecnie pracownicy sprekaryzowani mają problem z planowaniem, wybieganie w przyszłość jest dla nich niezwykle trudne. Poza tym nadchodzi też bardzo szybko czas rozczarowań. Młodzi wchodzący na rynek pracy, wrzuceni w kierat tymczasowości, bardzo szybko zaczynają dostrzegać, że nadzieje, jakie wiązali ze zdobyciem wykształcenia, mogą okazać się płonne. Nadchodzi więc bardzo szybko okres zniechęcenia, co odbija się także na ich późniejszym życiu. Ten zawód, który spotykają już na początku swojej kariery zawodowej, prowadzi do „korozji charakteru”. Prekariusze zaczynają się zwyczajnie obawiać porażki życiowej, co w świecie nastawionym na rywalizację, w którym fetuje się zwycięzców, a przegranych w najlepszym razie przemilcza, może prowadzić do bardzo defensywnych strategii życiowych.

Jedną z takich defensywnych strategii może być odwlekanie decyzji o założeniu rodziny. Powstaje zjawisko „gniazdowania”, czyli przedłużanie okresu zamieszkiwania z rodzicami. Okres gniazdowania bywa w przeróżny sposób racjonalizowany, na przykład koniecznością odłożenia pewnych środków na mieszkanie lub zbudowanie sobie poduszki finansowej, niezbędnej do usamodzielnienia. Jednak jest on podszyty strachem przed porażką, a także poczuciem ciągłej niepewności.

Z powodu prekaryzacji cierpi również poziom zaangażowania politycznego oraz społecznego obywateli. Praca wśród prekariuszy często jest rozwleczona na cały dzień, dokonuje ekspansji na momenty dnia, które powinny być czasem wolnym. W takiej sytuacji ciężko jest znaleźć energię na obywatelskie zaangażowanie. Poza tym do głosu dochodzi zniechęcenie – młodzi prekariusze zawiedzeni warunkami i szansami życiowymi stają się wrodzy polityce i politykom, których uważają za przedstawicieli nieprzyjaznych im elit, winnych ich złej sytuacji. Oczywiście w takiej sytuacji powstaje też potencjał do buntu, który powinien wytworzyć energię obywatelską oraz chęć większego zaangażowania się w sprawy publiczne. Problem w tym, że bunt w sytuacji tak dużej niepewności może skłaniać ku politykom radykalnym oraz ku radykalnym metodom działania.

Czwarta fala

Nie uporaliśmy się jeszcze ze skutkami wcześniejszych trzech fal prekaryzacji, a nadeszła już czwarta fala, w postaci epidemii koronawirusa. Po pierwsze, gwałtowny wzrost bezrobocia, który nas czeka w nadchodzących miesiącach, obniży pozycję pracowników względem pracodawców. Będą więc oni skłonni przyjmować gorsze warunki pracy. Rządzący także będą bardziej podatni na wolnorynkowe dogmaty, według których uelastycznianie zatrudnienia oraz obniżki kosztów pracy to najprostszy sposób do rozruszania rynku pracy. Po drugie, niepewna sytuacja postepidemiczna oraz ryzyko nawrotu epidemii i powtarzających się gospodarczych lock-downów będą skłaniać przedsiębiorstwa do nacisków na dalsze uelastycznianie zatrudnienia, by móc reagować na ewentualne restrykcje i okresowe zawieszanie działalności.

By do niej nie dopuścić, potrzeba zmiany polityki rynku pracy na zdecydowanie bardziej aktywną. A także wzmocnienia związków zawodowych, rad pracowników czy rozszerzenia układów zbiorowych. Podwyższenie zasiłków dla bezrobotnych oraz usprawnienie publicznego pośrednictwa pracy jest niezbędne, by pracownicy w nowej, postepidemicznej rzeczywistości czuli się choć trochę pewnie.

Bez wsparcia instytucji publicznych „korozja charakterów” klasy pracującej jeszcze się pogłębi. Pracownicy staną się zastraszeni i zahukani, godząc się na każde warunki pracy, nawet takie, które zupełnie zdemolują im życie prywatne. Co może doprowadzić do szeregu fatalnych zmian społecznych, z katastrofą demograficzną na czele. Trzy pierwsze fale prekaryzacji przyniosły bardzo złe skutki, ale czwartej, jeśli nie zostanie ona w porę stłumiona, potencjalnie możemy już nie przetrwać jako realne społeczeństwo. W jego miejsce powstanie nad Wisłą jedynie zbiór jednostek tak jak w słynnym cytacie Margaret Thatcher.           

Narodowy Instytut Wolności – logo Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich – logo

Tekst przygotowany przez Instytut Spraw Obywatelskich w ramach projektu „Instytut Spraw Obywatelskich – łapiemy wiatr w żagle” sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 16 (2020)

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Rynek pracy Centrum Wspierania Rad Pracowników

Przejdź na podstronę inicjatywy:

Co robimy / Centrum Wspierania Rad Pracowników

Być może zainteresują Cię również: