Czy się buntujesz? Matrix i wirtualna rzeczywistość
Z Jackiem Gurczyńskim, autorem książki „C:\>Czym jest wirtualność. Matrix jako model rzeczywistości wirtualnej_”, rozmawiamy o tym, czego metaforą jest Matrix, dlaczego większość z nas wybiera pigułkę niebieską zamiast czerwonej oraz o tym, czy walka ma sens.
(Wywiad jest zredagowaną i uzupełnioną wersją podcastu Czy masz świadomość? pt. Matrix, Metaverse (FB) i bunt.)
Rafał Górski: Czego metaforą jest Matrix?
Jacek Gurczyński:
Jesteśmy bateryjkami zasilającymi nie tylko „wielki kapitał”. Żyjemy w świecie, w którym najważniejszą wartością jest zysk ekonomiczny.
Kapitał ma to do siebie (co zresztą wiemy już od czasów Karla Marxa), że akumuluje się w nieskończoność. Dotyczy to również każdego z nas – ile byśmy nie posiadali, to nie jesteśmy w stanie powiedzieć „dość”. Zawsze jest „coś”, co byśmy chcieli. Trudno jest uciec od tego, by naszego życia nie określały przedmioty.
Matrix to metafora naszego życia, które spędzamy w iluzyjnym, przez nas samych wymyślonym świecie – świecie, w którym najważniejsze są nowe sumy, wakacje na Bali, prywatne wyspy. Cały wysiłek artystów, filozofów, pisarzy okazał się niczym w porównaniu z potęgą marketingu. To bardzo smutne.
Jakie motto przybrała Pana książka „C:\>Czym jest wirtualność. Matrix jako model rzeczywistości wirtualnej_” i dlaczego właśnie takie?
Motto stanowią słowa Trinity wyszeptane Neo do ucha: The answer is out there, Neo. „Odpowiedź jest tam” – tak brzmią one po polsku, nie oddają one jednak owego „out there”, czyli „gdzieś tam, na zewnątrz”. Trinity mówi, że odpowiedzi trzeba szukać poza Matrixem, poza tym światem, w którym jesteśmy. Nie chodzi o to, żeby zmienić reguły Matrixa, tylko żeby wyjść poza ten zniewalający świat i zbudować zupełnie nowy. Najważniejszym przesłaniem filmu jest pokazanie, że można zakwestionować wszystko. Wszystko.
Neo zakwestionował istnienie otaczającego go świata. Musimy pamiętać, że cały nasz ludzki świat jest zbudowany na konwencji, a te zawsze można zmienić. Przytoczę tutaj mój ulubiony cytat Sida Viciousa, basisty zespołu Sex Pistols:
„Podkopujcie ich pompatyczne autorytety. Odrzucajcie ich prawa moralne. Waszym znakiem rozpoznawczym niech będzie anarchia. Róbcie tak wiele chaosu i zakłóceń, jak to tylko możliwe, ale nie pozwólcie wziąć się przez nich żywcem”.
Kiedy pozwalamy na to, aby te reguły całkowicie zapanowały nad nami, wtedy przegrywamy życie.
Dlaczego tak wielu wybiera dzisiaj niebieską pigułkę, a tak niewielu – czerwoną? [po zażyciu czerwonej pigułki można było poznać prawdę, niebieska pozwalała na dalsze życie złudzeniami – przyp. red.]
Nie wiem, czy można tu mówić o wyborze. Podobnie jak w filmie, gdzie tylko nieliczni mogli poznać prawdę, większość wie tylko o tej niebieskiej. Owa większość w ogóle nie ma pojęcia o tym, że czerwona pigułka istnieje. O ile jednak filmowym „geniuszem” był system Matrixa, to we współczesnym świecie jest nim marketing: reklama, promocja, sprzedaż, monetyzacja, marka, własność prywatna itd.
Marketing – oto najważniejsze słowo współczesnego świata.
Dodając do niego wszystkie determinanty biologiczne, genetyczne, społeczne, polityczne, ekonomiczne, psychologiczne i inne, trudno jest odnaleźć wybór, o ile w ogóle istnieje.
W książce wspomina Pan, że świat wirtualny to świat, w którym miejsce Boga zajmują komputery. Proszę rozwinąć tę refleksję.
W filmie jest to pokazane dość jasno: świat Matrixa zaprojektowały maszyny i to one decydują w nim o wszystkim. Spójrzmy na to trochę inaczej i zastanówmy się, do czego w ogóle potrzebujemy Boga. W życiu doczesnym Bóg jest gwarantem wartości. Nietzsche w czasach, gdy podstawowe wartości – takie jak współczucie, empatia, solidarność – ulegały erozji, stwierdził, że „Bóg umarł”.
Świat bez Boga to świat relatywizmu wartości.
Boga potrzebujemy również dlatego, aby zapewnił nam nieśmiertelność i to pomimo tego, że nasza codzienność jest trudna. Tak się złożyło, że żyjemy w świecie, w którym dzięki rozwojowi technologicznemu nieśmiertelność przestała być jedynie mrzonką. Pojawiły się rzeczywiste sposoby jej realizacji, a na pewno znacznego wydłużenia naszego życia. Jeżeli jednak nie zmienimy naszego świata, jego struktur społeczno-politycznych i ekonomicznych, i w dalszym ciągu rządzący będą myśleć przede wszystkim o zwiększaniu swoich przywilejów, a pieniądz i wartość ekonomiczna będą najważniejsze pomimo rosnących nierówności społecznych, wówczas nieśmiertelność może okazać się piekłem.
Mark Zuckerberg, szef korporacji Facebook, zaprezentował światu nową inicjatywę „Metawersum”. W jej ramach każdy z nas otrzyma swojego cyfrowego sobowtóra, za pośrednictwem którego będziemy mogli przenieść się do świata wirtualnego. Brzmi to właściwie jak pomysł rodem z „Matrixa”. Co Pan o tym sądzi?
Coraz większa część naszego życia przebiega w środowisku wirtualnym. Coraz więcej naszych codziennych aktywności związanych jest z wirtualnością. W zasadzie nie mamy już kontaktu ze światem naturalnym; oddzielają nas od niego kolejne symulakrie (jak mówił Jean Baudrillard). Pierwsza książka, jaka pojawia się w „Matrixie”, to właśnie „Symulakry i symulacja” Baudrillarda – pojawia się ona w scenie, kiedy Neo odwiedzają znajomi, m.in. dziewczyna z wytatuowanym białym królikiem. To, co proponuje Mark Zuckerberg, to w zasadzie przejaw dość oczywistego kierunku, w którym rozwijają się technologie informatyczne: w kierunku bardziej immersyjnych, trójwymiarowych, a jednocześnie oferujących nam możliwość korzystania z „innych zmysłów” technologii. Zasięg władzy marketingu wówczas znacznie się powiększy.
Jaki jest Pana ulubiony cytat z „Matrixa”?
Jest ich wiele, to zależy od dnia. Dzisiaj byłoby to „kocham cię” – jedne z najpiękniejszych słów świata – wypowiedziane przez Trinity do umierającego Neo, który po tych słowach zmartwychwstaje.
Tylko prawdziwa miłość może nas zbawić: nie potrzebuje wzajemności, nie jest więzieniem, wystarczy, że jest.
Myślmy o niej jak np. o miłości do dzieci. Współczesny świat robi wiele, by doprowadzić do utożsamienia miłości z seksem. To nieporozumienie. Henry Miller już dawno temu pisał, że aura tajemnicy otaczająca seks to w istocie zakamuflowana pustka. Tam nie ma absolutnie nic.
Agent Smith mówi do Neo: „Dlaczego pan to robi? Dlaczego pan wstaje i dalej walczy? Wierzy pan, że walczy o coś? O coś więcej niż życie? Powie mi pan, co to jest? Wie to pan? Czy to wolność? Prawda? A może pokój albo miłość? To wszystko złudzenia, kaprysy percepcji, ulotne twory słabego, ludzkiego rozumu, który szuka przyczyny bytu tam, gdzie nie ma sensu ani celu. Wszystkie te twory są sztuczne jak sam Matrix, choć tylko ludzki umysł mógł stworzyć to nudziarstwo: miłość. Pan chyba musi to widzieć. Nie ma pan szans, walka nie ma sensu, więc dlaczego pan się upiera?”. Neo odpowiada: „Bo tak wybieram”. Czy, Pana zdaniem, walka ma sens?
Walka tak, ale nie przemoc. Cytat, który Pan przytoczył, jest aktualny i to, co mówi agent Smith, próbuje nam się bardzo często powtarzać.
Próbuje się nam wmówić, że rzeczy takie jak „miłość”, „pokój” to złudzenia. To nieprawda – walka o takie rzeczy ma sens, o ile jest toczona bez agresji.
Agresja bowiem zawsze do nas wraca i robi to ze zdwojoną siłą. Kwestionowanie, niezgoda, próba zmiany – tak, ale nie przemoc.
Zmianę zawsze należy zaczynać od samego siebie. Później, jeżeli chcemy zmienić świat na lepsze, to absolutnie nie możemy dokonywać tych zmian agresją. Nie możemy traktować agresji jako narzędzia, skoro tak bardzo chcemy, aby zniknęła. Wszystkie rewolucje kończyły się klęską: niszczyły wartości, w obronie których występowały. Jeżeli więc chcemy zmienić nasz ludzki świat na lepsze, a każdy z nas może to robić, to musimy to czynić w sposób ewolucyjny, rozłożony na kilka pokoleń. Ocean składa się z kropli wody, a każda, nawet najdłuższa podróż rozpoczyna się od zrobienia pierwszego kroku.
Walka oznacza również bunt – o tym też opowiada „Matrix”. A jak Pan ocenia potencjał buntu dzisiaj, choćby wśród studentów, których Pan uczy filozofii?
Nie ma buntu. Zamiast niego jest chęć zajęcia jak najlepszego miejsca w Matrixie.
To jest ten rodzaj wyboru, którego dokonuje Cypher zostający znanym aktorem. Wygodniej jest iść drogą, którą idą inni. Bunt jest bardzo kosztowny emocjonalnie dla buntującej się jednostki. Większość buntowników przegrywa – udaje się nielicznym.
„Bunt jest naszym obowiązkiem” śpiewał punkowy zespół Karcer z lat 80. XX wiek. Dezerter w samej nazwie zespołu zawarł bunt. Guernica y luno ostrzegała: „Nie ma nas, jeśli się nie buntujemy!”.
To nie te czasy. Dzisiaj bunt jest stygmatyzowany, postrzegany jako coś bardzo niepoprawnego. Dlaczego mamy się buntować, skoro mamy demokrację, wolny rynek – skoro nic lepszego mieć nie możemy? Bunt oznacza występowanie przeciwko wartościom powszechnie uznanym za dobre.
Buntownicy próbujący naruszyć porządek tego świata są przestępcami.
Próbują zmienić to, co dobre, zamiast znaleźć w takim świecie swoje miejsce. Mówiąc inaczej: to nieudacznicy, którzy nie poradzili sobie w wolnorynkowych warunkach. Taka jest ogólna narracja i dlatego, być może, wśród studentów nie ma buntowników.
Co Pan chciałby przekazać naszym Czytelnikom w kontekście „Matrixa”?
Jeszcze raz chciałbym powtórzyć, że kwestionowanie istniejących reguł nie jest niczym złym. Przeciwnie: jest wręcz naszym obowiązkiem, bo tylko zmiana może doprowadzić nas do czegoś lepszego. Nie – umacnianie tego, co jest, ale zmiana.
Na koniec chciałbym przekazać, że najważniejszą wartością jest dobrostan każdej jednostkowej świadomości. Każdej, nie tylko nas, wybrańców żyjących w „pierwszym świecie”. Musimy pamiętać o chińskich dzieciach składających dla nas smartfony po 10 centów za godzinę, towarzyszące nam w kolejce do kina, o afrykańskich dzieciach, na których testuje się szczepionki.
Jesteśmy wybrańcami, bo żyjemy w „pierwszym świecie”, co stanowi tylko i wyłącznie kwestię przypadku.
Mogliśmy urodzić się na przykład kilkaset kilometrów dalej na wschód i żylibyśmy w świecie zupełnie innym.
Dziękuję za rozmowę.