Czy zamiast kupować, będziemy wypożyczać odzież?
Z dr hab. Małgorzatą Koszewską, prof. PŁ, rozmawiamy o recyklingu odzieży, konsumentach, społecznych i ekologicznych skutkach produkcji ubrań.
Małgorzata Jankowska: Jacy jesteśmy i jakie mamy nawyki, my, konsumenci XXI wieku?
prof. Małgorzata Koszewska: W tym przypadku trudno generalizować. Zachowania i nawyki konsumentów są bardzo zróżnicowane i zależą od wielu czynników, między innymi różnic kulturowych, poziomu rozwoju gospodarczego i wynikającej z niego zamożności społeczeństwa. Istotne są kwestie ekonomiczne, pozwalające na przejście od podstawowych potrzeb do tych wyższego rzędu, ale również to, jak długo w danym kraju dana grupa konsumentów pozostawała w trendzie tzw. konsumpcjonizmu, napędzanego przez promocję sprzedaży oraz sprzyjające jej modele biznesowe firm. Z pewnością w krajach zachodnioeuropejskich i w Stanach Zjednoczonych te procesy rozpoczęły się dużo wcześniej niż u nas w Polsce. Z jednej strony wychowanie konsumentów, którzy są bardzo nastawieni na kupowanie, jest moim zdaniem mocniej utrwalone w tamtych krajach, a z drugiej strony tam też wcześniej zaczęły pojawiać się trendy przeciwne, związane z ruchem slow-life, zero-waste czy generalnie ekologizacją konsumpcji.
Obecnie bardzo często mamy do czynienia ze ścieraniem się w tym samym społeczeństwie różnych przeciwstawnych postaw czy trendów. Mamy utrwalone zachowania konsumpcjonistyczne, poprzez działania marketingowe firm, promocję sprzedaży – czyli nagradzanie tego, że kupujemy więcej – praktyki celowego postarzania produktów, które sprawiają, że nie opłaca się nam naprawiać, a znacznie korzystniej jest kupować nowe rzeczy. Po drugiej stronie mamy zachowania przeciwstawne i bardzo aktywnie działające organizacje pozarządowe, dzięki którym następuje intensywne promowanie postaw proekologicznych. W konsekwencji rośnie grupa konsumentów, którzy chcą zmieniać swoje zwyczaje zakupowe na bardziej świadome i odpowiedzialne oraz bojkotować nieetyczne praktyki przedsiębiorstw. Rośnie także grupa konsumentów, którzy wierzą w siłę swoich działań, którzy są przekonani, że mogą coś zmienić, że ich głos jest ważny – co istotne, trendy te są coraz silniej dostrzegalne w Polsce.
Jeśli chodzi o polskie społeczeństwo, to my weszliśmy na ścieżkę konsumpcjonizmu, bezrefleksyjnego kupowania, a następnie równie bezrefleksyjnego wyrzucania niepotrzebnych już produktów, znacznie później niż konsumenci krajów zachodnioeuropejskich. Ja na przykład doskonale pamiętam sposób postępowania moich rodziców, dziadków – czymś bardzo nienaturalnym było to, że się bezrefleksyjnie coś wyrzuca, nie próbuje naprawić. Podam przykład mojego taty, który do tej pory nie potrafi wyrzucić starej rzeczy. Ten stary odkurzacz, czy kosiarkę będzie naprawiał ileś razy, co często kompletnie nie ma sensu, bo ona już nie będzie działać tak, jak działała. Jest uciążliwa w użyciu, ciągle się psuje. Z punktu widzenia użyteczności i kosztochłonności dalsza naprawa nie ma uzasadnienia, ale wyrzucenie przedmiotu, wciąż w pewnym sensie użytecznego, jest po prostu wbrew jego naturze. My jeszcze pamiętamy nasze babcie, które coś same robiły, szyły, naprawiały.
Wydaje mi się, że na szczęście dla nowych modeli biznesowych, zmierzających w kierunku gospodarki o obiegu zamkniętym, my jako społeczeństwo stosunkowo krótko byliśmy na ścieżce konsumpcjonizmu, ale był to z kolei proces bardzo intensywny. Przeciwstawny trend powrotu do racjonalnych i świadomych decyzji zakupowych, zwiększania wiary konsumentów w to, że jednak ich głos, ich działania, mają wpływ, i że to nie jest tak, że ich pojedyncze wybory niczego nie są w stanie zmienić – bo i tak wielkie korporacje będą robiły, co chcą – zaczął się u nas stosunkowo późno; ale także przebiegał niezwykle intensywnie w przeciągu ostatnich kilku lat.
Polski konsument jest coraz bardziej przekonany, że jednak ma wpływ, że jest w stanie coś zmienić, że jego głos się liczy. To jest zauważalna zmiana.
To cieszy, ale żeby nasze konsumenckie wybory w pełni okazały swoją wartość i celowość, potrzebna jest też reakcja ze strony producentów, ich przyłączenie się do tego działania, do recyklingu. Jak to wygląda w przemyśle odzieżowym, gdzie łatwo produkować tanio, szybko i byle jak. I to jest chyba nadużywane?
W przypadku dużych korporacji, marek o globalnym zasięgu, widać zmianę. Co prawda nadal jest wiele znaków zapytania, pojawiają się niespójności i działania, które powodują, że część konsumentów zaczyna wątpić w szczerość, faktyczne, proekologiczne działania i się zniechęca. Jednak możemy zaobserwować coraz częstsze strategiczne podejście przedsiębiorstw do tych tematów. Marki coraz mocniej komunikują, że są to kwestie dla nich istotne. Coraz częściej szukają rozwiązań, które pozwolą im wprowadzać pozytywne zmiany. Ale nie stanie się też tak, że nagle marka, która działała w systemie fast-fashion praktycznie od początku swojego istnienia, której model biznesowy potrzebuje dużej skali, dużych rynków zbytu, zmieni się w krótkim czasie. Nadal bowiem znaczna grupa klientów oczekuje przede wszystkim przystępnej ceny. Świadomość Polaków rośnie, ale wciąż jest to stosunkowo niewielka grupa odbiorców, zwłaszcza z punktu widzenia międzynarodowej korporacji. Nie oznacza to oczywiście, że nie należy wdrażania takich zmian od tych marek oczekiwać oraz że robią one wszystko, co można w tym zakresie.
Obserwuję profile marek w mediach społecznościowych. Obecnie bardzo często pojawiają się na nich na przykład debaty, które nie dotyczą tylko odzieży, ale mają na celu zwiększanie świadomości konsumentów, promowanie stylu życia w duchu slow-life czy zero-waste. Jeszcze dziesięć lat temu duże polskie marki raczej nie były zainteresowane takimi tematami, one dla nich nie istniały. Zmiany następują, choć może nie do końca takie, jakich byśmy oczekiwali, może w pewnych momentach są mało spójne – bo mamy debaty o slow-life, ale przychodzi Black Friday i następuje wysyp wyprzedaży nakłaniających nas do emocjonalnych zakupów.
Ja staram się jednak dostrzegać pozytywy. Firmy coraz większą uwagę przykładają do materiałów, z których odzież jest wykonana.
W sklepach marek fast-fashion możemy spotkać coraz więcej kolekcji wykorzystujących bardziej ekologiczne odmiany surowców np. kolekcje z bawełny organicznej, z certyfikatem GOTS (Global Organic Textile Standard). Co więcej, produkty tekstylne z certyfikatami GOTS czy Oekotex Standard 100 bez problemu możemy kupić w sklepach dyskontowych, takich jak Lidl, Biedronka czy PEPCO. Dla mnie to także wyraźny sygnał, że grupa konsumentów doceniających i poszukujących tego typu produktów powoli wychodzi ze swojej niszy do mainstreamu. Dodatkowo oprócz dużych marek o zasięgu globalnym na rynku powiększa się grupa marek małych, działających w znacznie mniejszej skali, ale rozwijających bardzo różnorodną ofertę. Do niedawna klienci poszukujący mody zrównoważonej mieli niewielki wybór. Teraz ta oferta jest znacznie szersza.
Wspomniała Pani o Gospodarce Obiegu Zamkniętego. Jak miałaby ona wyglądać w przemyśle odzieżowym?
Gospodarka o obiegu zamkniętym w dużym uproszczeniu zakłada racjonalne wykorzystywanie zasobów tak, aby ich wartość była zachowana możliwie długo, przy jednoczesnej minimalizacji wytwarzania odpadów oraz dążeniu do tego, aby zawarte w powstałych już odpadach surowce mogły zostać wykorzystane ponownie. Modeli biznesowych, które wpisują się w te założenia, jest sporo i producenci tekstyliów i odzieży zaczynają wprowadzać je w życie. Pozostaje pytanie, jak dalece konsumenci globalnie oraz konsumenci w Polsce będą otwarci na takie modele. Odniosę się tutaj do wyników badań, które udało mi się zrobić na reprezentatywnej grupie dorosłych Polaków, tuż przed wybuchem pandemii. Pytałam konsumentów o podstawowe zachowania, które wpisują się w model GOZ.
Pierwsza grupa zachowań to wybieranie odzieży, do której produkcji wykorzystano surowce odnawialne albo te pochodzące z recyklingu. Ponad 75 procent badanych nabywców odzieży odpowiedziało, że nigdy w ciągu ostatniego roku takiego zakupu nie dokonało. Co oznacza, że pozostałe niecałe 25 procent wybrało chociaż raz produkt, biorąc pod uwagę rodzaj surowca, z którego go wykonano. Czy to dużo, czy mało – trudno mi jednoznacznie ocenić. Wyniki na pewno pokazują, jak wiele pracy przed nami, zarówno po stronie przedsiębiorstw, jak i nabywców.
Drugi aspekt zachowań, sprzyjający rozwojowi GOZ, to rezygnacja z zakupu danego produktu ze względu na fakt wykonania go z surowców nieodnawialnych, ropopochodnych, takich jak na przykład konwencjonalny poliester. W tym przypadku rezygnację z zakupu zadeklarowało 30 procent badanych. Zdecydowanie bardziej pozytywny obraz dają wyniki badań dotyczące zachowań takich jak naprawianie, czy przekazywanie niepotrzebnych już ubrań np. rodzinie – kolejny sposób na to, aby odzież nie wylądowała szybko w śmietniku, zmieszana z niesegregowanymi odpadami, co uniemożliwi odzysk surowców – tego typu zachowania zadeklarowało już 58 procent pytanych.
Kolejna grupa działań, dzięki którym odzież może być dłużej w obiegu, to zakup odzieży używanej, czy to w sklepach second-hand, czy też poprzez platformy, które oferują możliwość sprzedaży lub zakupu odzieży z drugiej ręki. Jeszcze innym, nieco odmiennym segmentem w tym obszarze jest rynek odzieży vintage, zyskujący coraz większą popularność. Trend, który obecnie obserwujemy, to swojego rodzaju moda na kupowanie ubrań „z drugiej ręki”. Jeszcze do niedawna było to coś raczej wstydliwego, teraz postrzeganie kupowania używanych ubrań bardzo się zmieniło, stało się wręcz czymś modnym, a nie wstydliwym. Prowadzone badania oraz dostępne raporty pokazują bardzo intensywny wzrost rynku odzieży używanej, a prognozy wskazują, że drugi obieg będzie z czasem zyskiwał na wartości.
Jeszcze innym modelem biznesowym gospodarki o obiegu zamkniętym jest model „produkt jako usługa”.
Jest on rozwiązaniem pozwalającym na zmianę filozofii myślenia firm w kontekście generowania zysku. Trudno bowiem oczekiwać, że firmy, które dotychczas zarabiały na sprzedaży dużej ilości szybko psujących się produktów, zaczną troszczyć się o ich żywotność, niezawodność i możliwość ponownego wykorzystania, nie widząc w tym możliwości zarobku i zysków. Chyba że zmuszą ich do tego przepisy prawa, co tak na marginesie już powoli się dzieje, UE właśnie wprowadza tzw. prawo do naprawy – które ma ułatwić europejskim klientom naprawę sprzętów i sprawić, że będzie to bardziej opłacalne i przejrzyste. Wracając jednak do modelu „produkt jako usługa”, w jego założeniu konsumenci leasingują produkt lub płacą za niego według zasad modelu usługowego, a producenci, ponosząc całkowity koszt własności zasobów, muszą zmienić swoje dotychczasowe priorytety. Innymi słowy, im trwalszy produkt, tym dłużej firmy są w stanie na nim zarobić.
Jednym z częściej przytaczanych przykładów wdrażania tego modelu w praktyce biznesowej jest model „światło jako usługa” wprowadzony przez firmę Philips na lotnisku w Amsterdamie. Lotnisko płaci tylko za usługę oświetlenia terminalu, natomiast właścicielem wszystkich sprzętów i instalacji pozostaje Philips. Firma dba więc o ich utrzymanie i naprawę tak, aby jak najdłużej czerpać z nich zyski, a w przyszłości wykorzystać je także w innych obiektach. Ten sam model może świetnie sprawdzić się także w przypadku innych produktów, pod warunkiem jednak, że my, konsumenci, otworzymy się na niego i go zaakceptujemy.
Akurat w przypadku odzieży może u niektórych osób wzbudzać kontrowersje.
Ten model próbuje się wdrażać w różnych branżach, także odzieżowej. Drugi, najchętniej przytaczany przykład jego zastosowania z sukcesem rynkowym, dotyczy właśnie odzieży, a konkretnie dżinsów.
Założyciele firmy MUD JEANS zadali swoim klientom pytanie: „Czy musicie posiadać dżinsy na własność? Przecież tak naprawdę zależy wam na tym, żeby dżinsy użytkować”. Z powodzeniem wdrożyli model leasingowania dżinsów, w którym co miesiąc płaci się za ich używanie, a kiedy stają się niepotrzebne, można je zwrócić do firmy i wybrać nowe.
Taki model biznesowy pozwala firmie dodatkowo na efektywny i ekonomicznie opłacalny recykling. Producent z powodzeniem odzyskuje surowiec ze zwróconych już jeansów, posiada bowiem pełną wiedzę na temat ich składu, konstrukcji, sposobu wykończenia.
Jest to możliwe, ponieważ firma świadomie zastanawia się na etapie projektowania, doboru surowca, sposobu wykończenia tych dżinsów nad tym, co stanie się z nimi, kiedy przestaną być potrzebne, a to pozwala na efektywny i ekonomicznie uzasadniony proces recyklingu.
W tym momencie pojawia się pytanie, czy model, który odniósł sukces w Amsterdamie, ma szansę równie dobrze sprawdzić się w Polsce? Próbując odpowiedzieć na to pytanie, ponownie wrócę do wyników moich badań. Na pytanie, czy w ciągu ostatniego roku respondenci korzystali z opcji leasingu odzieży, czyli oferty polegającej na zakupie usługi użytkowania produktu, w zamian za opłatę np. comiesięczną 99,2% odpowiedziało – nigdy.
Spodziewałam się w tym przypadku takich wyników, ponieważ tego typu oferty na rynku polskim są rzadko spotykane, a świadomość ich istnienia bardzo mała. Spytałam jednak także o potencjalne zainteresowanie tego typu ofertą w przyszłości, w tym przypadku odsetek osób, które odpowiedziały, że w ogóle nie byłyby zainteresowane tego typu ofertą w przyszłości, wyniósł 78%, a 22% nabywców odzieży zadeklarowało zainteresowanie leasingiem odzieży.
Drugi model podobny do leasingu, ale częściej spotykany na rynku polskim to wypożyczanie ubrań. Tego typu oferta najlepiej się sprawdza w przypadku odzieży, która jest stosunkowo droga i rzadko używana, dość popularna usługa np. w przypadku sukni ślubnych. Na rynku pojawiają się jednak nowe firmy, których modele biznesowe opierają się na wypożyczaniu ubrań. Dobrym przykładem jest na przykład Biblioteka Ubrań, która powstała we Wrocławiu. Założycielki firmy wyszły od problemu bliskiego większości kobiet: „Mam szafę pełną ubrań, ale nie mam się w co ubrać”. Czy w takim wypadku jedyną opcją musi być szybki, nie zawsze przemyślany zakup nowej rzeczy? Biblioteka Ubrań działa jak zwyczajna biblioteka, tylko zamiast książek w ciągłym obiegu są różne ubrania, które wybieramy i wypożyczamy z internetowego katalogu na miesiąc lub tylko na weekend. Ubrania dostarcza oraz odbiera od nas kurier, a firma dba o to, aby były zadbane i czyste. Dodatkowo mamy pewność, że są to rzeczy unikatowe, nie ma więc ryzyka spotkania kogoś na imprezie w tej samej sukience.
W tym przypadku wyniki badań pokazały, że niemal 98% badanych nie skorzystało z usługi wypożyczenia odzieży w ciągu ostatniego roku, zaś niemal 76% nie byłoby także zainteresowana taką usługą w przyszłości, a pozostałe 24% byłoby taką ofertą potencjalnie zainteresowane.
Analiza moich oraz innych badań z tego obszaru pozwala mi stwierdzić, że w przypadku nowych modeli biznesowych, takich jak produkt jako usługa w odniesieniu do odzieży bardzo istotne jest jasne komunikowanie prośrodowiskowego wpływu tego typu działań, wyjaśnienia, dlaczego i w jaki sposób np. leasing odzieży może przyczynić się do zmniejszenia negatywnego wpływu tego przemysłu na środowisko naturalne.
Dla konsumentów ta zależność nie jest oczywista, a kiedy jej nie widzą, słabiej reagują. Drugi bardzo ważny argument, przemawiający do polskiego konsumenta to pozytywny wpływ na nich samych, ich najbliższych, na przykład wpływ proekologicznych tkanin na zdrowie użytkowników. W przypadku odzieży napotykamy tu na pewną barierę, tzn. znacznie łatwiej połączyć nam negatywny wpływ na nasze zdrowie np. żywności czy kosmetyków niż odzieży. Niewielu z nas ma świadomość tego, że tkaniny, ubrania, które nosimy, także mogą negatywnie wpływać na nasze zdrowie i samopoczucie.
Szczególnie jeśli się produkuje tanio i byle jak. W grę wchodzą chyba też stosowane środki chemiczne…
Oczywiście środki chemiczne stosowane na różnych etapach produkcji (cyklu życia odzieży) poczynając od sposobu pozyskania, wytworzenia surowca poprzez procesy wykańczania tkanin, a więc bielenie, farbowanie, apreturowanie itd. To wszystko może mieć potencjalnie negatywny wpływ na nasze zdrowie w zależności od tego, jakie substancje i w jakich stężeniach zastosowali producenci. Jeśli ma być tanio, szybko i efektownie, to niestety często także nie do końca bezpiecznie. Negatywne skutki, te które jesteśmy w stanie zauważyć gołym okiem, to np. alergie czy podrażnienia skóry.
Kilka lat temu ze studentami koła naukowego EcoResearch, którego byłam opiekunem, prowadziliśmy badania dotyczące bezpieczeństwa odzieży. Chcieliśmy dowiedzieć się, jaki jest poziom wiedzy i świadomości rodziców na temat potencjalnych zagrożeń zdrowotnych, związanych z użytkowaniem odzieży dla dzieci i niemowląt. Studenci badali, na co rodzice zwracają uwagę podczas zakupów odzieży, jak powszechna jest znajomość znaków i certyfikatów gwarantujących jej wysoką jakość i bezpieczeństwo, jakie nieprawidłowości najczęściej dostrzegają. Dodatkowo, dzięki możliwości przeprowadzania badań w laboratorium Katedry Materiałoznawstwa, Towaroznawstwa i Metrologii Włókienniczej naszej uczelni, studenci zbadali kilka losowo wybranych, dostępnych na polskim rynku ubranek dla dzieci różnych producentów pod kątem obecności metali ciężkich.
Badania wykazały obecność metali ciężkich w dwóch spośród czterech koszulek dla dzieci. Wykryte zostały niedopuszczalne, mogące zagrażać zdrowiu, zawartości ołowiu i miedzi. Wyniki tych badań oraz nasze wskazówki, na co zwracać uwagę podczas zakupu, spotkały się wówczas z szerokim zainteresowaniem mediów.
Mam więc nadzieję, że w ten sposób dołożyliśmy naszą cegiełkę do zwiększania świadomości konsumentów w tym obszarze. Myślę, że fakt, iż dzisiaj odzież i tekstylia ze znakami takimi jak OEKO-TEX® czy GOTS możemy kupić także w dyskontach, to sygnał, że kwestie bezpieczeństwa i ekologii odzieży stają się istotne dla coraz szerszego grona nabywców i przestają być czymś niszowym.
Rzeczywiście, tkaniny produkowane obecnie są bardzo zróżnicowane. Potrafią być niesamowite, na przykład te wytwarzane na potrzeby medyczne.
Po pierwsze nie sam surowiec jest zły, tylko sposób i skala, w jakiej go wykorzystujemy. Po drugie biorąc pod uwagę cały cykl życia produktu, nie do końca jest tak, że odzież wykonana z surowców naturalnych w ocenie środowiskowej jest znacznie lepsza niż ta z surowca syntetycznego czy sztucznego. I po trzecie wreszcie to dzięki połączeniu różnych surowców często jesteśmy w stanie uzyskać pożądane, innowacyjne i niezwykle cenne dla użytkowników własności odzieży czy innych produktów tekstylnych.
Faktycznie i w tym kontekście staram się zawsze ostrożnie podchodzić do bardzo kategorycznych, negatywnych ocen surowców syntetycznych czy sztucznych w kontraście do tych o pochodzeniu naturalnym. Tutaj nic nie jest czarno-białe.
Jako przykład podam odzież sportową. Dzięki temu, że możemy wykorzystywać nowoczesne włókna syntetyczne, często w połączeniu z włóknami naturalnymi, jesteśmy w stanie uzyskać właściwości użytkowe kluczowe na przykład dla sportowców. Sama bawełna, najbardziej popularny surowiec z grupy naturalnych, mimo wielu cennych zalet w tym przypadku nie sprawdziłaby się. W przypadku odzieży dla sportowców kluczowa staje się jej funkcjonalność. Podczas wzmożonej aktywności fizycznej materiał będzie tarł o skórę mocniej, będzie musiał się też zmierzyć ze zwiększoną produkcją potu i ciepła. Jeśli odzież odpowiednio szybko nie odprowadzi potu i ciepłego powietrza na zewnątrz, czy też będzie wywoływała podrażnienia skóry – sportowiec poczuje się wyjątkowo niekomfortowo, spadnie jego koncentracja i efektywność.
Dlatego tak jak już wspomniałam, jestem przeciwniczką ocen zero-jedynkowych: syntetyczne, sztuczne – złe, naturalne – najlepsze i niezastąpione. Wszystkie surowce mają swoje dobre i złe strony, które dodatkowo ujawniają się z rożną intensywnością w różnych etapach tzw. cyklu życia produktu, na co dodatkowo wpływa jeszcze szereg czynników, zależnych od zastosowanej technologii produkcji materiału oraz parametrów wytworzonej jego struktury. Istotne znacznie w ocenie środowiskowej mogą mieć na przykład takie parametry jak grubość przędzy.
Często oceniając ekologiczność danej odzieży, patrzymy tylko na etap produkcji, a przecież później jest etap użytkowania, który pod względem wpływu na środowisko też jest bardzo istotny, ponieważ czynności takie jak pranie, prasowanie, suszenie powtarzamy wielokrotnie. To, czy coś wyschnie szybko czy nie, czy coś łatwo się prasuje, czy usuniemy brud w niższej czy w wyższej temperaturze, czy coś będzie trwalsze czy nie – to są kluczowe aspekty, których często nie bierzemy pod uwagę, negatywnie oceniając surowce syntetyczne.
W mojej ocenie trudno wyrokować, który surowiec jest lepszy, a który gorszy w kontekście szeroko rozumianej ekologii. Wszystko zależy bowiem od jego przeznaczenia końcowego oraz szeregu innych czynników, pojawiających się na różnych etapach cyklu życia. Faktem jest natomiast to, że każdy z surowców ma swoje pozytywne i negatywne cechy, a większość konwencjonalnych surowców włókienniczych ma obecnie swoje bardziej ekologiczne odpowiedniki (np. bawełna konwencjonalna ‒ bawełnę organiczną, wiskoza – lyocell, poliester – PLA lub poliester z recyklingu). Powinniśmy więc wybierać te lepsze, proekologiczne alternatywy.
Dokładnie omawiam te kwestie w książce „Uszyte z klasą. Wyzwania społeczne i ekologiczne dla przemysłu tekstylno-odzieżowego”, w rozdziale dotyczącym właśnie roli surowców włókienniczych w zmniejszeniu negatywnego wpływu przemysłu odzieżowego na środowisko naturalne. Książka upowszechniana jest w otwartym dostępie, dlatego wszystkich zainteresowanych pogłębieniem tego tematu zachęcam do lektury.
Co Pani sądzi o etycznej modzie? Czy dużo jest takich firm w Polsce?
Ostatnio nie badałam przedsiębiorstw, tylko głównie konsumentów, ale obserwuję, słucham debat, wypowiedzi i dyskusji, w których biorą udział przedstawiciele etycznych marek. Myślę, że te firmy mają swoich odbiorców, którzy rosną w siłę i zachęca to nowe firmy do pójścia tą drogą. Na pewno zwiększa się grono coraz bardziej świadomych klientów, dociekliwych i lojalnych wobec marki, doceniających spójność i szczerość tego, co dana marka robi, co na przykład właścicielka lub właściciel sobą reprezentuje, jakie wartości wyznaje. To się naprawdę da wyczuć i zweryfikować, kiedy ktoś wypowiada się z pełnym zaangażowaniem. Ostatnio przysłuchiwałam się dyskusji dotyczącej certyfikacji ekologicznej. Dla małych lokalnych marek uzyskanie takiego certyfikatu jest trudne, wiąże się z ogromnym kosztem i wysiłkiem.
Okazuje się jednak, że dla klientów tych marek taki certyfikat jest drugorzędny. Bo klienci czują wiarygodność komunikacji, bo o cokolwiek się nie zapytają, otrzymują pełną, wyczerpującą odpowiedź. I widać, że osoba po drugiej stronie wie, o czym mówi. W kontraście do „sieciówek”, gdzie pytanie w sklepie o daną kolekcję czy certyfikat, często powoduje jedynie zakłopotanie personelu i brak jakichkolwiek wyjaśnień.
Ale wracając do pani pytania, tak jak już mówiłam, rynek etycznej czy może szerzej „zrównoważonej mody” rośnie w Polsce w siłę. Powstaje coraz więcej nowych lokalnych marek, dzięki czemu oferta staje się coraz ciekawsza i bardziej różnorodna. Bardzo dynamicznie rozwija się rynek odzieży używanej, także marki segmentu fast-fashion podejmują coraz więcej działań, a na pewno coraz szerzej komunikują aspekty związane ze zrównoważoną modą.
My, jako klienci, mamy więc w czym wybierać. Jednocześnie, mimo pozytywnych zmian, skala, udział w całości rynku odzieżowego segmentu mody zrównoważonej jest jednak wciąż niewielki. Moim zdaniem, jeśli chcemy to zmienić, musimy umieć docenić każdy nawet mały krok w dobrym kierunku, unikać kategorycznych ocen. Tego typu zmiany to trudny proces, wymagający indywidualnego podejścia i małych kroków. Są osoby, które są w stanie zmienić swój styl życia radykalnie i unikać kompromisów, ale są też takie, które zmuszone do radykalnych zmian, całkowicie ich zaprzestaną. Nie piętnujmy więc tego, że na przykład ktoś wykonał na razie mały krok w dobrym kierunku, bardziej świadomych zakupów, ale jednocześnie mimo wszystko skorzystał z jakiejś promocji, i my oczekujemy od niego poczucia winy. To indywidualne wybory i indywidualne tempo zmian. Owszem, możemy też powiedzieć, że jesteśmy w takim miejscu i czasie, że nie można zbytnio zwlekać i jedynie radykalne zmiany są w stanie wyprowadzić nas na prostą.
Boję się jednak, że zbyt radykalne działania powodują zahamowanie rozprzestrzeniania się trendu w szerszym zakresie. Mówmy więc, że są jeszcze lepsze rozwiązania, ale nie skreślajmy tego, co mimo że niedoskonałe daje jednak dużo dobrego i ma szansę na objęcie swoim zasięgiem dużo większej liczby osób, nie tylko tych najbardziej świadomych, ale też tych umiarkowanych.
Siłą rzeczy zaczynam mówić o zachowaniach konsumentów, ale myślę, że w przypadku przedsiębiorstw sytuacja jest podobna, tylko ciężar odpowiedzialności, zwłaszcza tych o zasięgu globalnym, znacznie większy.
Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:
Przejdź do archiwum tekstów na temat:
# Ekologia # Ekonomia Chcę wiedzieć