„Daj jej etat w domu”

Odkurzanie, zmywanie naczyń, prasowanie – prowadzenie domu to ciężka praca, warta 1200 złotych.

Jeśli praca jest ciężka, dlaczego więc za nią nie płacić? Bo, że jest ciężka, nikt chyba nie zaprzeczy.

Zupa sama się nie gotuje

Na przykład pranie mężowskich skarpet, bluzeczek córki, spodni syna. Przygotowywanie śniadania na cztery osoby, robienie kanapek do szkoły, a później obiadu. Wcześniej – pościelenie łóżek, starcie kurzu z półek. – Prace domowe nie robią się same – zauważają organizatorki kampanii informacyjno-edukacyjnej na rzecz docenienia pracy domowej kobiet przy Instytucie Spraw Obywatelskich.

Prace domowe nie robią się same. Wykonują je najczęściej kobiety, które dla dobra rodziny zrezygnowały z kariery zawodowej. I nie jest ich mało. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika bowiem, że na początku 2007 roku było ich ponad 1,5 miliona, czyli o 30 procent więcej niż w latach ubiegłych. I te ponad półtora miliona Polek – zdaniem feministek – pracuje za darmo.

Budżet tego nie wytrzyma

– Zajęcia domowe są konkretną pracą – mówiła Magdalena Strzelczyk z ISO podczas jednego z wielu happeningów organizowanych w największych miastach w kraju. – I to pracą, której wartość można wyliczyć – dodała i tłumaczyła, że mężczyzna na prace domowe poświęca dziennie niecałe 3 godziny, że kobieta aż 7, czyli ponad 48 godzin tygodniowo, a to dużo ponad tradycyjny etat. Ile więc jest warte prowadzenie domu? Z wyliczeń instytutu wynika, że miesięcznie 1200 złotych właśnie, a z obliczeń GUS-u, że 1100 zł w przypadku kobiet aktywnych zawodowo, a 1300, gdy robi to gospodyni domowa.

– Paranoja! Idiotyzm! – krzyczą mężczyźni. – I jakie kosztowne – dodaje ktoś inny. 1200 złotych dla półtora miliona kobiet to… prawie dwa miliardy złotych miesięcznie wydanych z budżetu państwa!

– Na szczęście to tylko akcje, a nie pomysł rządowy – zauważa internauta, podpisujący się nickiem „mąż”. Na razie. Przynajmniej na razie, choć są już osoby, które w tej sprawie zabierają głos.

Jak trawa na wiosnę

Publicystka Magdalena Środa, kiedyś pełnomocnik rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, zauważa, że kiedy mówi się o pracy domowej kobiet, nikt się tym nie interesuje, bo… – To tak, jakby mówić, że trawa na wiosnę staje się zielona. Traktuje się ją jak coś naturalnego. Jeśli kobieta zostaje w domu, to dzieci mówią: moja mama nic nie robi, moja mama nie pracuje. A przecież każda osoba, która zajmuje się wychowaniem dzieci i prowadzeniem gospodarstwa domowego wie, że jej praca jest nienormowana, ciężka i odpowiedzialna.

A politycy? Niektóre posłanki popierają pomysł płacenia pensji paniom domu, inne nie. – W Skandynawii od lat taka praca jest wyceniana. Dlaczego więc nie miałoby tak się dziać u nas? – pyta Grażyna Ciemniak (SLD). – Kobieta powinna być samodzielna, niezależna finansowo, bez względu na to, czy poświęca się karierze, czy wychowaniu dzieci. W małżeństwie różnie bywa…

– Ile więc taka pensja powinna wynieść? – No, nad tym to już należałoby się dłużej zastanowić. Ale kto wie, może przedstawimy taką propozycję kolegom z innych klubów?
Innego zdania jest posłanka Teresa Piotrowska (PO). – Rozumiem, że paniom, które pracują zawodowo, należałoby dopłacać do pensji 1200 złotych? To absurd!

Źródło: Gazeta Pomorska, 30.05.2007

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

Dom to praca

Przejdź na podstronę inicjatywy:

Co robimy / Dom to praca

Być może zainteresują Cię również:

tekst_waglowski

Samokształcenie dla demokracji

Piotr Waglowski

Ustawa o służbie cywilnej przewiduje, że dyrektor generalny urzędu może skierować członka korpusu służby cywilnej mającego wykształcenie prawnicze na aplikację legislacyjną. W 2011 r. zaproponowałem,…