dr Beata Mikuta
Pracę domową kobiet analizowała Pani na potrzeby swojej pracy doktorskiej, która w końcu lat 90. wydobyła to zagadnienie na światło dzienne w naszym kraju. Kobiety dowiedziały się oficjalnie, że to, co robią w domu, ma wartość średniego krajowego wynagrodzenia, które wynosiło wówczas ok. 2 tys. zł. To ważny argument dla poprawy samopoczucia kobiet i zmiany nastawienia, bo jako prawdziwą pracę traktuje się zwyczajowo tylko czynności zawodowe wykonywane poza domem.
Wiele się nie zmieniło od tego czasu, bo tradycyjne podejście do pracy domowej kobiet nadal istnieje. W swojej pracy doktorskiej próbowałam sprawdzić, czy metody badania pracy domowej stosowane już dużo wcześniej w Kanadzie i Zachodniej Europie, sprawdzają się w naszych warunkach. Oparłam się na szacunku czasu potrzebnego do wykonania różnych prac domowych w środowisku miejskim i wiejskim, a poszczególnym czynnościom przypisałam konkretny zawód z jego średnią stawką godzinową w tamtym okresie. To pozwoliło na oszacowanie wartości pracy domowej, która okazała się być zbliżona do wysokości średniej płacy, jaka wówczas była w gospodarce. Miałam ogromną satysfakcję, że nie była to praca wyłącznie na półkę, ale wzbudziła zainteresowanie gremiów zajmujących się tą problematyką. Może faktycznie wiele kobiet poczuło się dowartościowanych, gdy uświadomiły sobie, ile wypracowują w swoim gospodarstwie, jaką wymierną wartość wnoszą swoją pracą, albo ile oszczędzają, wykonując domowe czynności same, nie kupując odpowiadających im usług.
Minęło parę lat i nic nie zmieniło się, jeśli chodzi o jakąkolwiek gratyfikację za pracę domową. Nie najlepiej też bywa z z rodzinnym uznaniem i podziałem obowiązków…
Doświadczam tego sama, siedząc przez pewien czas w domu, wykonując te wszystkie żmudne czynności, których efekty nie zawsze są widoczne i doceniane. Chciałabym usłyszeć, że coś dobrze zrobiłam. Dla mnie jest to sytuacja przejściowa, ale doskonale rozumiem kobiety, które pracują wyłącznie w domu i mają ogromną potrzebę, aby doceniono to, co robią dla swojej rodziny. Zdarzyło się też kiedyś, że mój mąż przez dwa lata, od poniedziałku do czwartku, pełnił podwójną rolę. Dopiero po pewnym czasie przyznał, że było to dla niego bardzo trudne. Gdy ja jestem w domu, nie musi zajmować się co najmniej połową rzeczy – nie myśli o tym, że trzeba nakarmić córkę, pomóc w lekcjach, sprawdzić, czy ma wszystkie rzeczy potrzebne do szkoły, sprzątnąć, napełnić lodówkę, nastawić pranie itd. To są czynności wiecznie powtarzające się, których efekty nie trwają długo. A w tym wszystkim chciałoby się jeszcze mieć czas na zabawę z dzieckiem, na spokojną, wieczorną rozmowę czy jakąś rozrywkę.
Co zrobić, żeby kobiety nie czuły się niedocenione?
Muszą dokonać się zmiany w świadomości społecznej, żeby zaczęto doceniać tę pracę. Trzeba zacząć od wychowywania dzieci, uświadamiania im, jak ważna jest praca mamy w domu, ile pieniędzy zostaje dzięki niej w budżecie domowym, bo nie trzeba nikomu płacić za jej wykonanie. Nie mówiąc już o tym, że mama daje uczucie, którego nikt inny nie zapewni. Trzeba też wdrażać dzieci – dziewczynki i chłopców – do pomocy w domu, zerwać z tradycyjnym podziałem na obowiązki kobiece i męskie. W młodych małżeństwach już jest z reguły inaczej, ale gdy rodzi się dziecko, i kobieta zostaje w domu, wszystkie obowiązki spadają na nią. Mąż czuje się z nich zwolniony, skoro ciężko pracuje poza domem i zarabia na rodzinę. Kobieta też pracuje, ale często czuje się na garnuszku męża.
Jak można to zmienić, poza podziałem obowiązków w rodzinie?
Na pewno przydałyby się jakieś formy finansowej gratyfikacji, które uniezależniłyby kobiety, ale obawiam się, że w obecnej sytuacji ekonomicznej kraju nie jest to możliwe i jeszcze długo nie będzie. Ważne byłoby objęcie kobiet wychowujących dzieci systemem emerytalnym, ale do tego potrzebna jest przebudowa mentalności społecznej, uświadomienie wagi tej sprawy, uzyskanie powszechnej akceptacji. Trzeba też pomyśleć o zabezpieczeniu materialnym kobiet przy rozwodzie, aby żona za lata pracy, jaką wykonywała dla męża, miała od niego jakąś gratyfikację, nie zostawała z niczym. Także podwyższyć renty czy emerytury, jakie żona otrzymuje po śmierci męża. Trzeba szukać rozwiązań i wprowadzić je w życie, gdy pozwoli na to sytuacja.
Rozmawiała: Hanna Dziarska
dr Beata Mikuta – autorka pracy doktorskiej „Studia nad wartością pracy domowej w mieście i na wsi”.