Dzień bez telefonu
O tym, co maszt telekomunikacyjny w twojej kieszeni ma wspólnego z twoim zdrowiem, o (nie)cyfryzowaniu naszego życia oraz o debacie „pięciu na jednego”.
15 lipca obchodzimy Światowy Dzień bez Telefonu Komórkowego. To dobra okazja, żeby wspomnieć o książce „Od lekarza do kucharza”. Autorką jest Dorota Myłek, dr n. med., specjalistka w zakresie alergologii i dermatologii, która zakładała Polski Komitet Upowszechniania Karmienia Piersią w 1990 roku. Od 1995 roku jest jedynym polskim członkiem naukowym prestiżowej alergologicznej organizacji naukowej: American College of Asthma, Allergy and Clinical Immunology za zasługi w rozwoju alergologii światowej. Zaangażowana w działania European Academy of Allergy and Clinical Immunology oraz Polskiego Towarzystwa Alergologicznego. Była też członkiem zarządu szwajcarskiej Fundacji do spraw Badania Naukowego Alergii w Europie współpracującej z Europejską Akademia Alergologii i Klinicznej Immunologii. Jednym słowem dr Myłek ma doświadczenie i wiedzę o przyczynach chorób, w przeciwieństwie do różnej maści szarlatanów i demagogów.
Dlaczego wspominam Dorotę Myłek przy okazji Dnia bez Telefonu? Ponieważ jest ona jednym z nielicznych polskich lekarzy, który zauważa problem promieniowania elektromagnetycznego (PEM), zwanego potocznie elektrosmogiem, i nie boi się publicznie przed nim ostrzegać.
Ponad pół wieku doświadczenia w zakresie leczenia pacjentów oraz niezależność od politycznych, naukowych i biznesowych grup interesu pozwala Myłek mówić, m.in. to, że na powstawanie chorób wpływ mają też „negatywne pola elektromagnetyczne generowane przez otaczające nas wynalazki: telewizory, telefony, komputery, mikrofalówki, lodówki, pralki i inne urządzenia oddziaływujące na nasze pola elektromagnetyczne. To dlatego nie powinno się pozwalać używać komórek dzieciom do 6-7 roku życia. Nie powinno się pozwalać na przebywanie małych dzieci przed komputerem i telewizorem przez więcej niż 2 godziny dziennie. Dostępne są badania udawadniające szkodliwość generowanych przez te urządzenia pól elektromagnetycznych – największa w sferze psycho-emocjonalnej, ale też odpornościowej. W miastach dochodzi do tego działanie tysięcy pól generowanych przez urządzenia energetyczne i przemysłowe”.
Jeśli nosisz maszt telekomunikacyjny (czytaj: smartfon) w swojej kieszeni lub posiadasz wieżę telefonii komórkowej (czytaj: ruter) w swoim mieszkaniu, i chcesz pogłębić wiedzę na temat elektrosmogu polecam też książkę „Disconnect: A scientist’s solutions for safer technology” („Odłączenie: Naukowe rozwiązania dla bezpieczniejszej technologii”). Dr Devry Davis, autorka książki, epidemiolog, prezes Environmental Health Trust, przedstawia dowody wpływu PEM, na powstawanie nowotworów mózgu, uszkodzenia DNA oraz zaburzenia płodności. Ponadto „krytykuje przemysł telekomunikacyjny za ignorowanie tych zagrożeń oraz za manipulowanie badaniami naukowymi w celu zminimalizowania ryzyka” – czytamy w serwisie amazon.com.
Strategia (nie)cyfryzacji państwa
20 czerwca 2024 roku uczestniczyłem w otwartych konsultacjach społecznych strategii cyfryzacji państwa na PGE Narodowym. Na stronach rządowych czytamy, że były to „największe w historii Polski konsultacje społeczne na temat cyfryzacji”. Miałem okazję spotkać się z wicepremierem i ministrem cyfryzacji Krzysztofem Gawkowskim oraz jego zastępcami: Dariuszem Standerskim, Pawłem Olszewskim i Michałem Gramatyką.
Ciekawostka: w konsultacjach uczestniczyła Jolanta Jaworska, dyrektorka korporacji IBM Polska. Tak, tego IBM, który dostarczał Hitlerowi maszyny do zautomatyzowanego ludobójstwa. Opisał to ze szczegółami Edwin Black w książce „IBM i Holocaust. Strategiczny sojusz hitlerowskich Niemiec z amerykańską korporacją”. Ciekawe, czy pani dyrektor zna tę ciemną kartę historii swojej firmy.
W ramach konsultacji zabrałem głos w czterech dyskusjach. W panelu „Cyfrowe państwo” spytałem (od 38:50), czy w strategii obywatele znajdą odpowiedź na pytanie „Czego cyfryzować nie powinniśmy?”.
To bardzo ważne, z jednej strony z uwagi na szaleństwo cyfryzacji wszystkiego, a z drugiej strony – ważne w kontekście cyberbezpieczeństwa nas, obywateli i naszego państwa. Kontekstem mojego pytania mogą być np. obecność Rosjan w systemach amerykańskich elektrowni atomowych i dążenie lobby banków i korporacji do likwidacji gotówki. Podobnego pytania nikt na konsultacjach nie zadał.
W dyskusji „Cyfrowe kompetencje i kadry” zaznaczyłem (od 44:15), że najlepszą strategią na upowszechnienie pozytywnych postaw dotyczących higieny cyfrowej jest wdrożenie przez Ministerstwo Edukacji Narodowej postulatu Instytutu Spraw Obywatelskich ograniczenia używania telefonów na terenie szkół oraz wprowadzenie edukacji technologicznej. Nie chodzi tu jednak o edukację technologiczną w rozumieniu grup lobbingowych typu Związek Cyfrowa Polska i CEE Digital Coalition. Chodzi o edukację, która jest zagrożeniem dla zysków korporacji. Chodzi o edukację technologiczną w rozumieniu Neila Postmana, profesora w Katedrze Kultury i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Nowojorskim. W 1999 roku, w książce „W stronę XVIII stulecia”, Postman pisał tak: „(…) edukacja technologiczna nie polega na uczeniu młodzieży, jak używać komputera. Czterdzieści pięć milionów Amerykanów zorientowało się, jak to robić, bez jakiejkolwiek pomocy ze strony szkoły. Jeśli szkoły nie wezmą się do tego w ciągu najbliższych 10 lat, każdy będzie umiał korzystać z komputera, ale nikt nie będzie wiedział, jakie są psychologiczne, społeczne i polityczne efekty wprowadzenia nowych technologii, począwszy od samochodów, przez filmy, aż po telewizję. To jest temat, który powinien być podstawowym zagadnieniem w szkołach. Wymaga on odrobiny wiedzy o historii technologii, o zasadach zmiany technologicznej oraz przemianach ekonomicznych i społecznych wymuszanych przez technologie. Chcemy, by nasi uczniowie żyli mądrze w społeczeństwie technologicznym, lecz nie wiem, jak można to osiągnąć, jeśli będą nieświadomi pełnego znaczenia i kontekstu zmian technologicznych”.
I jeszcze jedno ostrzeżenie od autora „Technopolu” i „Zabawić się na śmierć”: „Nie sprzeciwiam się podłączeniu klas szkolnych do Internetu lub udostępnianiu uczniom komputerów osobistych, pod warunkiem, rzecz jasna, że szkoła ma mnóstwo pieniędzy; to znaczy, że dobrze płaci nauczycielom, jest w stanie zatrudnić tylu nauczycieli, by zredukować w istotny sposób liczbę uczniów w klasie, i nie brakuje jej najnowszych książek. Chodzi mi o to, że jeśli chcemy uczynić edukację technologiczną częścią programu kształcenia, celem takiego kroku winno być nauczanie młodych, jak używać technologii, w przeciwieństwie do bycia używanym przez technologię. A to oznacza, że muszą wiedzieć, jak stosowanie technologii wpływa na społeczeństwo, w którym żyją, oraz na ich własne życie. Zaniedbaliśmy tę kwestię w przypadku telewizji i, obawiam się, zaniedbujemy w przypadku technologii komputerowych”.
Wracając do konsultacji społecznych, postulowałem utworzenie Cyfrowego Funduszu Korkowego (CFK) na wzór Funduszu Korkowego. CFK powinien stanowić wyodrębnione w budżecie państwa środki, pozyskiwane od dilerów cyfrowych narkotyków – korporacji sprzedających ekrany (np. Samsung czy Apple), usługi telekomunikacyjne (np. Orange, Play, T-Mobile) czy reklamy (np. Google, Meta/Facebook, X (Twitter)). Pieniądze pochodzące z tych źródeł rekomendujemy w całości przeznaczać na przeciwdziałanie problemom wynikającym z uzależnień dzieci od telefonów, m.in. na programy profilaktyki w zakresie higieny cyfrowej i lecznictwa, a więc ochrony zdrowia dzieci.
Z kolej na debacie „Nowe technologie. Sztuczna inteligencja, technologie przełomowe” zachęcałem (od 1:05:10) Ministerstwo Cyfryzacji do zapoznania się z postulatami Koalicji „Stop Zabójczym Robotom” i do monitorowania rozwoju broni autonomicznej. Polska powinna sprzeciwiać się tej technologii zabierając głos na arenie międzynarodowej.
Na stronach rządowych przeczytałem, że „wnioski ze wszystkich paneli uwzględnimy w pracach nad strategią cyfryzacji Polski”. Czekam więc z zaciekawieniem na strategię i uwzględnienie w niej postulatów Instytutu Spraw Obywatelskich.
Na koniec dziękuję Ministerstwu Cyfryzacji za stworzenie dobrych warunków do debaty. Były one o niebo lepsze niż 22 grudnia 2023 roku, kiedy to miały miejsce pierwsze konsultacje społeczne. Pamiętam, jak w ten piątkowy, zimowy poranek, na miejscu w ministerstwie dowiedziałem się, że z uwagi na brak miejsca na sali mogę obejrzeć konsultacje na telebimie w korytarzu ministerstwa. Gdy spytałem, co się stało, że nie dostałem o tym informacji wcześniej, urzędnik przekazał mi, że wysłana została do mnie o tym informacja e-mailem po 19:00 w czwartek. Zaskoczony tą absurdalną odpowiedzią, spytałem do której pracuje się w Ministerstwie Cyfryzacji. Kiedy usłyszałem, że do 15:00 spytałem, dlaczego nowy rząd wymaga ode mnie sprawdzania e-maila po 15:00. Na koniec powiedziałem, że on-line to ja mogę sobie obejrzeć konsultacje w domu, a nie na korytarzu ministerstwa, i wróciłem pociągiem do Łodzi.
Edukacja domowa (nie)cyfrowa
Z kolei 28 czerwca 2024 roku zabrałem głos podczas konferencji „Edukacja (nie)domowa – Rewolucja czy ewolucja polskiej szkoły?” zorganizowanej przez Fundację Edukacji Domowej. W panelu „Nowe technologie w edukacji — szansa czy zagrożenie?” mówiłem o zagrożeniach ze strony smartfonów i naszej kampanii obywatelskiej „Ratuj dzieci przed telefonami!”. Moimi dyskutantami byli przedstawiciele biznesu: Krzysztof Kaszuba (Google), Konrad Wierzchowski (Dell), Marcin Paks (Learnetic), Rafał Lew-Starowicz (EdTech Poland) oraz Artur Rudnicki (Microsoft). Pierwszy raz miałem okazję publicznie porozmawiać z dilerami cyfrowych narkotyków.
Podczas debaty z ust moich adwersarzy usłyszałem zgrane już dla mnie banały o tym, że „od technologii nie uciekniemy”, „technologii nie zatrzymamy”, „same technologie mogą być wykorzystane do rzeczy dobrych i złych”, „o bezpiecznym korzystaniu z technologii”, „nikt i nic nie zatrzyma tej rewolucji”, „bez technologii już sobie nie poradzimy”, „o powrocie telefonów na korbkę”.
Gdy słuchałem, jak przedstawiają swój światopogląd (a czasu na słuchanie miałem sporo, bo debata trwała około 60 minut, a ja zostałem dopuszczony do wypowiedzi „aż” jeden raz, i ten mój głos trwał „aż” 5 minut), więc, gdy tak słuchałem i widziałem rozbawienie i uśmiechy na twarzach moich rozmówców, to w pewnym momencie przypomniał mi się Stanisław Ignacy Witkiewicz i jego „Niemyte dusze”.
W rozdziale „Uśmiech kretyna” Witkacy pisał tak: „Zawsze jakaś sfera mojej działalności była w danej epoce mego życia w cieniu uśmiechu kretyna (…) – i dlatego tak bardzo rozumiem doniosłość tego zjawiska, które rozszerzone do tych rozmiarów co u nas, nabiera cech grozy społecznej: prowadzi do bezpłodnej malkontencji, zlekceważenia każdych oryginalnych poczynań (na tle tego, że każdy Polak au fond drugim Polakiem troszeczku pogardzowuje), do uznania tylko tego, co przyjdzie już z zagraniczną marką (…), do wyśmiewania się z bezinteresownej walki o idee, do zakatrupienia w zarodku każdej samodzielnej myśli, do ogólnego spsienia i zgównienia wszystkiego, kretyn pokryje swym uśmiechem wszystko (…). Ale często jest ten sposób reakcji na wszystko (tj. uśmiech kretyna) nie programowym draństwem, tylko po prostu nieuświadomionym kompleksem niższości”.