Felieton , Książka

„Dziury w ziemi. Patodeweloperka w Polsce”– recenzja

plac budowy
fot. Ernst Lund z Pixabay

„Dziury w ziemi. Patodeweloperka w Polsce” Łukasza Drozdy to książka na tyle intrygująca, by zaciekawić czytelnika wrażliwego na problemy polskiego mieszkalnictwa. Nie dostarcza mu jednak gotowych recept na próbę powstrzymania patodeweloperskich kombinacji, nadużyć i przekrętów.

Książkę Łukasza Drozdy polecono mi w bibliotece – bez namysłu wypożyczyłem, gdyż o patodeweloperce chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, niż można wyczytać w medialnym obiegu. Felietonowy styl autora jest przystępny i nie nudzi. Drozda umiejętnie okrasza swoje wywody przykładami z życia, a ciekawość czytelnika sprawia, że książkę czyta się niezwykle szybko. Tytułowe dziury to po prostu sprzedawane klientom za duże pieniądze małe mieszkania w blokach istniejących dopiero na wizualizacjach – jeszcze przed wbiciem pierwszego szpadla w mazowiecką łąkę czy krakowski pagórek.

W toku lektury czytelnika opadają jednak wątpliwości.

Opowieści autora o przykładach patodeweloperki są smakowite, anegdotyczne i bulwersujące, ale nie układają się w usystematyzowany wywód, z którego może płynąć głębsza wiedza.

To raczej dywagacje na przeróżne tematy związane z nieprawidłowościami polskiego rynku mieszkaniowego, dobre na cykl felietonów, jednak już niekoniecznie wystarczające na książkę. „Dziury w ziemi…” nie są uporządkowaną analizą procesów wyradzania się polskiego rynku mieszkaniowego, nie dostarczają też przykładów reprezentatywnych dla Polski od Bałtyku po Tatry. To raczej zbiór anegdot mogących utwierdzić czytelnika w niechęci do wszelkich deweloperów i budowlańców (obszernie i krytycznie opisane jest np. przedsiębiorstwo Józefa Wojciechowskiego), spomiędzy wierszy bez trudu daje się wyczytać poglądy autora. Drozda nie waha się przytaczać nazwisk znanych polityków związanych niegdyś z intratną branżą deweloperską – Barbary Blidy czy Andrzeja Halickiego.

Paradoksalnie, „Dziury w ziemi. Patodeweloperka w Polsce” dostarcza również wiedzy, jak omijać prawo budowlane. Prowincjonalny deweloper może zakrzyknąć podczas lektury – o, tego fajnego numeru nie znałem! Książka Drozdy jest trochę jak kryminał, w którym mnożą się zbrodnie, a brakuje policjanta czy detektywa, który stawiłby czoła występkowi.

Do dobrych pomysłów na politykę mieszkaniową trudno bowiem zaliczyć cytowane pomysły Joanny Erbel, rodem z socjalistycznej utopii, na bloki z malutkimi lokalami własnościowymi, za to z dużą przestrzenią wspólną. To się nigdy nie sprawdza! Czytelnik chciałby bliżej poznać mechanizmy wzrostu cen usług i materiałów budowlanych, przyczyny fiaska kolejnych programów rządowych mających poprawić dostępność mieszkań, a otrzymuje luźne dywagacje i dość nierówny wagowo dobór przykładów ilustrujących kolejne problemy.

Komu mogę polecić „Dziury w ziemi…”? Na pewno osobom zupełnie niezorientowanym, co wyrabia się obecnie w polskim budownictwie mieszkaniowym. Może także lokalnym politykom, by nie wiązali się tak ochoczo z patodeweloperami, bo to zaszkodzi ich wizerunkowi. Może studentom socjologii, architektury, gospodarki przestrzennej, by w swoich studenckich pracach twórczo i bardziej naukowo rozwinęli zasygnalizowany temat. A na pewno wszystkim, którzy rozważają zakup mieszkania na podstawie pięknych, marketingowych haseł i wizualizacji apartamentowców niczym z propagandowych broszurek Świadków Jehowy.

okładka książki Łukasz Drozda. Dziury w ziemi

Łukasz Drozda, Dziury w ziemi. Patodeweloperka w Polsce, Wydawnictwo Czarne, 2023

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 174 / (18) 2023

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekonomia # Polityka

Być może zainteresują Cię również: