E. Richard Brown: Medycyna Rockefellera. Służba zdrowia i kapitalizm
Na przykładzie USA E. Richard Brown szczegółowo opisuje proces przejścia od medycyny naturalnej, której podstawą był kontakt lekarza z pacjentem, do tzw. medycyny proceduralnej, odwołującej się do badań naukowych, a w istocie dążącej do zysku i władzy. Przedstawiając narodziny i rozwój nowoczesnej medycyny, wskazuje na zasadniczą rolę, jaką w jej powstaniu odegrała Fundacja Rockefellera oraz Frederick T. Gates, główny doradca Rockefellera i pomysłodawca medycznych kampanii prowadzonych przez Fundację (z mat. wydawcy).
Wydawnictwu Wektory dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji. Zachęcamy do lektury całej książki.
Wstęp
Obecny kryzys służby zdrowia ma swoje źródła w historii dwóch, związanych z sobą zjawisk – współczesnej medycyny i kapitału korporacyjnego. Gremia oraz grupy wpływów, które ukształtowały system opieki zdrowotnej, już u jego początków zasiały ziarna kryzysu, przed którym obecnie stoimy.
Przedstawiciele zawodów medycznych oraz inne grupy interesu skupione wokół systemu opieki zdrowotnej usiłowały wykorzystać medycynę do osiągnięcia swoich wąsko rozumianych korzyści, zarówno ekonomicznych, jak i społecznych. Fundacje i inne instytucje związane z korporacjami dopilnowały, aby medycyna służyła ich korporacyjnym interesom.
Sprzeczności pomiędzy celami, punkty zapalne, ekonomiczne i polityczne siły – wszystko to ukształtowało system, w jakim dziś się znaleźliśmy. System, który – jak się okazuje – jest niewydolny, jeśli chodzi o zaspokajanie zdrowotnych potrzeb społeczeństwa. Jego najbardziej widoczne problemy to wysokie i stale rosnące koszty oraz niska dostępność opieki zdrowotnej w Stanach Zjednoczonych. W 1979 roku wydatki na służbę zdrowia sięgnęły 200 miliardów dolarów, co oznacza prawie tysiąc dolarów w przeliczeniu na każdą kobietę, mężczyznę czy dziecko. W chwili obecnej [książka ukazała się w 1981 roku – przyp. red.] na opiekę zdrowotną wydaje się więcej pieniędzy niż kiedykolwiek wcześniej; w 1980 roku wydatki na służbę zdrowia dwukrotnie przewyższyły te z 1950.
Koszty te są pokrywane z naszych podatków, ubezpieczeń zdrowotnych oraz bezpośrednio z naszych kieszeni. Wydatki publiczne, z których cztery na każde dziesięć dolarów przeznaczanych jest na służbę zdrowia, są finansowane z naszych podatków. Prywatne ubezpieczenia medyczne czy też bezpośrednie wpłaty to z kolei trzy z każdych dziesięciu dolarów. Nieważne, jak będziemy liczyć – cała kwota 200 miliardów dolarów pochodzi z pracy społeczeństwa. Prezydent Carter oszacował, że przeciętny pracownik amerykański jeden miesiąc w roku pracuje tylko po to, aby pokryć koszty systemu opieki zdrowotnej[1].
W ogólnym odczuciu tak wielkie fundusze powinny owocować sprawnym systemem służby zdrowia, a jednak ledwo można mówić o dostępie do podstawowych usług. Lekarzy pierwszego kontaktu – lekarzy ogólnych, pediatrów, internistów czy ginekologów – jest jak na lekarstwo. Lekarze i szpitale znajdują się w „lepszych” dzielnicach miast, podczas gdy prowincja oraz mniej ekskluzywne części miasta są niemal pozbawione placówek opieki medycznej. Dla milionów Amerykanów objętych programem Medicaid (subsydialny program rządowy zapewniający pomoc ubogim) rzeczywista pomoc jest trudno dostępna, a traktowanie pacjentów jest tak nieprzyjemne, jak w obskurnych przychodniach, które program ten miał rzekomo zastąpić.
Zarówno klasa średnia, jak też warstwy ubogich mają jednak jedno wspólne doświadczenie – jest to oczekiwanie na wizytę u lekarza w długich kolejkach, które są jedną z przyczyn utrudnionego kontaktu z lekarzem.
Zamiast więc stworzyć sprawny i przyjazny ludziom system opieki zdrowotnej, Medicare i Medicaid napędzają tylko wzrost kosztów, równocześnie zmuszając Amerykanów do korzystania z prywatnego sektora usług medycznych, który zawsze jest chętny, aby zarobić każdą, nawet najmniejszą kwotę, i który inwestuje w rozwój, technologię, wysokie płace – i przynosi zysk.
Drugi problem, o którym mówi się nieco mniej, to stosunkowo mały wpływ opieki medycznej na ogólny stan zdrowia społeczeństwa. Pomimo bardzo wielu innowacyjnych systemów diagnostyki, leków i technik operacyjnych nie jesteśmy społeczeństwem tak zdrowym, jak byśmy oczekiwali po tych medycznych cudach. Są nawet tacy, jak na przykład filozof Ivan Illich[2], którzy oskarżają medycynę o to, że czyni nas słabszymi – fizycznie, politycznie i kulturowo – niż bylibyśmy bez niej. Wiele analiz wykazało, że jeśli chodzi o społeczne funkcje zawodów medycznych, wysoce rozwinięta technologia w medycynie ma często odwrotnie proporcjonalny wpływ na nasze zdrowie, wręcz niekorzystnie oddziaływując na istotne z prozdrowotnego punktu widzenia środowisko społeczne i uwarunkowania kondycji fizycznej[3]. Zamiast uwalniać nas od cierpienia i chorób, medycyna rozwija w sobie szkodliwe elementy, które przybierają na sile wraz z dokonującym się w niej postępem technologicznym.
Dlaczego koszty utrzymania opieki zdrowotnej wzrosły tak gwałtownie? Dlaczego, choć wszędzie pełno medycyny, służba zdrowia stała się tak bardzo niedostępna? Jak mogło dojść do sytuacji, w której medycyna stała się tak wyrafinowana w sensie technicznym ale niewrażliwa, a nawet szkodliwa w sferze społecznej?
Można by powiedzieć, że jest to nieodłączna cecha społeczeństw industrialnych o wysoko rozwiniętej technologii, ale byłoby to zbyt daleko idące uproszczenie. Według zwolenników takiego stanowiska, industrializacja i technicyzacja naturalnie kreują ograniczenia i stwarzają problemy, które domagają się odpowiednich dla siebie rozwiązań. Socjolog medyczny, David Mechan twierdzi, że problemy kosztów, organizacji i dylematów etycznych są typowe dla państw wysoce uprzemysłowionych i wyciąga stad wniosek, iż „standardy, jakie stawia technologia medyczna oraz rozwój nauki będącej podstawą dla współczesnej medycyny, skłaniają do uniwersalnych rozwiązań organizacyjnych, pomimo silnych różnic ideologicznych”[4]. Illich w podobnym tonie twierdzi, że „patogenna medycyna jest rezultatem nadprodukcji przemysłowej”[5]. Zgodnie z tym poglądem technologia żyje własnym życiem, narzucając swoje uwarunkowania zarówno jednostkom, jak i całym społeczeństwom. Koncentrując się na ogólnych wzorach organizacji przemysłowej i rozwoju techniki, autorzy analiz wysnuwają wniosek, że technologia i uprzemysłowienie to uniwersalne, deterministyczne siły.
Taki determinizm technologiczny pomija konkretną historię, w której społeczeństwo i technologia wchodzą ze sobą w relację. Technologia oraz ustrój gospodarczy nieustannie wpływają na siebie w dialektycznym procesie wzajemnych oddziaływań. Jednostki i grupy posiadające zasoby i kontrolujące proces produkcyjny, bynajmniej nie zależąc od „neutralnej” technologii, prowadzą politykę innowacyjności w taki sposób, aby służyła ich własnym celom i zarazem nie pozwalają, żeby zyskiwały na tym inne grupy interesu. Owe innowacje mogą pozostawać w sprzeczności z szerzej rozumianym interesem społecznym, mogą nawet powodować czyjąś krzywdę. Pojawienie się maszyn i fabryk zagroziło nie tylko autonomii, ale nawet przetrwaniu ekonomicznemu niezależnych rzemieślników. Szpitale i ich drogie wyposażenie przywiązują wielu pracowników służby zdrowia do monotonnego zawodu i pochłaniają fundusze, które mogłyby zostać przeznaczone na zapewnienie dostępu do przychodni większej liczbie pacjentów. Ci, dla których ten sposób organizacji służby zdrowia jest niekorzystny, powinni się mu sprzeciwić i domagać się zamian. Pracownicy mogą zrzeszać się w związki i częściowo przejmować kontrolę nad sposobem świadczenia usług. Społeczeństwa mogą organizować się w celu ograniczenia ekspansji szpitali i wymusić tworzenie łatwiej dostępnych przychodni.
Podsumowując, gospodarczo-polityczna organizacja społeczeństwa określa kierunki rozwoju technologii, ta zaś z kolei kształtuje społeczeństwo, które zmienia zarówno technologię, jak i relacje gospodarczo-polityczne[6].
W książce tej postaram się ukazać naukową i technologicznie zaawansowaną medycynę nie jako siłę determinującą współczesną służbę zdrowia, ale jako narzędzie wykorzystywane przez członków zawodów medycznych oraz korporacje do realizacji ich własnych celów.
Jednostki i grupy, które dysponują zasobami, wykorzystują je do rozwoju określonych obszarów medycyny. Jednocześnie, wpływając na kierunki medycyny, czerpią z niej określone korzyści ekonomiczne i społeczne. A zatem skupiają się na tych obszarach, które przyniosą im najwięcej korzyści. W Stanach Zjednoczonych medycyna wkroczyła w wiek rozwoju w tym samym czasie, w którym rynek został zdominowany przez wielkie korporacje.
W miarę rozwoju kapitalizmu korporacyjnego zmianie uległo wiele instytucji społecznych, i opieka zdrowotna nie była wyjątkiem. Korporacyjny sposób organizacji gospodarki wpłynął nie tylko na kulturę czy sposób organizacji przemysłu, ale również na decyzje osób, które działały na rzecz tej formy kapitalizmu. Nie sugeruję tutaj bynajmniej spiskowego charakteru tych działań. Chodzi raczej o prostą zależność, polegającą na tym, że klasa czy też grupa, która posiada, zarządza i czerpie zyski z nieproporcjonalnej do swojej liczebności części zasobów, w równie znaczący i nieproporcjonalny sposób wpłynie na inne dziedziny życia społecznego.
Elity klasy korporacyjnej – przede wszystkim główni udziałowcy korporacji i główni menadżerowie wielkich firm – naturalną koleją rzeczy starają się zapewnić przetrwanie systemu kapitalistycznego oraz utrwalenia swojej pozycji. W przypadku medycyny korporacje, działając głównie poprzez różne organizacje dobroczynne, obrały strategię przystosowywania służby zdrowia do potrzeb społeczeństwa kapitalistycznego. Przedstawiciele elit korporacyjnych są przekonani, że ich cele są zbieżne z interesem społecznym, tak samo jak kiedyś byli przekonani, że skumulowanie bogactwa w rękach prywatnych i zarządzanie nim przez nieliczne jednostki przyczyni się do rozkwitu całego społeczeństwa. W książce tej, na podstawie zarówno publicznych, jak i prywatnych wypowiedzi osób, które miały największy wpływ na kształt współczesnego systemu służby zdrowia, przyjrzymy się wnikliwie stworzonym przez nich w erze postępu strategiom i zbadamy motywy, które nimi kierowały. Opiszemy i przeanalizujemy interesy i strategie zawodów medycznych i korporacji; te, które rozwijały się niezależnie od siebie oraz te wspólne – przynajmniej do czasu, kiedy weszły w konflikt. Zobaczymy również, jak stopniowo rząd uległ tej strategii, przyjmując ją za swoją.
Korporacje wywarły olbrzymi wpływ na medycynę, ale oczywiście nie przejęły nad nią absolutnej kontroli. Wolny rynek w służbie zdrowia wykształcił pewne określone grupy interesu – dziś można wymienić lekarzy, szpitale, firmy ubezpieczeniowe, firmy farmaceutyczne oraz produkujące sprzęt medyczny – a każda z tych grup walczy o swoje miejsce na rynku i szuka sposobu, aby osiągnąć sukces finansowy. Szerzej ujęta klasa biznesowa stoi niejako „ponad” tymi grupami interesu, starając się kontrolować i koordynować działania państwowego lewiatana, niemniej jednak jej głównym zadaniem jest dbanie o interes prywatnych spółek, który polega między innymi na czerpaniu zysków z zaufania, jakim cieszy się medycyna oraz funkcji, jakie spełnia w kulturze. Zależności i sprzeczności, które łączą i dzielą korporacje oraz medyczne grupy interesu, dogłębnie kształtują treść i sposób organizacji współczesnego systemu opieki zdrowotnej.
LEKARZE
W dobie uprzywilejowania zawodów medycznych trudno sobie wyobrazić, że jeszcze pod koniec ubiegłego wieku były one nisko opłacalne i nie zapewniały wykonującym je osobom wysokiego status społecznego.
Nie istniał wówczas jeszcze konsensus dotyczący teorii schorzeń, medycyna nie zawsze była skuteczna w zapobieganiu i leczeniu chorób, nie była też podzielona na specjalizacje. Istniejące wówczas organizacje zawodowe nie miały żadnej kontroli nad tym, kto zostanie dopuszczony do wykonywania zawodu lekarza. Lekarze jako grupa zawodowa znajdowali się gdzieś w dolnej średniej dochodów i zarabiali od kilkuset do kilku tysięcy dolarów rocznie i nie cieszyli się szczególnym poważaniem społecznym. Do lat trzydziestych XX wieku medycyna znalazła się jednak w rękach organizacji zawodowych, które przejęły kontrolę nad branżą poprzez system licencjonowania i akredytowania szkół medycznych i praktyk. Kontrolowano również poszczególne działania lekarskie przez powoływanie towarzystw lekarskich. „Medycyna” na tym etapie oznaczała już praktykę kliniczną wykonywaną przez absolwentów szkół, które kształciły według naukowej, klinicznej i badawczej orientacji określanej przez Amerykańskie Towarzystwo Medyczne oraz sławny raport Abrahama Flexnera dla Carnegie Foundation. Ci, którzy nie spełniali kryteriów, byli wykluczani z praktykowania. Lekarze stopniowo zaczynali się rekrutować tylko z klas średniej i wyższej. Średni zarobek lekarza w 1929 roku wynosił 3 758 dolarów, czyli więcej niż przeciętne uposażenie nauczyciela college’u, ale mniej niż pracownika Yale University oraz mniej niż inżyniera mechanika[7] Pensje i wpływy lekarzy rosły jednak szybko, a zawody medyczne zyskiwały coraz wyższy status.
W latach siedemdziesiątych XX wieku lekarze dalej pięli się w górę po szczeblach drabiny społecznej. Średnie roczne zarobki praktykującego lekarza, czyli 63 tysiące dolarów w 1976 roku, plasują go w kilku górnych procentach piramidy przychodów. Już w 1939 roku przeciętna pensja lekarza była dwa i pół razy większa od zwykłej pensji innego pracownika pełnoetatowego, ale do 1967 roku ta różnica zwiększyła się ponad pięciokrotnie. Lekarze znaleźli się pod względem zarobków obok sędziów Sądu Najwyższego. W ostatnim zaś badaniu opinii publicznej, respondenci wyrazili do nich zaufanie większe niż do pracowników wielu innych amerykańskich instytucji, takich jak szkolnictwo wyższe, rząd (to akurat nie dziwne) czy religia instytucjonalna[8].
Wzrost „produktywności” był istotnym czynnikiem, który pozwolił lekarzom na podniesienie pensji, statusu społecznego i wpływów. Lekarze jako grupa zawodowa przejęli całkowitą kontrolę nad dostępem do zawodu lekarza oraz zdecydowali o wyodrębnieniu zawodów pokrewnych, które przejęły zadania mało wymagające i nisko dochodowe. Biorąc pod uwagę gwałtowny rozwój medycyny, coraz więcej pracy mogło spoczywać na barkach innych pracowników służby zdrowia. Na początku XX wieku lekarze stanowili dwie trzecie pracowników sektora zdrowotnego. Dziś, spośród 4,7 miliona pracowników profesji medycznych, tylko jeden na dwunastu jest lekarzem. Lekarze stali się raczej menedżerami opieki zdrowotnej niż jej bezpośrednimi dostarczycielami.[9]
W tej roli lekarze przeniknęli z prywatnych praktyk do szpitali, placówek naukowych, rządu i innych instytucji. Obecnie jedna czwarta lekarzy jest zatrudniona w jednej z takich instytucji, podczas gdy w 1931 roku ich odsetek na stanowiskach niezwiązanych z leczeniem wynosił zaledwie 10 procent. Tacy lekarze nie mają zbyt wielu wspólnych interesów z medykami praktykującymi we własnych gabinetach, nie okazują też czynnego wsparcia Amerykańskiemu Towarzystwu Medycznemu (ang. AMA)[10]
Kiedy jednak lekarze znaleźli się już na szczycie hierarchii profesji medycznych, od razu zaczęli zaciekle walczyć o utrzymanie swojej pozycji. Przez długi czas nie byli zagrożeni przez pomniejsze zawody, jeśli nie brać pod uwagę ostatnich prób zabrania głosu w sprawach opieki nad pacjentami podejmowanych przez pielęgniarki.
Lekarze toczyli walkę przede wszystkim ze szpitalami, firmami ubezpieczeniowymi, szkołami medycznymi, fundacjami, rządowymi agencjami i innymi środowiskami, którym zależało na nieco bardziej zracjonalizowanym systemie opieki zdrowotnej – takim, który byłby bardziej spójny wewnętrznie i bardziej wydajny, jeśli chodzi o najbardziej kosztowne usługi. Konflikt, który wybuchł, toczył się pomiędzy zrzeszonymi lekarzami praktykującymi w swoich gabinetach, nazwanych przez Roberta Alforda „monopolistami zawodowymi” oraz tymi, którzy chcieliby usystematyzować służbę zdrowia w duchu biurokratyczno–biznesowych zasad organizacji (w terminologii Alforda „korporacyjni racjonalizatorzy”)”.[11]
INNE GRUPY INTERESU
Walcząc o wpływ na sposób funkcjonowania służby zdrowia, mając przede wszystkim na celu obronę własnych interesów, szpitale, zwłaszcza te zrzeszone w Amerykańskim Stowarzyszeniu Szpitali (ang. AHA), usiłują prezentować się jako „oczywiste centrum” każdego zracjonalizowanego systemu opieki medycznej[12]. Szpitale już dawno odeszły od modelu azylu dla ubogich chorych i umierających, stając się w XX wieku warsztatem pracy lekarza i zajmując istotne miejsce w nowoczesnej służbie zdrowia jako major locus technologii medycznej. Ponieważ lekarze są coraz bardziej uzależnieni od techniki, szpitale zaczynają pochłaniać coraz większą część zasobów finansowych przeznaczonych na służbę zdrowia. Prywatne i państwowe ubezpieczenia zdrowotne (czyli składki zdrowotne) stały się stabilnym źródłem dochodu, umożliwiając szpitalom zakup nowoczesnego sprzętu.
Łącząc siły, szpitale stały się dużym graczem służby zdrowia, pochłaniając 40 procent rocznych nakładów przeznaczonych na opiekę zdrowotną.
Blue Cross i Blue Shield (,,Blues”) [organizacje oferujące ubezpieczenia zdrowotne – przyp. tłum.], założone w latach trzydziestych i czterdziestych przez stowarzyszenia szpitalne i towarzystwa medyczne, razem z ubezpieczalniami komercyjnymi, obsługują 30 procent wydatków na zdrowie publiczne, głównie w powiązaniu z centrami przyszpitalnymi. Stały się przez to potęgą ekonomiczną odpowiadającą ich sile finansowej.
Firmy ubezpieczeniowe to stosunkowo nowy głos w koncercie korporacyjnych racjonalizatorów. Od ponad pół wieku są z nami natomiast szkoły medyczne. Są co prawda prowadzone przez lekarzy, stanowiąc źródło rozrostu tej grupy zawodowej oraz będąc przestrzenią badań i rozwoju dla przemysłu zdrowotnego, jednak nierzadko interesy szkół są sprzeczne z interesem prywatnych praktyk lekarskich. W XIX wieku szkoły były źródłem zarobku dla niewielkiej grupy prowadzących je lekarzy. Przez większą część XX wieku, jako część pionu uniwersyteckiego, finansowo są powiązane z różnymi fundacjami, a także od czasów I wojny światowej – z rządem. Przez krótki okres trwający mniej więcej od 1900 roku do I wojny światowej naukowo zorientowane szkoły medyczne wraz z AMA wspólnie stworzyły front domagający się rozszerzenia wpływów medycyny naukowej. Potem jednak te dwa gremia znów obrały osobne drogi – AMA promowała dominację i pozostawienie wpływów finansowych w rękach prywatnej praktyki, szkoły medyczne zaś opowiadały się za bardziej zracjonalizowaną opieką medyczną, gdzie lekarze stanowiliby rodzaj kadry zarządzającej.
Szpitale, firmy oferujące ubezpieczenia zdrowotne i szkoły medyczne mają więcej powodów niż indywidualnie praktykujący lekarze, by promować wysokonakładową, zracjonalizowaną służbę zdrowia. Podczas gdy rozwój technologii pozwolił lekarzom na zwiększenie dochodów, dla szpitali, szkół i ubezpieczalni stanowi on ich rację bytu. Technologia medyczna wymaga wysokich nakładów finansowych, przez co automatycznie staje się argumentem za koniecznością racjonalizacji zasobów, a więc za centralizacją i koordynacją kapitału, usług, wydatków, przychodów i personelu.
FUNDACJE I PAŃSTWO
Poza wyżej wymienionymi grupami są jeszcze dwie potężne siły – rząd i fundacje – które wywierają ogromny wpływ, naciskając na racjonalizację opieki medycznej. Chociaż od II wojny światowej główne decyzje podejmuje rząd, to jednak duży wpływ na amerykańską medycynę miały fundacje, zwłaszcza w latach 1900–1930, czyli w okresie, który miał zadecydować o jej przyszłym kształcie. Źródłem ich wpływów były pieniądze, jakimi dysponowały i jakie hojnie, choć z rozmysłem, przeznaczały na poszczególne programy, wspierając konkretne rozwiązania. Zarówno fundacje, jak też kolejne rządy działały inaczej niż lobby lekarskie, szpitalne, ubezpieczeniowe, szkolne czy farmaceutyczne. Ogromne sumy, które wydatkowały – a było to około 300 milionów dolarów od roku 1910 do końca lat trzydziestych od samych fundacji oraz wiele miliardów dolarów od rządu federalnego w okresie powojennym, jeśli liczyć tylko wydatki na badania medyczne i kształcenie – nie służyły ich własnemu wzbogacaniu się. Niniejsza książka zawiera tezę, że zarówno fundacje, jak i rząd służą w tym względzie interesom pewnych grup związanych z medycyną, jednakże dzieje się tak wyłącznie dlatego, że zbiegają się one z interesami liczniejszej klasy – wielkich korporacji. Jak wykaże analiza faktów, programy fundacji w XX wieku miały na celu bezpośrednio rozwój i wzmocnienie instytucji, które poszerzają zasięg i władzę systemu kapitalistycznego w jego oddziaływaniu na społeczeństwo.
Głównym celem fundacji finansujących medycynę było rozwinięcie takiej opieki medycznej, która mogłaby stanowić podstawę dla społeczeństwa kapitalistycznego, oraz zracjonalizowanie i ułatwienie dostępu do służby zdrowia tym, którzy powinni taki dostęp uzyskać, a wszystko to jak najmniejszym kosztem, by nie naruszać zbytnio środków publicznych. Cele te w sposób naturalny wytworzyły sprzeczności. Zrazu fundacje przyjęły cele i strategie tożsame z celami zawodów medycznych, ale wkrótce odrzuciły tę wąską perspektywę interesów i zaczęły wzmacniać również szkoły medyczne i szpitale oraz pomagać im w zdominowaniu służby zdrowia. Do czasów II wojny światowej, kiedy to rola państwa na dobre została osadzona w ramach kapitalistycznej gospodarki, rząd federalny przejął wiodąca rolę fundacji w medycynie, kontynuując podstawową strategię przyjętą wcześniej przez fundacje przez przeszło dwie dekady i otwierając w tym celu swój przepastny skarb.
E. Richard Brown, Medycyna Rockefellera. Służba zdrowia i kapitalizm, Wektory, 2021
Przypisy:
[1] „New York Times”, 26 kwietnia 1977
[2] Ivan llich, Medical Nemesis, The Expropriation of Health, New York: Pantheon, 1976.
[3] Zob. np. Rene Dubos, Mirage of health, New York: Anchor Books, 1959; Marc Lalonde, A New Perspective on the Health of Canadians, Ottawa: Government of Canada, 1974; A.L. Cochrane, Effectiveness and Efficiency: Random Reflections on Health Services, London: Nuffield Provincial Hospital Trust, 1972; Rick J. Carlson, The End of Medicine, New York: John Wiley, 1975; Howard B. Waitzkin, Barbara Waterman, The Exploitation of Illness in Capitalist Society, Indianapolis, Ind.: Bobbs-Merrill, 1974; John Ehrenreich, The Cultural Crisis of Modern Medicine, New York: Monthly Review Press, 1978.
[4] David Mechanic, The Growth of Bureaucratic Medicine, New York: John Wiley, 1976, s. 42; tenże, Politics, Medicine, and Social Science, New York: John Wiley, 1974, rozdz. 3.
[5] Illich, Medical Nemesis, s. 211.
[6] Zob. doskonałą krytykę industrializmu i determinizmu technologicznego w: Robin Blackburn, A Brief Guide to Bourgeois Ideology; A. Cockbumand, R. Blackburn, Student Power, Baltimore: Penguin, 1969, s. 163–213; krótkie omówienie w książce Davida Noble’a, America by Design – Science, Technology, and the Rise of Corporate Capitalism, New York: Knopf, 1977, zwłaszcza we Wstępie; krytyka industrializmu Vincenta Navarry w recenzji książki Illicha: Navarro, Medicine Under Capitalism, New York: Prodist, 1976, s. 103–131.
[7] William Weinfield, Income of Physicians, 1929–1949, „Survey of Current Business” 31 lipca 1951, s. 11; Maurice Leven, The Incomes of Physicians: An Economic and Statistical Analysis, Committee on the Costs of Medical Care, nr 24, Chicago: University of Chicago Press, 1932, s. 88.
[8] Zachary Y. Dyckman, A Study of Physicians’ Fees, Washington, D.C.: President’s Council on Wage and Price Stability, marzec 1978, s. 74–75; Ankiety Harrisa opublikowane w „Newsweek” 10 grudnia 1973, s. 45, „New York Times”, 12 czerwca 1977, s. 55. Por. Navarro, Medicine under Capitalism, s. 135–169.
[9] Na temat prymatu lekarzy zob. Victor R. Fuchs, Who Shall Live? Health, Economics, Social Choice, New York: Basic Books, 1974, rozdz. 3; Eliot Freidson, Profession of Medicine: A Study of the Sociology of Applied Knowledge, New York: Dodd, Mead and Co., 1970; Barbara Ehrenreichand, John Ehrenreich, Medicine and Social Control, [w:] J. Ehrenreich, Cultural Crisis, s. 39-79.
[10] Herman M. Somers, Anne R. Somers, Doctors, Patients, and Health Institutions: The Organization and Financing of Medical Care, Washington, D.C.: Brookings Institution, 1961, s. 42; Physician Distribution and Medical Licensure in the United States, 1974, Chicago: AMA, 1975, s. 66; Harry T. Paxon, Why Wesley Hall Ripped into the AMA Hierarchy, Medical Economics”, 3 stycznia 1972, s. 25-42, 101.
[11] Robert Alford, Health Care Politics: Ideological and Interest Group Barriers to Reform, Chicago: University of Chicago Press, 1975.
[12] Anne R. Somers, Health Care in Transition, Chicago: Hospital Research and Educational Trust, 1971, rozdz. 3 przedstawia perspektywę AMA.