Rozmowa

Elektrowrażliwość – choroba, przekleństwo czy konsekwencje wyborów?

internet rzeczy
Designed by macrovector / Freepik

Z Pawłem Wypychowskim rozmawiamy o codzienności osób elektrowrażliwych, o tym co sądzi na ten temat nauka oraz co możesz zrobić, by nie zachorować na EHS.

(Wywiad jest zredagowaną i uzupełnioną wersją podcastu Czy masz świadomość? pt. Czy możesz być elekrowrażliwym? Co mówi nauka).

Rafał Górski: Gro Harlem Brundtland, była szefowa WHO i były premier Norwegii (z wykształcenia lekarz medycyny) oświadczyła publicznie, że jest osobą silnie elektrowrażliwą i nie może przebywać w pobliżu włączonych urządzeń bezprzewodowych. 16 czerwca obchodzimy Międzynarodowy Dzień Elektrowrażliwości. Czym jest elektrowrażliwość i czy można być elektrowrażliwym?

Paweł Wypychowski: Jest to zespół symptomów chorobowych, takich jak bóle głowy, migreny, kłopoty z koncentracją, problemy ze snem, chroniczne zmęczenie, zaburzenia widzenia, arytmie, problemy jelitowe, ale też problemy skórne, wypryski rozwijające się do otwartych ran i objawy, podobne do tych występujących przy bardzo silnych alergiach. To co charakterystyczne, to to, że objawy te pojawiają się przy narażeniu na sztuczne (czyli generowane przez człowieka pola elektromagnetyczne) i ustępują w środowisku wolnym od tych pól. Elektrowrażliwość należy więc postrzegać nie jako chorobę, a jako dysfunkcję chorobową związaną ze stanem środowiska.

Międzynarodowy Dzień Elektrowrażliwości to inicjatywa osób i organizacji zrzeszających zarówno osoby elektrowrażliwe, jak i te, które zajmują się elektrowrażliwością, łącznie z naukowcami.

Osoby te dopominały się bardzo długo o ustanowienie takiego dnia głównie po to, by budować świadomość społeczną wokół zagadnienia elektrowrażliwości.

W Polsce świadomość problemu jest nikła i niewielu Polaków realnie obchodzi ten dzień, niewielu robi cokolwiek w kierunku pogłębienia swojego zrozumienia tej kondycji i życia osób elektrowrażliwych.

Jak to jest być elektrowrażliwym na co dzień?

W skrajnych przypadkach osoby elektrowrażliwe nie są w stanie funkcjonować w dzisiejszym świecie, ze względu na wszechobecne dzisiaj sztuczne pole elektromagnetyczne występujące w środowisku.

Moje problemy zdrowotne zaczęły się 17 lat temu od poważnego kryzysu, w którym ważnym elementem była elektrowrażliwość. Dziś mogę mówić o niej w czasie przeszłym – jej objawy są na tyle łagodne, że nie wpływają już na moje codzienne funkcjonowanie. Droga do tego stanu była długa. Dlatego dobrze wiem, czym jest elektrowrażliwość i z czym się wiąże.

Wejście do pomieszczenia, w którym funkcjonuje stacja telefonu DECT, czyli bezprzewodowego telefonu stacjonarnego sprawiało, że po 15 minutach miałem lekkie zawroty głowy, trudności z koncentracją i dopadało mnie olbrzymie zmęczenie, które wymagało regeneracji w warunkach wolnych od tego narażenia, często przez godziny, a czasem przez dni. To samo działo się wtedy, kiedy byłem w pobliżu punktu dostępowego Wi-Fi czy używałem Wi-Fi lub transmisji danych w telefonie. Każda osoba elektrowrażliwa reaguje jednak dość indywidualnie.

Życie osoby elektrowrażliwej jest trudne. Ten problem dotyka nas w codziennym życiu niemal na każdym kroku, np. przy wsiadaniu do pociągu czy autobusu, gdzie wszyscy używają urządzeń bezprzewodowych.

Prowadzi to do wyalienowania, ponieważ usuwamy się w przestrzeń, w której pola elektromagnetyczne są zmniejszone, co natychmiast osłabia symptomy i pozwala na w miarę normalne funkcjonowanie. Wiele osób usiłuje tłumaczyć tę dysfunkcję i jej symptomy jako efekt psychologiczny, wynikający rzekomo ze strachu przed polami elektromagnetycznymi. Jest to zarzut płynący z niezrozumienia i upraszczającego podejścia, zazwyczaj wygłaszany przez osoby, które nigdy tej dysfunkcji same nie doświadczyły, a z ludźmi elektrowrażliwymi nigdy nie były związane, co więcej, nawet nie chciały ich wysłuchać.

Wśród osób elektrowrażliwych, które znam, jest wiele takich, które mają bardzo naukowe podejście. Chcą zrozumieć, co się z nimi dzieje i dokonują eksperymentów, w których inna osoba, bez ich wiedzy, losowo włącza lub wyłącza urządzenia bezprzewodowe w ich pobliżu (np. w pokoju). Badany, po kilku minutach przebywania w pomieszczeniu jest pytany, czy urządzenie jest włączone. W bardzo wielu przypadkach osoby elektrowrażliwe są w stanie trafnie wykryć zwiększoną ekspozycję na pola, nawet w stu procentach powtórzeń. Jeśli więc ktoś w tej chwili mówi, że nie ma wystarczająco dużo badań, to sugeruję samodzielnie zacząć je prowadzić. Można również prowadzić eksperymenty długotrwałego narażenia na domowych roślinach.

Czy każdego z nas może to spotkać i po czym można poznać, że stajemy się osobą elektrowrażliwą?

Odpowiadając w uproszczeniu – nie każdego. Natomiast im więcej czasu jesteśmy narażeni na sztuczne promieniowanie elektromagnetyczne, tym bardziej nasze słabości / podatności zdrowotne są pobudzane, co za tym idzie, bardziej prawdopodobne się staje, że zachorujemy i symptomy elektrowrażliwości się u nas pojawią.

Syndromów określanych mianem nadwrażliwości środowiskowej jest więcej. Podobnym jest syndrom, określany po angielsku MCS, czyli Multiply Chemical Sensitivity – po polsku: Wieloraka Nadwrażliwość Chemiczna. Dotyczy on osób reagujących bardzo silnie dysfunkcyjnie na bardzo niewielkie ilości chemikaliów.

MCS i EHS [z ang. Electromagnetic Hypersensitivity – przyp. red.] w dużej mierze się pokrywają. W efekcie osoby cierpiące na elektrowrażliwość bardzo często, mniej więcej w 60% przypadków, cierpią również na mniejszą lub większą nadwrażliwość chemiczną.

Częste współistnienie tych dwóch syndromów sugeruje, że mamy do czynienia z pewną dysfunkcją zdrowotną – podatnością organizmu, która jest głębsza niż same symptomy i ich klasyfikacja. Innymi słowy, możemy powiedzieć, że będą osoby, które mają tendencje do nadwrażliwości i takie, które jej nie mają albo mają ją w mniejszym stopniu.

W moim podejściu sugeruję rozpatrywać coś, co nazywam pojemnością regulacyjną organizmu. Jest to funkcjonalna zdolność organizmu do przywracania równowagi w sytuacji narażenia na zaburzający – stresujący organizm – czynnik środowiskowy. Ta pojemność regulacyjna jest u osób elektrowrażliwych znacznie obniżona.

Oznacza to, że te osoby są już, lub będą, szczególnie podatne na nowo wprowadzane do środowiska czynniki zaburzające naturalną biofizykę organizmu ludzkiego.

Dlaczego na te nowe? Chociażby dlatego, że są one dla naszej ewolucji jako gatunku nieznane. Nasze organizmy dopiero próbują wypracować odpowiedź na czynniki takie jak pole elektromagnetyczne czy zanieczyszczenia chemiczne generowane przez człowieka. Zanieczyszczenia chemikaliami (produktami przemysłu chemicznego) to historia ostatnich kilkuset lat, zaś w przypadku pół elektromagnetycznych mamy mniej więcej 30 lat historii, jeśli mówimy o gwałtownym rozwoju technologii bezprzewodowych i 100-150 lat historii, jeśli mówimy o rozwoju elektryczności i elektryfikacji.

Czy istnieją dzisiaj jakieś wiarygodne badania, które udowodniły, że pole elektromagnetyczne emitowane przez routery i smartfony jest szkodliwe dla naszego zdrowia.

W opinii Demagoga [portal factcheckingowy prowadzony przez Stowarzyszenie Demagog – przyp. red.] nie istnieją żadne wiarygodne badania potwierdzające, że pole elektromagnetyczne jest szkodliwe dla zdrowia człowieka i odpowiedzialne za takie choroby jak alergia, astma, a nawet nowotwory.

Z mojej perspektywy takich badań jest cała masa. Jednym z najważniejszych jest opracowanie Europejskiego Instytutu Medycyny Środowiskowej EUROPAEM z 2016 roku[1]. Zawiera ono cały dział na temat elektrowrażliwości, całkiem dobrze opracowany z odniesieniami do konkretnych badań. Ma w swojej bibliografii blisko 300 pozycji, z czego wiele to opracowania zbiorowe, więc literatura badawcza i odniesienia są bardzo bogate.

W opinii Demagoga takie badania nie istnieją. To może świadczyć tylko o tym, że ktoś nie chciał ich znaleźć albo zdecydował, że „nie ma czasu” ich czytać.

Jeśli miałbym wskazać nowsze badania, to warto zauważyć badania dotyczące wpływu zewnętrznych pól elektromagnetycznych na transport jonowy przez błony komórkowe.

Mamy również co najmniej kilka bardzo znaczących badań dotyczących zaburzeń funkcji układu immunologicznego, eksponowanego na promieniowanie elektromagnetyczne generowane przez powszechnie używane urządzenia bezprzewodowe.

Dwa bardzo istotne w tych zakresach badania zaprezentowałem i omówiłem w swojej prezentacji Optymalizacja elektromagnetycznego środowiska pracy z perspektywy biokompatybilności elektromagnetycznej”.

Pierwsze z nich zostało opublikowane w „Nature”, jest to czasopismo naukowe uznawane za najbardziej wiarygodne naukowo i wpływowe na świecie. Badanie nosi nazwę „Polaryzacja: kluczowa różnica między polami elektromagnetycznymi wytworzonymi przez człowieka a naturalnymi w kontekście aktywności biologicznej”. Pracowało nad nim trzech naukowców: Dimitris J. Panagopoulos z Grecji, Olle Johansson ze Szwecji i George L. Carlo z Australii.

Badanie przedstawia model opisujący zaburzający wpływ sztucznych pól elektromagnetycznych na funkcjonowanie komórek ludzkiego organizmu na poziomach pól pięć rzędów wielkości (setki tysięcy razy) mniejszych niż obecne prawnie obowiązujące limity ekspozycji.

Autorzy zauważają, że sztuczne pola elektromagnetyczne są spolaryzowane, co odróżnia je od w większości niespolaryzowanych pól naturalnych (np. światła słonecznego). To sprawia, że oddziałują one inaczej ze strukturami biologicznymi, będąc aktywne biologicznie, nawet na bardzo niskich poziomach natężenia pola.

Przedstawiony model dowodzi, że zewnętrzne sztuczne są w stanie aktywować (zamykać lub otwierać) kanały jonowe na błonie komórkowej, w sposób poza fizjologiczny. W naturze kanały te są sterowane przez układ nerwowy, zgodnie z fizjologicznymi funkcjami organizmu i komórek. Okazuje się więc, że to naturalne fizjologiczne działanie jest teraz zakłócane przez sygnały ze środowiska, nie mające dla organizmu żadnego sensu fizjologicznego. Wykazano, że np. dla pól elektrycznych o częstotliwości 50 Hz (czyli takiej, jaką mają sieci elektryczne w Polsce) minimalny poziom pola wywołujący reakcję kanału to 0,005 V/m [wolt na metr, standardowa jednostka natężenia pola elektrycznego – przyp. red.], podczas gdy obowiązujący prawnie w Polsce limit to 1000 V/m, czyli pole 200 000 razy większe.

Jeśli zaś przyjrzymy się, co współczesna nauka mówi o zaburzeniach transportu jonowego błony komórkowej, to okazuje się, że są one powiązane z: otyłością, zaburzeniami rytmów dobowych i snu, migrenami, dysfunkcjami w produkcji energii i chronicznym zmęczeniem, reakcjami alergicznymi i zaburzeniami autoimmunologicznymi, arytmią, nadciśnieniem tętniczym, degeneracją wzroku, chorobami neurodegeneracyjnymi, neuromotorycznymi np. Parkinsona, ataksją, epilepsją, zaburzeniami lękowymi i schizofrenią; chorobami neurorozwojowymi jak spektrum autyzmu i wieloma innymi poważnymi syndromami oraz chorobami przewlekłymi, w tym rakiem.

Można by powiedzieć, że to, póki co, jedynie model, gdyby nie badania Dr. Martin’a Paull’a ze Stanów Zjednoczonych, który podszedł do tego samego zagadnienia w bardziej empiryczny sposób. Chciał sprawdzić, czy substancje farmaceutyczne tzw. blokery kanałów wapniowych (ang. CCBs) mogą przynieść ulgę osobom elektrowrażliwym. Blokery kanału wapniowego są powszechnie wykorzystywane przez medycynę do kontrolowania np. nadciśnienia i arytmii. Okazało się, że istotnie, są one w stanie znosić czy redukować niektóre symptomy u osób elektrowrażliwych.

Oczywiście nie jest to rozwiązanie problemu czy leczenie. Stałe blokowanie kanałów wapniowych nie ma bowiem wiele wspólnego ze zdrowiem. Do tego, jak wiemy z powyższego badania w „Nature”, zaburzenia transportu jonowego związane z ekspozycją na sztuczne pola elektromagnetyczne dotyczą wszystkich sterowanych napięciem elektrycznym kanałów jonowych (VGIC) – wapniowych, sodowych, potasowych i chlorowych.

Warto również nadmienić, że Martin Pall opublikował w 2024 roku badanie wiążące zaburzenia transportu jonowego wywołane sztucznymi polami elektromagnetycznymi z powstawaniem zaburzeń spektrum autyzmu.

Niewątpliwie potrzeba kolejnych badań. Warto jednak zadać pytanie, czy jako społeczeństwo będziemy mieli ochotę je finansować? Ochoczo finansujemy bowiem abonamenty telefonii komórkowej każdego miesiąca, a to napędza stawianie kolejnych stacji bazowych i zwiększa intensywność sztucznych pól elektromagnetycznych w środowisku.

Mamy pieniądze na to, by kupować coraz to nowsze urządzenia bezprzewodowe w postaci smart-watch’y, punktów dostępowych Wi-Fi czy urządzeń 5G. Niewielu z nas ma świadomość, że obecnie produkowane jest na świecie kilkadziesiąt milionów urządzeń bezprzewodowych dziennie. W tym dobrze ponad 10 milionów samych urządzeń Wi-Fi. Tak, to nie pomyłka, kilkadziesiąt milionów urządzeń wytwarzających sztuczne pola elektromagnetyczne wokół nas dodawane jest każdego dnia.

Jaka jest skala elektroważliwości w Polsce i w Europie?

Szacunkowo w Polsce jest nie mniejsza niż w innych krajach Europy. Jesteśmy dzisiaj w tej samej grupie narażenia co inne kraje Unii Europejskiej.

O tej skali możemy przeczytać w opracowaniu Europejskiego Instytutu Medycyny Środowiskowej EUROPAEM-2016, czy też ChatGPT. Według ChatGPT, skala „zachorowań” na EHS jest trudna do precyzyjnego określenia. Przede wszystkim wynika to z braku jednoznacznych definicji kryteriów diagnostycznych. Badania na EHS różnią się metodologią oraz zakresem, co prowadzi do różnic w szacunkach dotyczących częstości występowania. W Szwajcarii w 2004 roku 5% populacji uważało się za wrażliwą na pola elektromagnetyczne. W Szwecji było to 3,2%, w Niemczech 6%, w USA 2,5%, a w Japonii już tylko 1%. Jest więc spory zakres niepewności. Niektóre ze źródeł naukowych mówią, że do 10% populacji określa się jako osoby elektrowrażliwe.

Należy również zauważyć, że stopień elektrowrażliwości, czyli to w jakim stopniu ta dysfunkcja wpływa na możliwość funkcjonowania w dzisiejszym świecie, jest bardzo zróżnicowany.

Mamy osoby, które po stosunkowo długim i intensywnym narażeniu czują się zmęczone i potrzebują dłuższego odpoczynku. Mamy osoby, które nawet w efekcie pięciu minut ekspozycji reagują bardzo silnymi objawami, nawet takimi, które są zagrożeniem dla życia. Trudno więc generalizować czy uśredniać.

Niemniej, jeśli przyjmiemy, że 5% osób jest dotkniętych EHS, to nie jest mały odsetek populacji. Powinno to więc być interesujące dla polityków – 5% wyborców to znaczący odsetek. Nie znam jednak żadnego polityka, który byłby tym tematem zainteresowany, z wyjątkiem jednego, który otwarcie mówi o tym problemie i o zagrożeniach wynikających z pól elektromagnetycznych generowanych przez współczesną technologię. Mam na myśli Roberta F. Kennedy’ego Juniora. Oczywiście jest on wyśmiewany z tego powodu i dyskredytowany przez wielu mieniących się ekspertami.

Na rządowym portalu gov.pl znajdziemy cytat: „Czy istnieje coś takiego jak elektrowrażliwość? Otóż tak, badania wykazują jednak, że to nie pole elektromagnetyczne szkodzi ludziom, ale sam strach przed nim, bo EHS to choroba psychosomatyczna”.

Zaś na portalu „na fali nauki” możemy przeczytać: „Problem nie leży w oddziaływaniu pola elektromagnetycznego, a w psychice ludzkiej”.

Co uważasz na ten temat?

Dziwię się nie temu, że takie opinie się pojawiają – to jest jasne, że będą się pojawiać, bo mamy do czynienia z grą interesów.

Jak 17 lat się tym zajmuję, to widzę stały postęp w tym, jak kolejne rządy promują tzw. rozwój technologii bezprzewodowych, zamiatając pod dywan wszelkie konsekwencje tego „rozwoju”.

Dziwię się natomiast, że ludzie dają wiarę takim opiniom. Jeśli mówimy, że EHS jest kwestią psychiki, to sięgnijmy do badań nad wpływem pól elektromagnetycznych na florę i faunę. Odnajdziemy w nich cały szereg badań mówiących o wpływie na drzewa, na zwierzęta, na ptaki, na pszczoły, całą gamę flory i fauny, łącznie z morską. A tam ludzka psychika się nie pojawia.

Badania, które wcześniej przytoczyłem – te dotyczące transportu jonowego przez błonę komórkową, są oparte o modele biofizyczne działania samej komórki, bez udziału psychiki ludzkiej.

Takie same, sterowane napięciem kanały jonowe błony komórkowej odnajdziemy u zwierząt, roślin, grzybów, a nawet niektórych bakterii. Jak widać w świecie, w którym mało kto podejmuje wysiłek myślenia, powiedzieć można wszystko.

Cofnijmy się do 2012 roku. Wtedy Unia Europejska zalecała, aby państwa członkowskie włączyły nadwrażliwość elektromagnetyczną do ich Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych oraz do wykazu chorób zawodowych międzynarodowej organizacji pracy. To jest jeden fakt. Drugi jest taki, że Unia sugeruje włączenie zespołu nadwrażliwości elektromagnetycznej do 11 wersji Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych. Powiedz proszę, co się od tamtego czasu zadziało w tym temacie?

Uważam, że nic. Słuchając wypowiedzi przedstawicieli Unii Europejskiej trzeba zwracać uwagę na to, kto daną opinię wypowiada oraz jakie ma ona przełożenie na prawo unijne. Wydarzenia, o których wspominasz, były jedynie sformułowaniem zaleceń, które to nie są wiążące ani dla Unii Europejskiej ani dla krajów członkowskich.

Wydano też zalecenie, żeby elektrowrażliwość i jej symptomy traktować jako rzeczywiste i z należytym szacunkiem. I żeby poziomy pól elektromagnetycznych w środowisku ograniczyć do 100 μW/m2  gęstości mocy, czyli 0,0001 W/m2.

W Polsce dwa lata temu podwyższyliśmy limity eskpozycji populacji ogólnej z poziomu 0,1 W/ m2 (czyli 1000 razy większego od tych zaleceń) do 10 W/m2, czyli poziomu 100 000 razy większego od tych zaleceń. Widać więc, ile te zalecenia realnie znaczą i jak są respektowane. EHS nie ma dotąd w Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych. Co za tym idzie, nie ma określonych dla niej kryteriów diagnostycznych. A jak nie ma kryteriów diagnostycznych, to się nie diagnozuje. Jak się nie diagnozuje, to oznacza, że EHS nie istnieje, może być jedynie „urojone”. Logiczne? Prawda?

WHO ciągle nie uznało tego za jednostkę chorobową. Stąd wniosek, że w tej kwestii dzieje się wiele, jednak w zupełnie przeciwnym kierunku.

Co każdy z nas może zrobić, żeby nie zachorować na EHS. Jaką profilaktykę możemy na co dzień stosować, wdrażać w życie?

Zapytałem ChatGPT czy w sytuacji braku jednoznacznych wyników badań nad wpływem promieniowania elektromagnetycznego, należy stosować zasadę ostrożności.

Oto odpowiedź:

„Tak. Zasada ostrożności ma zastosowanie w przypadkach, gdy istnieje ryzyko dla zdrowia, społeczeństwa lub środowiska, nawet jeśli nie ma jednoznacznych dowodów potwierdzających szkodliwość danego czynnika. Pozwala podejmować działania zapobiegawcze, zanim pojawią się nieodwracalne skutki. Z naukowego puntu widzenia nie powinno się ignorować nawet niepewnego ryzyka.

Argumenty za stosowaniem zasady ostrożności w kontekście EHS to ochrona zdrowia publicznego. Ponieważ może powodować poważne objawy u osób, które twierdzą, że na nią cierpią, stosowanie tej zasady mogłoby pomóc w ochronie zdrowia publicznego. Nawet, jeśli pełne naukowe dowody na związek między polami elektromagnetycznymi a EHS nie są dostępne.

Ważna jest redukcja ryzyka, wprowadzenie środków ostrożności jak ograniczenie ekspozycji na pola elektromagnetyczne. Może to zmniejszyć ryzyko potencjalnych szkód, nawet jeśli nie jest ono w pełni zrozumiane lub udowodnione.

Istotna jest świadomość i edukacja. Promowanie tematu elektrowrażliwości i potencjalnych skutków pól elektromagnetycznych może prowadzić do większej ostrożności w korzystaniu z technologii, co może z kolei przynieść korzyści społeczne.

Ważne jest również zalecanie lub wprowadzenie limitów na pole elektromagnetyczne w miejscach publicznych, zwłaszcza w szkołach, szpitalach i innych miejscach użyteczności publicznej. Warto także wprowadzić alternatywne technologie, które emitują mniej pól elektromagnetycznych. Można zastosować chociażby światłowody zamiast bezprzewodowej transmisji danych”.

Tyle ma do powiedzenia inteligencja nazywana sztuczną. Interesujące, szczególnie w zestawieniu z tym co realnie się dzieje, jak i z wypowiedziami na rządowych stronach, czy też na portalu „Na fali nauki”, które zacytowałeś.

Coś jeszcze?

Jeszce chwilę posłużę się tym, co zaleca ChatGPT:

„Z pewnością należy pamiętać o monitorowaniu i badaniu rzeczywistego środowiska elektromagnetycznego. O finansowaniu i promowaniu dalszych badań nad elektrowrażliwością, tak by lepiej zrozumieć związane z nią ryzyko oraz mechanizmy działania pól elektromagnetycznych. Zapewniajmy wsparcie dla osób cierpiących na elektrowrażliwość, w tym dostęp do diagnostyki, opieki medycznej i poradnictwa”.

Od siebie zaś dodam, że:

Warto tworzyć świadome elektromagnetycznie społeczności lokalne. Zainwestować w połączenia światłowodowe dla domów w tej społeczności. Uzgodnić politykę nieużywania radiowych technologii bezprzewodowych.

Projektować i budować domy elektromagnetycznie przemyślane. Dotyczy to lokalizacji, otoczenia, sytuacji geopatycznej, instalacji elektrycznej, wyboru technik ogrzewania, oświetlenia, unikania zbrojeń (zaburzają rozkład przestrzenny naturalnego pola magnetycznego Ziemi), właściwego projektowania instalacji fotowoltaicznych i wielu innych czynników.

Możemy, a właściwie to na dziś musimy, wybierać miejsca, w których mieszkamy i pracujemy. Gęstość zaludnienia jest kluczowym czynnikiem decydującym o ekspozycji. Im więcej osób korzystających z bezprzewodowych technologii wokół nas, tym większa nasza ekspozycja i wszystkie tego konsekwencje.

Nie „kupować” przekazu marketingowego o wygodzie i nieuchronności wykorzystania radiowych technologii bezprzewodowych.

Nie kupować nowych telefonów z 5G (lub deaktywować 5G). W nowych systemach 5G z aktywnym kierowaniem wiązki (Active Beam Forming) użycie tych urządzeń będzie powodowało, że nasza ekspozycja będzie znacznie większa. Nie kupować i nie korzystać ze smart-watch’y, bezprzewodowych słuchawek, urządzeń AGD z interfejsem bezprzewodowym, w tym telewizorów, sprzętu audio, drukarek, odkurzaczy, lodówek, chyba, że można te interfejsy efektywnie wyłączyć. Nie kupować nowych samochodów (w niemal wszystkich dziś ekspozycja na promieniowanie elektromagnetyczna jest ogromna), urządzeń dostępowych Wi-Fi, korzystać z połączeń światłowodowych i kablowych. Nie kupować standardowych instalacji fotowoltaicznych. Jeśli już, projektować i instalować przemyślane biologicznie neutralne rozwiązania.

Jakiego ważnego pytania nikt Ci nie zadał w temacie, o którym dzisiaj rozmawiamy i jaka jest na nie odpowiedź?

Jak mogłoby być, gdybyśmy mądrze zarządzali nowymi technologiami?

Pozytywny scenariusz zakłada wykorzystanie współczesnych technologii, telekomunikacji i szybkiej transmisji danych w sposób przemyślany, który nie powodowałby tak dużej i stale rosnącej ekspozycji na pola elektromagnetyczne.

Technologicznie możliwa jest dziś budowa sieci transmisji danych na bezpiecznych dla zdrowia poziomach ekspozycji, określonych przez Europejski Instytut Medycyny Środowiskowej EUROPAEM, czy Instytutu Biologii Budowlanej i Ekologii.

Wymagałoby to jednak zupełnie nowej infrastruktury, zupełnie innych (bardzo małych i gęsto rozmieszczonych) stacji bazowych oraz wymiany wszystkich urządzeń mobilnych w posiadaniu użytkowników. Przy kilkudziesięciu milionach urządzeń bezprzewodowych produkowanych obecnie dziennie, oczywistym jest, że taka zmiana nie zajdzie z przyczyn ekonomicznych. Warto jednak pamiętać, że to my wszyscy taką „ekonomiczną” ścieżką rozwoju (a raczej zwoju) wybraliśmy i wybieramy, finansując czasem naszego życia / pracy obecne rozwiązania.

Trydzieści lat temu można było w Polsce wprowadzić zasady, według których każda nowa linia energetyczna musi być poprowadzona razem ze światłowodem. W konsekwencji mielibyśmy dziś światłowód niemal wszędzie. Nie musielibyśmy korzystać z technik bezprzewodowych dalekiego zasięgu (i co za tym idzie dużej mocy). Ewentualnie tylko z takich o ograniczonym zasięgu, i to tylko tam, gdzie obywatel i społeczność lokalna by sobie tego życzyła.

Podobnie mogliśmy już od początku telefonii komórkowej wywierać nacisk na operatorów, by każdy telefon posiadał przycisk przekierowujący wszystkie rozmowy (a dzisiaj również działanie aplikacji) na komputer / tablet w domu podłączony światłowodowo do Internetu. Jeśli ktoś chciałby mieć połączenie bezprzewodowe w domu – proszę bardzo, ale tylko takie, od którego promieniowanie nie przekraczałoby limitów biologicznych[2] poza granicami jego mieszkania czy działki.

Wewnątrz budynków i pomieszczeń dużo bardziej kompatybilną biologicznie od transmisji radiowej jest transmisji w świetle widzialnym (VLC – Visual Light Communication). Rozwiązania technologiczne kompatybilne z biologią istnieją, i to nie od dziś. Kto więc jest odpowiedzialny za to, że o nich nie chcemy wiedzieć, ich nie wspieramy i nie decydujemy się w nie inwestować?

To samo dotyczy tzw. inteligentnych bezprzewodowych liczników energii. Dzisiaj to poważny problem dla osób elektrowrażliwych – są im instalowane bez ich zgody przez operatorów i spółdzielnie, do tego popierane unijnymi dyrektywami powołującymi się na rzekomą oszczędność energetyczną[3]. Taki licznik może być z powodzeniem podłączony do światłowodu np. w skrzynce elektrycznej budynku czy mieszkania. Nie ma absolutnie żadnego sensu ani potrzeby emisji kolejnej dawki pól elektromagnetycznych i to w bezpośrednim otoczeniu miejsca snu i wypoczynku ludzi.

Podsumowując, budowa sensownej i dostosowanej do wymagań osób elektrowrażliwych infrastruktur transmisji danych jest technologicznie absolutnie możliwa. Nic jednak w tym kierunku się nie robi, nie dlatego że brak odpowiednich możliwości technologicznych, ale dlatego, że wydaje się to zbyt kosztowne, szczególnie dla tych, którzy czerpią zyski z obecnych rozwiązań.

Nie wskazujmy więc palcem na technologię, w sytuacji, w której sami, w przyjętym systemie wartości i kulturze, uczyniliśmy tzw. ekonomię najwyższą z ludzkich wartości.

Nie dajmy sobie wmówić, że nie ma alternatyw. One istnieją, jednak wiążą się z decyzjami i wyborami, których w ramach paradygmatu tzw. gospodarki rynkowej się nie rozpatruje.

Przyjmujemy więc dla „wygody”, że sztuczne promieniowanie elektromagnetyczne rzekomo nie ma na nas żadnego wpływu. Tak „wygodnie” zaślepieni i otępieni pozwoliliśmy, by telekomunikacja bezprzewodowa stałą się branżą tak ogromną, że powstrzymanie tego szaleństwa wydaje się (ponownie wygodnie) niemożliwe. W dziesiątki milionów urządzeń bezprzewodowych, schodzących z linii produkcyjnych każdego dnia, inwestują nie tylko osoby prywatne. Inwestują instytucje, rządy, fundusze emerytalne i firmy ubezpieczeniowe. Jeśli gramy na giełdzie, trzymamy pieniądze na lokacie w banku, kupujemy ubezpieczenie, inwestujemy w fundusze powiernicze, czy odkładamy na emeryturę, to zasilamy inwestycje w telekomunikację bezprzewodową.

Myśląc o tym, że ludzkość „jakoś” zawróci z tej drogi, wyobraźmy sobie, że dzisiaj ktoś, kto ma autorytet i przełożenie na decyzje w tym świecie, wychodzi i mówi wprost, że sztuczne pola elektromagnetyczne zagrażają naszemu zdrowiu. Oznaczałoby to krach finansowy dla tego świata. Dużo większy niż te, które przeżywaliśmy w ostatnich dwudziestu latach. Realne? A jeśli nierealne, to przecież wygodne (jest o tym nie myśleć).

W ramach tego, co wydaje się, że możemy jeszcze zrobić – nie zgadzajmy się na to, że dzisiaj stację bazową można postawić wszędzie.

Nie zgadzajmy się na to, żeby samorząd lokalny, czyli reprezentant mieszkańców, ponosił odpowiedzialność przed mieszkańcami, ale nie mógł takiej inwestycji operatora zablokować. Aktualnie samorząd nie ma już żadnych instrumentów prawnych, żeby sprzeciwić się takiemu przedsięwzięciu. Operatorom zostały przyznane wszystkie prawa, w tym status inwestycji celu publicznego oraz wyłączenie stacji bazowych z katalogu przedsięwzięć oddziałujących na środowisko. Wszystkie prawa, zero odpowiedzialności dla operatorów. Wszystkie konsekwencje i zero możliwości dla obywateli i samorządów.

Pytałaś / pytałeś o to polityka, któremu oddajesz swój głos? Czy może (p)oddajesz mu również swoje myślenie?

Zbudowanie dziś społeczności lokalnej, która będzie świadoma elektromagnetycznie, jest o tyle zagrożone, że i tak w pobliżu operator może postawić stację bazową. Jeśli jednak będzie tam doprowadzony światłowód, ta stacja nie będzie miała użytkowników, co za tym idzie będzie nieopłacalna.

Pamiętajmy, że koniec końców to biznes. Stacje bazowe powstają nie dlatego, że ktoś nam chce zrobić krzywdę, tylko dlatego, że my je finansujemy i wspieramy.

Dziękuję za rozmowę.


Przypisy:

[1] EUROPAEM EMF Guideline 2016 for the prevention, diagnosis and treatment of EMF-related health problems and illnesses – PubMed

[2] Te limity są na poziomach miliony razy niższych od obecnie obowiązujących limitów ekspozycji populacji ogólnej.

[3] Mało kto zdaje sobie sprawę, że transmisja bezprzewodowa jest energetycznie ogromnie kosztowna w stosunku do światłowodu, szczególnie przy większych odległościach. Światłowód jest od setek tysięcy do setek milionów razy bardziej oszczędny energetycznie od transmisji bezprzewodowej.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 284 / (23) 2025

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Nowe technologie # Zdrowie

Być może zainteresują Cię również: