Felieton

Fantomowy „wróg odwieczny”

fot. 41330 z Pixabay

„Gdy się wraca z tzw. zagranicy, zawsze skrót syntetyczny podszeptuje rozstrzygające pytanie, dlaczego tam jest inaczej. Gorzej lub lepiej, ale inaczej. Wszak Polska nie jest na ostatnim miejscu sytuacji wewnętrznej. Ale gdy się widzi sytuację gorszą niż u nas, widzi się jednocześnie przyczyny, które ją powodują, a przyczyny te z reguły mają swój ciężar gatunkowy, okolicznościowy, mają swoją wagę i – powagę. – U nas często tragikomiczną anegdotę (…) Ale nawet jak wróciłem ostatnio z Kowna, miałem poczucie czegoś wspólnego, co łączy dalszą i bliższą „zagranicę”, czegoś odmiennego od nas, charakterystycznego, czego u nas mianowicie nie ma, czym się różni od nas, którzy to posiadamy: bazowania na fikcji” – Józef Mackiewicz.

Winston Churchill stwierdził, że Anglia nie ma ani stałych przyjaciół, ani stałych wrogów, a jedynie stałe interesy. Prezydent Emmanuel Macron w czasie wizyty w Polsce spotkał się z miejscowymi intelektualistami i pouczany przez nich o tym, że z bandytami się nie rozmawia, odpowiedział, jak na aktywnego polityka szczerze, że czasem trzeba rozmawiać z bandytami. Inny amerykański dyplomata określił środkowoamerykańskiego tyrana znanym zwrotem, w myśl którego był to drań, ale nasz drań.

Noam Chomsky stwierdził z kolei, że żaden z amerykańskich prezydentów po II wojnie światowej nie wybroniłby się przed karą śmierci w Norymberdze i wreszcie kanclerz Bismarck przestrzegał, by ludowi nie pokazywać nie tylko tego, jak robi się kiełbasy, ale i politykę. Rosjanie oskarżeni o wysadzenie bloków mieszkalnych dla uzasadnienia ataku na Czeczenię odpowiedzieli Jankesom, że to teoria podobna do oskarżeń o sterowanie atakiem na WTC w 2001 r., co skutecznie uciszyło stronę amerykańską.

Anglicy z Francją prowadzili wojnę stuletnią, a potem z przerwami wojowali jeszcze 400 lat, aż w końcu wobec zmieniającej się mapy sił zawarli z nimi „serdeczny sojusz” przeciw innemu „odwiecznemu wrogowi”. Pomimo istnienia Pirenejów, podobnie przedstawia się historia zmagań francusko – hiszpańskich. Prusy, a potem Niemcy walczyły z Francją aż do powstania Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (EWG) i spotkań de Gaulle’a z Adenauerem. Irlandczycy walczyli i wzniecali krwawo tłumione powstania przeciw Anglikom, którzy oprócz systematycznych rzezi zafundowali im nawet tamtejszy wielki głód. Węgrzy walczyli z Austriakami, a sami uciskali Słowaków, co zmieniło się po I wojnie światowej. Rzymianie wojowali kilka wieków z Partami, a Sparta z Atenami.

Większość krajów, państw, ludów i imperiów wojowała „odwiecznie” ze swoimi sąsiadami.

W tych sporach sojusznikami bywały często kraje położone na zapleczu przeciwników, stąd parcie Francuzów do sojuszu z Rosją przeciw Niemcom, z muzułmańskimi Turkami przeciw imperium Habsburgów, czy władców Wielkiego Księstwa Litewskiego (WKL) ze słabnącymi Tatarami przeciw władcom Moskwy. Z kolei Anglicy zawsze dbali, by na kontynencie europejskim panowały podziały uniemożliwiające zbytnią kumulację siły.

Bolesław Chrobry szczerbił swój miecz o złotą bramę Kijowa, stolicy Rusi, od której to nazwy pochodzi nazwa popularnych pierogów. Potem Polska rozpadła się na wiele księstw, które z reguły szukały poparcia przeciw lokalnym rywalom u zachodnich sąsiadów. Po zjednoczeniu przez ostatnich Piastów zagrożeniem stawali się najeżdżający Polskę mówiący po rusku wojownicy z Wielkiego Księstwa Litewskiego i sprowadzeni do walki z pogańskimi Prusami Krzyżacy.

Dzięki małżeństwu Jadwigi z Jagiełłą jeden z odwiecznych wrogów stał się sojusznikiem i razem pokonaliśmy pod Grunwaldem sprowadzonego do Polski przez polskiego księcia innego odwiecznego wroga, niestety nie do końca. Unia z WKL sprawiła, że weszliśmy w zwarcie z innymi odwiecznymi wrogami na wschodzie. I to tam przez kolejne 200 lat wyprawiały się armie Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Choć czasem bunty kozackie sprawiały, że zawierano przeciw nim sojusze z Tatarami, z kolei Kozacy w 1654 roku na mocy ugody w Perejasławiu oddali się pod opiekę carów rosyjskich.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Potem stała się rzecz dziwna. To, co Jan Sowa nazywa trafnie fantomowym ciałem króla, czyli Rzeczpospolita po śmierci ostatniego z Jagiellonów, uległo wewnętrznemu rozpadowi i straciło suwerenność na rzecz Rosji.

Zawsze zastanawiająca i chyba nadal czekająca na właściwe opisanie przez historiografię utrata suwerenności nastąpiła na kilkadziesiąt lat przed pierwszym rozbiorem.

Tymczasem gdyby zapytać o datę utraty niepodległości, wszyscy bez namysłu wymienią rok 1795 – datę trzeciego rozbioru i 123 lata zaborów, czyli zniknięcia z mapy Europy. To co stało się w pierwszej połowie wieku XVIII, wyparliśmy jakby z naszej zbiorowej świadomości, podobnie jak fakt istnienia Królestwa Polskiego zwanego Kongresowym z własną armią i Sejmem i, używając dzisiejszego języka, rzadko spotykanym w dziejach rozwojem gospodarczym. Rozbiory były więc nie tylko dzieleniem polskiego terytorium, ale w innej perspektywie odbieraniem Rosji tego, co przedtem zyskała, a ich największym beneficjentem był nasz dawny „odwieczny wróg” Prusy, którego nie dobiliśmy kilkaset lat wcześniej.

W 1945 r. jeden z naszych „odwiecznych wrogów”, będący akurat pod panowaniem groźnej sekty komunistów, wygnał z naszych ziem innego „odwiecznego wroga”, który w międzyczasie uznał nas za podludzi, przesiedlił ludność i przesunął granice do czasów piastowskich sprzed 1000 lat. Uczynił to wbrew naszym „odwiecznym sojusznikom”. Po 45 latach złowroga komunistyczna sekta w kraju „odwiecznego wroga” została pokonana, a może raczej wiara w doktrynę pod wpływem materii uległa załamaniu, a sam „odwieczny wróg” wycofał się poza granice dawnego WKL, a nawet dalej na wschód, jak to miało miejsce w wyniku wschodniej Ukrainy i Krymu, jednak granice Polski z 1945 r. pozostały, co potwierdza prawdę o tym, że osądzanie wielkich zdarzeń historycznych może zmieniać się w zależności od perspektywy czasowej, z jakiej je oceniamy.

Jednak nowa – stara piastowska rzeczywistość geograficzna jakby nie dotarła jeszcze do polskich głów, jakby nie mogły się one pogodzić z faktem, że to kto inny za nas brutalnie wygnał z ziem zachodnich innego „odwiecznego wroga”. Te głowy ciągle zajęte są fantomem „odwiecznego wroga”, któremu oddaliśmy bez walki państwo na kilkadziesiąt lat przed rozbiorami.

Tyle tylko, że było to państwo zupełnie inne etnicznie i geograficznie. Przypomina to sytuację, w której staralibyśmy się na nowo wygrać spory z XVIII wieku, nie biorąc pod uwagę aktualnej mapy i nie zauważając, kto jest naszym okupantem, kto być może chciałby nam to i owo z naszego terytorium odebrać lub w swoim rozumieniu odzyskać. Historia pokazuje, że nie jest to pierwszy przypadek w naszych dziejach i że diagnoza J. Mackiewicza jest nadal aktualna. A skąd bierze się zamiłowanie do życia w świecie intelektualnej fikcji? Z niechęci do realnych działań tu i teraz.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 116 / (12) 2022

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: