Felieton

„Gdziekolwiek pójdzie, wolność słowa podąża za nim”. Czy Julian Assange jest współczesnym Prometeuszem?

Prometeusz, Oceanidy i Orzeł / Julian Assange (montaż)
Prometeusz, Oceanidy i Orzeł / Julian Assange (montaż) fot. Christian Paul Stobbe on Unsplash / CC BY 2.0 via Wikimedia

Weronika Kursa

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 233 / (25) 2024

Zapewne wszyscy znamy ten mit: Prometeusz wykradłszy bogom ogień, podarował go ludziom, czym tak bardzo rozgniewał Zeusa, że skazał go na straszliwe męki. Przykuty do skały cierpiał za całą ludzkość. Zdawać by się mogło, że wciąż mało osób zna bardziej współczesną wersję tego mitu: w 2010 roku Julian Assange ujawnił m.in. zbrodnie wojenne rządu USA, mierząc się, według niektórych, ze wszystkimi najpotężniejszymi krajami na świecie. Do dziś pozostaje, jak Prometeusz, przykuty do skały, przebywając w zasadzie bezprawnie, w więzieniu. Dawanie ludziom prawdy (podobnie jak dawanie ognia) obarczone jest więc ogromnym ryzykiem. A cała akcja rozgrywa się na jakże demokratycznym, wolnym Zachodzie, w którym, rzekomo, panuje wolność słowa.

Ten australijski aktywista, sygnalista, a przede wszystkim założyciel serwisu WikiLeaks, walczy dla nas. Walczy niestrudzenie o wolność słowa i prawo do prawdy, co zresztą już przypłacił zdrowiem, od lat pozostając na uwięzi.

A przecież mówienie prawdy nie powinno kosztować życia – zwłaszcza w naszym wspaniałym „demokratycznym” świecie. A jednak Assange podpadł wszystkim, bez względu na opcję polityczną. Wiemy, że był solą w oku zarówno dla ekipy Obamy, jak i dla ekipy Trumpa.

Ekwador, zapewne pod naciskami USA, odebrał mu azyl. Dla odmiany w Szwecji, do której pojechał na konferencję WikiLeaks, został (zapewne zupełnie „przypadkiem” i bez związku ze swoją działalnością dziennikarską) oskarżony o gwałt (dochodzenie umorzono w 2019 r. bez żadnego rozstrzygnięcia). Obecnie przebywa w londyńskim więzieniu, oczekując na decyzję dotyczącą jego ekstradycji do USA, gdzie najprawdopodobniej czeka go totalna izolacja i nieludzkie traktowanie. Assange naprawdę zirytował globalne siły. Jest wzorcowym przykładem tego, jaki los czeka tych, którzy próbują ujawnić niechlubną prawdę o największych, powtórzmy znów: rzekomo demokratycznych rządach tego świata.

Podsumowałabym to jednym zdaniem: USA krytykować nie należy… Zacznijmy jednak od początku, by przybliżyć czytelnikom tę smutną historię, w której główny bohater (a jest nim Wolność Słowa) przegrywa w nierównej walce z potężnymi „demokratycznymi” mocarstwami.       

Co ujawnił Assange i WikiLeaks?

„Jeśli wojny zaczynają się od kłamstwa, pokój powinien zacząć się od prawdy” – powiedział Julian Assange, którego celem było ujawnianie niesprawiedliwości i kłamstw, jakich dopuszczała się Ameryka w związku z prowadzonymi przez siebie wojnami. Dążąc do jawności i społecznej kontroli nad działaniami państwowych instytucji, w 2006 r. założył internetową platformę, której zadaniem było publikowanie informacji dostarczanych przez sygnalistów – WikiLeaks.

WikiLeaks miała być czymś w rodzaju agencji wywiadu dla zwykłych ludzi. I przez jakiś czas wszystko szło dobrze, nawet media masowego nurtu chętnie korzystały z informacji przez nią dostarczanych. Np. kiedy chodziło o publikację dotyczącą kryzysu finansowego w Islandii, który doprowadził do upadku trzech największych banków w tym kraju lub o interesy Berlusconiego i Putina, a nawet o „szpiegowanie urzędników ONZ przez amerykańskich dyplomatów i potężną skalę korupcji w rządzonym pod amerykańską kuratelą Afganistanie”.

Sprawy przyjęły gorszy dla Assange’a i jego serwisu obrót, gdy WikiLeaks dzięki pomocy szeregowego armii USA – Bradley’a Manninga, ujawniła poufne dokumenty Stanów Zjednoczonych dotyczące wojen w Afganistanie i Iraku, w tym niechlubne nagranie z amerykańskiego śmigłowca, którego załoga strzela do nieuzbrojonych cywilów, w efekcie czego ginie kilka osób (m.in. reporter i kamerzysta agencji Reuters). Demokratyczne amerykańskie mocarstwo nie mogło udźwignąć takiego propagandowego ciosu.

Globalne polowanie na Assange’a 

Pobyt w Szwecji, gdzie Assange został oskarżony o gwałt, zbiegł się w czasie z ogłoszeniem przez Pentagon żądań wobec WikiLeaks, tj. o: „zaprzestanie ujawniania tajnych dokumentów armii amerykańskiej, usunięcie z sieci już opublikowanych oraz ujawnienie źródeł przecieków”. Assange, oczywiście, odmówił. Jeśli zaś chodzi o zarzuty dotyczące gwałtu, był gotowy na nie odpowiedzieć przed szwedzkim sądem – jednak nie bez obaw, że po aresztowaniu w Szwecji zostanie wydany Amerykanom, którzy oskarżyli go na podstawie Espionage Act z 1917 r. o ujawnianie tajnych informacji i domagali się jego ekstradycji.

Dodajmy, że na podstawie tego prawa oskarżono jak dotąd w USA dziesięć osób, z czego siedem w latach 2008-2016. Wśród nich byli wspomniani już Bradley (później Chelsea) Manning oraz Edward Snowden.

By uratować się przed ekstradycją, Assange schronił się w ambasadzie Ekwadoru, który jednak po zmianie władzy ów azyl cofnął… Na chwilę obecną nasz „Prometeusz” czeka od wielu lat w londyńskim więzieniu na ostateczną decyzję sądu.

Zwróćmy jednak uwagę (za prawnikami Assange’a) na fakt, iż „wydanie i postawienie Assange’a w stan oskarżenia stworzyłoby precedens zagrażający wolności słowa nie tylko w USA, ale i na całym świecie. Assange jest Australijczykiem, a WikiLeaks nie jest amerykańską stroną. Oznaczałoby to sezon polowań na każdego, kto opublikuje cokolwiek na podstawie informacji niejawnych, otrzymanych z przecieków” [1].

Za jaką zbrodnię go skazano? Według Janisa Warufakisa za żadną, a mimo to jest traktowany przez państwo surowiej niż „ktokolwiek skazany w Wielkiej Brytanii za terroryzm czy za inne poważne przestępstwo”.

Polowanie na Assange’a uskuteczniają nie tylko międzynarodowe organy ścigania, ale chociażby PayPal, który już w 2010 r. zablokował możliwość wpłacania datków na konto WikiLeaks. Do tej bezwzględnej ofensywy dołączyli inni wielcy gracze, tacy jak Apple, Amazon, Visa, Master Card, „obejmując serwis „blokadą bankową” i niemal całkowicie pozbawiając go finansowania”.

Media również nie wypadły tu najlepiej. Dzienniki takie jak „Le Monde”, „El Pais”, „New York Times”, „Guardian”, „Der Spiegel” wstawiły się za Assange’em dopiero w 2022 r., dobrotliwie zauważając, że jego ściganie zagraża wolności słowa wszystkich mediów, zaś misją wolnej prasy jest między innymi rozliczanie rządów z ich działań.

Jakaś granica musiała jednak zostać przekroczona: oskarżanie o szpiegostwo za publikację dokumentów dostarczanych przez sygnalistów jest, jakby nie patrzeć, uderzeniem we wszystkich dziennikarzy śledczych.

Buta i cynizm władzy

Jak bardzo Assange musi być persona non grata mogą też podkreślić zakusy władz, by ową personę po prostu wyeliminować.

„Na wewnętrznej naradzie Hillary Clinton miała się zastanawiać, czy nie można by usunąć Assange’a przy użyciu drona (podobno żartowała)”, z kolei Bob Beckel również powiązany z demokratami powiedział w telewizji Fox News, że „martwy człowiek nie zdradzi już żadnego sekretu”.

Brutalnie i personalnie atakowano go w mediach – również w tych, które wcześniej współpracowały z Wikileaks i publikowały przekazane przez sygnalistów materiały, redagując je w porozumieniu z Assange’em.”

Z kolei John Podesta, człowiek odpowiadający za kampanię Hilary Clinton, w odpowiedzi na publikację jego maili przez WikiLeaks wrzucił do mediów społecznościowych zdjęcie swojego obiadu z podpisem „założę się, że risotto z homarem jest lepsze od tego, co dają w ambasadzie Ekwadoru”… Joe Biden zaś określił Assange’a mianem „terrorysty posługującego się zaawansowanymi technologiami”.

Nie jest również tajemnicą, że CIA planowała porwanie i zabicie tego zagrażającego wszechobecnym kłamstwom i szemranym interesom władz „terrorysty” Assange’a:

„Sensacyjne śledztwo serwisu Yahoo News, oparte na rozmowach z prawie trzydziestką byłych amerykańskich urzędników, ujawniło nieznane dotąd, a wstrząsające szczegóły wojny CIA z WikiLeaks. Plany rozważane przez CIA pod przywództwem Mike’a Pompeo – w tym porwanie i zabójstwo Juliana Assange’a – były tak ekstremalne, że zaniepokoiły nawet członków Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA i prawników Białego Domu, którzy przecież bynajmniej nie darzą Assange’a sympatią. (…) Były już dyrektor agencji publicznie skomentował te relacje, twierdząc, że rozmówcy Yahoo powinni stanąć przed sądem za ujawnianie tajemnic działalności CIA. Pompeo przyznał jednak, że „część [doniesień] jest prawdziwa” [2].

Niektórzy twierdzą, iż swego rodzaju niechęć wobec Assange’a wzbudzał fakt, że opublikowane przez jego serwis materiały dotyczące Hilary Clinton tuż przed wyborami, miały znaczący wpływ na ich wynik, tj. wygraną Trumpa. Wbrew gniewowi demokratów, nie okazało się bynajmniej, że Trump stał się sprzymierzeńcem Assange’a. Czy nie jest zadaniem organizacji takich jak WikiLeaks publikowanie materiałów wpływających na opinię publiczną? Nawet jeśli wpłynęło to na przegraną Clinton, to czy media głównego nurtu pozostają podczas wyborów bezstronne? Czyż doprawdy nie wpływają na tę opinię?

Prometeusz ujawniający mroczne strony amerykańskiego rządu jest solą w oku zarówno demokratów, jak i republikanów. I nie ulega wątpliwości, że obie te partie zrobiłyby najpewniej wszystko co mogą, by o nim zapomniano, a przede wszystkim, by go nie naśladowano…

Po raz kolejny możemy zobaczyć, że w pewnych kwestiach (istotnych, bo cóż dla demokracji może być istotniejszego od wolności słowa?) pozornie zagorzali przeciwnicy polityczni nie różnią się ani poglądami, ani metodami działania.

Inny zarzut wobec Assange’a był taki, że opublikowanie tych olbrzymich archiwów dotyczących wojen w Afganistanie i Iraku naraziło życie setek osób. Łatwo było go odeprzeć, co zresztą zrobili jego prawnicy, gdy „poprosili pełnomocników Departamentu Stanu USA o podanie przykładu choćby jednej osoby, którą spotkała krzywda na skutek tej publikacji. Rząd USA nie był w stanie przedstawić ani jednego dowodu, nawet żadnej poszlaki, która pozwoliłaby sądzić, że publikacje WikiLeaks naraziły kogokolwiek na niebezpieczeństwo” [3].

Mimo to Assange pozostaje już od prawie 14 lat na uwięzi. Tyle, jak dotąd, kosztuje go ujawnianie prawdy. Nie wspominając o licznych uszczerbkach na zdrowiu, zwłaszcza psychicznym. To przecież właśnie z uwagi na stan zdrowia sędzia Vanessa Baraitser odmówiła ekstradycji Juliana Assange’a do Stanów Zjednoczonych. Zdobyła się na przyznanie, że jego stan psychiczny jest fatalny, a ryzyko popełnienia przez niego samobójstwa w razie ekstradycji – duże. W uzasadnieniu nie padło niestety, że Assange „działał jako dziennikarz, ani że próba postawienia go przed sądem w USA ma charakter politycznego odwetu i że Assange nie może liczyć na sprawiedliwy proces”

Według twórców dokumentu „Upadek zaufania: Julian Assange” jest ofiarą tortur psychologicznych, a jego prawa człowieka zostały zdeptane…

Wsparcie

Poza mediami głównego nurtu, które jak już wspomniałam, stosunkowo późno wstawiły się za swoim „informatorem”, jego uwolnienia domaga się od lat Amnesty International. W swojej petycji zwraca uwagę na to, w jakich warunkach przetrzymywany jest obecnie Assange (więzienie o zaostrzonym rygorze w Belmarsh) i do jak poważnych naruszeń praw człowieka mogłoby dojść w razie ekstradycji do USA. Mowa chociażby o torturach…

Fakt, że Assange był celem negatywnej kampanii publicznej prowadzonej przez amerykańskich urzędników najwyższego szczebla, podważa jego prawo do domniemania niewinności i naraża go na niesprawiedliwy proces.

Amnesty International podkreśla, że ściganie Assange’a może mieć hamujący wpływ na pracę dziennikarzy śledczych. Jeśli nie ma już prawa do wolności wypowiedzi, to jak uniknąć dziennikarskiej autocenzury w obawie przed oskarżeniem?

W październiku 2023 r. światową premierę miał również dokument o Assange’u: „Upadek zaufania: Julian Assange”. Jego reżyser, Kym Staton podkreśla, że nie jest to bynajmniej neutralny film, gdyż, jak mówi:

„Jesteśmy przekonani, że Assange jest ofiarą tortur psychologicznych. (…) Jeśli pozostajemy neutralni w sytuacji represji, stajemy po stronie ciemiężców.”

Twórcy filmu najbardziej koncentrują się na odpowiedzi na pytanie „dlaczego?”. Zagłębiają się w znaczenie i wagę informacji, którymi WikiLeaks podzielił się ze światem, związane z tym zachowanie zaangażowanych rządów, niezwykłe osobiste ryzyka podjęte przez Assange’a oraz szersze fundamentalne kwestie związane z wolnością prasy, które dotyczą nas wszystkich i naszego prawa do informacji.

To właśnie w tym filmie padają słowa „gdziekolwiek pójdzie [Julian Assange], wolność słowa podąży za nim”… To ważne, by zapamiętać to zdanie, gdy wreszcie dowiemy się, jaki będzie werdykt. Tymczasem wolność słowa od 14 lat jest na uwięzi…

Assange – współczesny Prometeusz?

Nie można nie przyznać racji Žižkowi, który stwierdził, iż: „o Assange’u należy wspominać zawsze, kiedy targa nami pokusa, by pochwalić zachodnie społeczeństwa demokratyczne za ich prawa i swobody człowieka, albo kiedy krytykujemy opresję w Chinach, Rosji czy krajach muzułmańskich. Jego los przypomina nam, że również nasza wolność jest poważnie ograniczona” [4].

A i owszem, bo jak to jest, że sygnalista i działacz społeczny zostaje w gruncie rzeczy bezpodstawnie przetrzymywany na uwięzi (dodajmy nie bez złośliwości: w tej „lepszej”, demokratycznej części świata), podczas gdy ludzie odpowiedzialni za zbrodnie, które ujawnił, pozostają nietykalni, a bywają wręcz nagradzani?

Sprawa Assange’a powinna zwrócić uwagę opinii publicznej na prawdziwych winowajców, odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne, wywołujących konflikty jedynie dla własnych interesów, najczęściej pod byle pretekstem – wystarczy wspomnieć Stany Zjednoczone i ich inwazję na Irak, w poszukiwaniu rzekomej broni masowego rażenia. W wyniku tego konfliktu wywołanego przez, jak to świetnie ujęła niezależna dziennikarka Agnieszka Piwar, „nosicieli demokracji”, śmierć poniosło blisko milion Irakijczyków.

Žižek zwraca uwagę także na krytyków Assange’a, którzy zarzucają mu, iż skupia się jedynie na niesprawiedliwościach Zachodu, pomijając „większe niesprawiedliwości, jakie mają miejsce w Rosji i w Chinach”. Ale czyż ciągle nie jesteśmy bombardowani „mrożącymi krew w żyłach” informacjami o autorytarnym sąsiedzie, którego mieszkańcy mają być niemalże oczadzeni kremlowską propagandą? Lub o wszechobecnym chińskim systemie zaufania społecznego? Czy te informacje nie mają na celu odwrócenie naszej uwagi od innych, istotnych kwestii z naszego, również niewolnego od propagandy, podwórka?

Sądzę, że czas odwrócić proporcje i dostrzec właśnie belkę w swoim oku, popatrzeć na ręce temu wspaniałemu zachodniemu światu, który próbuje zniszczyć takich Prometeuszy – piewców prawdy – jak Julian Assange. Ale przecież nie tylko on – warto wspomnieć chociażby o Edwardzie Snowdenie, Chelsea Manning, Danielu Ellsbergu…

Czy przyrównanie tych działaczy do greckiego tytana jest nadużyciem? Wątpię. A nawet jeśli, to i tak nic w porównaniu z nadużyciem jakiego dopuszczają się globalne „demokratyczne” siły, bezwzględnie zamykając usta odważnym, niezależnym dziennikarzom i sygnalistom.


Źródła:

[1] Jan Smoleński, „W obronie Juliana Assange’a” [dostęp: 06.06.2024]

[2] Chip Gibbons, w tłumaczeniu Aleksandry Paszkowskiej, „CIA planowała porwać lub zabić Juliana Assange’a. I to nie jest ani trochę śmieszne” [dostęp: 06.06.2024]

[3] Aaron Bastani, „Warufakis: Assange ma umrzeć. Ameryce tylko o to chodzi”, [dostęp: 06.06.2024]

[4] Slavoj Žižek, „Julian Assange pokazał nam belki w naszych oczach. Dlatego umrze w więzieniu”, [dostęp: 06.06.2024]

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 233 / (25) 2024

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Polityka # Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: