Felieton

Globalizacja na wstecznym

ziemia
fot. Gerd Altmann z Pixabay

Piotr Wójcik

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 21 (2020)

Bez wątpienia pandemia SARS-CoV-2 przyniesie mnóstwo szkód państwom świata. Uruchomi także wiele negatywnych procesów, takich jak większa indywidualizacja życia. Jednak zatrzymanie pędzącej od lat globalizacji może być jedną z nielicznych korzyści, które przyniesie koronawirus.

Przetaczająca się przez świat pandemia koronawirusa w mniejszy lub większy sposób zmieni niemal każdą dziedzinę życia zachodnich społeczeństw. Głębokie zmiany będą dotyczyć pracy, która będzie częściej wykonywana zdalnie i zacznie być automatyzowana w jeszcze szybszym tempie, edukacji, w której większą rolę będą musieli spełniać rodzice oraz sami uczniowie, czy spędzania czasu wolnego oraz rekreacji.

Jeśli koronawirus zostanie z ludźmi na dłużej, a trzymanie go pod kontrolą będzie wymagać znacznego stopnia społecznej izolacji, staniemy się mniej prospołeczni, a bardziej prorodzinni oraz indywidualistyczni.

Kontakty międzyludzkie znacznie się schłodzą, także te globalne, wynikające z międzynarodowych relacji ekonomicznych i politycznych. Pędząca od lat globalizacja nie tylko wyhamuje, ale też wrzuci wsteczny bieg. Zarówno restrykcje dotyczące przemieszczania się ludności, jak i powstała nieufność wobec Chin, ograniczą transgraniczne kontakty gospodarcze i skłonią społeczeństwa do zaspokajania przeróżnych niezbędnych do życia potrzeb lokalnie, na miejscu. Choć integracja światowej ludzkości miała i ma wiele zalet, to doprowadziła ona do wielu negatywnych zjawisk. Częściowe odwrócenie procesu globalizacji może być więc w wielu aspektach pozytywne.

Pęczniejąca wymiana handlowa

Pędzącą globalizację najlepiej widać we wskaźnikach wymiany handlowej. Świat skurczył się przede wszystkim dla towarów i w mniejszym stopniu usług. Choć zdecydowana większość obywateli krajów rozwiniętych, nie mówiąc już o rozwijających się, spędza całe życie w jednym kraju, a często nawet w jednym regionie danego kraju, to towary nieustannie krążą po całym świecie. Obecna globalizacja to globalizacja towarów i kapitału, nie ludzi.

Przeciętny Polak nigdy w życiu nie zamieni słowa z rodowitym Chińczykiem, jednak skorzysta z setek produktów wytworzonych w Państwie Środka.

Światowe granice są szeroko otwarte dla wszelkich dóbr, usług i pieniędzy, jednak przekraczanie granic przez ludzi jest zdecydowanie trudniejsze, nie mówiąc już o osiedlaniu się w dowolnych państwach.

Kryzys gospodarczy rozpoczęty w 2008 roku chwilowo zmniejszył światową wymianę handlową, jednak od 2009 roku znów nieustannie ona rosła. W 2009 roku kraje OECD, czyli z grubsza rzecz biorąc najbardziej rozwinięte państwa świata, zaimportowały towary i usługi o wartości 11,2 biliona dolarów. To ogromna suma, jednak blednie ona przy wyniku z 2018 roku, gdy te kilkadziesiąt państw sprowadziło do swoich krajów towary i usługi warte 17 bilionów dolarów. Inaczej mówiąc, w ciągu dekady import krajów OECD wzrósł o połowę. Niemal identyczne kwoty dotyczą eksportu tych krajów na przestrzeni omawianych lat. Także wzrósł on z 11 do 17 bilionów dolarów. W ciągu ledwie 10 lat światowa wymiana handlowa urosła o 50 procent.

Choć eksport i import w krajach OECD się równoważą, to w poszczególnych krajach nie jest już to tak zbalansowane. Generalnie wśród krajów rozwiniętych można wyszczególnić eksporterów i importerów oraz większość, która wychodzi mniej więcej na zero. Największym importerem są Stany Zjednoczone, których bilans rachunku bieżącego wynosi minus dwa procent PKB. Na minusie są także takie kraje jak Wielka Brytania, Kanada czy Brazylia. Do największych eksporterów należą Niemcy (nadwyżka na rachunku bieżącym wynosząca 7 proc. PKB), Korea Południowa (4 proc. PKB) czy Japonia (3,6 proc.). Oczywiście nominalnie najwięcej sprzedają światu Chińczycy, jednak wbrew pozorom równie dużo kupują i ich bilans rachunku bieżącego jest bliski zera (wynosi dokładnie 0,6 proc. PKB na plusie).

Korekta globalizacji

Te bliskie i łatwe relacje handlowe paradoksalnie przyczyniły się do powstania całego szeregu napięć międzynarodowych. Największe z nich to napięcia między USA i Chinami. Te pierwsze od lat notują deficyt handlowy, kupując od świata zdecydowanie więcej niż mu sprzedając. Doprowadziło to do zubożenia tamtejszej klasy pracującej, która straciła pracę w wyniku przeniesienia dużej części produkcji do Chin i krajów rozwijających się. Amerykańskim koncernom bardziej opłaca się wyprodukować coś na drugim końcu globu i sprowadzić to do USA, niż produkować i sprzedawać na miejscu.

Jednak globalizacja w mniejszym lub większym stopniu dotknęła klasę pracującą we wszystkich krajach rozwiniętych, gdyż pracownicy mogą być teraz „doprowadzani do porządku” groźbą przeniesienia miejsc pracy w inne, czytaj tańsze miejsce. Osłabiło to rolę związków zawodowych oraz żądania płacowe – zarówno uzwiązkowienie jak i udział płac w PKB od lat na Zachodzie spadają.

Nierównowagi handlowe doprowadziły nie tylko do napięć między USA a Chinami, ale także między krajami strefy euro. Notujące nieustanny deficyt handlowy kraje z południa Europy wpadły w gigantyczne problemy gospodarcze, przez co powstała tam ogromna niechęć nie tylko do eksporterów z północy Europy, z Niemcami na czele, ale do integracji europejskiej w ogóle.

Z powodu tych napięć wiele miesięcy przed pandemią koronawirusa globalizacja zaczęła wyhamowywać. Nie wrzuciła jeszcze wstecznego, jednak pojawiło się wiele znaków zapowiadających jej korektę. Oczywiście znów najważniejsze pojawiły się ze strony USA, które nałożyły cały szereg ceł handlowych na towary głównie z Chin, ale też innych krajów Dalekiego Wschodu oraz Unii Europejskiej. Te nie pozostały dłużne i same wprowadziły cła odwetowe na towary z USA. Nie doszło do skutku też między innymi podpisanie umowy handlowej między USA a UE.

Pandemia koronawirusa doprowadzi najpewniej nie tyle do wyhamowania globalizacji, co wręcz do jej cofnięcia. Problemy związane z przerwaniem łańcuchów dostaw sprawią, że koncerny będą chciały tworzyć sieci dostawców bliżej swoich siedzib, a państwa zaczną dążyć do produkowania niezbędnych artykułów na miejscu, prowadząc politykę protekcjonistyczną. Do łask wróci szerokie stosowanie ceł ochronnych oraz subwencjonowanie krajowej produkcji przemysłowej. Dojdzie do tego nieufność, która powstała w wielu krajach Zachodu wobec Chin, które nie tylko nie ukrywały realnej skali epidemii przed światem, ale dopuściły się szeregu wątpliwych praktyk przy sprzedaży sprzętu ochrony osobistej potrzebnego do walki ze skutkami epidemii.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Dodatni bilans

Jeśli globalizację porównywaliśmy do kurczenia się świata, to Ziemia po pandemii bez wątpienia stanie się nieco „większa” – mówiąc metaforycznie, nie będzie już globalnej wioski, tylko globalne miasteczko. Zamożne kraje Zachodu zaczną przenosić coraz więcej etapów produkcji jeśli nie z powrotem do siebie, to przynajmniej do krajów bliskich geograficznie, politycznie, a może i kulturowo. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Szlaki handlowe po pandemii COVID-19” w wyniku przenoszenia się produkcji z Chin, Państwo Środka może stracić 1,64 procenta PKB. Zyskają na tym procesie kraje Europy – w ujęciu nominalnym najbardziej Polska i Niemcy, po ponad 8 miliardów dolarów każde. Czesi zyskają 5 miliardów dolarów, a Francuzi ponad 4 miliardy. Dla Polski będzie to oznaczało zwiększenie PKB o prawie 2 procent.

Ograniczenie globalizacji powinno odwrócić część procesów, które ona spowodowała. Między innymi pauperyzację klasy pracującej w krajach Zachodu. Nie wszyscy pracownicy najemni w Europie lub USA będą musieli konkurować z pracownikami z Azji, dzięki czemu będą mogli odważniej stawiać żądania płacowe. Udział płac w PKB od lat 90. spadł w UE z 57 do 55 procent. Dzięki odwróceniu globalizacji pracownicy być może odzyskają tę część tortu, którą stracili w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Pole działania powinny odzyskać także związki zawodowe, które w wielu krajach Zachodu, nie licząc północnej Europy, przestały być kluczowym aktorem życia społecznego. Możliwość stawiania większych żądań dotyczących warunków pracy powinna być wiatrem w żagle związków zawodowych. 

Dzięki cofnięciu się globalizacji, odetchnąć powinna także nasza planeta.

Wymiana handlowa odciska ogromne piętno na Ziemi, gdyż pochłania wielkie ilości paliw kopalnych, a także powoduje emisję dwutlenku węgla. Transport towarów jest jednym z głównych źródeł emisji CO2 – ograniczenie wymiany handlowej bez wątpienia wpłynie na ograniczenie emisji CO2 z tego źródła. Poza tym szlaki handlowe degradują środowisko naturalne. Jeśli odwrócenie procesu globalizacji zatrzyma budowę nowych szlaków handlowych, takich jak Nowy Jedwabny Szlak, odbędzie się to z korzyścią dla planety.

Bez wątpienia pandemia SARS-CoV-2 przyniesie mnóstwo szkód państwom świata. Uruchomi także wiele negatywnych procesów, takich jak większa indywidualizacja życia. Jednak zatrzymanie pędzącej od lat globalizacji może być jedną z nielicznych korzyści, które przyniesie koronawirus. Zarówno dla Polski oraz Europy, jak i świata w ogóle.

Narodowy Instytut Wolności – logo Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich – logo

Tekst przygotowany przez Instytut Spraw Obywatelskich w ramach projektu „Instytut Spraw Obywatelskich – łapiemy wiatr w żagle” sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 21 (2020)

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekonomia # Świat

Być może zainteresują Cię również: