Felieton

Globalny łańcuch śmieci

Indie - kobieta na śmietniku
fot. Kjell Meek z Pixabay

Piotr Wójcik

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 32 (2020)

Eksport śmieci z krajów Europy wzrósł z 6 do 22 milionów ton odpadów rocznie. Przodują w tym Wielka Brytania, Niemcy i Holandia. A cierpią na tym głównie mieszkańcy krajów Azji i Afryki.

W 2006 roku spółka paliwowa Trafigura wyrzuciła u wybrzeży Abidżanu, stolicy Wybrzeża Kości Słoniowej, gigantyczną ilość toksycznych odpadów za pośrednictwem wynajętego statku. Pierwotnie odpady miały zostać zutylizowane w Holandii, jednak najwyraźniej szefostwo spółki uznało, że to zbyt drogie i wybrało tańszy „wariant”. W wyniku tej operacji ponad sto tysięcy mieszkańców Abidżanu potrzebowało opieki medycznej, a śmierć poniosło 15 osób. W 2010 roku sąd uznał spółkę za winną tego procederu, jednak szkody ekologiczne oraz humanitarne były ogromne i żaden wyrok tego nie zmieni.

To tylko skrajny przykład globalnego procederu, jakim jest eksport śmieci z krajów śmiecących, wysoko rozwiniętych, do importerów śmieci, czyli krajów rozwijających się. Występek spółki Trafigura był nielegalny, jednak w większości przypadków eksport odpadów do krajów ubogich odbywa się często legalnie.

Nawet w świetle prawa ten przyspieszający proces przynosi fatalne konsekwencje dla środowiska oraz stanu zdrowia obywateli krajów przyjmujących odpady.

Europejska góra śmieci

W Unii Europejskiej generuje się 5,1 tony odpadów rocznie na mieszkańca. Polska nie odbiega specjalnie od średniej – w naszym kraju powstaje 4,8 tony śmieci na głowę. Mimo wszystko daleko nam do niechlubnych liderów. Przytoczona wyżej Holandia emituje 8,3 tony śmieci per capita, a Szwecja 14,3 tony. Bezkonkurencyjne są Luksemburg oraz Finlandia. W tych krajach powstaje odpowiednio 17,5 i 22,3 tony odpadów w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Coś z tą górą śmieci trzeba zrobić.

Wbrew przeświadczeniu wielu z nas, wyrzucających co tydzień worki do koszy z odpadami, one po prostu nie znikają. Większość z nich trafia do krajowych systemów gospodarki odpadami, w których odzyskuje się część materiałów, a pozostała część trafia do spalarni odpadów oraz na wysypiska. W wyniku spalania otrzymujemy nie tylko energię – emitujemy także dwutlenek węgla oraz substancje toksyczne, spośród których pochłaniana jest jedynie część. Poza tym śmieci w krajach Europy powstaje tak dużo, że krajowe systemy gospodarowania odpadami zwyczajnie nie nadążają z ich przerobem.

Powstał więc pomysł genialny w swojej prostocie – wysyłajmy je tak daleko, żebyśmy ich nie widzieli. Zgodnie z zasadą, o której rymował raper Fokus na płycie „Pijanych powietrzem” – „nie ma problemu, skoro go nikt nie dostrzega”.

Nic więc dziwnego, że góra eksportowanych z Europy śmieci systematycznie rośnie. Jeszcze w 2001 roku 28 krajów Europy (27 z UE oraz Wielka Brytania) wyeksportowały 6,3 miliona ton odpadów. W 2016 roku eksportowane europejskie śmieci ważyły już 21,6 miliona ton. Trzyipółkrotny wzrost w zaledwie półtorej dekady. Liderami UE są Holandia oraz Niemcy, które eksportują po niecałe 3 miliony ton odpadów rocznie. Niedościgniona jest jednak Wielka Brytania. Jeszcze w 2001 roku eksportowała ona jedynie 36 tysięcy ton śmieci, od tamtej pory liczba ta zaczęła jednak rosnąć w tempie wykładniczym. W 2016 r. z Wielkiej Brytanii wyeksportowano już ponad 5 milionów ton śmieci.

Jak wygląda na tym tle Polska? Należymy jeszcze do mikrusów. W 2016 r. wyeksportowaliśmy jedynie 83 tysiące ton śmieci. Jednak od 2001 roku liczba ta wzrosła prawie pięciokrotnie. Jeśli tak dalej pójdzie, w nadchodzącej dekadzie będziemy zasypywać biedne kraje świata setkami tysięcy ton odpadów co roku.

Zmiany w globalnym łańcuchu

Gdzie trafiają te śmieci? Jak zauważa John Urry w książce „Offshoring”, przez dekady jednym ze światowych wysypisk śmieci był nasz region, Europa Środkowo-Wschodnia. Początkowo eksportowano tu odpady ze Związku Radzieckiego, a po 1989 roku śmieciami zaczęła nas zasypywać Europa Zachodnia, co trwało mniej więcej do połowy poprzedniej dekady. Urry podaje przykład węgierskiej wsi Gare, w której składowisko toksycznych odpadów powodowało choroby zwierząt oraz zatruwanie płodów rolnych. Góra napływających do Gare śmieci była już tak duża, że mieszkańcy dobrowolnie zgodzili się na instalację w miejscowości wielkiej spalarni, która miała rozwiązać problem w duchu modernizacji. Jednymi z nielicznych protestujących byli wtedy Zieloni.

Europa Środkowo-Wschodnia zaczęła się jednak bogacić, poza tym weszła do UE, więc sprowadzanie tu śmieci stało się dla krajów z Zachodu kontynentu problematyczne. Pałeczkę przejęły więc Chiny, które stały się wielkim światowym centrum recyklingu odpadów. Na szczególną uwagę zasługuje Guiyu, niewielka jak na chińskie standardy miejscowość na wybrzeżu Morza Południowochińskiego. Stała się ona światowym centrum odzyskiwania materiałów z zużytego sprzętu elektronicznego. Do Guiyu trafiały miliony części z komputerów, telewizorów czy telefonów komórkowych, z których następnie mieszkańcy odzyskiwali, co się dało. Firmy z Guiyu przetwarzały półtora miliona ton odpadów elektronicznych rocznie. Przy tym recyklingu pracowały setki tysięcy pracowników, którzy zwykle ręcznie obrabiali zepsuty sprzęt, wystawiając się na działanie toksycznych substancji.

„Powietrze w Guiyu śmierdzi palonym plastikiem i toksycznymi metalami. Pracownicy opalają karty i inne metale nad piecykami węglowymi, żeby stopić ołowiany lut i oddzielić różne metale. Do powietrza uwalniają się toksyczne gazy, a inne toksyczne substancje przedostają się do gleby” – tak opisał sytuację w tej chińskiej miejscowości John Urry.

Środowisko w Guiyu jest tak zanieczyszczone, że wodę pitną trzeba tam sprowadzać ciężarówkami. Podczas jednego z badań wykryto, że 80 procent mieszkających tam dzieci miało podwyższony poziom ołowiu we krwi.

Nowe kierunki

Chiny jednak także szybko się bogacą i coraz bardziej nie w smak im łatka światowego wysypiska. W lipcu 2017 roku wprowadziły one zakaz importu 24 najbardziej toksycznych rodzajów odpadów, co utrudniło proceder eksportu śmieci. Niestety oznacza to jedynie tyle, że więcej odpadów będzie teraz trafiać do krajów biedniejszych od Państwa Środka. Na przykład do krajów Afryki oraz biedniejszych krajów Azji Południowej lub Południowo-Wschodniej. Między innymi do Indii i Bangladeszu, w których masowo złomuje się statki. Jak wskazuje Urry, kilkadziesiąt tysięcy pracowników w Chittagongu w Bangladeszu rozkręca statki na tamtejszych plażach, a co tydzień umiera przynajmniej jeden z nich. „Pracownicy często są brutalnie popędzani przez nadzorców, żeby jak najszybciej rozebrać martwy statek i zwolnić fragment plaży pod następny wrak” – pisze Urry.

Jednak globalnym centrum śmieci staje się Afryka. W Agbogbloshlie, dzielnicy Akry, stolicy Ghany, znajduje się największe w Afryce Zachodniej wysypisko złomu, na które codziennie trafiają tysiące zużytych sprzętów RTV i AGD. Przede wszystkim z Europy oraz Stanów Zjednoczonych. Dzielnica ta nazywana jest przez samych mieszkańców „Toxic City”.

slonie_na_wysypisku
fot.  Karuvadgraphy z Pixabay

Powietrze jest tam wypełnione ciemnym dymem z niezliczonej ilości ognisk, w których wytapiane są poddawane recyklingowi materiały. Podczas tej prymitywnej obróbki, która często polega na wrzucaniu do ognia sprzętów i wyciąganiu z niego przydatnych materiałów, pracują niejednokrotnie jeszcze dzieci. Odzyskane w ten sposób materiały sprzedawane są za grosze handlarzom metali kolorowych. Na to gigantyczne złomowisko, które działa już od kilkunastu lat, co miesiąc trafia 500 kontenerów odpadów elektronicznych z całego Zachodu.

W ten sposób bogaty i syty świat Zachodu zasypuje kolejne kraje rozwijające się górami odpadów, uzależniając ich gospodarki od przetwarzania śmieci. Góry śmieci rosną między innymi z powodu celowego skracania życia produktów elektronicznych, co ma napędzać konsumpcję, jak i samej konsumpcji zamożnych społeczeństw, która rośnie jak na drożdżach. Ciekawe, kiedy dojdzie do nas, że wszyscy mieszkamy na jednej planecie, a zapasowej nie mamy.

Narodowy Instytut Wolności – logo Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich – logo

Tekst przygotowany przez Instytut Spraw Obywatelskich w ramach projektu „Instytut Spraw Obywatelskich – myślimy, działamy, zmieniamy” sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 32 (2020)

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekologia # Świat # Zdrowie Chcę wiedzieć

Przejdź na podstronę inicjatywy:

Co robimy / Chcę wiedzieć

Być może zainteresują Cię również: