Głos Pana Lema: Łatwe życie z mordą w śmietanie prowadzi do technologicznego Gułagu
Z Pawłem Okołowskim rozmawiamy o tym, co Stanisław Lem myślał o aborcji, karze śmierci, eutanazji i nowoczesnym kanibalizmie (transplantacjach i fabrykowaniu ciała). Zastanawiamy się też, jakie grupy interesu korzystają na wzorcach działania i myślenia z pentalogu biolatrycznego.
(Wywiad jest zredagowaną i uzupełnioną wersją podcastu „Czy masz świadomość?: Głos Pana Lema”.)
Rafał Górski: ,,Znany jest pogląd Lema na destrukcyjny wpływ technologii na życie ludzkie, społeczne, a przez nie też na jednostkowe. Nieco myląca w tym względzie jest „Summa” – o wymowie prometejskiej, ale wydana dawno, w 1964 roku. Od końca zaś lat 60. mamy już do czynienia z Lemem konsekwentnie pesymistycznym, który mówi: rozwój technologii pociąga za sobą destrukcję kultury. Światowa recepcja Lema fakt ten pomija bądź zataja, choć autor głosił swoje przez czterdzieści lat”. To fragment z Pana książki „Głos Pana Lema”. Dlaczego „światowa recepcja Lema fakt ten pomija bądź zataja”?
Pawel Okołowski: Najkrócej mówiąc, dlatego że w świecie w ogóle, w świecie Zachodu, a także w Polsce dominują filozofie dwojakiego typu. Po pierwsze scjentyzm, który jest współcześnie żywą odmianą pozytywizmu, a z drugiej strony – irracjonalizm, w rodzaju rozmaitych hermeneutyk, postmodernizmów itd. To są dwa nurty będące w silnej opozycji do myśli Stanisława Lema. Druga, choć wtórna przyczyna ignorowania Lema poglądów, to nieobecność w języku angielskim jego eseistyki i publicystyki, nazywanych przez samego autora prozą dyskursywną. Przykładowo, „Summę” przełożono dopiero kilka lat temu. W tym roku, z okazji 100-lecia Lema, amerykańskie wydawnictwo Mit Press przygotowuje kilka tytułów prozy dyskursywnej, więc Lema teksty filozoficzne będą już dostępne po angielsku. To wieloletnie zaniedbanie było wszak skutkiem braku szacunku dla myśli Lema w Polsce, a ów brak wynikiem niepodobania się ani naszym scjentystom, ani hermeneutom. A skoro Lem filozof nie jest szanowany w Polsce, to znajduje to też odzwierciedlenie w świecie.
Dlaczego nie jest szanowany przez te dwa nurty?
Filozofia Lema to, rzecz tłumacząc krótko, racjonalizm. A racjonalizm to taki sposób myślenia, który szanuje logikę. W tej sprawie, oczywiście, Lem idzie „ręka w rękę” ze scjentyzmem, ale przeciwstawia mu się metafizyką, którą uprawia w duchu filozofów starożytnych i średniowiecznych. To się scjentystom nie podoba; oni, rzecz jasna, metafizykę tradycyjną rugują z obrazu świata. Z drugiej strony – ci, którzy metafizykę honorują i uprawiają ją współcześnie, ignorują bądź zwalczają logikę. Zatem jedni „dokładają” Lemowi za to, że trzyma się logiki, a drudzy za to, że metafizyki. Jednym i drugim jest więc z Lemem nie po drodze.
Lektura Pana książki przypomniała mi wypowiedź Macieja Kaweckiego, prezesa Instytutu Polska Przyszłości im. Stanisława Lema, podczas debaty „Czy nowe technologie nas uratują czy zniszczą?” na II Forum Geopolitycznym w 2020 roku. Cytuję: „Lem zmieniał swoje myślenie. Jeżeli spojrzymy na literaturę Stanisława Lema to w „Obłoku Magellana” był bardzo technokratyczny, ale też był wielkim entuzjastą technologii. Potem w późniejszej literaturze, „Summa technologiae” już było już troszkę gorzej, a ostatnie felietony Stanisława Lema to rzeczywiście bardzo silna negacja technologii. Wczoraj z sekretarzem Lema Wojtkiem Zemkiem, który towarzyszył mu w zasadzie cały okres jego najwybitniejszej twórczości, rozmawialiśmy o tym, na ile te negatywne spojrzenie do rzeczywistości wynikało rzeczywiście z pewnej predykcji, a na ile wynikało z wieku, w którym Stanisław Lem się znajdywał. Na ile wynikało z jakiejś jego niedołężności w tym okresie ostatnim życia. Był nieprawdopodobnie oczytaną osobą, zamawiał kilkadziesiąt periodyków miesięcznie, które wszystkie czytał, więc miał ogromną wiedzę o technologiach no, ale jednak wiek też robi swoje. I do dzisiaj odpowiedzi na to pytanie nikt nie zna. Jak będziemy rozmawiać z Wojtkiem Orlińskim, jego biografem czy innymi osobami, które pasjonują się w analizowaniu tych futurystycznych wizji Lema, to nie znamy jednej odpowiedzi na to pytanie, więc ja nie chciałbym traktować literatury Lema tylko przez pryzmat ostatnich 10 czy 12 lat jego literatury, bo w jego literaturze znajdziemy bardzo wiele technokratycznych, takich romansów i był wielkim przez wiele lat entuzjastą technologii”.
Proszę o komentarz do tej wypowiedzi.
Tak, ja tę wypowiedz znam, odsłuchałem relację z posiedzenia, o którym pan mówi. Nie dziwi mnie ona w tym sensie, że podobne wypowiedzi można tu i ówdzie znaleźć. Krótko mówiąc – wypowiedź jest obelżywa. To jakiś sposób deprecjonowania myśli Lema i dyskredytowania jego osoby, powiedziałbym, sposób niszczenia przeciwników ideowych typowy dla stalinizmu. To samo można znaleźć w Wikipedii: tam napisano, że Lem na starość cierpiał na depresję i owa depresja ma tłumaczyć jego poglądy. Nie jest to ignorancja, gdyż nie chce się wierzyć, że ktokolwiek, kto ma pojęcie o Stanisławie Lemie, nie wie, że np. „Dialogi” zostały napisane w 1957 roku, kiedy autor miał 36 lat. Natomiast w 1969 roku ukazał się jeden z najważniejszych artykułów Lema „Wizja filozofa na krze”. Tekst był i jest przełomowy: powiedziałbym, że po raz pierwszy w świecie ktokolwiek taką ideę sformułował. Zacytuję Lema: „Zaczyna się inwazja technologii w ciało ludzkie”. Autor w 1969 roku był już w pełni świadom konsekwencji tej inwazji. Najkrócej mówiąc, uważał, i do śmierci to podtrzymywał, że technologia będzie nas sukcesywnie pozbawiała wszelkich kierunkowskazów, będzie sprzyjała ciągłej relatywizacji wartości. Więc nie chce mi się wierzyć, wracając do głównego toku wywodu, że ktoś, kto ma pojęcie o Lemie, nie wie, że 1957 rok to są narodziny Lema myśli zasadniczej, mówiącej, że „technologia jest zmienną niezależną cywilizacji”. Później autor konsekwentnie podtrzymywał ten pogląd, który sformułował mając trzydzieści kilka lat. Otóż wydaje mi się, że słowa, które pan przytoczył to po prostu słowa opozycji ideowej. Staje ona naprzeciw tego, co mówi Lem, próbując jego pesymizm osłabić. Przyszło mi do głowy, że taki sam zarzut można by postawić Chopinowi: Chopin miał depresję, dlatego pisał smutne utwory. Analogicznie Stanisław Lem „z powodu depresji albo starczej niedołężności głosił pesymistyczne poglądy”.
Lem nie zwalczał technologii, mówił do pewnego czasu, iż jest ona, jak wszelkie narzędzia, obosieczna – można użyć młotka, i zwykle się go używa do celów pożytecznych, ale można też komuś młotkiem głowę roztrzaskać. Lem jednak uświadomił sobie brak symetrii w tej materii, uznał, że technologia jest czymś jak dżin uwolniony z butelki. Od czterystu lat mamy rewolucję przemysłową, technologia się samonapędza, jest autokataliczna, nie da się jej zatrzymać, do butelki znów zagonić. I to zaczęło Lema przerażać. On nie tyle atakuje technologię, co tych, którzy na niej żerują. Żyjemy w świecie Zachodu, który jest przecież światem kapitalizmu. To wielki kapitał żyje z technologii – i tego właśnie bał się Lem. To także jedyna w zasadzie rzecz, którą wziął od Karola Marksa (poza tzw. materializmem dziejowym) i stale już podtrzymywał – wielki kapitał to złowroga siła, bo liczy się wyłącznie z zyskiem, z niczym więcej.
Los napisał ciąg dalszy tej historii. Gdy opublikowałem na Twitterze post promujący podcast naszej rozmowy, odezwał się pan Maciej Kawecki. Poniżej publikuję treść wpisów. Finał jest taki, że prezes Instytutu Polska Przyszłości im. Stanisława Lema zablokował mnie na Twitterze po tym, jak przesłałem mu link do jego wypowiedzi na forum Geopolitycznym. Jak to Pan skomentuje?
Skoro ten pan w jakikolwiek sposób odwołał swoją wcześniejszą wypowiedź albo ją skorygował, to dobrze. Nie o niego wszak chodzi, a o symptomatyczny sposób deprecjonowania Lema, sposób – że tak go stosownie określę – „geriatryczno-psychiatryczny”.
W „Słomianych psach” John Grey, filozof polityki i publicysta, profesor London School of Economics mówi, że technologia nie słucha niczyich rozkazów, co bliskie jest słowom Lema o asymetrii jej obosieczności. Pan zaś w książce pisze o pentalogu biolatrycznym, zbiorze pięciu cywilizacyjnych wzorców myślenia według Stanisława Lema. Co to jest ten pentalog i dlaczego biolatryczny?
Biolatryczny od słowa biolatria, co należy rozumieć jako kult życia. W imię tego właśnie kultu życia można by wydobyć pięć maksym będących czymś analogicznym do dekalogowych zakazów. Lem zauważył, że wielu ludzi w naszej cywilizacji stosuje się dziś do innych niż tradycyjne zasad, i że da się wskazać pięć nowych emblematycznie wzorców, które ja nazwałem pentalogiem.
Jakie jest pierwsze przykazanie pentalogu?
Pierwsze dotyczy aborcji, głosi całkowite przyzwolenie na spędzanie płodów. Czytelne jest, że taką ideę współcześnie się głosi. Rozmaite demonstracje to podchwytują i propagują. Chodzi o to, że sprawa usuwania bądź nieusuwania płodu powinna zostać oddana wyłącznie w ręce matki.
A jakie podejście miał do tego wzorca Stanisław Lem?
Miał podejście negatywne, chociaż – co jest typowe dla Lema i znów bym tego słowa użył, emblematyczne – umiarkowanie. Lem był tak jak Arystoteles człowiekiem umiaru, złotego środka. Że zygota jest po prostu człowiekiem, mimo że to wynika z jego antropologii, wprost nie powiedział, bo był naturalistą. To by się z jego naturalizmem kłóciło. Z drugiej strony, rozumiał, że o aborcji faktycznie decyduje w dzisiejszym świecie presja społeczna. Właśnie ci, którzy chcą oddawać sprawę w ręce matek, nie biorą pod uwagę potężnej presji, która jest wywierana na kobiety, presji antymacierzyńskiej. Umiarkowane stanowisko Lema polegało na tym, że był przeciwko całkowitemu przyzwoleniu, ale dopuszczał aborcję w pewnych wyjątkowych sytuacjach, w sytuacjach tragicznych. Sytuacje takie, w rozumieniu greckim, polegają na tym, że zderzają się dwa zła, są porównywalne i nie ma dobrego wyjścia z sytuacji tego rodzaju. W tych trzech wyjątkach, które ustawa obowiązująca w Polsce przez dwadzieścia pięć lat honorowała, z jednej strony mamy zło w postaci zabójstwa płodu, a z drugiej – np. śmierć matki. Jest między czym a czym wybierać. Drugi wyjątek to ciąża w wyniku gwałtu czy kazirodztwa, znów mamy dwa zła porównywalne. A trzeci przypadek – płód zasadniczo uszkodzony, co w wyniku badań prenatalnych wiadome, więc nie każda kobieta ma wolę taki płód urodzić. Tutaj Lem by oddał decyzję w ręce matek będących w tragicznym położeniu, jednym z trzech wymienionych. W innych nie.
A kto na tym wzorcu pierwszym korzysta, Pana zdaniem?
To jest jasne, i to podwójnie jasne. Po pierwsze korzysta przemysł aborcyjny, który może być potężnie rozbudowywany. Po drugie – warto zauważyć, że nie ma „przemysłu antyaborcyjnego”, to niedorzeczne. Zakaz aborcji żadnego interesu za sobą nie pociąga, natomiast przyzwolenie na aborcję tak: ogromny interes dla klinik, dla lekarzy, dla pielęgniarek, dla producentów rozmaitego oprzyrządowania i medykamentów.
Drugi wzorzec pentalogu dotyczy abolicjonizmu w kwestii kary śmierci. O co tutaj chodzi?
Likwidacja kary głównej, usunięcie poena capitalis – jak ją Rzymianie nazwali 2000 lat temu, to ewidentne sprzeniewierzenie się sumieniom ludzkim. Dlaczego tak się dzieje, że w Europie, mimo że kara śmierci została zdjęta w systemach prawnych wszędzie, oprócz Białorusi, badania opinii publicznej pokazują, że co najmniej połowa, jeśli nie większość ludzi się na to nie godzi? Tutaj nie zastosowano demokracji bezpośredniej, lecz wielce pośrednią. Nie ogół ludzi, a tak zwane elity polityczne zadecydowały o zdjęciu kary śmierci i to ogółowi jakoś urąga, bo kłóci się z sumieniem. Jak może tak być, by najwięksi zbrodniarze nie byli karani w sposób sprawiedliwy?
Cytuje Pan w swojej książce wypowiedź Lema: „Jestem za karą śmierci dla notorycznych morderców”. Jakie grupy interesu korzystają na drugim przykazaniu pentalogu?
Aż kusi, aby użyć znowu tutaj słowa „przemysł”, choć używam go w tym przypadku metaforycznie – wielki przemysł resocjalizacji. To są wszystkie te instytucje, które mają rzekomo naprawiać notorycznych morderców. Wracając do stanowiska Lema, które znów jest umiarkowane: umiarkowanie polega na tym, że nie wszystkich zabójców i nie wszystkich, tym bardziej, przestępców, np. gwałcicieli, byłby on gotów na krzesło elektryczne, a w zasadzie nie na krzesło elektryczne, tylko na bezbolesny zastrzyk, skazać. W Ameryce ma miejsce potężna społeczna kampania, która domaga się zlikwidowania innych odmian uśmiercania z wyjątkiem bezbolesnego zastrzyku. Lema umiarkowanie polega na tym, żeby unicestwiać wyłącznie istoty z urodzenia diabelskie – takie, które mordowały z wyrachowania, i tym bardziej, wielokrotnie. Natomiast w ramach resocjalizacji próbuje się takie istoty naprawiać. To się wydawało Lemowi niedorzeczne. To naprawianie nic nie jest warte, ale to są przecież miliony psychologów, terapeutów, i zakłady, i rozmaite wyposażenie do tych zakładów, rozbudowywanie więziennictwa. Znowu mamy tu asymetrię, bo w drugą stronę nikt nie korzysta, a kat wystarczy w kraju jeden.
Czego dotyczy trzeci wzorzec: „brutalizm agonalny, zakaz eutanazji świadomej konających”?
To jest coś, co dzieli biolatrów i rzymski Kościół katolicki. Kościół stanowczo przeciwstawia się legalizacji eutanazji. My generalnie też się, oczywiście, przeciwstawiamy. I Stanisław Lem też się przeciwstawiał, ale znowuż jego umiarkowanie polega na tym, że dopuszcza on eutanazję w sytuacji, w której występuje stan agonalny, tzn. eutanazję ludzi konających, dodajmy – konających w straszliwych cierpieniach, bo nie każdy ból da się zwalczyć. Ci, którzy zajmują się zwalczaniem bólu, wiedzą i piszą, że od 1 proc. do 3 proc. przypadków bólu nie da się uśmierzyć, choćby dlatego, że organizm się do morfiny przyzwyczaja i ona przestaje już działać, a zwiększanie dawki byłoby przeciwcelowe, bo powodowałoby śmierć. Po pierwsze – straszliwe bóle agonalne, a po drugie – wola takiej konającej osoby, to dwa warunki konieczne do legalizacji eutanazji. Nie można podejmować decyzji o eutanazji bez wyrażenia zgody przez osobę, która się jej domaga. A zabraniać jej lżej umierać to brutalizm czy sadyzm.
Kto na tym zakazie korzysta?
Korzysta znowu przemysł medyczny i farmaceutyczny, ci wszyscy od podtrzymywania życia. To ma swoją bardzo trafną nazwę „uporczywa terapia”. Ci od „uporczywej terapii” na tym zyskują, bo oni rozbudowują sprzęt i napędzają własne interesy, podtrzymując to życie nieszczęsne, które polega tylko na przedłużaniu bólu i niczego już więcej.
W książce „Głos Pana Lema” pojawia się fragment: „Jestem za eutanazją, ale pod warunkiem rygorystycznej kontroli lekarskiej i prawnej”.
Tu chodzi o spełnienie wspomnianych dwóch warunków: lekarska kontrola ma jednoznacznie orzec, że nic się już nie da zrobić, że to jest stan agonii, natomiast ta prawna ma jasno potwierdzić wolę osoby konającej, żeby nie było tak, że likwidujemy choćby chorych psychicznie jak w III Rzeszy. Tu musi być wola potwierdzona przez prawnika.
Czwarty wzorzec pentalogu to „neokanibalizm transplantacyjny”. Pisze Pan o użytkowaniu zwłok do przeszczepów dla ratowania czyjegokolwiek życia bądź dla komfortu życia. Piąte zaś przykazanie pentalogu to „neomengelizm, czyli produkcja i użytkowanie ciała ludzkiego”. Proszę wyjaśnić, co kryje się za tymi terminami.
Należy zauważyć, że w przeciwieństwie do trzech już tutaj wspomnianych, te dwa wzorce są całkowicie nowe, są „technologiczne”. Przeszczepy narządów to rzecz drugiej połowy XX wieku. Serce po raz pierwszy przeszczepił prof. Barnard w RPA w 1968 roku. Tym bardziej nowa jest produkcja fabryczna tkanek, a będzie dopiero – narządów ludzkich. Narządów z tego, co mi wiadomo, jeszcze nie produkujemy, ale zanosi się na to, że na bazie komórek macierzystych będzie można je produkować – to skomplikowana technologicznie sprawa. Natomiast skórę ludzką można już produkować, słyszałem też, że Amerykanie produkują czynne plemniki. Chcę podkreślić, że w przeciwieństwie do kary śmierci, aborcji i eutanazji, to są zupełnie nowe sprawy, nad którymi nikt się wcześniej nie zastanawiał, bo ich nie było. One weszły jak huragan w nasz świat, świat Zachodu i to jest właśnie to, co Lem zauważył i napisał, a na podstawie czego Andrzej Wajda zrealizował film ,,Przekładaniec”. Wtedy film ten nie był odbierany jako obrazoburczy, nie był traktowany tak jak dziś.
Lem zauważył dawno temu, że masowe przeszczepianie narządów wchodzi w kolizję z najstarszym tabu ludzkości, czyli tabu kanibalistycznym. To ostatnie nie polega na tym, że nie wolno polować na ludzi, tylko na czymś mocniejszym – że nie wolno użytkować zwłok ludzkich. My od lat pięćdziesięciu zaprzeczamy tej fundamentalnej zasadzie, która honorowana jest przez wszystkie populacje zamieszkujące kulę ziemską. Jest nas około ośmiu miliardów, i jakiemu plemieniu byśmy się nie przyjrzeli, wszędzie tabu kanibalistyczne obowiązuje, bo to najstarsze tabu ludzkości, mające więcej niż sto tysięcy lat. Lem był znowu tutaj umiarkowany: nie chciał transplantacji zatrzymać, bo tego zrobić się nie da, tak samo jak nie da się zahamować energetyki atomowej. Mimo że istnieją szaleńcy przykuwający się łańcuchami do ogrodzeń reaktorów, jest to niemożliwe. Lem to wiedział, natomiast zdawał sobie sprawę, że masowe użytkowanie zwłok rujnuje naszą obyczajność, podmywa fundamenty moralne. Idzie to „plasterkami salami”, czyli powolutku, powolutku w niezauważalny sposób, ogarniając coraz to nowe sfery życia. Jeszcze czternaście lat temu przeszczepy ratowały głównie ludzkie życie i bazowały na tym ideologicznie, ale weszliśmy już w nową fazę transplantacji, której przykładem jest przeszczep twarzy. Przeszczep twarzy nie ratuje życia, lecz jego komfort. Można żyć bez twarzy. Jest to oczywiście straszliwe nieszczęście, ale to nie jest przeszczep ratujący życie. Przesunęliśmy ideologię w inne miejsce. Używamy ludzkich zwłok do „podnoszenia jakości życia”, gdyż ludzka twarz musi być pobrana ze zwłok, i tu obowiązuje jedyny zakaz prawny – rysy zmarłego muszą zostać zmienione. Innych barier prawnych nie ma.
Lem mówi dalej tak: „niepokojące jest to, że dzisiaj dziedziczność człowieka zaczyna traktować się jak ciasto, które z cukierni może wycisnąć, co się mu podoba, otwierają się wrota do piekielnych poczynań”.
Bardzo mnie dziwi, że ludzie, jak ci z Instytutu im. Stanisława Lema, nie zdają sobie spawy z tego, że „otwierają się wrota piekielnych poczynań”. Wyobraźmy sobie fabryki, a na pewno będą istnieć takie na masową skalę, które będą produkowały ludzkie narządy. Jest tutaj pewien zysk moralny, mianowicie możemy trupy zostawić w spokoju, lecz jest to pociecha złudna, straty będą większe. Jakie konsekwencje za sobą pociągnie „neomengelizm”, to trzeba być samym Stanisławem Lemem, aby sobie to uświadomić. Zwykli ludzie nie dostrzegają, że to będzie totalne uprzedmiotowienie człowieka, że do tej pory tożsamość osobowa była nierozerwalnie złączona z ciałem, a będzie się pojawiało ciało bezosobowe i to ciało bezosobowe będzie negowało czy podważało kategorię osoby czy osobowości w ogóle. Dziwie się, że Kościół rzymski nie dostrzega, że kategoria osoby, fundamentalna przecież we wszystkich filozofiach, którymi Kościół operuje, będzie ulegała zatarciu. Jeżeli będziemy mieli masowo produkowane ciała bezosobowe, to będzie znaczyło, że ludzie są istotami tylko czującymi tak jak ciało, a nie istotami rozumnymi, a tym bardziej ambiwalentnymi w rozumie, czarnymi i białymi. Lem był tym autentycznie przerażony, i to nie dlatego, że był stary.
A co do starych filozofów, Czesław Miłosz żył 90 lat, Stanisław Lem 85, ale ich umysły pracowały jak brzytwa do samego końca; Bogusław Wolniewicz – 90 lat, występował na konferencjach i pisał fenomenalne artykuły tuż przed śmiercią. Nie mówię już o Platonie, który żył 80 lat w starożytności. Filozofowie słyną z tego, że długo żyją i że wyśmienicie pracują umysłowo.
Co na ingerencje genetyczne w ciało ludzkie Lem?
Lem był tym przerażony, sama substancja tego zagadnienia napawała go straszliwym pesymizmem. On był przekonany, że na tle nowości technologicznych dojdzie w świecie do konfliktów zbrojnych. Nie rozwijał tej sprawy, ale należy sobie to tak wyobrażać, że pewne laboratoria być może będą bombardowane przez przeciwników jakichś technologii. Nie ma możliwości mediacji czy perswazji, bo to są rzeczy na perswazję niepodatne. To są sprawy wiary, ultima ratio – jak mówił Lem.
„Wzorce odrzucone przez Lema są antymoralne, wszystkie pięć. Amplifikują bowiem zło, a temperują w ludziach dobro”. Może pan rozwinąć tę myśl?
Pentalogowe wzorce, po pierwsze, nabijają kabzę tym, którzy za nimi stoją, a po drugie – służą temu właśnie, żebyśmy przestali stosować tradycyjne rozróżnienie na dobrych i złych. One zacierają to rozróżnienie, a samo usuniecie kategorii osoby, osoby dobrej lub złej, powoduje zasadniczy rodzaj destrukcji kultury.
Pisze Pan o tym, że do dobra trzeba z wysiłkiem przyuczać, natomiast zło jest dynamiczne i pleni się samo.
To jest tzw. asymetria dobra i zła, pisał o tym Lem, ale dostrzegali to już starożytni, zwłaszcza św. Augustyn. Asymetria polega na tym, że do zła nie trzeba nakłaniać, że zła nie trzeba uczyć, że ono samo się dzieje i ekspanduje, jeżeli tylko mu nie postawić tamy. Natomiast nie ma dobra, które by wypływało z ludzi spontanicznie. Wiemy, ile wysiłku kosztuje choćby wychowanie dzieci i wdrożenie ich w respektowanie zasad kultury. To wszystko wymaga straszliwego wysiłku. Lem to rozciąga na zasady termodynamiki, mówi, że entropia, czyli chaos czy bezład, wzrasta sama, natomiast każdy porządek wymaga ogromnych nakładów energetycznych. Zdawał sobie jednak sprawę, że w moralności i w fizyce chodzi o sprawy różne, że ta asymetria dobra i zła ma inne oblicze i inny wymiar niż fizykalny.
Jak podchodzą naukowcy, akademicy do tych wzorców zachowań z pentalogu?
Podchodzą tak samo jak wszyscy inni ludzie, wszyscy inni posiadający sumienie. Są tacy naukowcy, którzy aprobują te nowe wzorce pentalogowe, i są tacy, którzy je odrzucają. Ale tutaj nie chodzi o naukowców, tylko o „włodarzy” technologii, o wielki kapitał, i ewentualnie o narodowe rządy mogące być dla braku sumienia przeciwwagą. Rządy narodowe są coraz słabsze, podlegają kapitałowi bądź wchodzą z nim w sojusze. Tutaj żadne lewicowe rządy nic nie poradzą, najwyżej trzymający się mocno tradycji mogą przeciwstawić się tym naciskom, tej potężnej presji kapitału. Pentalog jest w interesie kapitału, dlatego jest propagowany, ma zmiękczać opór wspólnoty rodzinnej, wspólnoty wiary, wspólnoty narodowej, bo wszystko to jest w straszliwym kryzysie. Lem również pisał o tym wielokrotnie, i myślę, że nie powinniśmy doszukiwać się tu wpływu „jego depresji”.
„Nie będziesz miał innych bogów przed konsumpcją”. O co chodzi w tym haśle?
To przykazanie naczelne tego, co nazywam biolatrią, czyli kultem życia. Ale różne bywają takie kulty. Można rozumieć przez kult życia czczenie życia biologicznego, a jeżeli czcimy życie biologiczne, to czcimy zygotę, bo ona jest przecież formą życia, i czcimy tych konających w agonii, bo nadal są żywi. Czym innym jest zaś kult życia chrześcijańskiego – bierze w obronę zygotę, i to jest zrozumiałe, w niej potencjał człowieczeństwa. Nie jest natomiast chrześcijańskie kazać ludziom umierać w straszliwym cierpieniu. Pamiętam z Muzeum Wojska Polskiego sztylet o pięknej nazwie „mizerykordia”. Otóż taki nóż był na wyposażeniu rycerstwa, walczącego choćby pod Grunwaldem. Jeżeli jeden drugiemu odrąbał ramię toporem, to było powinnością chrześcijanina, czy po stronie krzyżackiej czy naszej, żeby tym sztyletem przebić pancerz i serce, uchronić konającego od męczarni. Bitwa pod Grunwaldem odbywała się w lipcu. Wyobraźmy sobie czterdzieści kilogramów żelastwa i rannego konającego na słońcu. Dlaczego chrześcijaństwo miałoby inaczej podchodzić do tych, którzy konają w instytucie onkologii na nowotwór trzustki w fazie terminalnej?
Czczenie życia konsumenckiego to jeszcze coś innego, to nie jest ani kult życia biologicznego, ani kult życia chrześcijańskiego – zygota nie jest konsumentem. Można powiedzieć, że jest „potencjalnym konsumentem”, ale wszyscy są potencjalni, a skoro wszyscy, to nikt, i jest to bez znaczenia, więc zygoty się nie chroni. Chroni się zaś konających, bo to oni są konsumentami i to często bardzo bogatymi.
„Religia konsumpcjonizmu chce wykuwać nowego człowieka i szczęśliwe społeczeństwo, bez prześladowań przez Kościół, sądy, choroby, a nawet śmierć. Stanisław Lem nie dał się na to nabrać, kultowi Molocha nie uległ, wolał Kościół, sądy, choroby i śmierć” – to kolejny cytat z pana książki.
Tak. To znaczy, że biolatria, owa ideologia, która jest przez różne najpotężniejsze tuby sączona do naszych umysłów, ona się stara ludziom wmówić, że oni w przyszłości będą tylko szczęśliwie biesiadować czy konsumować. Lem to nazywa „Fajne, lekkie, łatwe życie z mordą w śmietanie”. Otóż konsumeryzm czy biolatria próbują ludziom wmówić, że ich czeka, pewnie nie od razu, ale w niedalekiej przyszłości, takie życie. Żeby je osiągnąć należy odsunąć Kościół, bo Kościół jest zawalidrogą postępu. Należy też sądy odłączyć od sumień, sądy z sumieniami nie mogą mieć nic wspólnego. Coraz częściej mówi się także i pisze, że treści naszych mózgów zostaną przeniesione na twarde dyski, że tam szykuje się jakaś doczesna nieśmiertelność, przynajmniej nieśmiertelność myśli. Zdaniem Stanisława Lema to bujdy, żadnego życia bez cierpienia się nie osiągnie. Jeśli zlikwidujemy Kościół, odłączymy sądy od sumień, zlikwidujemy rodzinę i narody, będziemy mieć prostą drogę do totalitaryzmu. To jest coś takiego jak w ,,Braciach Karamazow”: ludzie nie są tego świadomi, a w imię chleba idą ślepo do przodu dla jakiejś powszechnej szczęśliwości. I trafiają do Gułagu. Tak to widział Stanisław Lem. Bał się technologicznego Gułagu, bo to jest coś, z czym jeszcze nie mieliśmy do czynienia.
Dziękuję za rozmowę.