Felieton

Grzeczność w czasach wojny o świat

widownia
widownia fot. Krists Luhaers Unsplash

Olaf Swolkień

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 19 (2020)

Historia nabiera tempa i żyjemy w ciekawych czasach, sprawdza się diagnoza Guy Deborda, że jesteśmy społeczeństwem spektaklu, a większość z nas woli być widzami niż aktorami. W ten sposób zawsze skazujemy się na scenariusz, który pisze ktoś inny.

Oglądam bunt przedsiębiorców, podziwiam ich odwagę, ale konstatuję ze smutkiem, jak mało jest protestujących. Czytam komentarze na forum wpolityce.pl. Wielu deklarujących swój patriotyzm rodaków proponuje, żeby protestujących wysłać do łagrów, urządzić im milicyjne ścieżki zdrowia, dać grzywny po 30 tysięcy, zamknąć, skazać, a podsumowując: najlepiej chyba unicestwić. Widać wyraźne duchowe pokrewieństwo z wyznawcami Billa Gatesa, tylko derywacje jak pisał klasyk, są różne. Tamci chcą z kolei wysłać osoby broniące swoich dzieci przed szkodliwymi szczepionkami na jakąś wyspę, nazwa Madagaskar jeszcze nie padła, ale to chyba tylko kwestia czasu i brak erudycji – kochani zwolennicy nauki o szczepieniach, którą głosi pewien cwany, zaniepokojony przeludnieniem informatyk – wzorce naprawdę czekają.

Oskarżenia posłów broniących ludzi przed żandarmami o bycie agentem rosyjskim, niemieckim, a najlepiej w ogóle agentem, też, a jakże, są. Jak bardzo spodleliśmy jako Polacy, jako ludzie, od czasów, gdy mnie tak polewano w latach 80., a potem bito w 90. Choć prawda, w czasie blokady na Górze Św. Anny w 1998 r. już szło nowe i byli tacy, co klaskali bijącym nas zbirom, bo jak mówili: autobana musi być. Po latach narzekali, że ich oszukano, bo nie mogą dojechać do swojego pola, które zostało po drugiej stronie.

To zresztą schemat, który miał się przez ostatnie dekady regularnie powtarzać: Polacy broniący polskiej przyrody, polskiej kolei i polskiego interesu narodowego, bici przez polskich najemnych zbirów, którymi dyrygowali niemieccy menedżerowie z firmy Strabag. Miejscowi zwykli, pewno poczciwi ludzie biją brawo zbirom, wojewoda głosi, że dostajemy 50 euro za dniówkę i zachęca do najścia na nasz obóz, a obecny wicepremier Piotr Gliński jak zawsze w swoim stylu insynuował w mediach głównego nurtu, że cały protest to tylko po to, żeby szkodzić rządom Unii Wolności i AWS. No i też, choć musieliśmy to ukrywać, mało nas było, o wiele za mało.

Inni, skądinąd inteligentni znajomi zaczeli badać przynależność klasową poniewieranych przez żandarmów i, a jakże, żandarmki, kobiet, czy aby na pewno są należycie biedne, czy zawsze dobrze traktowały pracowników, co powiedziałby na to Marks, a co zrobiłby w tej sytuacji taki konsekwentny człowiek czynu, jak Lenin. Też się zastanawiam, co oni robią, jakie rozważania prowadzą, gdy widzą ofiarę bitą na ulicy. No cóż, jak Żydów wpychano do transportów śmierci, pewno też znajdowali się krytyczni wobec ofiar kibice, bo akurat ci Żydzi byli pracowici, solidarni, choć większość z nich tak samo biedna, jak ich nienawistnicy, ale harowali, kształcili się, ciułali i co najgorsze, niektórzy się dorabiali. Tacy są też pogardzani dzisiaj przez czytelników GW polscy Janusze biznesu.

Bracia Karnowscy, oskarżając polskich obywateli broniących swoich najbardziej podstawowych praw o wszystko, co najgorsze (nawet o kopanie w brzuch policjantki – okazało się, że to kolega chciał kopnąć demonstrantkę, ale nie trafił), pozwalając na swoim forum na taką erupcję nienawistnej podłości, zaczynają tym samym dziarsko doszlusowywać do tych, co pisali o „Polnische banditen” dokonujących ataków na obrońców prawa, a de facto obrońców interesów – o ironio, nierzadko tych samych niemieckich koncernów, historycznie zasłużonych w ulepszaniu gatunku ludzkiego i depopulacji nadmiernie ich zdaniem licznych, gorszych ras.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Po moim ostatnim felietonie niektórzy czytelnicy skupili się na badaniu tego, czy państwo Gates zaszczepili dzieci, czy nie, bo Melinda przecież tak ładnie napisała na fejsbuku, że tak. To, że za pośrednictwem WHO okaleczyła i pozbawiła życia miliony kobiet w Afryce i Azji, nie wzbudziło ani zaciekawienia, ani wątpliwości. Tak jakbyśmy nasz stosunek do Hitlera opierali na tym, że jednak dawał prezenty sekretarce na imieniny i dbał o ulubioną sukę, a dowody na to, że bywało inaczej, są zbyt słabo udokumentowane (od razu podpowiem – nie szukajcie w Wiki – dawał i dbał, a sekretarki i adiutanci zawsze dobrze go wspominali, tylko na koniec nieświadomą zapewne powagi sytuacji wierną Blondi otruł cyjanowodorem, chciał sprawdzić, jak to działa). Co za dbałość o detale, co za nowa, wspaniała wrażliwość.

Widzimy to wszystko i oglądamy, i klikamy. Każdy z nas chciałby zrobić coś, najlepiej sam i najlepiej wszystko, a jednocześnie tkwimy zamknięci w swoich niszach, (także Kościół największy problem planowanego ludobójstwa widzi w spadku frekwencji na mszach), kompletnie głusi na argumenty sąsiadów, nie umiemy ze sobą rozmawiać, więc do działania, czy choćby wspomagania działań składką lub dobrym słowem na pewno z takim nastawieniem nie przejdziemy.

Gdy chcemy kogoś troszkę, opluć to błyskawicznie przechodzimy do nachalnego tykania i pouczamy innych, że tak zadecydowali specjaliści, specjaliści z zakresu informatyki, zaczynamy polemiki od epitetów i słów cepów, tak jak wytresowały nas tytuły cudzoziemskich szmatławców – nie ma potrzeby zaglądać do reszty, bo gołych cycków w treści brakuje, a kończylibyśmy chętnie mordobiciem.

Zapominamy o przenikliwych słowach, jakie nasz wieszcz umieścił w swoim arcydziele: „Grzeczność nie jest rzeczą małą: Kiedy się człowiek uczy ważyć, jak przystało drugich wiek, urodzenie, cnoty, obyczaje, wtenczas i swoją ważność zarazem poznaje”. Ale to ostatnie mogłoby być dla wielu bolesne, a przy chamskiej awanturze zginie w zgiełku, można spokojnie dalej przez pół dnia pisać wyzwiska i głosić, że się nie ufa politykom, a jak któryś z nich pięknie przemawia, wtedy twierdzić, że to reżyseria, że to podejrzane. Nie, nie jest podejrzane, to ma wartość większą od tysięcy przekleństw, histerycznych krzyków, że zaszczepią, Panie, zaszczepią i złorzeczeń, to jest trudne, to jest forma, o której pisał bardziej otwarcie ironizujący na temat naszych przywar Witold Gombrowicz. Bez tego, bez takiej pracy nad sobą nigdy nie zrozumiemy, jaki jest związek między rzeczami, nie dokonamy ani szerszej, ani głębszej analizy, a wojny toczą się także przy użyciu słów, myśli.

Każdy, kto jest przekonany o swojej racji, powinien być zainteresowany, by nie sprowadziła się ona do wyzwisk, na mocne słowa jest czas, gdy kostka nie daję się łatwo wyrwać z bruku, albo gdy zacina się taśma do CKM-u, ale nie w rozmowie czy debacie.

Bez takich podstaw, zamiast konsekwentnie działać na rzecz dobra wspólnego, znowu zaatakujemy dworek nieco bogatszego sąsiada, znowu damy się łatwo zwieść na manowce pierwszemu lepszemu krzykaczowi, agenciakowi, który zawsze przebije nas w odwadze wrzasków, bo wie, że w razie czego jemu nic się nie stanie, bo agenciaka nawet jak internują, to pozwolą tam napisać książkę o swoich prześladowaniach. Źli ludzie nie zawsze są głupi i często działają na dłuższą metę.

Forma, uprzejmość to jedna z podstaw naszej i każdej cywilizacji, a cywilizacja to ład, a „Ładem – domy i narody słyną, z jego upadkiem domy i narody giną”.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 19 (2020)

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: