Hanna Gronkiewicz-Waltz, czyli pochwała imposybilizmu
Na Hannę Gronkiewicz-Waltz spada największa odpowiedzialność za dziką warszawską reprywatyzację. Jej całkowita bezkarność cztery lata po wybuchu afery pokazuje, że nieważne, kto wygrywa wybory, politycy są w Polsce objęci specjalnym parasolem ochronnym.
PiS zdobył władzę w kraju w 2015 roku, żeby przerwać z „imposybilizmem państwa”. Wymyślone przez Jarosława Kaczyńskiego powiedzenie dobrze obrazowało zamysły i nadzieję wielu wyborców Prawa i Sprawiedliwość. Kaczyński mówił nie bez racji, że za rządów liberałów państwo było bezsilne wobec silnych i silne wobec bezsilnych. Nowy rząd miał rozliczyć afery, rozbić mafię i złamać potężne lobby. Dla prokuratury miało nie być świętych krów. Rozliczeni mieli być wszyscy, również najgrubsze ryby, odpowiedzialne za prywatyzację kluczowych dla państwa spółek. Do polityki miała wrócić sprawczość. Rozmach nowej wizji państwa oddawały projekty przekopu Mierzei Wiślanej i budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. Koniec z polityką „niedasizmu”.
W sprawie reprywatyzacji zaczęło się całkiem obiecująco. Po pół roku po przejęciu władzy przez rząd, do ratusza weszła kontrola CBA. Po kilku miesiącach doszło do pierwszych zatrzymań. Wśród nich byli dość wysocy urzędnicy warszawskiego ratusza: kilku specjalistów, naczelników i wicedyrektorów. Powstała Komisja Weryfikacyjna i pojawił się projekt dużej ustawy reprywatyzacyjnej. Państwo rozliczy aferę i wyciągnie odpowiedzialność wobec tych, którzy łamali prawo. Atmosfera strachu udzieliła się wówczas samej prezydent Warszawy.
W październiku 2017 roku ratusz opublikował audyt, z którego wynikało, że ze 160 zbadanych spraw, w aż 60% były stwierdzone poważne nieprawidłowości. Za rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz wydano w prywatne ręce ponad dwa tysiące nieruchomości. Czy to możliwe, żeby ponad połowa z nich została oddana z pogwałceniem prawa?
Jak profesor prawa na Uniwersytecie Warszawskim i wieloletni szef Narodowego Banku Polskiego mógł dopuścić się do takiej skali nieprawidłowości przy dysponowaniu publicznym majątkiem wartym miliardy złotych? Nie mówimy przecież o przetargu na koszenie trawników, ale dysponowaniu miejskimi kamienicami.
Na konferencji, na której prezydent przyznała się do systemowych nieprawidłowości w ratuszu, padły inne, słynne już słowa. Hanna Gronkiewicz-Waltz powiedziała, że w ratuszu „działała grupa przestępcza, która wychodziła poza kilku urzędników, których dyscyplinarnie zwolniłam. Mam tu na myśli sądy i, niestety, adwokatów”. Liderka liberalnego europejskiego obozu politycznego, urzędująca prezydent europejskiej stolicy z rozbrajającą szczerością powiedziała, że mafia zinfiltrowała instytucje publiczne, adwokaturę i sądy. Między urzędnikami ratusza, prawnikami i branżą nieruchomościową powstał nieformalny układ, który oplótł całe miasto. Nowoczesność, technokracja i rządy prawa okazują się tylko fasadą dla przestępczych interesów.
Czemu Hanna Gronkiewicz-Waltz wypowiedziała te słowa? Czy była wstrząśnięta doniesieniami z audytu? Czy w ten sposób komunikowała, że dysponuje wiedzą, która może zatopić wiele osób? Czy może po prostu miała chwilowy przypływ szczerości? Hanna Gronkiewicz-Waltz na konferencji prasowej przyznała się do tego, że w najważniejszym biurze jej ratusza panowała nie tylko niegospodarność, łamanie procedur i przepisów prawa, ale po prostu rządziła „zorganizowana grupa przestępcza”. Prezydent Warszawy sama się przyznała do tego, że pozwalała mafii antyszambrować w jej przedpokoju. Czy mogła tego nie zauważyć? Czy osoba z takim doświadczeniem i kompetencjami mogła bezwolnie oddać do dyspozycji niemal cały majątek miasta w ręce mafii? Trudno w to uwierzyć.
Hanna Gronkiewicz-Waltz miała bezpośredni nadzór nad jednostką zajmującą się reprywatyzacją. Zazwyczaj to wiceprezydenci zajmują się „twardym zarządzaniem”. W tym wypadku Biuro Gospodarowania Nieruchomościami raportowało prosto do prezydenta. To nie koniec. Szef Biura nie składał oświadczeń majątkowych i nie miał upoważnienia Hanny Gronkiewicz-Waltz do podpisywania decyzji. Prowadził na boku firmę doradczą. Błogosławieństwo prezydent do wydawania nieruchomości w prywatne ręce miał tylko jeden człowiek: Jakub Rudnicki. To on trafił do aresztu pod zarzutami przyjęcia kilkudziesięciu milionów złotych łapówek za wydawanie korzystnych decyzji reprywatyzacyjnych. To nie koniec. Sprawa reprywatyzacji obciąża Hannę Gronkiewicz-Waltz personalnie. Jej mąż i córka odziedziczyli ukradzioną pożydowską kamienicę. Prezydent wiedziała ponad wszelką wątpliwość, że sprawa jest trefna, ale przez lata nie podjęła żadnych działań, żeby cofnąć reprywatyzację.
Działanie Komisji Weryfikacyjnej potwierdziło liczne przypadki łamania prawa, niedopełnienia obowiązków i bałaganu w biurze, które przez cztery lata podlegało bezpośrednio Hannie Gronkiewicz-Waltz. Na porządku dziennym dochodziło tam do łamania prawa. Komisja potwierdziła, że prezydent była informowana o sytuacji w biurze i że sama naciskała na to, żeby oddawać jak najwięcej budynków w prywatne ręce.
Te sprawy nie dotyczyły jednak niewidocznych przetargów, instalacji, ale czyichś domów i mieszkań. Warszawa traciła miliardy złotych na działaniu własnych urzędników, ale też skrzywdziła tysiące własnych obywateli. Jakie konsekwencje spadły na Hannę Gronkiewicz-Waltz? W kodeksie karnym mamy paragrafy 231 i 296 kodeksu karnego. Mówią o przestępstwach, które wynikają z nadużycia zaufania, niegospodarności, o niedopełnieniu obowiązków i wyrządzeniu znacznej szkody majątkowej. Przy kwotach powyżej miliona złotych grozi za to nawet dziesięć lat więzienia. Warszawa straciła majątek idący nie w miliony, ale dziesiątki miliardów.
Pomimo gigantycznego materiału dowodowego obciążającego Hannę Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy nie ma postawionych żadnych zarzutów, nie toczą się przeciwko niej żadne śledztwa. Nigdy mimo wielokrotnych wezwań nie pojawiła się na przesłuchaniach przed komisją weryfikacyjną.
Być może po raz pierwszy przed sądem zabierze głos jako świadek w procesie, który wytoczył mi jeden z jej zastępców. Żaden z polityków, który swoją ignorancją, zaniechaniem i niegospodarnością umożliwił działanie mafii reprywatyzacyjnej, nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Prokuratura nie interesuje się burmistrzami, zastępcami prezydenta, posłami i ministrami. Za aferę reprywatyzacyjną odpowiada dzisiaj właściwie jeden człowiek: Jakub Rudnicki – wiceszef Biura Gospodarowania Nieruchomościami.
Wszystko wskazuje na to, że kolejna wielka afera III RP zostanie na zawsze niewyjaśniona. Tak jak wszystkie poprzednie. Nikt za nic nie odpowiada. Nikt nigdy nie ponosi odpowiedzialności. Żaden znaczący polityk nie trafił do więzienia po 1989 roku. I afera reprywatyzacyjna nic tutaj nie zmieni.
Zbigniew Ziobro kontynuuje tradycję polskiego imposybilizmu, o którym tyle mówił Kaczyński. Hanna Gronkiewicz-Waltz jest chodzącym dowodem na to, że wielkie rozliczenia, które zapowiadało Prawa i Sprawiedliwość są mrzonką i kolejną wielką niezrealizowaną obietnicą.
Hanna Gronkiewicz-Waltz ma się za PiS-u świetnie. Wykłada dalej na Uniwersytecie Warszawskim prawo i jest wzorem dla wielu studentów. Cieszy się też dobrą opinią w Komisji Europejskiej. Jest szefową misji przy Komisji Europejskiej „Klimatyczno-neutralne i inteligentne miasta”. Za swoją pracę pobiera 450 euro dniówki. Czy wygra Trzaskowski, czy Duda nic dla ludzi takich jak Hanna Gronkiewicz-Waltz się nie zmieni. Układ jest ekumeniczny. Państwo dalej będzie słabe wobec silnych.
Tekst przygotowany przez Instytut Spraw Obywatelskich w ramach projektu „Instytut Spraw Obywatelskich – myślimy, działamy, zmieniamy” sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.