Idę w poprzek linii partyjnych…
Znany aktywista Jan Śpiewak jest twardym graczem. Otwarcie i zdecydowanie występuje przeciwko korupcji oraz nadużyciom władzy i wielkiego biznesu. W naszej rozmowie mówi o niszczycielskim wpływie wielkich pieniędzy i wielkich interesów na życie każdego z nas. Mówi o lekceważeniu tych, którzy nie mają niczego lub mają niewiele.
W najbliższą sobotę, 18 maja, Jan Śpiewak będzie gościem IV Kongresu Kuźni Kampanierów w Łodzi. Wydarzenie organizuje Instytut Spraw Obywatelskich. Zapraszamy na spotkanie i kontynuowanie na żywo rozmowy o tych ważnych dla nas wszystkich sprawach do EC1 Łódź — Miasto Kultury, ul. Targowa 1/3. Początek Kongresu o godz. 11.00. Wstęp wolny. Szczegółowy program.
Od kilku lat toczysz batalię z potężnymi przeciwnikami. Sprawa reprywatyzacji wydawała się oczywista, bez problemu można wskazać osoby odpowiedzialne. Tymczasem…
Jan Śpiewak: W tej chwili procesuję się z byłym prezesem spółki deweloperskiej Radius, bardzo ciekawej spółki – jej współwłaścicielem w pewnym momencie był biznesmen polsko-rosyjsko-gambijsko-szwajcarski. Spółka wraz z jej byłym prezesem pozwali mnie za umieszczenie ich na Warszawskiej Mapie Reprywatyzacji (stworzona przez Miasto Jest Nasze interaktywna infografika, która przedstawia powiązania między politykami i urzędnikami a jednym z najbardziej znanych i najbogatszych warszawskich handlarzy roszczeniami Maciejem Marcinkowskim – przyp. redakcji). Żądają ode mnie 100 tys. złotych nawiązki, takiej kary, którą miałbym wpłacić na ich konto. W tej sprawie sądzi mnie pani, która już raz skazała mnie w procesie z córką ministra Ćwiąkalskiego…
Nazwisko dobrze znane z polityki.
Tak, to w ogóle bardzo ciekawe, z jednej strony były minister sprawiedliwości z PO, z drugiej prezesem Radiusa, który mnie pozywa, jest były wiceminister obrony narodowej, tym razem z PiS-u. Spotkały się już w sądzie wszystkie strony sporu, wszystkie opcje.
Mocni przeciwnicy. Mierzysz się z hm…, maszynami bojowymi partii, wielkiego biznesu, korporacji. Może nawet mafijnymi? Radzisz sobie z tym?
Staram się o tym za dużo nie myśleć, po prostu robię swoje. Choć ostatnio jest naprawdę trudno. Jeśli ktoś stara się naświetlać jakieś nieprawidłowości, karygodne zachowania, poddaje je krytyce, nie podoba się zarówno politykom, jak i wielkiemu biznesowi. Ich reakcja jest bardzo silna. Oczywiście mamy w tym wszystkim jednocześnie mafię, która jest w tle takich działań. Najgorsze jest to, że myśmy działanie tej mafii w jakiś sposób znormalizowali. Wszyscy wiemy, że ona jest i działa, że funkcjonują rozmaite grupy przestępcze, ale nic z tego nie wynika. Bardzo niewiele osób ma postawione zarzuty i wygląda na to, że cała sprawa związana z reprywatyzacją nie zostanie rozwiązana. Mam wrażenie, że sądy zaczęły podchodzić dużo surowiej do działalności sygnalistów, aktywistów, którzy naświetlają działania na styku polityki i biznesu, tej najbardziej newralgicznej części systemu, w którym żyjemy. Frustrujące, ale jak już powiedziałem – trzeba po prostu robić swoje.
Sądy w tej chwili traktują surowiej sygnalistów? Jak to możliwe? Co z zapowiadaną przez rząd ochroną takich osób? Przecież sądy, tak słychać zewsząd, są władzy podporządkowane?
Takie jest moje doświadczenie. Sprawy ciągną się od roku 2014, to już pięć lat moich batalii sądowych. W pewnym momencie sądy zaczęły uznawać, że wolność słowa, to, że kontrolujemy i krytykujemy osoby publiczne, działamy w interesie publicznym, że nasza działalność przynosi efekty i rezultaty, służy społeczeństwu – to wszystko jest mniej ważne, niż interes prywatny. Chcę podkreślić, że my bardzo zważamy na słowa, wszystko, co robimy, robimy w zgodzie z prawem, zawsze podajemy źródła naszych informacji, trzymamy się faktów. Mamy udokumentowany cały wachlarz naszej działalności społecznej, do której byliśmy przez wszystkich zachęcani. I nagle okazuje się, że wolność słowa można zdefiniować bardzo wąsko i cenniejszy jest prywatny interes. Nawet w sytuacjach tak nagannych, jak przypadek pani Ćwiąkalskiej i jej występowania jako kuratora 118-letniej osoby. W tej sprawie zostałem skazany na 15 tys. złotych grzywny.
Osoba, która ujawnia nieprawidłowości, działanie niezgodne z prawem, zostaje skazana?
Tak. A to przynosi efekt dla całego środowiska. Efekt mrożący, sygnał wysyłany do innych organizacji pozarządowych, strażniczych, aktywistów, żeby zbytnio pewnych interesów nie naruszali, że lepiej się pilnować, siedzieć cicho. W sytuacji tak strasznej nierównowagi, w świecie tak zdominowanym przez politykę i biznes, tłamszenie takiego cichego głosu sprzeciwu, czy też zwykłej obywatelskiej aktywności, jest czymś zatrważającym. Pokazuje, że sądy idą w stronę pewnej formy autorytarnej i oligarchicznej, że reprezentują interes ludzi bogatych i wpływowych w kontrze do demokracji i interesu publicznego.
Mocne słowa. Narażasz się chyba obydwu największym partiom.
To, co robię, idzie dokładnie w poprzek linii partyjnych. Myślę, że to jest cała największa siła, która stoi za nami, to, że nie patrzę na świat wokół nas w kategoriach podziałów politycznych, partyjnych. Takie myślenie jest kompletnie nieużyteczne. To absurdalny spór, który zasłania rzeczywistość. Rzeczywistość, która jest zupełnie inna, w której podział przebiega zupełnie inaczej. To jest podział między tymi, którzy nie mają, albo mają bardzo mało, a tymi, którzy mają wiele i mogą praktycznie wszystko. Władza tego w teorii bezimiennego, beztwarzowego kapitału, tych wielkich pieniędzy, wielkich interesów, niszczy wszystko – nasze rodziny, nasze społeczeństwo i, co najgorsze – i teraz musimy o tym mówić wszyscy – naszą planetę. To właśnie jest temat, który powinien być w tej chwili absolutnym numerem jeden. Musimy głośno mówić: mamy 10 lat na uratowanie tej planety! Musimy przestać uprawiać wirtualne wojny i zająć się prawdziwymi problemami. Tylko nikt nie chce o nich mówić.
To co możemy zrobić?
Spotykając się z taką siłą, musimy się przede wszystkim zastanowić, jak ta siła działa, i co ją napędza. A jest to między innymi sztuczny spór kulturowy, wojna celowo tworzona po to, żebyśmy nie rozmawiali o takich właśnie najważniejszych sprawach. Konflikt jest napędzany przez elity, przez media, a nawet przez akademię. I to jest gra na pełne upokorzenie przeciwnika. Nie możemy się dłużej na to godzić.
Co doradzisz osobom, które chciałyby zacząć działać?
Pewnie więcej mógłbym powiedzieć o tym, czego nie robić. Powiedzieć co robić jest znacznie trudniej, ale wiem, że będę najbliższy czas spędzać na próbie zmiany ludzkiej świadomości. Jeśli nadal będziemy żyć tylko tym, kogo i jak bardziej upokorzyć, jeśli będziemy brać udział w tej wojnie, głosować wciąż na tych samych ludzi – ludzi, którzy są w polityce od wielu, wielu lat, a problemów, o których mówię, nawet nie dotknęli – jeśli w końcu nie powiemy stop, to kompletnie nic się nie zmieni. Musimy pójść inną drogą. Do tego będę przekonywał ludzi. Musimy odbudować solidarność między ludźmi. Czy mamy czas, żeby to zrobić? Nie wiem. Ale nie pozostaje nam nic innego.
Rozmawiała Paulina Lota