Felieton

Ile kosztuje wojna? Irak, Ukraina i Polska. Czas na podatek wojenny

Wdowa na cmentarzu wojskowym
Wdowa na cmentarzu wojskowym, fot. Jim Plante z Pixabay

„Jak wiadomo ropa jest gęstsza i cenniejsza niż krew, która w przeciwieństwie do ropy jest surowcem odnawialnym” – pisał Tomasz Gabiś w „Raporcie o wojnie w Iraku” opublikowanym 20 lat temu. To zdanie mówi więcej o wojnie, jej kosztach i geopolityce niż niejedna książka.

Ile kosztuje wojna Rosji ze Stanami Zjednoczonymi, prowadzona na Ukrainie? Ile ta wojna kosztuje zaatakowaną Ukrainę? Ile kosztuje Polskę – zaplecze naszego wschodniego sąsiada? Jak to obliczyć? Poszukując odpowiedzi na te pytania, wcześniej czy później, trafimy na książkę „Wojna za trzy biliony dolarów. Prawdziwy koszt wojny w Iraku” wydaną w 2008 roku. Jej autorami są noblista w dziedzinie ekonomii, Joseph E. Stiglitz i Linda J. Bilmes, specjalistka od finansów publicznych na Uniwersytecie Harvarda.

„Gdyby nie napisali, że to się działo w USA to z czystym sumieniem można by uznać, że chodziło o Rosję albo jakąś republikę bananową” – pisał o tej książce prof. Tadeusz Kowalik z Instytutu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk.

Przypomnę, 20 lat temu, 20 marca 2003 roku Stany Zjednoczone w oparciu o polityczne kłamstwa wraz z „chętnymi koalicjantami” rozpoczęły „specjalną operację wojskową” pod kryptonimem „Iracka Wolność”. Do koalicji przystąpiło około czterdziestu krajów, na czele ze Stanami Zjednoczonymi, Wielką Brytanią, Australią i Polską. Misja zbrojna zakończyła się w 2021 roku spektakularnym wycofaniem się Amerykanów z Iraku.

(W XX wieku, druga rzeź światowa, zwana II Wojną Światową, trwała sześć lat. „Wojna o pokój” Rosjan w Afganistanie trwała dziesięć lat. „Wojna o demokrację” Amerykanów w Iraku trwała osiemnaście lat. Kto da więcej?) Stiglitz i Bilmes próbują zrozumieć, na czym polegają koszty wojny w Iraku i je podsumować. Próbują uświadomić Amerykanom konsekwencje wyborów wojennych, jakich supermocarstwo będzie dokonywać w przyszłości.

Straszliwy błąd

„Dziś jest już jasne, że inwazja Stanów Zjednoczonych na Irak była straszliwym błędem. Śmierć poniosło prawie 4 000 amerykańskich żołnierzy a ponad 58 000 zostało rannych, doznało różnych urazów lub padło ofiarą poważnych chorób. (…) 100 000 żołnierzy wróciło z wojny z poważnymi zaburzeniami psychicznymi, które w znacznej części będą miały charakter chroniczny. (…) Jakkolwiek reżim Saddama Husajna był fatalny, dziś Irakijczykom żyje się w istocie gorzej niż za jego czasów. W kraju zniszczone są drogi, szkoły, szpitale, budynki mieszkalne i muzea, a jego obywatele mają trudniejszy dostęp do elektryczności i wody niż przed wojną” – zauważają Stiglitz i Bilmes.

Działania wojenne „koalicji chętnych” doprowadziły do śmierci 655 000 cywilnych Irakijczyków (źródło: Bloomberg School of Public Health Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa). Z kolei John Pilger w filmie „Wojna której nie widzisz” twierdzi, że zginęło co najmniej milion ludzi. Około dwóch milionów Irakijczyków zostało zmuszonych do ucieczki z kraju. Kolejne dwa miliony opuściło swoje domy, mimo pozostania w Iraku.

„Wobec cierpień, jakie przynosi wojna w Iraku ludziom, nawet samo myślenie o kosztach finansowych wydaje się bezduszne. Suche liczby nigdy nie oddadzą skali cierpień tych, którzy zginęli lub zostali okaleczeni na całe życie.

Jesteśmy jednak przekonani, że zrozumienie na czym polegają koszty tej wojny, ma zasadnicze znaczenie” – podkreślają autorzy książki „Wojna za trzy biliony dolarów”.

Koszty wojny

Koszty wojny w Iraku miały być niewielkie. Tak zapowiadali politycy, wojskowi i urzędnicy. Dobrym przykładem jest Andrew Natsios, administrator Amerykańskiej Agencji Rozwoju Międzynarodowego (United States Agency for International Development – USAID), który twierdził w imieniu rządu prezydenta Busha w kwietniu 2003 roku, że Irak można by odbudować za 1,7 miliarda dolarów. Kilka miesięcy później Bush żądał od Kongresu Stanów Zjednoczonych 18,4 miliarda dolarów na odbudowę w Iraku cywilnych obiektów, takich jak szkoły, szpitale, sieć energetyczna i drogi.

Stiglitz i Bilmes podsumowują koszty wojny dla amerykańskiego podatnika na około 3 biliony dolarów, a dla reszty świata na kwotę dwukrotnie wyższą. Jest to wariant „umiarkowanie realistyczny”.

Przy mniej ostrożnych analizach cała wojna może kosztować nawet 5 bilionów. Bilion to milion milionów, bądź tysiąc miliardów. Dla porównania: budżet państwa polskiego w 2023 r. wyniesie 604,5 mld zł.

Stiglitz i Bilmes w swoim scenariuszu założyli, że w konflikcie weźmie udział łącznie 2,1 miliona żołnierzy i, że misja wojskowa USA potrwa do 2017 roku.

Jedyną rzezią (wojną), która kosztowała Stany Zjednoczone więcej, była II Wojna Światowa, „kiedy to przez cztery lata na różnych frontach walczyło 16,3 miliona amerykańskich żołnierzy, a łączne koszty (w dolarach z 2007 roku, z uwzględnieniem inflacji) osiągnęły około 5 bilionów dolarów”. Koszt na jednego żołnierza wynosił niecałe 100 000 dolarów, natomiast koszty wojny w Iraku wyniosły ponad 400 000 dolarów na żołnierza.

Brak wiarygodnych informacji

Autorzy „Wojny za trzy biliony dolarów” zwracają uwagę, że prawdziwe koszty wojny w Iraku są trudne do oszacowania. Powodów jest kilka. Po pierwsze, rząd amerykański wiele kosztów ukrywa lub ich nie ponosi, co za chwilę wyjaśnię. Po drugie, rząd stosuje wadliwy system rachunkowości. Odnotowuje on poniesione dzisiejsze wydatki, ale pomija przyszłe koszty, np. opieki zdrowotnej i rent inwalidzkich dla weteranów. Po trzecie, rząd stosuje przez lata metodę doraźnego finansowania wojny ze źródeł zarezerwowanych na potrzeby „nieprzewidziane, nieprzewidywalne i niezaplanowane z góry”.

„Ani Departament Obrony, ani Kongres nie dysponują wiarygodnymi informacjami o tym, ile kosztuje wojna i jak są wykorzystywane przyznawane fundusze, nie mają też danych z przeszłości użytecznych w rozpatrywaniu przyszłych potrzeb finansowych” – podkreśla cytowane w książce Rządowe Biuro Rachunkowości.

Koszty budżetowe

„Do najczęstszych obrażeń i chorób będących skutkami obecnych wojen będą należeć:

1) uszkodzenia mózgu w wyniku urazów;
2) stres pourazowy;
3) amputacje;
4) uszkodzenia rdzenia kręgowego.

Wśród nich najwięcej kontrowersji będzie wywoływać i pociągać za sobą największe koszty stres pourazowy” – zauważa Paul Sullivan, dyrektor programowy organizacji Veterans for America.

Z pieniędzy przyznanych przez Kongres na wojnę finansuje się zasiłki inwalidzkie, które przysługują wszystkim weteranom.

Warto w tym miejscu podkreślić, że w przypadku wojny w Iraku odnotowano zaskakująco dużą liczbę tych, którzy odnieśli rany lub obrażenia i przeżyli – do 15 poszkodowanych na każdą ofiarę śmiertelną. Dla porównania w czasie II Wojny Światowej przypadało 1,6 rannych żołnierzy na jednego zabitego.

Państwo pokrywa koszty standardowych procedur medycznych, leczenia psychiatrycznego, fizjoterapii, rehabilitacji i protez. Weterani mogą ubiegać się o pomoc w uzyskiwaniu i opłacaniu mieszkań, specjalne granty na zdobywanie wykształcenia, środki transportu, przystosowanie mieszkań do potrzeb osób niepełnosprawnych, rehabilitację zawodową, ubezpieczenie na życie, zasiłki opiekuńcze i odszkodowawcze wypłacane wdowom po weteranach i ich dzieciom.

Amerykański podatnik opłaca „operacje bojowe, przewożenie, rozlokowywanie, wyżywienie i zakwaterowanie żołnierzy, rozlokowanie oddziałów Gwardii Narodowej i Rezerwy, żywność i zaopatrzenie, szkolenie sił irackich, zakupy i naprawy broni i innego wyposażenia, amunicję, wypłaty dodatków za udział w walce, zapewnienie opieki medycznej żołnierzom pełniącym służbę i powracającym do kraju weteranom, odbudowę oraz płatności dla takich krajów, jak Jordania, Pakistan i Turcja, za ich pomoc logistyczną.

Dodatkowo, koszty wojny to koszty demobilizacji, m.in. przemieszczenia do kraju wojska i sprzętu. Po przewiezieniu sprzętu do USA trzeba go naprawić, przetransportować do odpowiednich miejsc, zmagazynować i ponownie rozdzielić. Obecnie w wojnie na Ukrainie taką rolę pełni Polska.

Ukryte koszty społeczne i ekonomiczne

Koszty społeczne i ekonomiczne różnią się od kosztów budżetowych tym, że nie ponosi ich rząd. Mimo to są ogromnym obciążeniem dla społeczeństwa. Ponoszą je weterani, ich rodziny lub społeczności, w których żyją.

Ile kosztuje życie żołnierza? Pentagon wycenia życie na 500 000 dolarów – to suma wypłacana spadkobiercom poległych z tytułu odprawy pośmiertnej i ubezpieczenia na życie. O wiele wyższe odszkodowanie otrzymałby żołnierz, gdyby został ranny lub poniósł śmierć w zwykłym wypadku samochodowym lub w miejscu pracy. Z kolei, rząd amerykański wycenia stratę z powodu śmierci młodego człowieka na kwotę 7,2 milionów dolarów.

Taka jest „wartość statystyczna życia” (value of statistical life – VSL).

Stiglitz i Bilmes piszą o tym, że co prawda weteran niepełnosprawny w 100 procentach otrzyma zasiłek inwalidzki, opiekę zdrowotną i jakieś dodatkowe świadczenia opłacane z budżetu państwa. „Wszystko to jednak złoży się na niewielką część tego, ile wynoszą koszty doglądania takiej młodej osoby, której przez całą dobę i przez siedem dni w tygodniu potrzebna jest pomoc przy ubieraniu się, jedzeniu, myciu się i wykonywaniu innych codziennych czynności, a również stała opieka lekarska. Prawdziwy koszt zapewnienia tej opieki ponosi jakaś inna osoba – być może żona, mąż, któreś z rodziców lub wolontariusz z miejscowej społeczności”.

W tym miejscu warto zaznaczyć, że sumy wypłacane weteranom przez Departament Spraw Weteranów oraz tym, którzy cierpią na poważne dolegliwości psychiczne, w najmniejszym stopniu nie zbliżają się do tego, co mogliby zarabiać jako zdrowi ludzie.

Inne koszty ekonomiczne są związane z zaburzeniami zdrowia psychicznego. U żołnierzy ze zdiagnozowanym stresem pourazowym zdecydowanie pogarszała się jakość życia: żyją w gorszych warunkach materialnych, mają ograniczoną wydolność fizyczną, słaby stan zdrowia, dotyka ich bezrobocie, spędzają całe dni w łóżku i uciekają się do stosowanie przemocy. Weterani, którzy doświadczają zaburzeń psychicznych, są „narażeni na ryzyko samobójstwa, wpadnięcia w jakiś nałóg, rozwodu, utraty pracy czy utraty dachu nad głową”.

Koszt pogarszania się jakości życia u weteranów jest też związany z niewyobrażalnym cierpieniem na „poważny lub bardzo poważny” ból fizyczny. Ból ten wiąże się na przykład „z urazami mózgu, amputacjami, poparzeniami, ślepotą i nieodwracalnymi uszkodzeniami kręgosłupa”. Następstwem cierpienia jest codzienne zażywanie leków przeciwbólowych. Cześć z weteranów wymaga codziennej pomocy przy myciu się, ubieraniu się i przygotowywaniu posiłków. Żołnierze z poważnymi urazami kończą jako „rośliny” wegetując z „permanentnym stanem wegetatywnym”.

Inne koszty, które rząd ukrywa przed społeczeństwem, to koszty dodatkowej opieki pielęgniarskiej i opieki domowej. Koszty te są pokrywane przez członków rodzin weteranów z własnych dochodów.

Trzeba też pamiętać o przypadkach, w których członek rodziny rezygnuje z pracy, w celu opieki nad weteranem. Do tego dochodzą koszty stresu i emocjonalnego obciążania rodzin byłych żołnierzy. Są to sytuacje szczególnie trudne dla rodzin o niskich dochodach.

Inne koszty niepoliczalne to rozpad małżeństw i całych rodzin. Rozpacz tych, którzy utracili słuch, wzrok lub kończyny.

Stiglitz i Bilmes podnoszą też temat kosztów, które Amerykanie ponoszą przy akcjach ratunkowych w czasie klęsk żywiołowych. Podają przykład fiaska akcji ratunkowej w czasie huraganu Katrina, kiedy to w momencie jego uderzenia brakowało rąk do pomocy bo 7000 żołnierzy Gwardii Narodowej przebywało w Iraku.

Korupcja i wzrost kosztów na zbrojenia

„Inwazja na Irak otworzyła nowe możliwości przed prywatnymi firmami specjalizującymi się w ochronie sił zbrojnych. Sam tylko Departament Stanu wydał w 2007 roku na ochroniarzy ponad 4 miliardy dolarów, podczas gdy trzy lata wcześniej wydatki na ten cel wynosiły 1 miliard dolarów.

W 2007 roku prywatni ochroniarze pracujący dla takich spółek jak Blackwater i DynCorp zarabiali do 1222 dolarów dziennie, czyli 445 000 dolarów rocznie. Natomiast sierżant w armii otrzymywał dziennie od 140 do 190 dolarów żołdu wraz z dodatkami, co dawało rocznie od 51 000 do 69 350 dolarów. (…)

Korzystanie z usług zleceniobiorców na kontraktach to w istocie częściowa prywatyzacja sił zbrojnych. (…)

Wykorzystanie na dużą skalę dostawców stwarzało jeszcze jeden problem: wielkie możliwości spekulacji i korupcji. Dobrze znany jest przypadek przypuszczalnych nadmiernie wysokich płatności dla dostawcy wojskowego, spółki Halliburton, na czele której stał były wiceprezydent Dick Cheney, ale to tylko czubek góry lodowej. (…)

Wszczęto co najmniej 90 dochodzeń w sprawach nadużyć, w których w grę wchodziły miliardy dolarów, a które popełniono przy realizacji kontraktów na wszystko – od dostaw żywności po broń. (…)

W Stanach Zjednoczonych korupcja występuje w o wiele mniej dostrzegalnej postaci niż gdziekolwiek indziej. Płatności nie mają formy typowych łapówek, ale formę datków na kampanie wyborcze obu partii.

Od 1998 do 2003 roku Halliburton wydał w sumie 1 146 248 dolarów na wspieranie Partii Republikańskiej, a 55 650 dolarów wyniosły jego datki dla Partii Demokratycznej. Na lukratywnych kontraktach bez przetargów spółka ta zarobiła co najmniej 19,3 miliarda dolarów. (…)

Nadmierne koszty ponoszone przez rząd znajdują odzwierciedlenie w nadmiernych zyskach osiąganych przez dostawców sprzętu i usług dla wojska, którzy (obok spółek naftowych) są prawdziwymi wygranymi na tej wojnie. Cena akcji spółki Halliburton wzrosła od początku wojny o 229 procent, co przewyższa nawet korzyści osiągane przez inne firmy zaopatrujące armię, takie jak General Dynamics (134 procent), Raytheon (117 procent), Lockheed Martin (105 procent) i Northrop Grumman (78 procent).(…) Gigantyczne korporacje stały się mistrzami w ogrywaniu systemu. Kiedy już firmy zdobędą duże kontrakty – często wykorzystując zaniżone początkowe oszacowanie kosztów – rząd staje się tak zależny od ich usług, że pozbycie się ich jest prawie niemożliwe.

Co poświęcili Amerykanie?

Co moglibyśmy zrobić z jednym, dwoma lub trzema bilionami dolarów – pytają autorzy książki i sami sobie odpowiadają:

„Za 1 bilion dolarów można by: wybudować 8 milionów dodatkowych mieszkań; pokryć roczne koszty zatrudnienia około 15 milionów dodatkowych nauczycieli w szkołach publicznych; zapłacić za roczną naukę 120 milionów dzieci w klasach o rozszerzonym programie; opłacić roczne ubezpieczenie zdrowotne dla 530 milionów dzieci; zapewnić 43 milionom studentów czteroletnie stypendia na publicznych uczelniach. A teraz pomnóżmy wszystkie te liczby przez trzy”.

Dla porównania Stiglitz i Bilmes przywołują inne dane: likwidacja analfabetyzmu w Afryce do 2015 roku kosztowałaby rocznie tyle, ile Amerykanie płacili za dwa tygodnie prowadzenia wojny. Na pomoc dla Afryki Stany Zjednaczają rocznie wydają tyle, ile wynosiły koszty działań wojennych w Iraku w ciągu dziesięciu dni.

wojskowy cmentarz w Arlington - USA
Cmentarz wojskowy w Arlington, w tle budynek Pentagonu, fot.  vcudnik Pixabay

Reformy na przyszłość – podatek wojenny

Jeden z rozdziałów książki „Wojna za trzy biliony dolarów” ma tytuł „Uczenie się na własnych błędach: reformy na przyszłość”. Autorzy proponują 18 reform. Z braku miejsca wymienię tylko cztery. Po pierwsze, wojny trwające dłużej niż rok nie powinny być finansowane za pomocą „doraźnych” dodatkowych funduszy, co wyklucza normalne procedury kontroli. Po drugie, rząd powinien stworzyć wyczerpujący zestaw ksiąg rachunkowych dla finansów wojska obejmujący zarówno wydatki na operacje zbrojne, jak i świadczenia socjalne i zdrowotne żołnierzy i weteranów. Po trzecie, Kongres powinien zabezpieczyć USA przed prywatyzacją sił zbrojnych.

Najciekawszą dla mnie reformą jest propozycja numer 9:

„Należy założyć, że koszty każdego konfliktu trwającego dłużej niż rok powinni ponosić obecni podatnicy przez obciążenie ich dodatkowym podatkiem wojennym”.

Stiglitz i Bilmes piszą: „Wojna staje się dla Ameryki zbyt łatwa. Od przeciętnego Amerykanina nie żąda się, aby w Iraku ryzykował własne życie lub życie swoich dzieci [Od 1991 roku w USA nie ma obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej – przyp. red.]. Nie żąda się też, aby płacił wyższe podatki. Wojna jest finansowana przez zaciąganie pożyczek. Połączenie armii ochotniczej z finansowaniem wojny za pomocą pożyczek sprawiło, że początkowo większość Amerykanów mogła popierać wojnę i nie trzeba było w ogóle ich pytać, czy byliby skłonni walczyć na niej poświęcając własne życie lub życie swoich dzieci. A czy byliby skłonni płacić za tę wojnę 25 000 dolarów z pieniędzy własnej rodziny (i pieniędzy swoich dzieci)? Bodźce dla przeciętnych Amerykanów, które skłaniałyby ich do działania w ramach mechanizmów kontroli równowagi politycznej skierowanych przeciwko nadużywania władzy prezydenta, nie działały prawidłowo.

Jesteśmy przekonani, że – a jest to warunek minimum – finansowe koszty wojny powinni ponosić obecnie żyjący obywatele, nie należy ich po prostu przerzucać na następne pokolenie. Oznacza to, że bieżące wydatki trzeba pokrywać z bieżących dochodów, a do finansowania bieżących wydatków powinien służyć podatek wojenny. (…)

Odkąd Stany Zjednoczone występują w roli jedynego supermocarstwa, przy nierównowadze siły militarnej nawet większej niż nierównowaga siły ekonomicznej (na zbrojenia Ameryka wydaje 47 procent łącznej sumy przeznaczanej na ten cel na całym świecie),

nie istnieje żaden inny sposób przeciwdziałania nadużywaniu siły militarnej poza aktywnym zaangażowaniem obywateli amerykańskich w kontrolowanie tej siły.

Zabijanie nie powinno się stawać łatwiejsze przez to, że śmierć i zniszczenia powodują bomby zrzucane z wysokości ponad 1500 metrów na ludzi, których ani się nie widzi, ani nie słyszy i, których w większości można zaliczyć do »strat wśród ludności cywilnej na skutek działań wojennych«”.

Ciekawe, co o podatku wojennym powiedzieliby Polacy. Czy przy jego obowiązywaniu zgodziliby się na zaangażowanie się naszego państwa w „koalicję chętnych” w Iraku?

Kto korzysta na wojnie?

Stiglitz i Bilmes piszą, że „trudno jest znaleźć prawdziwych wygranych, poza amerykańskim przemysłem petrochemicznym i obronnym”.

Zyski i ceny akcji ExxonMobil, Royal Dutch Shell, BP, Chevron, Petro-China i Halliburton poszybowały w górę. „Ale pieniądze wydane na uzbrojenie to pieniądze wyrzucone w błoto: gdyby wydano je na inwestycje – czy to na zakłady i wyposażenie produkcyjne, czy to na infrastrukturę, badania naukowe, służbę zdrowia lub oświatę – zwiększyłaby się wydajność gospodarki i produkcja w przyszłości byłaby większa”.

Są jednak tacy, którzy uważają, że wojna jest korzystna dla zwykłych obywateli, bo napędza wzrost gospodarczy. Przykładem jest George Friedman, który w książce „Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek” pisze tak: „Wojny – jeśli nie powodują wyniszczenia kraju – stymulują wzrost gospodarczy”. Jak to skomentować? Zacytuję tutaj Tomasza Gabisia: „Kpi czy o drogę pyta? Wszak wojny, o czym wie każde dziecko, stymulują nie wzrost gospodarczy, ale wzrost wydatków rządów na zbrojenia i prowadzenie wojny a zatem wzrost zysków właścicieli i akcjonariuszy fabryk produkujących broń i inne wyroby potrzebne na wojnie oraz wzrost zysków bankierów udzielających rządom kredytów wojennych.”

Lekcje dla Polski

„Książka dotyczy wojny w Iraku, ale można ją potraktować jak symboliczne studium na temat kosztów wojny w XXI wieku” – pisał prof. Tadeusz Kowalik z Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN o książce „Wojna za trzy biliony dolarów”.

Niestety książka nie doczekała się należytej uwagi w polskiej debacie publicznej. Osobiście proponuję jej narodowe czytanie w 2023 roku w ramach corocznej akcji wspólnego czytania wybranej lektury. Przypomnę, że akcja jest organizowana przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę.

„Zbrojenia, jeśli ich elementem jest także własna produkcja, są częścią rozwoju. Trzeba to brać pod uwagę, choć obciążenia są oczywiste. Mówiłem wielokrotnie, że lepiej być zadłużonym czy nawet zostać zmuszonym do dokonywania cięć w budżecie w innych dziedzinach, niż być okupowanym” – powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Zgadzam się z prezesem, że trzeba się zbroić, natomiast trzeba też uświadamiać obywateli o prawdziwych kosztach wojny. A tego nasze państwo dziś nie robi…

Edukacja jest potrzebna, żeby obywatele powstrzymywali wojskowych i polityków od angażowania nas w wojny na świecie, zwane „misjami” czy „interwencjami”. Musimy patrzeć im na ręce. Przydałaby się też dyskusja nad podatkiem wojennym, który proponuje prof. Stiglitz.

Wojna w Iraku, podobnie jak wojna na Ukrainie, pokazują, że dla „ślepych kretów” („jastrzębi”) w Waszyngtonie, Moskwie czy Pekinie „ropa jest gęstsza i cenniejsza niż krew, która w przeciwieństwie do ropy jest surowcem odnawialnym”.

Co na to Warszawa?


Tropy w głąb króliczej nory:

  1. Stiglitz E. Joseph, Bilmes J. Linda, Wojna za trzy biliony dolarów. Prawdziwy koszt konfliktów w Iraku, Warszawa, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2010.
  2. Gabiś Tomasz, Raport o wojnie w Iraku , Stańczyk. Pismo konserwatywne, nr 38/39, 2003.
    Raport mówi więcej prawdy o geopolityce niż dziesiątki książek napisanych przez popularnych dziś polskich ekspertów od spraw międzynarodowych.
  3. Mearsheimer J. John, Dlaczego politycy kłamią, Warszawa, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2012.
    Amerykański politolog, absolwent Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych w West Point o kłamstwach wojny w Iraku.
  4. Mills Wright G., Elita władzy, Warszawa, Książka i Wiedza, 1961.
    Jeden z najczęściej cytowanych socjologów amerykańskich, w ciekawy sposób wprowadza w świat amerykańskiej elity władzy. Elity obejmującej przedstawicieli wojska, polityki i gospodarki.
  5. Raymond Jack, Pentagon (ang. Power at the Pentagon), Warszawa, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, 1966.
    „Jest ona próbą sprawozdania o czymś, co ma wpływ na życie nas wszystkich – o ogromnym, nieustannym wysiłku wojskowym Stanów Zjednoczonych i o ośrodku ich potęgi w Pentagonie”.
  6. Jarecki Eugene, Dlaczego walczymy (ang. Why We Fight), 2005.
    Film dokumentalny na temat kompleksu wojskowo-przemysłowego.
  7. Steegmuller Barbara-Anne, Supermocarstwo (ang. Superpower), 2008.  
    „Od lat USA angażują się w konflikty militarne, nie uznając ich za wojny. Używają sił zbrojnych na całym świecie, tworząc w dziesiątkach krajów bazy militarne – oficjalnie działa ich już… 737. Na terenie USA nie ma bazy wojskowej żadnego obcego kraju. Zatarła się granica pomiędzy militaryzmem, a zarabianiem na wojnie” (fragment recenzji filmu w dzienniku „Rzeczpospolita”).

 

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 167 / (11) 2023

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Górski prowokuje # Polityka # Świat

Być może zainteresują Cię również: