Kryzys migracyjny na granicach UE i jego konsekwencje

Czy ktoś był w stanie przewidzieć, że po sfałszowanych wyborach prezydenckich na Białorusi w 2020 roku, na wschodnich granicach Unii Europejskiej dojdzie do kryzysu migracyjnego? Początków zjawiska należy upatrywać w aroganckim porwaniu samolotu Ryanair przez białoruskiego dyktatora w celu zatrzymania Ramana Pratasiewicza, opozycyjnego dziennikarza białoruskich portali internetowych, szczególnie Telegram-kanału NEXTA, który był na pokładzie samolotu na trasie Amsterdam – Wilno. Takie barbarzyńskie zachowanie Aleksandra Łukaszenki wywołało uzasadnione oburzenie międzynarodowej opinii publicznej. W konsekwencji tego zdarzenia zamknięto przestrzeń powietrzną dla białoruskich linii lotniczych Belavia, co spowodowało kolejne straty finansowe w budżecie Białorusi.
Anatomia kryzysu
Już wtedy białoruski dyktator groził, że zaleje migrantami całą Unię Europejską. Prawdopodobnie od lata 2021 roku rozpoczęto realizację planu przeprowadzenia migrantów z Bliskiego Wschodu do granic Białorusi z Litwą, Łotwą i Polską. Jedynym partnerem Łukaszenki w realizacji planu pozostaje Putin. Właściwie tylko on jeszcze oficjalnie przyjmuje białoruskiego uzurpatora, który pozbawiony pola manewru ostatecznie uległ zachciankom „starszego brata” i zgodził się na głębszą integrację obu państw szczególnie w sferze wojskowo-obronnej strategii. Istnieją podstawy, by przypuścić, że w porwaniu samolotu Ryanair oraz uruchomieniu sztucznego kryzysu migracyjnego aktywny udział biorą rosyjskie służby specjalne. Tym bardziej że Władimir Putin ma spore doświadczenia w sprawie wywołania migracyjnego kryzysu. W latach 2015-2016 podczas inwazji Rosji w konflikcie syryjskim, fala uchodźców z tego kraju zalała kraje Unii Europejskiej, a prawie wszyscy uchodźcy zarówno wtedy, jak i teraz chcieli trafić do Niemiec.
Poprzednia fala migrantów była sprowokowana działaniami wojennymi i w tym przypadku można było to uzasadnić ucieczką ludzi przed wojną i ratowaniem swojego życia. W obecnym kształcie kryzys wygląda zupełnie inaczej. Białoruscy oraz rosyjscy rekruterzy (de facto przedstawiciele KGB i FSB) proponują głównie chętnym Irakijczykom i Syryjczykom przelot na Białoruś oraz pomoc w sprowadzeniu ich do granic państw Unii Europejskiej wraz z przekroczeniem. Ze słów samych uchodźców wynika, że koszt takiej pomocy to około 2 tysiące euro. Działania te odbywają się pod pretekstem organizowania podróży turystycznych[1]. Na razie Irak stopniowo prowadzi ewakuację swoich obywateli do kraju, lecz prowokacje ze strony białoruskiej nadal trwają na granicy polsko-białoruskiej oraz z państwami bałtyckimi. Białoruskie służby próbują przerzucać uchodźców małymi grupami, maksymalnie do pięciu osób. Polska Straż Graniczna skutecznie odpiera próby natarcia.
Cele Putina i Łukaszenki
Jakie cele zamierzają osiągnąć Putin i Łukaszenka? Putin rękoma Łukaszenki kolejny raz testuje jedność państw członkowskich NATO i Unii. Narzędziem jest cały arsenał działań hybrydowych, jak propaganda w rosyjskiej i białoruskiej telewizji, której celem jest rozpętanie nienawiści i wrogości do zdemoralizowanego Zachodu, a w szczególności narodu polskiego. Kolejny cel Putina to całkowita aneksja Białorusi z zachowaniem pozorów suwerennego państwa. Kreml pragnie jak najszybciej uruchomić gazociąg Nord Stream 2, właśnie dlatego ustami białoruskiego dyktatora grozi zakręceniem kurka gazociągu Jamał – Europa. Łukaszenka natomiast chce wyjść z międzynarodowej izolacji i pragnie uznania za pełnoprawną głowę państwa białoruskiego. Po rozmowie telefonicznej Angeli Merkel z Władimirem Putinem w sprawie migrantów rosyjski przywódca jasno wskazał, że kryzys należy rozwiązać z udziałem Aleksandra Łukaszenki. Rozmowa Merkel – Łukaszenka spotkała się ze szczególną krytyką Polski i krajów bałtyckich. Należy jednak pamiętać, że Merkel po szesnastu latach opuszcza fotel kanclerski, a przed wyzwaniem rozwiązania kryzysu stanie nowy kanclerz RFN Olaf Scholz. Innym budzącym obawy „koniem trojańskim”, jak twierdzi ukraiński dziennikarz i analityk Taras Berezowets, jest fakt, że wśród migrantów, którzy chcą przedostać się na teren UE, są agenci Putina. Rosja pragnie ich zainstalować w krajach Unii Europejskiej, aby w odpowiednim momencie użyć ich do destabilizacji sytuacji politycznej lub dywersji[2].
NATO tym razem nie ograniczyło się jedynie do tradycyjnych komunikatów o zaniepokojeniu. Wielka Brytania już deleguje swoich żołnierzy na granicę polsko-białoruską, a brytyjski minister obrony mówi, że wojna z Rosją jest nieunikniona. Czyżby po raz kolejny Putin się przeliczył, testując solidarność sojuszników Paktu Północnoatlantyckiego? Prezydent Rosji panicznie boi się, że sojusz będzie bezpośrednio u granic Rosji. Dlatego chce uzyskania pisemnych gwarancji, że Ukraina nie będzie przyjęta do NATO jako pełnoprawny członek. Spotkało się to ze zdecydowaną odpowiedzią, że NATO i Ukraina samodzielnie podejmują decyzje o swojej przyszłości, a Rosja nie ma w tej kwestii prawa weta. To kolejny dowód, że Zachód zmęczony jest nie tylko kwestią Ukrainy, ale i agresywną retoryką rosyjskiego przywódcy.
Ukraińskie doświadczenia w wojnie hybrydowej
W 2014 roku „zielone ludziki” (wojska rosyjskie – przyp. red.) zaatakowały na Krymie ukraińskie koszary wojskowe przy udziale kobiet i dzieci, które były „używane” jako żywa tarcza na wypadek użycia broni przez ukraińskie wojsko. Po siedmiu latach ta sama taktyka jest stosowana na granicy polsko-białoruskiej, gdzie uchodźcy podczas szturmu, popychani przez białoruskie siły, usiłują przekroczyć granicę. Ich potyczki nagrywane są przez telewizję i stanowią element propagandowy, ukazujący Polaków jako bezlitosnych i bezdusznych wobec krzywdy i cierpienia kobiet i dzieci. Na razie Polska dość skutecznie radzi sobie z tymi prowokacjami. Na granicę z Białorusią ściągnięto wojsko oraz służby graniczne i policję. Warto byłoby rozważyć użycie Litewsko-Polsko-Ukraińskiej Brygady – siedziba dowództwa i sztabu znajduje się w Lublinie.
Ukraina także podejmuje działania na rzecz wzmocnienia własnej granicy z Białorusią. Mieszkańcy pogranicza ukraińsko-białoruskiego byli przyzwyczajeni do swobodnego przemieszczania się na terenach przygranicznych podczas sezonowych zbiorów jagód i grzybów. W obliczu aktualnej sytuacji międzynarodowej wydaje się to niemożliwe. Nieco wcześniej Łukaszenka mówił, że Białoruś „przyjedzie” na Ukrainę w autobusach i traktorach, a nie na czołgach. Tym samym dawał do zrozumienia, że Białoruś nie będzie brała udziału w militarnej inwazji na Ukrainę, a wyłącznie będzie prowadziła ekspansję gospodarczą. Obecnie widać zupełnie inne działania. Białoruski dyktator podczas wywiadu dla rosyjskiej telewizji uznał Krym za de-iure i de-facto należący do Rosji oraz wyraził gotowość, aby go odwiedzić. W tym samym wywiadzie Łukaszenka prosi Rosjan o rozmieszczenie broni jądrowej na terytorium Białorusi, by NATO nie miało pokus, żeby czynić ataki na ten kraj[3].
Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.
Istnieje również zagrożenie, że Ukraina może stać się odpowiednikiem Turcji na wschodnich granicach UE. Już pierwszą próbą było zrealizowanie propozycji posła niemieckiego parlamentu, aby Ukraina przyjęła uchodźców z polsko-białoruskiej granicy na czas rozpatrzenia ich wniosków przez europejskich urzędników. Oferta ta spotkała się z dużym oburzeniem ukraińskiego społeczeństwa oraz w obozie władzy. – Tego, co teraz dzieje się na polsko-białoruskiej granicy nie można traktować jako kryzysu humanitarnego – to kolejna operacja specjalna Rosji, która ma na celu wywołanie zamieszek w Europie oraz na naszej granicy – trafnie zauważył sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy, Ołeksji Daniłow[4].
Napiętą pozostaje sytuacja na ukraińsko-rosyjskim pograniczu. Rosja po raz kolejny ściągnęła znaczące siły wojskowe i sprzęt bojowy (czołgi, maszyny pancerne, artylerię). Różne źródła podają, że szacowana liczba sił zbrojnych Rosji przy granicach z Ukrainą stanowi około 100 tys. żołnierzy. Zachód ostrzega Putina przed kolejną eskalacją oraz prowokacjami. – Według ekspertów, z którymi rozmawiam, liczba 90 tys. rosyjskich żołnierzy jest za mała, aby pokonać Ukrainę – mówił Radosław Sikorski. – Może atak będzie miał mniejszy zasięg, typu przebicie się do Krymu, czy okupacja terenu do Dniepru, aby odblokować dostawy wody dla Krymu. Ale Putin musi się liczyć z tym, że trafi na większy opór. Ukraina ma kilkadziesiąt tysięcy wojska, które będzie walczyć[5].
Należy strzec granic państw członkowskich oraz nie wpadać w pułapki zastawione przez Putina, tak jak zrobiła to Angela Merkel. Polska powinna ponownie stać się liderem regionu Europy Środkowo-Wschodniej w UE, jak i wzorem dla krajów Partnerstwa Wschodniego. Tylko w taki sposób można bronić wartości, o które walczyła „Solidarność” w 1980 roku, ukraińskie społeczeństwo w latach 2004-2005 oraz w latach 2013-2014 przed roszczeniami Moskwy i jej satelitów.
Przypisy:
[1] Polskie Radio: Війна Путіна триває [dostęp: 04.01.2022]
[2] https://www.youtube.com/watch?v=GxAHcdNkL8E, [dostęp: 16.11.2021].
[3] https://www.youtube.com/watch?v=8iN7sexBdwY [dostęp: 02.12.2021].
[4] https://www.dw.com/uk/sytuatsiia-na-kordoni-z-bilorussiu-rnbo-hotuietsia-do-riznykh-stsenariiv/a-59816405?maca=uk-Twitter-sharing, [dostęp: 16.11.2021].
[5] https://www.onet.pl/video/programy/radoslaw-sikorski-ukraina-ma-wojsko-ktore-bedzie-walczyc/30g2wlw,6c2ea0e6 [dostęp: 01.12.2021].
Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:
Przejdź do archiwum tekstów na temat:
# Polityka Regionalny Ośrodek Debaty Międzynarodowej