Kto czy co ma władzę?
„Trzeba mieć władzę, ażeby w ogóle móc działać, zwłaszcza w sferze moralnej. Trzeba być potężnym, by czynić dobro oraz silnym, by dostarczać opieki. Poszukiwanie dobra przy jednoczesnym odrzuceniu siły opiera się na płaskim i samowolnym wyobrażeniu, że życie nie stawia żadnych warunków” – Irene Coltman, Private Man and Public Causes.
Przerwanie transmisji konferencji prasowej Prezydenta Trumpa przez kilka stacji telewizyjnych, ponieważ ich zdaniem mówił nieprawdę, było zdarzeniem symbolicznym i rozstrzygającym spór o to, czy tak zwani politycy są dzisiaj ważniejsi od ludzi z cienia – tak zwanego głębokiego państwa, czy też jest odwrotnie.
Jest odwrotnie. Tak zwani politycy, a przynajmniej ich znakomita większość nie są już ważni, o ile nie mają bezpośredniej łączności z tymi, których niczym w songu Brechta o Mackim Majchrze w interpretacji Hildegarde Knef „sieht man nicht”. Potwierdzają to aroganckie i nieliczące się z jakimikolwiek zasadami zachowania internetowych gigantów, którzy wprowadzili już jawną cenzurę dokonywaną przez anonimowych osobników utrzymywanych przez międzynarodowych spekulantów.
Choć trzeba dodać, że w Polsce cenzurą w internecie oprócz najemników G. Sorosa zajmuje się także agenda rządu francuskiego, jaką jest AFP. W tym sensie nie ma racji Janusz Korwin-Mikke bagatelizując skasowanie swojego konta przez M. Zuckerberga jako realizację zasady wolności właściciela, któremu niczym w filmie Barei nie spodobał się klient i stwierdził, że go nie obsługuje.
Nie o rynek tu bowiem chodzi, ale o władzę. Bo i rynek nie pełni już swojej funkcji obiektywnego sędziego jakości i użyteczności, przynajmniej od czasu, gdy najważniejszy towar, czyli pieniądz, a raczej jego druk został zmonopolizowany przez kartel prywatnych banków zwany dla niepoznaki Systemem Rezerwy Federalnej.
Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.
Złoty wiek polityki demokratycznej Europa przeżywała w wieku XIX i opierał się on na wierze, że racjonalne argumenty w wolnej debacie doprowadzą do podjęcia przez większość słusznej decyzji. Co ciekawe panował wtedy tak wychwalany przez Arystotelesa ustrój mieszany, w większości krajów obok parlamentów istniały jeszcze dwory królewskie czy cesarskie, działał elitarny system kształcenia, szlachta i arystokracja stanowiły podstawę korpusu oficerskiego, dyplomacji, wyższego duchowieństwa, a pojedynkowali się (czyli poddawali etosowi rycerskiemu) nawet politycy mieszczańscy, którym wstyd było jeszcze przyznać, że życie i zdrowie ciał (ich życie lub zdrowie) są najwyższymi wartościami. To wtedy wygłaszano wspaniałe, wielogodzinne przemówienia, toczono spory w parlamentach i na łamach prasy. Tworzono też programy, doktryny i brano je poważnie, nawet zbyt poważnie, bo w efekcie doprowadziły one do XX-wiecznych tyranii zwanych totalitaryzmami. Co ciekawe i one mogłyby się doszukać swoich praojców w starożytności.
Dzisiaj, kiedy światu i Polsce zagraża tyrania porównywalna do bolszewickiej (kolektywizm) i hitlerowskiej (komponent medyczny) w jednym, a współcześni doktorzy Mengele za pośrednictwem demokratycznie wybranych rządów są w stanie przekonać do swoich racji rzesze nieświadomych tego potencjalnych ofiar, zastanawiamy się gorączkowo, co poszło nie tak.
W odpowiedzi pada odmieniane na wszelkie sposoby słowo edukacja, za czym kryje się ciągle ta sama wiara, że jak tylko dostarczymy bliźnim odpowiednią ilość ulotek i broszur, wtedy zmienią zdanie i zrozumieją. Jednak to rozumowanie ma co najmniej dwie słabości: po pierwsze nie bierze pod uwagę, że bywają na świecie źli ludzie i po drugie, że gdy współcześni doktorzy Mengele zauważą, że nasz kaganek oświaty płonie zbyt jasno, to go po prostu zgaszą, a wtedy okaże się, że bez mrugnięcia okiem poświęcą zyski z reklam, oglądalność, a gdy edukatorzy będą uparci, wtedy zgaszą i ich samych, tak jak zrobiono to z innym amerykańskim Prezydentem, który chciał rządzić na serio.
Bo źli ludzie bywają inteligentni (Mengele miał stosowne tytuły i naukowe argumenty). Bo do posiadania władzy racja nie wystarczy, choć wiara w nią pomaga.
Jednak istnieje inny czynnik, który póki co na tym świecie rządzi, a którego nazwa otoczona jest dzisiaj tajemnicą, niczym nagość króla w baśni Andersena, czy imię Voldemorta w Harrym Potterze. Tym czynnikiem, którego nazwy nie wolno wymówić jest siła, a jej budowanie męczącym obowiązkiem dobrych ludzi.
Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:
Przejdź do archiwum tekstów na temat:
# Polityka # Społeczeństwo i kultura # Świat Obywatele KOntrolują