Leśne wojny
Dawno, dawno temu w naszej galaktyce… Na Małej Niebieskiej Kulce rosły lasy i żyły zwierzęta, bez pomocy planów urządzania lasów. Warto do tego wrócić. Przynajmniej częściowo. Dlatego trzeba certyfikować lasy. Naszymi certyfikatami.
Wojny o zasoby związane z lasem toczą się cały czas na wielu płaszczyznach. Nie są może zbyt głośne, ale są tu na pewno wielcy zwycięzcy i cisi przegrani.
Las wykorzystywany jest jako obuch w polityce. 21 marca tego roku gazeta Kurskiego i Michnika namawiała do spacerowania po lesie. Przeciwko wycinkom. Leśniczówka drugiego Kurskiego brała dwa razy udział w burzach medialnych. Za poprzedniej władzy, wśród umownej „prawej strony”, szeroko rozpowszechniana była informacja, jakoby PO miało zamiar sprzedać lasy, żeby uzyskane pieniądze przeznaczyć na odszkodowania dla Żydów za utracone w naszym kraju mienie.
Potyczki związane z kornikiem w puszczy chyba wszyscy zauważyli. Podziały w tym konflikcie przebiegają według linii sympatii politycznych. Teraz jest taki nacisk na walkę z wycinkami, że nawet idol fanów piłki kopanej, znany komentator, zamieścił Twitta z wyciętymi sosnami w lesie gospodarczym, twierdząc, że to rzeź rezerwatu przyrody w Magdalence. Trochę w tym wszystkim walki opozycji z rządem, trochę mody i aktywizmu polegającego na biciu piany. Problemem nie są wycinki upraw sosny. Rozwiązaniem nie jest, popularny wśród polityków, trik propagandowy polegający na sadzeniu drzew. To bardziej złożona sprawa. A tematowi przyglądam się za każdej władzy, dając czasem temu wyraz publicznie.
Las to nie tylko drzewa i duże zwierzaki
Z perspektywy leśników las to uprawa drewna. Wystarczy spojrzeć w kilkusetstronicowe plany urządzania lasu. To dokumenty księgowe dotyczące plantacji. Jest tam też i o ekologii, ale te wzmianki są wyraźnie dosztukowywane do całości, bez większej logiki. Widać, że stanowią treść obcą, wymuszoną, niezintegrowaną z księgowym duchem tego dokumentu.
Z perspektywy myśliwych las to teren do uprawiania hobby. Najpierw przekarmiają zwierzaki, a potem do nich strzelają. I nie żebym miał z tym duży problem, obok mnie jest chińska fabryka, w której codziennie zabija się tysiące ptaków. I nikt nie protestuje. Więc statystycznie myślistwo to niezbyt znaczące zagadnienie etyczne. Ale zakłóca naturalną równowagę w lesie. To oraz ciągłe wycinanie starego lasu i sadzenie nowych drzewek. To bardzo przyjemne uczucie, gdy w lesie natykamy się na orły, jelenie, łosie czy sowy, ale duże zwierzęta to tutaj niewielka część organizmów.
Leśna biomasa to, nie wspominając o roślinach, także mrówki, chrząszcze, inne owady, skorupiaki, pajęczaki, wije. I to je, milionami niszczymy wycinkami i środkami ochrony drzew.
Nie dbając o bioróżnorodność, pozbawiamy się części naszego dziedzictwa. Te małe fragmenty lasu, które nam pozostały, nie mają dużej szansy na stworzenie nowych gatunków. Ale przynajmniej dajmy im taką możliwość. A jeśli nie powstanie tam w procesie ewolucji już nic nowego – bardziej rozwiniętego od bakterii, to choć zachowajmy stare gatunki jako część skansenu. Dla przyszłych pokoleń. Możemy to zrobić, jedynie zostawiając część lasów w całkowitym spokoju. Bez planowej ingerencji człowieka. Przy okazji większe kręgowce same będą tam regulować swoją liczebność. Problemem jest fragmentaryzacja lasów, więc z biegiem czasu będzie trzeba starać się poszczególne kompleksy lepiej łączyć, żeby nie zostawiać gett, które nie mogą być samowystarczalne. Są w Polsce rezerwaty, ale ich łączna powierzchnia wynosi 0,5% kraju i często są to bardzo małe, oddzielne skrawki lasu. Jeśli założymy sobie perspektywę stuletnią, da się coś z tym zrobić.
Las nie tylko dla tych, którzy na nim zarabiają
Drugą grupą, oprócz roślin i zwierząt, której ogranicza się prawa do lasu, są lokalne społeczności. O ile koncerny, leśnicy i myśliwi mają czas i pieniądze na lobbowanie za swoimi interesami, zwykli ludzie nie mogą tego robić. Z powodu braku środków i nikłej szansy na sukces. Nie mają wpływu na swoje najbliższe otoczenie.
Skutkiem tego w mieście, w którym mieszkam, las, który jest najbliższy dużym osiedlom, zamiast być terenem wypoczynku dla ludzi, wygląda jak szachownica zarządzana przez ekonoma bez krzty poczucia estetyki. Monokultury i wycięte polany. A niedługo chcą w środku tego lasu zrobić drogę ekspresową.
Po drugiej stronie miasta niewiele lepiej. Mamy tu jedyną leśną ścieżkę edukacyjną w okolicy, a tną drzewa bez ogródek. Podobnie jest w innych okolicach, chętnie odwiedzanych przez mieszkańców. Przy ładnych jeziorach krajobraz psuty jest bez skrępowania. I to w okolicy, która uchodzi za turystyczną.
Ostatnio na szlaku leśnicy zastąpili stare, urocze, drewniane mostki, rurami zalanymi betonem. Oni nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jaką niszczą wartość. Ta estetyczna demolka nie jest kosztem w planie urządzania lasu. Gdybyśmy mogli wycenić ją na milion złotych rocznie, inaczej by to kalkulowali. I trzeba będzie zacząć tak robić. Brak doznań estetycznych to ewidentnie utracone korzyści. A mostki to tutaj pikuś.
Idąc przez las, ciężko jest przejść 500 metrów, nie natykając się na rozjeżdżone drogi, ambony myśliwskie, wycinki, rachityczne monokultury, utwardzenia dróg gruzem budowlanym, czy przebój ostatnich lat, płoty wokół upraw leśnych. A najciekawsze jest to, że chyba wszystkie państwowe lasy w Polsce mają zagraniczne certyfikaty. Najchętniej wziąłbym tych klientów, którzy kupują drewno z takim certyfikatem i poprowadziłbym ich przez te „sustainable forests”. Może by zauważyli, że coś tutaj nie gra?
Pracowałem w zaopatrzeniu dla jednego z największych kupców drewna na świecie, więc wiem, jak bardzo znany zachodni certyfikat na drewno jest ważny w marketingu. Ale niestety niewiele daje, jeśli chodzi o ochronę bioróżnorodności, rozwój naturalnych lasów i zapobieganie ich dewastacji w miejscach, w których wypoczywają członkowie lokalnych społeczności. Mam nadzieję, że uda się to zmienić. Właśnie za pomocą naszego, własnego certyfikatu. Ale nie stanie się to z dnia na dzień.
Piszę tu o bliskich mi okolicach, gdzie są trzy nadleśnictwa, bo tu najczęściej bywam, ale problem dotyczy całej Polski. I do lokalnych leśników nie mam nawet większych pretensji. Gdyby była taka prawna możliwość, jakoś byśmy się z nimi lokalnie dogadali. Niestety Lasy Państwowe to organizacja zarządzana centralnie.
Ekologia medialna, a ekologia lokalna
Dużym zagrożeniem dla lasów wokół małych miejscowości jest działalność dużych organizacji ekologicznych i reakcja polityczna na nie. Załóżmy, że uda się spełnić ich ostatnio popularny postulat pozostawienia 20% lasów naturalnych. Propozycja niby niezła, ale jeżeli uda się ją zrealizować, będą nią objęte miejsca, które mają mocną siłę przebicia politycznego i medialnego. I jeśli tam będzie się mniej ciąć i ingerować w las, gdzie zacznie się ciąć więcej? No właśnie, na prowincji, gdzie nikt nie będzie protestował. A jeśli nawet zacznie, to się go zarzuci czapkami i po kłopocie.
Problemem małych społeczności jest to, że nie da się negocjować z lokalnymi Lasami Państwowymi nawet prostych spraw. W tamtym roku próbowałem zdobyć legalne pozwolenie na nocowanie w lesie z synami pod namiotem. W dwóch okolicznych nadleśnictwach. Gotów byłem nawet podpisać umowę na krótkookresową dzierżawę terenu na 2 dni. Nie dało się. Skończyło się na tym, że zbieram podpisy pod petycją o utworzenie w mojej okolicy Leśnych Kompleksów Promocyjnych (LKP), bo tylko w nich mógł odbywać się pilotażowy program „Zanocuj w lesie”. Problem z nocowaniem został już rozwiązany na szczeblu ogólnopolskim.
Po obiecujących wynikach pilotażu Lasy Państwowe nakazały wszystkim nadleśnictwom wyznaczenie miejsc, gdzie można biwakować w lesie, ale LKP to coś więcej. To teoretyczna możliwość wpływu lokalnych społeczności na to, co się w lasach dzieje.
Przy LKP powoływane są rady naukowo-społeczne i choć leśnicy sami wybierają członków tych rad, jest minimalna szansa, że da się w nich umieścić kogoś, kto będzie miał jakiś wpływ na decyzje. I wtedy będzie można zacząć ratować krajobraz, bioróżnorodność, zrobić coś dla okolicznych mieszkańców. Na pewno nie za dużo, bo tu jest podobnie jak z polityką, można coś zmienić, ale trzeba najpierw założyć sobie partię polityczną, potem wygrać wybory i wtedy dopiero coś reformować. Lasy Państwowe to organizacja w wysokim stopniu scentralizowana, więc nawet jeśli udałoby się przekonać do czegoś lokalnych leśników, ci i tak nie będą się wychylać ze wspieraniem głębszych zmian. Więc chcąc mieć lasy bardziej naturalne dla zwierząt, a także bardziej dostępne dla mieszkańców, trzeba będzie zorganizować nacisk na władze centralne.
Część lasów dla dzikiej natury, część dla ludzi, część pod produkcję
Ważnym motywem do stworzenia LKP jest to, aby w perspektywie 100-200 lat przywrócić w naszych okolicach las zbliżony kształtem do lasu pierwotnego. Takiego, w który człowiek nie ingeruje.
To pozwoli na rozwój bioróżnorodności i zachowanie zasobów Ziemi dla przyszłych pokoleń. A w krótszej perspektywie chodzi o to, aby nie traktować całego obszaru lasu jako plantacji – lasu gospodarczego. Czyli zostawić większe części nieruszanego lasu, aby spokojnie mogły tam rozwijać się rośliny i zwierzęta. Należy także brać pod uwagę potrzeby okolicznych mieszkańców i turystów. Czyli po prostu nie niszczyć najczęściej odwiedzanych miejsc. Takie lokalizacje to najczęściej okolice zbiorników wodnych. Dlatego proponuję zaprzestanie wycinki w okolicy kilkuset metrów od jezior i w rozsądnej odległości od cieków. Również w rozsądnej odległości od szlaków (oznaczonych i nieoznaczonych) i miejsc spacerów (np. przy osiedlach ludzkich). Tak, aby ludzie w końcu mogli mieć kontakt z lasem, a nie z plantacją drzew. Dopuszczalne wyjątki to wycinka wśród monokultur poprawiająca krajobraz.
Warto także, aby środki pochodzące z wycinki lasów przysłużyły się bardziej lokalnej społeczności. Zaczynając od stworzenia infrastruktury, dzięki której z lasu będą mogli korzystać także ludzie starsi i niepełnosprawni, jak to jest np. w Japonii, gdzie lasy przystosowuje się do pełnienia funkcji rekreacyjnych. Wypadałoby także zacząć ograniczać dokarmianie zwierząt pod polowania, a dla ochrony otaczających pól wprowadzić nowoczesny system odstraszania, oparty na dronach i sztucznej inteligencji. Z tym że trzeba zostawić pas łąk dla zwierzaków.
W zmianach pomoże wprowadzenie własnego certyfikatu, przyznawanego tym nadleśnictwom, które uznają prymat potrzeb natury i lokalnych społeczności nad interesami stron trzecich.
Certyfikat ma być przyznawany z udziałem lokalnych społeczności i naukowców. Jeśli chodzi o certyfikaty obecnie posiadane przez Lasy Państwowe, cóż… Ostatnio dyskutowałem pod postem LP na Facebooku. Argumentem leśników przeciwko zmniejszeniu wycinki i kupowaniu drewna z innych krajów okazało się to, że za granicą, np. w tajdze syberyjskiej, prowadzona jest rabunkowa wycinka. A skoro tak to jest to nieetyczne. Tyle że w Rosji, gdzie wszystkie lasy są państwowe, też mają takie certyfikaty jak w Polsce. Na stronie firmy certyfikującej nawet można obejrzeć mapy Sybiru z zaznaczonymi miejscami objętym certyfikacją. I działa to tak jak u nas. Natomiast nasze certyfikaty będą wystawiane przez ludzi, którzy znają miejscowe lasy i mogą równocześnie ocenić, czy robią się one bardziej przyjazne np. dla chrząszczy, owadów społecznych i chcących spokojnie wypocząć seniorów. Nawet jeśli cena drewna z takich lasów będzie wyższa, postaramy się zrekompensować kupującym wzrost kosztów świadomością, że np. płacąc kilka euro więcej za mebel, pomagają rozwijać się przyrodzie i chronią miejsca wypoczynku lokalnej ludności przed dewastacją.
Promocja takiego certyfikatu to przedsięwzięcie trudne, wymagające pomocy i koordynacji na szczeblu międzynarodowym. Włącznie z naciskiem na setki działów zakupów i miliony klientów detalicznych. Ciężka sprawa, ale możliwa do wykonania. Jeżeli nie spróbujemy czegoś zmienić, to lasy niedługo będą stracone dla przyrody. Zostaną drzewa, można je odżywiać i nawadniać – nawet sztucznie; zostaną duże ssaki i ptaki – można je dokarmiać. Ale będzie to tylko wydmuszka zachwycająca jedynie niewybrednych turystów. Las jako ekosystem zniknie. Nawet wiedząc, że za kilkaset lat normą będzie życie głównie w wirtualnej rzeczywistości, a nasz gatunek powoli będzie się cyborgizował, tracąc las, zgubimy gdzieś nasze dziedzictwo. A sam, być może naiwnie, wierzę, że część z nas będzie dalej chciała żyć jako zwykli ludzie, bez zmian genetycznych i udoskonalających implantów. Dla takich osób, rodzin i społeczności las będzie wspaniałym uzupełnieniem miejskich rezerwatów.
W najbliższych dniach opublikujemy nasze szkicowe propozycje odnośnie miejsc, które powinny zostać objęte ochroną. Zarówno ze względu na rozwój bioróżnorodności, jak i na cele społeczne. Ma to być wstęp do konsultacji z mieszkańcami, których prosimy o nadsyłanie własnych propozycji i opinii. Projekt bierze pod uwagę zarówno kalendarz wyborczy, jak i terminy wprowadzania nowych planów urządzania lasu przez Lasy Państwowe. Dlatego, choć jest obliczony na wiele lat i nie przyniesie natychmiastowej poprawy, myślę, że ma praktyczne szanse na wpływ na lokalną rzeczywistość. Nawet gdy ucichną protesty przeciwko wycinkom, a unijne dyrektywy o bioróżnorodności zostaną sprytnie ominięte, będziemy powoli wdrażać własną certyfikację i lepiej dbać o nasze lasy.
Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:
Przejdź do archiwum tekstów na temat:
# Ekologia Obywatele KOntrolują