Książka

Lynn Margulis: Symbiotyczna planeta

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 172 / (16) 2023

Profesor Lynn Margulis jest jednym z największych autorytetów współczesnej biologii, jest też jedną ze współautorek teorii Gai (to starożytne greckie imię Matki-Ziemi), ukazującej Ziemię jako jeden żyjący system. „Symbiotyczna planeta” to fascynujący esej o Ziemi i zamieszkujących ją organizmach i próba roztoczenia zupełnie nowej perspektywy, akcentującej w refleksji na temat ewolucji właśnie symbiozę, a nie konkurencję.

„Moja teza jest taka: człowiek, jak wszystkie małpy, nie został stworzony przez Boga, ale przez miliardy lat wzajemnych oddziaływań pomiędzy wchodzącymi ze sobą w najróżniejsze relacje mikrobami. Ta myśl nie wszystkim się spodoba. Niektórych może zniechęcić, a nawet stać się pretekstem do odrzucenia nauki jako źródła wiedzy. Dla mnie jednak jest prawdziwą inspiracją – jest zachętą do dalszych dociekań” – ze wstępu autorki.

Wydawnictwu CiS dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji. Zachęcamy do lektury całej książki.

Hipoteza Gai nie oznacza, jak wielu chciałoby sądzić, że „Ziemia jest jednym żywym organizmem”. Ziemia jest jednak, w biologicznym sensie, ożywionym ciałem, którego funkcjonowanie podtrzymują procesy o charakterze fizjologicznym.

Życie jest zjawiskiem planetarnym, obejmującym powierzchniowe warstwy Ziemi od ponad 3 miliardów lat. Moim zdaniem, nasze gesty przyjmowania na siebie odpowiedzialności za losy Ziemi są po prostu śmieszne: to retoryka wynikająca z bezsilności. To my znajdujemy się pod kontrolą planety, nie odwrotnie.

Nasz przerośnięty zmysł moralny, każący nam podejmować próby kierowania niesforną planetą lub leczyć ją z jej przypadłości, świadczy tylko o fantastycznej zdolności samooszukiwania się. Jeśli już – powinniśmy chronić się przed samymi sobą.

***

Gaja, żywa Ziemia, jest czymś więcej niż jakikolwiek pojedynczy organizm, czy nawet dowolna populacja. Odpady produkowane przez jeden organizm są pożywieniem dla innych. Na poziomie Gai – Ziemi, bez rozróżniania pożywienia od odpadów, dokonuje się globalny obieg i recykling materii. Gaja jako układ rodzi się na styku dziesięciu czy więcej milionów żyjących dziś gatunków, wchodzących ze sobą w nieustanne i wielorakie związki – one tworzą jej ciało. To globalne, planetarne życie nie jest bynajmniej kruche lub nadwrażliwe – jest twarde i odporne na zakłócenia. Podporządkowując się nieświadomie drugiemu prawu termodynamiki, wszystkie żywe istoty poszukują źródeł energii i pożywienia. Wszystkie też produkują „odpadowe” ciepło i substancje chemiczne. Jest to biologiczny imperatyw. Wszystko, co żywe, wzrasta i wywiera tym samym wpływ na wszystkie inne żywe stworzenia. Suma tego planetarnego życia – Gaja – podlega działaniu procesów fizjologicznych, które postrzegamy jako regulacje ekologiczne. Sama Gaja nie jest jednym z wielu organizmów bezpośrednio selekcjonowanych przez dobór. Jest emergentną właściwością, rodzącą się na styku współzależności zachodzących pomiędzy organizmami, planetą, na której toczy się życie i źródłem energii – Słońcem.

Co więcej, Gaja jest zjawiskiem odwiecznym. Nieskończone miliardy poruszających się, pożerających nawzajem, kopulujących i wydalających istot współtworzą ciało. Gaja to twarda sztuka, a ludzie nie są w stanie zaszkodzić jej w najmniejszym stopniu.

Planetarne życie trwa już od co najmniej trzech miliardów lat, istniało więc na długo przedtem, zanim ludzkość mogła się przyśnić jednej ze skaczących wesoło małp o rzadkiej skłonności do skąpo owłosionych partnerów.

Musimy zachować uczciwość. Musimy wyzwolić się z krępujących nas pęt gatunkowego szowinizmu.

Nic nie wskazuje na to, byśmy byli „wybrani” i by inne gatunki miały być podporządkowane naszej wyjątkowości.

Nie jesteśmy najważniejszym, najliczniejszym ani nawet najbardziej niebezpiecznym z gatunków. Uporczywie podtrzymywane złudzenie o naszej wyjątkowości przesłania nam tylko prawdę o naszym prawdziwym statusie – wyprostowanego i mnożącego się niczym chwast dwunoga.

Idea Gai, niejasna i pogmatwana, ma dla wielu ludzi odniesienia metafizyczne. Odpowiada ona głębokim ludzkim pragnieniom nadania sensu naszemu krótkiemu, ziemskiemu bytowaniu. W swej zniekształconej wersji Gaja zdaje się potwierdzać modne w ostatnich czasach przesłanie o gwałcie zadawanym życiu na naszej skąpanej w Słońcu planecie. Przez stulecia personifikowaliśmy naturę. Gaja, choć niełatwo to pojąć, została zawłaszczona przez naukowych ignorantów próbujących oskarżać naukę o nadmierne stechnicyzowanie świata i wykorzystujących środki masowego przekazu do narzucania swych wizji. Choć zwulgaryzowana, przedstawiana w sensacyjnym świetle i zniekształcona hipoteza Gai oznacza jednak coś więcej niż tylko konieczność ochrony i powrót do (ubóstwionej) natury. Gaja to mechanizm samoregulacji ziemskiej biosfery, nieustannie tworzący nowe środowiska i nowe organizmy.

Nasza planeta nie istnieje dla człowieka, nie jest też jego własnością. Żadna ludzka cywilizacja, mimo swej potęgi i kreatywności, nie może zniszczyć życia na Ziemi, nawet gdyby bardzo się o to starała.

Będąca bardziej ogromnym zbiorem współzależnych ekosystemów niż jednym wielkim ożywionym ciałem, Ziemia – Gaja przekracza granice i interesy wszystkich organizmów. Ani ludzie, ani żaden inny gatunek nie są kluczowym elementem życia. Jesteśmy jedynie niedawnym, choć szybko rozrastającym się dodatkiem do ziemskiej biosfery. Gaja nie jest dla człowieka ani złośliwa, ani czuła – jest po prostu odpowiednią nazwą dla globalnego mechanizmu regulacji temperatury, kwasowości i składu atmosfery. Gaja to planetarna interakcja wszystkich ekosystemów wchodzących w skład całej biosfery. I tyle.

Świadectwa geologiczne potwierdzają, że podczas swej trwającej już 3 miliardy lat historii życie przetrwało liczne zderzenia Ziemi z ciałami kosmicznymi, wyzwalające energię równą lub większą niż ta zgromadzona we wszystkich pięciu tysiącach głowic atomowych. Życie, a zwłaszcza życie bakteryjne jest odporne. Od samego początku poddawane presji, stawiając czoła wyzwaniom, uodporniło się na zagrożenia. Gaja po licznych i trudnych przejściach zgromadziła bogaty bagaż doświadczeń. Jest dziś prawdziwą matką wynalazków.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Rekonstrukcja kolejności ważnych wydarzeń w dziejach Ziemi nie jest rzeczą łatwą. Najpierw, jak sądzę, bakterie pobierały potrzebny im wodór (H2) wprost z powietrza. Później zaczęły wykorzystywać wyziewy siarkowodoru (H2S) wydostające się z wulkanów. W końcu cyjanobakterie (sinice) nauczyły się wykorzystywać wodór zawarty w wodzie (H2O). Podczas tego procesu wydalały jako zbędny gaz odpadowy tlen, który przedostawał się do atmosfery. Ten odpad, stanowiący zrazu wielkie zagrożenie dla całego życia, z czasem zaczął odgrywać coraz większą rolę, napędzając wzrost żywych organizmów. W dziejach biosfery odpady stanowiły czynnik testujący wytrzymałość życia i stymulujący zdolność organizmów do innowacji. Tlen, którym oddychamy, zaczął swoją karierę jako trucizna, jest nią zresztą do dzisiaj. Wyziewy tlenowe milionów cyjanobakterii były przyczyną znacznie większego wymierania niż jakakolwiek ludzka aktywność. Zanieczyszczenie środowiska jest zgodne z naturalnym obiegiem rzeczy. „Nie zanieczyszczaj” to napomnienie i wezwanie, ale nie opis rzeczywistości. Zanieczyszczenia pozostawione nam przez cyjanobakterie stanowią dziś nasze czyste powietrze. My ludzie pobieramy potrzebny nam wodór, zjadając rośliny lub inne zwierzęta. Nie możemy funkcjonować inaczej. Często zdarza się, że nowopowstałe organizmy wzrastają i powielają się, wykorzystując energię, zapasy pokarmowe i odpady produkowane przez innych.

Ale eksplozje populacyjne zawsze mają kres, gdyż nikt nie potrafi odżywiać się i oddychać swymi własnymi odpadami. Dlatego w samym procesie ekspansji zawsze tkwią korzenie późniejszego załamania.

Ów hamulec nałożony na wzrost jest tym, co Darwin nazwał „doborem naturalnym”. Gaja jest sumą wszystkich tych wzrastających, współdziałających i wymierających populacji; jest wielogatunkowym bytem złożonym z miliardów bardzo różnorodnych istnień. Gaja jest największym ekosystemem świata.

***

Nigdy nie dość podkreśleń, że Gaja nie jest pojedynczym ogromnym organizmem. Moja Gaja nie jest amorficzną i nieuchwytną Matką – Ziemią, która troszczy się o nasze losy. Hipoteza Gai to nauka, nie mit. Powierzchnia planety – zgodnie z tą hipotezą – zachowuje się w pewnym sensie jak układ o cechach fizjologicznych. Regulacja fizjologiczna dotyczy takich cech jak temperatura wód i powietrza, skład atmosfery i występowanie w niej reaktywnych gazów (w tym także tlenu), a wreszcie zakwaszenie lub alkaliczność wód śródlądowych i oceanicznych.

***

Gaja w całej jej symbiogenetycznej chwale jest ekspansywna, subtelna, estetyczna, odwieczna i nadzwyczaj odporna.

Żadna kolizja z planetoidą, ani żadna wojna atomowa, nigdy nie zdołają zagrozić jej istnieniu. Jak dotąd, oznaką naszej dominacji jest ekspansja. A my, przy naszej rosnącej liczebności, pozostajemy tak samo aroganccy, niedostosowani i głupi. Czy starczy nam inteligencji i zdyscyplinowania, by powstrzymać wrodzoną tendencję do nieustającego wzrostu? Planeta nie pozwoli nam na nieograniczoną ekspansję.

Lawinowy wzrost populacji bakterii, szarańczy, lemingów, myszy czy traw zawsze kończył się załamaniem. Produkowane przez nie odpady zanieczyszczały otoczenie, prowadząc do coraz poważniejszych niedoborów pożywienia, szerzenia się chorób i epidemii, a wreszcie dezintegracji społeczności. Nawet roślinożercy zmuszeni przez głód potrafią przeistaczać się w straszliwe drapieżniki i kanibali. Krowy polują na króliki, a nawet pożerają własne cielęta. Nadmierny rozrost populacji prowadzi do stresów, a te – do obniżenia tempa rozrodu; oto przykład cyklicznej regulacji o globalnych konsekwencjach. My ludzie nie różnimy się pod tym względem od innych mieszkańców tej planety.

Nie możemy doprowadzić do załamania całej natury, możemy za to zagrozić własnemu istnieniu. Pogląd, że mamy dość siły, by zniszczyć całe życie, łącznie z bakteriami, które radzą sobie w wodach chłodzących silosy atomowe i w morderczo gorących wypływach spod dna oceanów, jest niepoważny.

Słyszę docierające ze wszystkich stron głosy naszych „braci mniejszych””: „Dałem sobie świetnie radę, zanim cię spotkałem – dam sobie radę i teraz”. Większość z nich: mikroby, wieloryby, owady, rośliny kwiatowe i ptaki, wciąż tak mówi. Drzewa lasów tropikalnych mruczą tak sobie, czekając, aż skończymy wreszcie zabawy z piłami i toporami, by mogły wznowić swe odwieczne dzieło wzrostu reprodukcji. I ta kakofonia głosów brzmieć będzie dalej, gdy w końcu odejdziemy stąd na zawsze.

Lynn Margulis, Symbiotyczna planeta, Wydawnictwo CiS, 2000

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 172 / (16) 2023

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekologia # Świat

Być może zainteresują Cię również: