Mit kapitału – rzeczywistość strachu
Myślenie symboliczno-religijne od dawna jest wykorzystywane dla legitymizacji systemów opartych na eksploatacji większości przez mniejszość. W kapitalizmie takim instrumentem stał się mit kapitału, który przenosi idee „dobra-bogactwa” do świadomości społecznej.
Fryderyk Nietzsche zauważył, że „bez mitu każda kultura traci swą zdrową, naturalną siłę twórczą. Dopiero wyznaczony mitami horyzont zamyka cały ruch kultury w jedność. Dopiero mit ratuje wszystkie siły fantazji i apollińskiego snu bezładnego błądzenia. Obrazy mitu muszą być niezauważalnie wszechobecnymi demonicznymi stróżami, pod których pieczą wzrastają młode dusze i których znakami mężczyzna tłumaczy sobie swe życie i swe boje; nawet państwo nie zna potężniejszych niepisanych praw niż mityczny fundament, który zapewnia mu związek z religią, wyrastanie z mitycznych wyobrażeń”[1]. To formalne ujęcie nabiera rumieńców wraz z konkretyzacją treściową.
Mit kapitału oznacza rodzaj wiary religijnej w samoistny, transcendentny byt kapitału, który jest sprawczy w stosunku do życia jednostki i społeczeństwa jako niezależna siła kierująca ich losem; rodzaj fatum, któremu trzeba ulec, podporządkować się.
Stosunek do „boga-Kapitału”, decyduje o powodzeniu w życiu z taką samą siłą, jak uznawanie lub nieuznawanie określonej religii w warunkach jej hegemonii w społeczeństwie warunkując konkretne zachowania.
Gdy Kapitał żąda śmierci „innego”, konkurenta, konkretnego człowieka, który nie oddaje należnej mu czci, to wyrok jest wykonywany z taką samą pieczołowitością, z jaką zabijano heretyków. Gdy Kapitał żąda kultu publicznego, to jest on spełniany w formie organizowania i uczestniczenia w tzw. życiu towarzyskim, galach biznesu, ekskluzywnych klubach nagłaśnianych przez media, architekturze „sakralnej” okazałych posiadłości z basenem i polem golfowym; poprzez niekończące się opowiadania o modnych zakupach, o podróżach, ekskluzywnych urlopach, narracji live o życiu celebrytów.
Miejsca na listach najbogatszych stają się uzasadnieniem dla rzekomej wielkości, dowodem „geniuszu” jednostki, oczywiście bez uwzględnienia skąd bogactwo się wzięło zgodnie z powiedzeniem: When money talks the bullshit walk.
Przestępstwa, wyzysk pracowników, uczestnictwo w imperialistycznych wojnach, wysłanie rodaków na wojnę z silniejszym przeciwnikiem stają się dozwoloną formą, by właściciel kapitału uzyskał pewność, że „Bóg-Mamona” obdarowuje go miłosierdziem, nagradza posłusznego za wierność jego zasadom tu i teraz[2].
Mit kapitału jest więc podstawą konsensusu kulturowego, który pozwala transnarodowej klasie korporacyjnej na zachowanie hegemonii, czyli dobrowolnego przyzwolenia społeczeństwa na jej władzę, która z konieczności zakłada heglowską, dialektyczną relację pan – niewolnik, formalnie jej zaprzeczając, dzięki czemu kolektywny niewolnik nie doświadcza swojej pozycji jako „podporządkowania” i „niewolnictwa” (Antonio Gramsci). Hegemonia nie mogłaby się jednak utrzymywać bez pomocy kapitalistycznego mocarstwa hegemonicznego.
Hegemoni kapitalizmu
W okresie imperium brytyjskiego stan hegemonii dobrze ukazują słowa księcia Alberta, męża angielskiej królowej Wiktorii, wypowiedziane w 1851 roku: „żyjemy w epoce najwspanialszej przemiany, która szybko zmierza do urzeczywistnienia wielkiego historycznego celu – zjednoczenia całej ludzkości. Odległości dzielące różne narody i części świata kurczą się pospiesznie dzięki współczesnym wynalazkom. Możemy je pokonywać z niewyobrażalną łatwością. Myśli są przekazywane z szybkością błyskawicy, a także dzięki jej potędze. Produkty wszystkich części ziemskiego globu stoją do naszej dyspozycji, nam pozostaje tylko wybór najlepszych i najtańszych. Konkurencja i kapitalizm stały się bodźcem napędzającym siły produkcji”)[3].
W XX wieku przewodnictwo w osi anglosaskiego Heartlandu (Kees Van Der Pijl) objęły Stany Zjednoczone, które po upadku ZSRR mogły bez ogródek ogłosić, że „niewidzialna ręka rynku nigdy nie może działać bez niewidzialnej pięści – McDonald’s nie może rozwijać się bez McDonnell-Douglas, producenta samolotu F-15.
Niewidzialna pięść, która utrzymuje świat bezpiecznym dla technologii z Doliny Krzemowej, nazywa się Armią Stanów Zjednoczonych, Siłami Powietrznymi, Marynarką Wojenną i jednostkami amerykańskiej piechoty”[4].
To nie przypadek, że nowy etap amerykańskiego imperializmu wiązał się z rozkwitem chrześcijańskiej prawicy, która – idąc na przekór niemal całej dotychczasowej teologii chrześcijańskiej – entuzjastycznie opowiedziała się po stronie „ekonomii podaży: przekonania, że kreacja pieniądza, czyli w praktyce przekazanie go bogatym, jest najbliższa biblijnego ideału tworzenia państwowego dobrobytu[5].
Neoliberalna kontrrewolucja w roli nowych kapłanów wyznaczyła ekonomistów wskazujących i oceniających dużą część ludzkiej aktywności: kreowania bogactwa, tworzenia miejsc pracy, oszczędzania i inwestowania. Do pełnienia posługi zostali wyposażeni w niezbędne równania, modele oraz komputery[6], na czele z Aladdin – elektronicznym systemem analizy wielkiej ilości danych ekonomicznych, który umożliwił budowę największej potęgi korporacyjnej, Black Rock, kontrolującej obecnie aktywa warte około 10 bilionów dolarów.
Kryzysy, zadłużenie, nierówności
Ale nawet najgłębsza wiara kruszeje, gdy ilość i jakość dowodów jej przeciwnych przekracza dopuszczalne normy. Powtarzające się kryzysy finansowe, lawinowy przyrost zadłużenia i narastające nierówności korodują więc mit kapitału. Do tego zanika hegemonia USA pod wpływem nowych kontrhegemonicznych układów sił, które próbują przyporządkować kapitał realizacji funkcji rozwoju społecznego (BRICS+).
W tych warunkach system liberalnej demokracji transformuje w kierunku „cezaryzmu” manifestując skłonności autorytarne.
Obserwujemy ostateczne konsekwencje militaryzacji amerykańskiego kapitalizmu, który przez ostatnie trzydzieści lat stworzył wielki biurokratyczny aparat, dążący do zniszczenia jakiejkolwiek wizji alternatywnej przyszłości i skasowania wszelkiej nadziei na możliwość zmiany społecznej, w myśl zasady: „porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy [tu] wchodzicie”, którą nad bramami piekła umieścił Dante Alighieri w „Boskiej komedii”. Temu służy „potężny aparat armii, więzień, policji, różnego rodzaju prywatnych firm ochroniarskich, a także policyjne i wojskowe służby wywiadowcze, rozmaite tuby propagandowe, z których większość nie atakuje alternatywnych rozwiązań wprost, lecz tworzy wszechobecny klimat strachu, szowinistycznego konformizmu, a także zwykłej rozpaczy, sprawiający, że jakakolwiek myśl na temat zmiany świata wygląda na próżną fantazję. Wydaje się, że utrzymanie tego aparatu jest dla orędowników „wolnego rynku ważniejsze niż sprawnie działająca ekonomia”[8].
Wybieralne instytucje, jak parlamenty, schodzą na drugi plan, a jednocześnie konsoliduje się pozycja władzy biurokratycznej (cywilnej i wojskowej), finansjery, Kościoła i innych instytucji względnie niezależnych od opinii publicznej[7].
Cywilizacja strachu
Takie są źródła cywilizacji strachu (Wystan Hugh Auden), którą kształtuje się przy pomocy najnowszych środków technicznych, sztucznej inteligencji i rzeczywistości wirtualnej. Wśród metod wyróżnia się organizowanie „fałszywych flag”, czyli tajnych operacji, których twórcy obarczają prawdziwych lub wyimaginowanych wrogów za ich efekty. Dobrym narzędziem jest również „wielokrotne powtarzanie”, permanentne bombardowanie informacjami o wypadkach, nieszczęściach, kataklizmach, śmierci, chorobach, pandemii, zabójstwach, strzelaninach itd. Np. Patryk Vega w filmie dokumentalnym „Oczy diabła” przekonywał o istnieniu siatki handlującej polskimi dziećmi w celach pedofilskich lub na organy. Dla bardziej wymagających wzbudza się strach przed problemami o zasięgu globalnym: sztuczną inteligencją; upadkiem „naszej” zachodniej super cywilizacji, „zemstą przyrody”[9], czy nieuchronnym nadejściem III wojny światowej[10]. Do najnowszych należy straszenie Chinami, chcącymi „zniszczenia Zachodu”, programując odbiorców w ramach manichejskiej wizji Oni albo My[11].
W propagowanej narracji nie ma oczywiście znaczenia „strach” innych, „Globalnej Większości” przed „nami”, gdyż jedyny uzasadniony jest ten przed utratą „naszej” kontroli na „resztą” zgodnie ze sprawdzoną kliszą The West and The Rest.
Cywilizacja strachu aktualizuje zasady rozproszonej, cybernetycznej władzy typowej dla społeczeństwa kontroli, którą scharakteryzował Franz Kafka. Wykluczając możliwość całkowitego uniewinnienia („zachowały się o starych sprawach sądowych jedynie legendy [które] zawierają w większości wypadków uniewinnienia”) wskazał na dwa typy uniewinnień dostępnych oskarżonemu. Pierwsze to pozorne uniewinnienie, w którym oskarżony zostaje praktycznie oczyszczony z wszelkich zarzutów, ale może później, w bliżej nieokreślonym czasie, ponownie zostać postawiony w stan oskarżenia. Drugi wariant to nieskończone przewleczenie, w którym oskarżony angażuje się w przewlekły proces prawnych przepychanek, w wyniku których nieprawdopodobne staje się wydanie w najbliższym czasie budzącego lęk ostatecznego wyroku[12]. Trudno się dzisiaj oprzeć wrażeniu, że Kafka ze wspaniałą wyobraźnią opisał przyszłe obozy koncentracyjne, przyszłą niestabilność prawa, przyszły absolutyzm państwowego aparatu (Bertolt Brecht).
Opisany model w stosunkach międzynarodowych odnalazł chyba swój pierwowzór w sprawie Juliana Assange’a, który został ostentacyjnie ukarany za ujawnienie na portalu Wikileaks prawdziwych informacji dotyczących nieetycznych działań amerykańskiego imperium. Dwanaście lat faktycznego pozbawienia wolności manifestowało globalnej opinii publicznej rodzaj kary przeznaczony za niewłaściwe korzystanie z „wolności słowa”. A przecież liberalizm zarzekał się zapewniać jawność życia publicznego opartego na wolności słowa i zgromadzeń jako świętej zasadzie, lśniącym symbolu demokracji, który rzekomo ostro kontrastuje z „despotycznymi reżimami” Rosji i Chin. Klasyk filozofii liberalnej Immanuel Kant ustalił „transcendentalną formułę prawa publicznego”, która wskazuje, że „wszelkie czynności odnoszące się do prawa innych ludzi, których maksyma nie jest zgodna z prawem do jawności, są bezprawiem”[13].
Liberalizm nie jest jednak iluzją[14], tylko uzasadnieniem pochodu kapitału dopóty, dopóki jego mit zapewnia globalną hegemonię. Pod tą wypolerowaną fasadą kryje się najwyraźniej rzeczywistość tak dusząca i absurdalna, jak każdy kafkowski koszmar – miejsce, w którym dysydenci są nieustannie ścigani, ich głosy tłumione, a wolności gaszone. Globalczyk – Josef K. – może więc być skazany nie za żadne konkretne przestępstwo, ale za podstępną i wszechobecną podejrzliwość, która wdziera się w każdy aspekt egzystencji, gdy każde działanie jest analizowane, każda intencja kwestionowana, a każda jednostka zredukowana do kopii samego siebie.
Już najmniejsze uchybienie wobec zadekretowanej poprawności politycznej wywołuje najpoważniejsze podejrzenia u wyspecjalizowanych sygnalistów wykształconych na kursach anglosaskiej „walki z dezinformacją” symulujących własną wiarygodność pieczątką dziennikarza. Tymczasem ich celem jest przekształcanie dyskusji czy debat w sprawdzian prawomyślności i prawowierności wobec globalnej hegemonii kapitału. W natrętnym nacisku moralno-psychologicznym chodzi o to, aby wszyscy aspirujący do „wolności słowa” zaczęli kontrolować nie tyle swoją zdolność rozumienia otaczających zjawisk i skierowanych do nich cudzych wypowiedzi, ile raczej zgodność z wolą mniejszości. Gwoździem programu w takich rytualnych atakach jest delegitymizacja, czyli negowanie i odmawianie prawowitości a w istocie zakwestionowanie prawa do podejmowania działań i głoszenia przekonań realnie podważających neoliberalny konsensus kulturowy i panowanie mocarstw stojących na jego straży[15].
Kafkowską atmosferę cywilizacji strachu nietrudno odnaleźć również w realiach współczesnej Polski w formie wieloletnich aresztów bez stawiania oskarżeń, komisji dyscyplinujących także ludzi nauki, medialnych nagonek strażników „demokracji i praw człowieka” na wybranych polityków czy profesorów, cenzurowania gazety i kanałów internetowych, a nawet zakazu protestów studenckich w obronie Palestyńczyków na uniwersytetach, gdyż tu kwestia „praw człowieka” przestała jakoby obowiązywać.
Żyjemy w rzeczywistości, w której prywatność jest anachronizmem, a każdy gest jest rejestrowany, każde słowo katalogowane, a każdy szmer sprzeciwu rejestrowany w celu przyszłej oceny.
To także czasy, w których wielu próbuje się przypodobać architektom cywilizacji strachu zwłaszcza na wirtualnych platformach irracjonalnie przeoczając, że i te postawy mogą kiedyś zostać poddane ocenom wedle całkiem innych kryteriów niż hegemoniczne credo.
Potwierdzeniem cezarystycznej tendencji jest sprawa twórcy portalu Telegram, Pawła Durowa; przykład tym bardziej wymowny, że dotyczy człowieka pasującego do ideału rodem z kosmopolitycznej, liberalnej bajki. Wszak mowa o miliarderze, który walcząc o zachowanie „wolności słowa” nie zgodził się na podporządkowanie kanału w Rosji, a potem w USA, posiadając „na wszelki wypadek” obywatelstwo czterech krajów: Rosji, Saint Kitts i Nevis, Francji i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Zatrzymanie go we Francji oznacza więc, że bez względu na to, ile granic przekroczysz, ile narodowości przyjmiesz, ile kapitału nie posiadasz, żelazny pazur cenzury nieuchronnie cię wytropi, jeśli odmówisz podporządkowania się liberalnemu autorytetowi Zachodu. I nie chodzi tu o tajność portalu, gdyż ta nie jest przeszkodą dla żadnej poważnej służby specjalnej, ale akt władzy globalnej opartej na credo: nie będziesz miał cudzych informacji przede mną! Nie dziwi nas więc, że dyrektor generalny Rumble, Chris Pavlovski, ujawnił, że opuścił szybko Europę po aresztowaniu Durowa. Zapewne obaj wsłuchują się teraz w „dobre rady”, które wzorem do naśladowania czynią dla nich Marka Zuckerberga, który potwierdził ostatnio, że nadzorował proces cenzurowania Facebooka blokując tezy podważające korporacyjną agendę Big Pharma na temat koronakryzysu.
Wbrew oczywistym dowodom architekci Google i ich żołnierzyki z klasy IT wciąż wierzą, że kształtują świat na lepsze, chociaż ich tak zwana „otwartość umysłu” rozciąga się tylko na poglądy zgodne z liberalno-imperialistycznym nurtem amerykańskiej polityki. To jest tępy terror ich misji, w którym głosy sprzeciwu nie są siłą uciszane, ale po prostu ignorowane.
Każda perspektywa, która podważa hegemoniczną narrację, jest odrzucana jako nieistotna lub zwalczana jako niebezpieczna.
Dlatego ich wrogiem stał się były prezydent Trump, któremu po prostu wyłączono konto na ówczesnym Twitterze, aby w 2020 roku wygrał „jedynie słuszny kandydat Demokracji”, Joe Biden. Zresztą nie tak dawno Komisarz Unii Europejskiej do spraw rynku wewnętrznego i usług, Thierry Breton, wystosował apel do Elona Muska, w którym zagroził „przyjęciem środków tymczasowych”, czyli cenzurowaniem platformy X za to, że postanowił zrobić wywiad z Trumpem.
Musk w przeciwieństwie do Durowa jest jednak człowiekiem systemu, który ostatnio „popisał” się wsparciem zamachu stanu w Wenezueli. Dlatego to Rosjaninowi grozi do 20 lat za czyny popełniane przez użytkowników Telegrama. Ten precedens może przynieść kiedyś nieoczekiwane rezultaty. Wyobraźmy sobie na przykład oskarżenia polskich decydentów dopuszczających w masowej skali amerykańskie kino akcji w stylu sto morderstw na sekundę jako przyczynę destrukcji kultury prowadzącej do agresji i przestępstw.
Cezaryzm jest koniecznością dla pogrążonego w strukturalnym kryzysie kapitalizmu.
Zdolności konstruktorów cywilizacji strachu są jednak zatrważająco skuteczne. Liczne dowody anulowania zasady „wolności słowa” nie podważają przecież panujących przekonań szerokich mas społeczeństw Zachodu, a szczególnie Polski na temat widocznej zmiany systemu społeczno-politycznego. Wbrew weberowskiej typologizacji legitymizacji władzy zachodzi dzisiaj ich niespodziewana synteza.
Zasadność wiary w legalność procedur prawnych jako podstawa typu racjonalnego w demokracji jest faktycznie utrzymywana w zadziwiająco trwałym uścisku dzięki substancjalnemu rozumieniu władzy właściwemu typowi tradycyjnemu. Jednak zamiast Bogu przysługuje ona teraz jako atrybut Kapitałowi, który udziela przez akty mistyczno-religijno-magiczne namaszczenia danego przywódcy jako „demokratycznego”, gdyż stale obecnego na salonach Davos, Brukseli lub Waszyngtonu, choćby zdelegalizował wszystkie partie opozycyjne i nie zorganizował konstytucyjnych wyborów (zob. Wołdymyr Zełenski) albo po prostu został arbitralnie wyznaczony wbrew wynikom wyborów (zob. Swiatłana Cichanouska na Białorusi, a ostatnio Gonzalez Urrutia w Wenezueli).
Jak się wydaje, ten proces byłby niemożliwy, gdyby nie normalizacja nadzoru, będąca ostatecznym świadectwem tego, jak głęboko zakorzenione stały się opisane mechanizmy prowadzone do kontroli. Paraliż racjonalnego myślenia i prawdziwego dialogu może prowadzić w najlepszym wypadku do dominacji figury „narkomana kontroli” (William S. Burroughs) zarówno uzależnionego od niej jak i opętanego kontrolowaniem innych, a w najgorszym do rzucenia mas społecznych w wir wojen nie mających nic wspólnego z ich obiektywnymi interesami, których nie potrafią już bronić zwasalizowane państwa narodowe.
Przypisy:
[1] F. Nietzsche: Narodziny tragedii albo Grecy i pesymizm (1907), Kraków 1994, s. 164.
[2] A. Karpiński, Mit kapitału (w:) Świat nazwany. Zarys encyklopedyczny
[3] B. R. Barber, Dżihad kontra Mcświat, Warszawa 2001 s.162-163.
[4] T. Friedman, „New York Times Magazine”, 28.03.1999.
[5] Zob. D. Graeber, Dług. Pierwsze pięć tysięcy lat, Warszawa 2018, s. 556.
[6] Zob. J. Rickards, Wojny walutowe. Nadejście kolejnego globalnego kryzysu, Gliwice 2012, s. 153.
[7] Zob. A. Gramsci, Guerre de mouvement et guerre de position, teksty Cahiers de prison wybrane przez Razmiga Keucheyana, La Fabrique, Paryż 2012.
[8] D. Graeber…, s. 563-564.
[9] Zob. W. Sztumski, W mackach strachów, Sprawy Nauki, nr 2 (287) / luty 2024.
[10] Por. P. Zychowicz, J. Bartosiak, Nadchodzi III wojna światowa. Czy Ameryka porzuci Polskę na pastwę Rosji?, Warszawa 2023.
[11] Por. R. Spalding, Niewidzialna wojna. Jak Chiny w biały dzień przejęły Wolny Zachód, Jeden Świat 2019; P. Plebaniak, Oni albo my! Jak Chiny planują zniszczyć światową dominację USA, Prześwity 2024.
[12] Zob. M. Fisher, Realizm kapitalistyczny. Czy nie ma alternatywy?, Warszawa 2020, s. 38-39.
[13] I. Kant, O zgodności polityki z moralnością według transcendentalnego pojęcia prawa publicznego, (w:) I. Kant, O wiecznym pokoju. Zarys filozoficzny, Wrocław 1993, s. 79.
[14] Por. J. J. Mearscheimer, Wielkie złudzenie. Liberalne marzenia a rzeczywistość międzynarodowa, 2021.
[15] Zob. M. Karwat, O złośliwej dyskredytacji. Manipulowanie wizerunkiem przeciwnika, Warszawa 2007, s. 107-108.