Felieton

Mniej więcej

ocieplenie klimatu
Ziemia płonie fot. Pete Linforth z Pixabay

Joanna Suciu

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 24 (2020)

Znajoma wysłała mi link do programu BBC, w którym gospodarz Andrew Neil Show rozmawia z aktywistką organizacji Extinction Rebellion. Przedstawiciele tej organizacji alarmują, że w ciągu najbliższych 10-20 lat miliony ludzi będą umierać z powodu zmian klimatu.

Nie był to dobry program. Zabrakło obiektywności prowadzącego, ale i większej pewności siebie i argumentów ze strony rzeczniczki organizacji. Zgodnie z tytułem filmu: Andrew Neil grills XR activst Zion Lights, było to grillowanie zaproszonej osoby. W sumie nie wiem, czemu to miało służyć. I czy naprawdę tylko wizja masowej eksterminacji może nas zmusić do jakiejkolwiek zmiany?

Dalej znajoma napisała: „Ja tylko nie rozumiem, dlaczego wywołuje się taką histerię, która nie opiera się na rzetelnych badaniach. To raczej będzie zniechęcało ludzi do dbania o środowisko. Nikt nie chce słuchać rzeczy, które później okazują się nieprawdą. Jeżeli głoszone tezy nie odnoszą się do faktów naukowych, są po prostu dezinformacją i brzmią niepoważnie”.

Ta elektroniczna rozmowa wprawiła mnie w zadumę. Jako że na co dzień, od ponad 20 lat, pracuję w organizacjach ekologicznych, a i studia mam z tej dziedziny, oraz tzw. background – rodzina przyrodników, więc raczej czuję przesyt niż niedosyt informacji na ten temat. Nie będę tu analizować różnych danych naukowych, za czy przeciw temu, czy następuje zmiana klimatu i jaki w tym ma udział człowiek. Kto chce, poczyta, źródeł nie brakuje.

Zacytuję jeden tytuł, żeby zobrazować, co mam na myśli. Za wyborcza.pl: „Zdetonowaliśmy w oceanie 3,6 mld bomb atomowych z Hiroszimy”. Zwykle nie czytamy długich, skomplikowanych raportów. Poza frapującym tytułem możemy się pokusić o to, by czytać dalej: „Tą zgrabną metaforą naukowcy opisują ilość energii, jaką z powodu globalnego ocieplenia ocean wchłonął w ostatnim ćwierćwieczu. Ocean, podsumowują w najnowszym wydaniu pisma „Advances in Atmospheric Sciences” naukowcy z Chin i USA, jest obecnie rekordowo gorący”. Tu artykuł przechodzi w szarość i w końcu zanika, więc dalej możemy sobie wykupić dostęp, albo poszukać cytowanego źródła. Takich informacji jest masa. Jak je wybrać, które czytać? Którym wierzyć? I czy rzeczywiście koniecznie muszę je wszystkie znać, żeby zdecydować, czy coś z tym zrobić, czy już, jak to się mówi – zaorane?

Oczywiście, że prowadzone są badania mniej lub bardziej niezależne, a także finansowane przez instytucje i firmy, w których interesie leży udowodnienie takiej lub wręcz przeciwnej tezy. Biznes musi się kręcić, na tym to przecież polega.

Gdy czytam wyniki różnych badań, w większości z nich znajduję i ziarna prawdy i fałszu. I myślę, że po prostu nie wiemy wszystkiego na pewno. Ziemia jest tak skomplikowaną i wrażliwą strukturą, a jednocześnie ma tak silne właściwości regeneracji, że coś, co wydaje nam się dla niej zabójcze, takim nie jest. Oraz przeciwnie – myślimy, że coś jest bez znaczenia, a okazuje się kluczowe dla zmian.

Na cokolwiek wskazują badania, które dobrze jest czytać i brać pod uwagę, przede wszystkim warto otworzyć oczy i spojrzeć nimi na świat. I własnym rozumem objąć. Co widzimy? Otóż antropopresję. Pierwotne lasy wycięte, w ich miejsce uprawy rolne i leśne. Duża część terenów, szczególnie w Europie, poprzecinana drogami i zabudowana. Zwierzostan wytrzebiony. Co przydatne – do klatek, co nieprzydatne – niech siedzi, gdzie może i nie przeszkadza.

Wody zmienione w chemiczne koktajle z odpadkami malowniczo falującymi w toni, powietrze w aerozol o podejrzanym składzie. Gleba, o ile nie zjechała ze zboczy, leży głęboko przeorana, wyjałowiona i nasiąknięta różnymi środkami ochrony, obrony i wzrostu. Nawet w ozonie dziury porobiliśmy, a w przestrzeni kosmicznej latają resztki satelitów, odbijając blask gwiazd.

przyszłość
przyszłość fot. Joanna Suciu

Dodatkowo zanieczyszczamy fonicznie i elektromagnetycznie. Rozwinęła się medycyna, dzięki czemu ci, których by dopadła selekcja naturalna, a do nich zalicza się i autorka tego tekstu, żyją długo i szczęśliwie, zwiększając presję na środowisko. Od kilkuset już lat wydobywamy paliwa kopalne i je spalamy, uwalniając do atmosfery znajdujący się tam węgiel. Czy ma to wpływ na zmiany klimatu? Patrząc racjonalnie, powinno mieć. Na pewno zaś wpływa to na nas, na rośliny, na zwierzęta. To przecież już widać, słychać i czuć, jak kiedyś śpiewał Kuba Sienkiewicz.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Czy to, co się dzieje, jest naturalne? Dinozaury nie wywierały raczej dinopresji, a wyginęły. Czy my zginiemy przez nasze własne działania? Nikt nam na to nie odpowie, możemy tylko gdybać. Co w związku z tym? Carpe diem, czy raczej asceza?

Mówi się, że nieważne są nasze wybory, nasze osobiste ograniczanie konsumpcji dóbr i usług. Bo problem leży po stronie przemysłu, decyzji wyższego szczebla – politycznych, gospodarczych, globalnych. Ale czemu służy przemysł? Nie produkuje on sam dla siebie, fabryki nie pochłaniają swoich produktów. Dla nas to wszystko, kochani. Ile bluzek kupimy, ile fikuśnych figurek, ile zjemy jogurtów, ile razy wymienimy stare, niemodne już 2-3–letnie telefony, do których już nie pasują nowe aplikacje, tyle ich te fabryki wyprodukują. Ze wszystkimi konsekwencjami dla środowiska. Ile razy zechcemy gdzieś pojechać, tyle razy użyjemy auta, samolotu, autobusu, kolei, zużyjemy benzynę czy olej, skorzystamy z dróg. Każdy wybór konsumencki 7,6 miliardów ludzi będzie sygnałem dla przemysłu i dla polityków.

Jednym z rozwiązań jest więc MNIEJ. Dla mieszkańców najbogatszych krajów jest to zarazem trudniejsze, jak i łatwiejsze. Trudniejsze, bo jesteśmy przyzwyczajeni do pewnego poziomu życia, łatwiejsze, bo zaczynamy mieć powoli dość nadmiaru. Wiele osób, z którymi rozmawiam, dusi już ilość rzeczy, ciągłe kupowanie, ciągłe zmiany przedmiotów na nowe. Oraz nadmiar bodźców, atrakcji, podróży.

Tu pojawiają się dwie pułapki, o których też chcę wspomnieć: moda i jakość. Moda zmusza swoich fanów do ciągłego kupowania nowych rzeczy. Nie jest tu ważne, czy coś jest potrzebne. Kreuje się presję, by wyglądać modnie. Co roku inny krój spodni czy sukienek, inny kolor czy materiał. Kupujcie, nie pozostawajcie w tyle! Nowoczesny człowiek nie może mieć na sobie rzeczy z poprzedniego sezonu. Niebycie trendy urasta to do swoistego faux pas.

Jakość: pamiętacie pralki, lodówki, czy odkurzacze, których używało się przez 20-30-40 lat? Jeśli coś się w nich zużyło, można to było wymienić, naprawić. Rzeczy były klasyczne, solidne. W Rumunii, gdzie mieszkam, mówiło się na to: dobra o przedłużonym użytkowaniu. Jak już się zdobyło ten telewizor czy lodówkę, miały wystarczyć na całe życie. A teraz? Produkuje się tak, by nie można było lub nie opłacało się rzeczy naprawić, z materiałów i podzespołów, których okres użycia to kilka lat. Poza tym technologia tak się rozwija, że za kilka lat sprzęty elektroniczne psu na budę, bo nowe oprogramowania, aplikacje się w nich nie odnajdują. Kupujmy nowe!

Joanna Bator, jedna z moich ulubionych pisarek, jako postanowienie noworoczne w 2020 roku zaproponowała: nie kupi w tym roku żadnego nowego ubrania. Jeśli czegoś zapragnie, poszuka w sklepach z używaną odzieżą. Ja idę dalej – nie kupię nic, co nie jest mi niezbędne. Będę niemodna. Do tego zatargam, jak zawsze, stary opiekacz do naprawy, ograniczę dalekie podróże, światło wyłączę, wodę zakręcę, sweter założę, zamiast rozkręcać ogrzewanie. Wiecie – wszystkie te uciążliwe zachowania ekologiczne. Kto chce, z łatwością znajdzie sobie listę mniej lub bardziej radykalnych rozwiązań i zastosuje to, co mu odpowiada. Robię to z wewnętrznego przekonania, że nadmierna konsumpcja nikomu nie służy i nie chcę tego dodatkowo napędzać. Wiem, jestem malutkim trybikiem, mrówką, moje wybory mało znaczą. Dla mnie one znaczą dużo. Lepiej się w swym mrówkowym życiu czuję, gdy egocentrycznie rezygnuję z przyjemności zapełniania domu rzeczami nie-pierwszej potrzeby.

Drugim rozwiązaniem jest WIĘCEJ. Więcej mówienia o tym wszystkim. Na przykład moim dzieciom, dla których już normalne jest robienie zakupów z przemyślaną listą, czy noszenie używanych rzeczy, segregowanie śmieci, oszczędzanie wody, prądu itd. Więcej pisania o tym. Więcej w końcu aktywności społecznej.

Zawodowo piszę projekty rzecznicze i edukacyjne. Pracuję więc w branży paliwowej. Pomagam zdobywać paliwo (pieniądze) na działania obywatelskie. I dalej to będę robić. Będę też podpisywać petycje, zachęcać ludzi do udziału w podejmowaniu decyzji, które mają wpływ na życie na tej planecie. Bo planety B nie mamy, jak powiedziała ostatnio Martyna Wojciechowska. Będę zachęcać do rozmów z decydentami. Oni pracują dla nas. Czasami szef musi porozmawiać poważnie z podwładnym i przypomnieć, za co mu płaci.

Połowa roku minęła. Małymi codziennymi wyborami realizuję swój plan: mniej i więcej. To, co się zadziało na świecie w związku z pandemią i kwarantanną, wielu osobom ułatwiło taki styl: mniej podróży, lub prawie wcale, mniej bywania, pokazywania się, zakupów. Mam tylko nadzieję, że pokazało nam to też, że tak naprawdę potrzebujemy mniej, niż nam się kiedyś wydawało. Chciałabym, żeby to w ludziach już zostało, nawet gdy otworzą się galerie i lotniska.

PS. Zaczęłam od zmian klimatu, nimi też zakończę. Dwa słowa o Grecie Thunberg. Czytałam opinie, że używa ona argumentów, które mijają się z prawdą, że wyolbrzymia zagrożenia, że bryluje medialnie, że nie jest konsekwentna, nie wie, co mówi, jest manipulowana itd. Ja ją cenię. Podziwiam. Szczególnie gdy pamięcią sięgnę w lata mego nastolęctwa. Kimżesz ja byłam w jej wieku? Moja kontestacja sprowadzała się do wegetarianizmu i jazdy na rowerze. Nie płynęłam katamaranem przez ocean, by zabrać głos w międzynarodowej dyskusji. By wykrzyczeć możnym tego świata: how dare you?! Greta jest medialna, jest odważna, pociąga za sobą innych. A przede wszystkim zwraca uwagę na problemy. Czy w sposób przesadzony? Dla jednych tak, dla innych nie. W tym przyciąganiu uwagi jest skuteczna. Za to ją najbardziej cenię. Thunberg nie jest sama. Z równą desperacją mówią o tym niektórzy naukowcy, jak prof. Malinowski w filmie: „Można panikować”. Bez Grety i innych jej podobnych będziemy mieć do końca (naszego) świata konferencje, publikacje, zjazdy, zloty, debaty, referaty, gadające głowy, które będą bulgotać, nawet gdy zaleje je już woda ze stopionych lodowców.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 24 (2020)

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekologia # Świat

Być może zainteresują Cię również: