Felieton , Książka

Myśleć dystrybucyjnie

Kate Raworth - From Growth to Prosperity
Kate Raworth - From Growth to Prosperity by World Economic Forum 2018 / fot. CC BY-NC-SA 2.0

Piotr Wójcik

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 86 / (34) 2021

Zamiast działać dopiero na etapie redystrybucji, gdy często już jest za późno, gdyż kluczowe zasoby koncentrują się w rękach nielicznych, powinniśmy być aktywni na etapie dystrybucji. Dzięki temu bogactwo szeroko rozlewałoby się w społeczeństwie już w momencie jego wytwarzania.

System, w którym żyjemy, złożony jest z paradoksów i absurdów. Z jednej strony zużywamy jako ludzkość tak wielkie ilości zasobów, że nasza planeta zbliża się do stanu wyczerpania, z drugiej miliony ludzi na świecie nie ma dostępu do podstawowych dóbr, takich jak woda. Nadal miliony ludzi żyją za mniej niż dwa dolary dziennie, tymczasem najzamożniejsi mogą latać w kosmos, o ile tylko wynajmą rakietę i odpowiedni zespół.

Nawet na oko widać, że w takim systemie na dłuższą metę żyć się nie da, a wgłębienie się w szczegóły, dane i statystyki tylko to przekonanie potwierdza. System ekonomiczny wymaga więc jak najszybszej zmiany, gdyż w innej sytuacji wykończymy naszą planetę jeszcze przed tym, gdy wyciągniemy wszystkich z głodu i ubóstwa. Jak taki nowy model ekonomiczno-społeczny na miarę XXI wieku mógłby wyglądać?

Odpowiedź daje Kate Raworth w „Ekonomii obwarzanka”.

Tak, według Raworth system, w którym żyjemy, powinien mieć kształt obwarzanka, czyli podwójnego okręgu. Wewnętrzny okrąg wyznacza próg, poniżej którego ludzie żyją w niedostatku. Górny okrąg wyznacza zaś granicę, powyżej której zużywamy zasoby w stopniu wyższym, niż jest to w stanie znieść nasza planeta. Wszyscy ludzie powinni się zmieścić w przestrzeni między oboma okręgami. W takiej idealnej sytuacji nikt nie żyłby w niedostatku, a stopień zużywania zasobów nie groziłby katastrofą.

Odzyskać naszą prawdziwą naturę

Między tymi dwoma okręgami pozostaje sporo miejsca na zorganizowanie świata i podział bogactwa. Nie oznacza to od razu zrównania wszystkich w dochodach – chodzi o bardziej racjonalny podział tego, co już wytworzyliśmy i jeszcze wytworzymy. Wszak człowiek obdarzony jest inteligencją i potrafi całkiem nieźle gospodarować własnymi zasobami. Dlaczego nie spróbować zrobić tego na znacznie większą skalę? Tym właśnie, według Raworth, powinni zajmować się ekonomiści.

Ekonomia według Raworth nie powinna być traktowana jako nauka ścisła, jak chcieliby ją widzieć ekonomiści głównego nurtu, lecz jako sztuka zarządzania naszym wspólnym domem, jakim jest planeta.

W tym celu ekonomiści powinni porzucić główne dogmaty, którymi się kierują. Jednym z nich jest dążący do osobistych korzyści homo economicus, który z prawdziwym człowiekiem ma niewiele wspólnego. Jako ludzie kierujemy się także wieloma bardzo chwalebnymi pobudkami, takimi jak altruizm, empatia czy czerpanie satysfakcji z dawania. Obecny system, zafiksowany na zyskach i bilansach korzyści i strat, niejako automatycznie robi z nas nieludzkiego homo economicusa. Można jednak stworzyć system, w którym promowana byłaby ta lepsza część ludzkiej natury.

Człowiek adaptuje się do otoczenia i okoliczności. Wrzucony w otoczenie, w którym na pierwszym miejscu stawia się dochody i zgromadzony majątek, sam zaczyna się kierować pobudkami, dzięki którym staje się bogatszy bez oglądania na szersze konsekwencje. Koncepcja homo economicusa, na której podstawie stworzono współczesny kapitalizm, stała się więc samospełniającą się przepowiednią. Odgórnie uznaliśmy, że człowiek jest maszyną napędzaną chęcią osiągania korzyści materialnych, następnie stworzyliśmy warunki odpowiadające takim właśnie pobudkom, więc ludzie przyjęli odpowiadające temu postawy. I w sumie nic dziwnego. Jesteśmy jednak inni – potrafimy czerpać satysfakcję ze współpracy, zakorzenienia, pomagania innym. Musimy tylko to w sobie odzyskać.

Dystrybucja przede wszystkim

Jak to zrobić? Według Raworth należy przestać patrzeć na wzrost PKB jak na główny cel gospodarki. Raworth nie nawołuje do rezygnacji ze wzrostu gospodarczego, przyznając, że jak do tej pory wzrost PKB jest najskuteczniejszym sposobem wyciągania ludzi z biedy. Apeluje jednak, żeby patrzeć na PKB agnostycznie. I nie chodzi tu o to, żeby zupełnie przestać się nim interesować i stracić go z oczu. Mowa o takim przeorientowaniu systemu gospodarczego, żeby brak wzrostu nie uniemożliwiał poprawy dobrostanu człowieka. To właśnie dobrostan człowieka i jego poprawa powinny się stać głównym celem gospodarowania ludzkimi zasobami. Sam wzrost gospodarczy nie jest niczym złym, o ile tylko nie pogłębia stopnia eksploatacji Ziemi. Nie powinien on jednak ograniczać postępu społecznego, który można osiągać nawet i w okresie recesji.

No dobrze, łatwiej powiedzieć, ale jak to faktycznie uczynić? Przede wszystkim należy zacząć myśleć o dystrybucji. Obecny system opiera się na wytwarzaniu prywatnych korzyści, z których część następnie jest redystrybuowana. Zamiast działać dopiero na etapie redystrybucji, gdy często jest już za późno, gdyż kluczowe zasoby są skoncentrowane w rękach nielicznych, powinniśmy być aktywni na etapie dystrybucji. Dzięki temu bogactwo szeroko rozlewałoby się w społeczeństwie już na etapie jego wytwarzania. A to byłoby skuteczniejsze niż redystrybucja, z której oczywiście nie należy rezygnować, gdyż może być doskonałym uzupełnieniem. „Nie czekaj, aż wzrost gospodarczy zmniejszy nierówności – bo nie zmniejszy. Zamiast tego stwórz gospodarkę, która jest z założenia dystrybucyjna” – pisze Raworth.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Należy więc między innymi zmienić podejście do patentów. Raworth przywołuje tu Marianę Mazzucato, według której państwa zbyt łatwo oddały w prywatne ręce własność patentów, w które wcześniej same inwestowały. Tymczasem obecnie to właśnie prawa do własności intelektualnej są kluczowe w osiąganiu zysków. Oddając kontrolę nad patentami prywatnym podmiotom, doprowadziliśmy do sytuacji, w której koszty zostały uspołecznione, a zyski sprywatyzowane. Poza tym ochrona własności intelektualnej obecnie jest już tak szeroka, że hamuje ona konkurencję i kreatywność, a nie ją pobudza. Państwa powinny więc dzielić własność patentów, które same wcześniej współfinansowały, z sektorem prywatnym, by również odnosić z nich korzyści. Poza tym patenty wytworzone przez domenę publiczną powinny być powszechnie udostępniane w modelu open source, dzięki czemu mogłyby z nich korzystać raczkujące przedsiębiorstwa i indywidualni wynalazcy. Należy także zmniejszyć nadmierną ochronę patentów, by zapobiec zagrabianiu wspólnej wiedzy przez pojedyncze prywatne podmioty.

Pracownicy do zarządów

Z myślą o przyszłej automatyzacji, która prawdopodobnie zlikwiduje sporo miejsc pracy, a nie ma gwarancji, że wytworzy odpowiednią liczbę nowych, należy też zacząć opodatkowywać roboty. Myśląc o nich szeroko, a więc nie tylko o maszynach, ale też o programach komputerowych, które zaczną zastępować ludzi. Obecnie praca jest opodatkowana dosyć wysoko, tymczasem do robotów państwo de facto dopłaca, oferując przedsiębiorstwom szereg ulg inwestycyjnych czy szybką amortyzację kosztów ich zakupu.

To oczywiście może przyspieszać postęp technologiczny, skłaniając firmy do automatyzacji, jednak w efekcie znów korzyści z tego publicznego wsparcia trafią do prywatnych rąk właścicieli kapitału. Nasycaniu gospodarki robotami i automatami musi więc towarzyszyć sprawiedliwe dzielenie korzyści, które one przynoszą. Wpływy z opodatkowania robotów mogłyby trafiać do zewnętrznego funduszu, który następnie egalitarnie wypłacałby dywidendę społeczną wszystkim członkom społeczności. Według Raworth przykładem może być Alaska Permanent Fund, który wypłaca wszystkim mieszkańcom Alaski dywidendę z zysków z wydobycia paliw kopalnych na terenie stanu.

Oczywiście gospodarka dystrybucyjna musi się opierać w znacznie większym stopniu na przedsiębiorstwach społecznych – spółdzielniach oraz firmach, których akcjonariuszami lub udziałowcami są sami pracownicy. Dzięki temu profity rozlewałyby się znacznie szerzej niż w tradycyjnym modelu korporacyjnym, w którym zyskujący akcjonariusze często w ogóle nie mają nic wspólnego z firmą poza tym, że kupili kiedyś jej udziały. Pracownicy są najbardziej związani z firmą, więc to właśnie oni powinni odpowiadać za kształt jej polityki oraz partycypować w zyskach. Według Raworth w 2012 roku 300 największych spółdzielni na świecie wygenerowało 2,2 biliony dolarów przychodów. Spółdzielnie i przedsiębiorstwa oparte na akcjonariacie pracowniczym mogą być bardziej produktywne niż tradycyjne korporacje, dzięki większemu zaangażowaniu bezpośrednio związanej z nimi załogi.

Porzucić dogmaty

Raworth proponuje także zmiany w polityce pieniężnej. Obecnie państwa rozwinięte na szeroką skalę stosują „luzowanie ilościowe”, czyli zwiększanie ilości pieniądza w obiegu. Odbywa się to jednak poprzez zasilanie w kapitał banków, które następnie udzielają pożyczek, zatrzymując marżę. Tymczasem alternatywą może być „luzowanie ilościowe dla ludzi”, które zasilałoby pieniędzmi gospodarstwa domowe, dzięki czemu środki pieniężne trafiałyby bezpośrednio do rodzin i obywateli. Takie „społeczne luzowanie ilościowe” mogłoby też mieć charakter celowy – nieoprocentowane kredyty trafiałyby do podmiotów realizujących inwestycje bez śladu węglowego, rozwijające mieszkalnictwo społeczne lub tani i przystępny transport zbiorowy.

Raworth przekonuje nas, że ludzkość może zmieścić się w bezpiecznej przestrzeni obwarzanka. Musimy jednak przeorientować myślenie o ekonomii, rezygnując z przywiązania do większości współczesnych dogmatów ekonomicznych. Wbrew pozorom nie musi to wcale być bolesne i trudne. Bolesne będzie za to utrzymywanie obecnego modelu gospodarczego, który w błyskawicznym tempie wyczerpuje zasoby naszego wspólnego domu i koncentruje większość korzyści w rękach garstki zwycięzców.

Narodowy Instytut Wolności – logo Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich – logo

Tekst przygotowany przez Instytut Spraw Obywatelskich w ramach projektu „Instytut Spraw Obywatelskich – łapiemy wiatr w żagle” sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 86 / (34) 2021

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekonomia # Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: