Rozmowa

Na Łódzkim Szlaku Kobiet

Łódzki Szlak Kobiet
Od lewej: Ewa Kamińska-Bużałek, Marta Zdanowska, Izabela Olejnik, Iza Desperak, Inga B. Kuźma, fot. Joanna Głodek
Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 127 / (23) 2022

Z Ewą Kamińską-Bużałek i Martą Zdanowską rozmawiamy m.in. o łódzkim marszu głodowym, włókniarkach, walce kobiet o lepsze jutro, o ich wybitnych przedstawicielkach i znaczeniu kobiet w historii (herstoria).  

Fundacja Łódzki Szlak Kobiet działa formalnie od 21 grudnia 2017 roku na terenie województwa łódzkiego. Członkinie fundacji działają wraz z prezeską zarządu Ewą Kamińską-Bużałek w składzie: Izabela Desperak, Inga Kuźma, Izabela Olejnik, Marta Zdanowska. Fundatorką Łódzkiego Szlaku Kobiet jest Barbara Manduk-Cheyne.

Natalia Dworzańska: Biografki, regionalistki, feministki, archiwistki, autorki wystaw upamiętniających. Czujecie się sprawcze?

Ewa Kamińska-Bużałek: Tak. Jeszcze dziesięć lat temu, mówienie o tym, że kobiet brakuje w przestrzeni symbolicznej albo w miejskim nazewnictwie budziło politowanie, kpinę. Obecnie politycy – nawet jeżeli woleliby upamiętnić kolegów, czy budzących autorytet mężczyzn – nie odważyliby się uznać postulatu obecności kobiet za idiotyczny. Niektórzy radni sami się do nas zgłaszają i pytają o zasłużone postaci, ponieważ chcą wybraną przestrzeń miejską nazwać nazwiskiem kobiety. Dzisiaj może to przynieść profity polityczne.

Marta Zdanowska: Radni nadając jakiejś ulicy czy skwerowi patrona, kilkakrotnie się zastanowią nad tym, kogo w ten sposób uhonorować. Osiągnęłyśmy cel – to na przykład skwer Aliny Margolis-Edelman czy Ireny Tuwim, tłumaczki literatury dziecięcej. Plac zbaw na tym skwerze podkreśla jej związek z twórczością dla dzieci.

Faktycznie na przestrzeni ostatnich kilku lat właśnie Łódzki Szlak Kobiet dba w Łodzi o sukcesywne upamiętnianie kobiet w przestrzeni miejskiej.

M.Z. Przykład, Katarzyna Kobro. Najważniejsza rzeźbiarka awangardowa, związana z Łodzią przez wiele lat. Kiedy oprowadzamy jednym z naszych szlaków, to podkreślamy, że w parku Kilińskiego (przy zbiegu ulic Tymienieckiego i Kilińskiego) znajduje się aleja Katarzyny Kobro. Dużo powiedziane, w rzeczywistości to mikrościeżka, zagubiona wśród parkowej roślinności. Właściwie nieoznaczona. Takie upamiętnianie jest formą obciachu dla miasta. Wydawać by się mogło, że nie trzeba uzasadniać potrzeby upamiętniania tak interesujących i znaczących postaci kobiet.

Rzeczywiście, właściwie większość życia Katarzyny Kobro upłynęła w Łodzi.

M.Z. Mieszkała tutaj od 1931 roku, z przerwą w trakcie II wojny światowej, kiedy wraz ze Strzemińskim wyjechała do Wilejki. Kilka lat temu przypomniano jej pomysł stworzenia przedszkola funkcjonalnego. Projektem stworzonym przez Kobro miała zająć się łódzka Akademia Sztuk Pięknych. Potem sprawa ucichła absolutnie. Dobrze by było, żeby z czasem w Łodzi wydarzały się rzeczy mniej oczywiste dla pamięci herstorycznej, niż tylko nazewnictwo ulic i placów. Jedną z nich są projekty funkcjonalne, dedykowane konkretnym działaniom.

Przedszkole funkcjonalne, to już nie tylko forma upamiętniania, ale realizacja niezrealizowanego projektu prekursorskiej artystki.

M.Z. Przedszkole funkcjonalne Katarzyna Kobro zaprojektowała będąc w ciąży. Wkrótce później urodziła się Nika Strzemińska. Projekt zaginął, zrekonstruowano go na podstawie zdjęć w czasopismach artystycznych. Pewnie jako projekt bryły, budynku i sztuki użytkowej dziś trochę się zestarzał. Zawsze jednak można zaadaptować go dla dzisiejszych warunków.

Herstoria w wydaniu Łódzkiego Szlaku Kobiet wciąż się aktualizuje, dzieje na naszych oczach.

M.Z. Tak. Na przykład mówimy o Marszu Głodowym i jego bohaterce Janinie Kończak. Owszem powstała tablica Instytutu Pamięci Narodowej, która znajduje się w reprezentatywnym miejscu, przy Piotrkowskiej 258/260 dokładnie tam, gdzie rozpoczynał się Marsz Głodowy. Tyko tablica jest upamiętnieniem przeszłości, a jako Łódzki Szlak Kobiet czujemy potrzebę opowiedzenia tego, czym był ten marsz współcześnie. I to ludziom dużo młodszym, powiedzmy urodzonym w 1995 roku.

E.K-B. Minęło wiele lat, osoby urodzone w 2000 roku, blisko 20 lat po marszu, są już dorosłe.

M.Z.

Tym zupełnie młodym herstorię trzeba opowiedzieć już w inny sposób. Miałyśmy pomysł na ekspozycję w przestrzeni miejskiej budki telefonicznej, w której po podniesieniu słuchawki mieszkańcy mogliby odsłuchać relację z Marszu Głodowego Kobiet, obejrzeć dobrze zmontowany, dynamiczny film z tamtego czasu. Warto szukać formy opowiadania herstorii dostosowanej do czasów, w których żyjemy.

Łódzki Szlak Kobiet istnieje od 2017 roku. Jakie były wasze założenia podczas rejestracji organizacji?

E.K-B. Fundację zarejestrowałyśmy w grudniu 2017 roku. Wcześniej istniałyśmy jako grupa nieformalna. Działałyśmy od przypadku do przypadku.

Czym się wtedy zajmowałyście?

E.K-B. Tym samym, herstorią. Trwało to kilka lat. Wolontariacko, społecznie, organizowałyśmy np. spacery czy spotkania herstoryczne z okazji 8 marca. W innych miastach też zaczęły się pojawiać inicjatywy herstoryczne. Czułyśmy już, że herstoria jest w Łodzi bardzo zaniedbana. Taki pierwszy przykład: kompletny brak kobiecych patronek w centrum miasta. Był symbolem zapomnienia. Miałyśmy z koleżankami mnóstwo pomysłów. Uznałyśmy, że warto zarejestrować fundację, żeby mieć osobowość prawną. Być poważniej traktowanymi przez urzędników czy radnych miejskich, z którymi wówczas chciałyśmy rozmawiać o tych patronkach. Chodziło nam także o możliwość pozyskiwania środków na naszą działalność. Wiadomo, że nie wszystko da się zrobić pracą społeczną.

Powstał statut?

E.K-B.

Tak. Dla nas popularyzacja herstorii jest narzędziem, nie celem samym w sobie. Istnieje pewne zagrożenie, które wtedy czułam; można być przewodnikiem miejskim, oprowadzać i opowiadać anegdoty o kobietach. Bo to jest atrakcyjne, ciekawe i przyciąga mieszkańców czy turystów. Nie ma w tym niczego głębszego. Nam jednak chodzi o pokazanie nierówności społecznych, roli kobiet czy wciąż funkcjonujących stereotypów.

Pierwszym celem naszego działania zapisanym w statucie jest równość płci. Chcemy wskazywać różne formy dyskryminacji, które kobiet dotyczyły. Zresztą to właśnie skutkowało ich nieobecnością w przestrzeni symbolicznej. Pokazujemy trudności, z którymi musiały się mierzyć. Kiedy np. mówimy o pierwszych nauczycielkach, ich heroicznej pracy zwieńczonej brakiem emerytury i często śmiercią w przytułkach, staramy się zobaczyć, czy te różne formy dyskryminacji nie ciągną się przypadkiem do dzisiaj. Dlaczego praca nauczycielek jest tak słabo opłacana? Skąd to się wzięło? Mówimy o tym, że wbrew stereotypom kobiety nie były biernymi świadkiniami dziejów, a aktywnie tworzyły historię. Warto to sobie uświadomić i wciąż przypominać.

M.Z. W naszych działaniach wyciągamy z przeszłości kobiety, o których nikt nie pamięta.

Mamy np. wspaniałe bohaterki, jak postać Marii Kwaśniewskiej, która staje na podium na Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie. Są to już wówczas Niemcy nazistowskie. Wszyscy wyciągają rękę w hitlerowskim pozdrowieniu, ona tego nie robi. Jej fotografie z Hitlerem z tej olimpiady wielu ludziom uratują życie, bo staną się przepustką do wyprowadzania ludzi z obozu przejściowego w Pruszkowie.

Dużo trudniej jest przybliżyć herstorię bohaterek zbiorowych, np. łódzkich włókniarek, farmaceutek czy pierwszych lekarek. Nazwijmy je bohaterkami anonimowymi.

Tak zwane bohaterki codzienności.

M.Z. Jesteśmy w mieście, które w ogromnej mierze rozwinęły kobiety, które z okolicznych wsi przeprowadzały się do miasta. Jedne po drugich dziedziczyły zawód. Żyły w potwornie trudnych warunkach. Nierzadko młodo umierały na gruźlicę. Jednym z założeń Łódzkiego Szlaku Kobiet jest wskazywanie, że pewne dzisiejsze zjawiska mają korzenie w przeszłości. Opowiadamy także o kobietach, które są obecnie źle widziane, jako te które były np. i włókniarkami, i działaczkami politycznymi, zazwyczaj mocno komunizującymi. W świetle ustawy dekomunizacyjnej zdjęto tablicę pamiątkową Marii Wedmanowej czy Tekli Borowiakowej, one nie są postaciami mile widzianymi w polityce historycznej.

E.K-B. Cała rzesza działaczek społecznych ma niezwykle długą listę osiągnięć, a jednocześnie trudno jest o tych kobietach opowiedzieć herstorię w sposób, który zapadłby mieszkańcom w pamięć. Przychodzi mi do głowy Zofia Hertz, która jako pierwsza kobieta w Polsce zdała egzamin notarialny. Na który zresztą nie chciano jej wpuścić, właśnie z powodu bycia kobietą. Ludzie to od razu zapamiętują. Ale już siostry Wocalewskie, za którymi stoi kilkadziesiąt lat niezliczonych działań harcerskich, niezwykle łatwo jest z historii wyrzucić. No bo właściwie co w tym spektakularnego?


Redakcja poleca. Książka – Olga Wiechnik: Posełki. Osiem pierwszych kobiet

Częściowo odpowiedziałaś na moje pytanie, ale na ile w swoich działaniach stykacie się z mitem Łodzi jako właśnie złego miasta?

E.K-B.

Faktycznie, historia Łodzi trochę nie pasuje do dzisiejszej polityki historycznej, która jednak często honoruje osoby zaangażowane przede wszystkim po stronie prawicowej.

Jeśli mówimy o drugiej wojnie światowej, to dostrzegamy jedynie konspiratorki AK, a nie formacji lewicowych, do których przeciętnej łodziance było pewnie łatwiej trafić.

M.Z. Trudno jest opowiadać także o przedstawicielkach inspektorek fabrycznych – chroniących robotnice i robotników przed wykorzystywaniem przez właściciela fabryki w świetle ówczesnego prawa pracy. Urodzona w Łodzi filozofka, poetka, i społecznica Maria Felicja Przedborska przez większość życia pracowała jako inspektorka fabryczna. Jej postać nie nadawałaby się na pomnik, była pochodzenia żydowskiego, nie przeżyła wojny, nie ma grobu. Trudno jest o tym opowiadać, bo takich miast jak XX-wieczna przemysłowa Łódź, nie ma już właściwie nigdzie, poza krajami globalnego południa – Bangladesz czy Pakistan. Trudno młodym ludziom zrozumieć tak trudne warunki pracy.

E.K-B. Na instytucje mające się zajmować polityką historyczną nasze państwo wydaje setki milionów złotych rokrocznie. Przypominane są postacie z nurtu prawicowego. No, tylko czy to pasuje do Łodzi, gdzie np. historia II Rzeczypospolitej to jest historia w dużej mierze strajków w fabrykach, organizowanych przede wszystkim przez działaczki organizacji lewicowych, nierzadko komunistycznych.

Zgoda. Przy okazji, niestety, w Polsce Ludowej te kobiety – komunistyczne działaczki, nie przedstawiane były nigdy jako matki, którymi też zresztą były.

E.K-B. Tak, to był wątek poboczny. Taką próbą przykrojenia Łodzi do narracji dominującej jest pomnik Świętej Faustyny. Do niedawna jedyny pomnik kobiety w przestrzeni publicznej w naszym mieście. I zgoda, został postawiony, bo dla wielu ludzi Święta Faustyny jest faktycznie ważną postacią. Tylko czy to rzeczywiście mówi coś o historii Łodzi?

Pewnie niewiele. Zwłaszcza, że są to jednocześnie lata, o których narracje feministyczne mówią wprost, że kobiety często wybierały życie zakonne, żeby uzyskać jakąkolwiek podmiotowość.

E.K-B. Jest Faustyna na pomniku, a usuwa się herstorię działaczek fabrycznych. Co z punktu widzenia rozwoju miasta Łodzi, jest dużo bardziej istotne. Przodkinie łodzianek to najczęściej kobiety związane z włókiennictwem.

Zaskakuje także to, że Święta Faustyna ma swój pomnik, a matka Czacka nie ma żadnej biografii. Kobieta pochodząca z zamożnego środowiska, która objechała pół Europy i zrewolucjonizowała leczenie niewidomych w Laskach.

E.K-B. Tak, przy okazji kanonizacji padały pytania, dlaczego tak wiele mówi się o Wyszyńskim, a tak mało o matce Czackiej.

M.Z. To jest przykład, jak kobiety stają się zaledwie przyczynkami do męskich biografii, czego nie toleruję. Powstał film o Wyszyńskim, w którym gdzieś tam pojawia się matka Czacka. Powstał film o Władysławie Strzemińskim, ale już nie o jego żonie Katarzynie Kobro. Mamy film o Korczaku, ale Korczak w Domu Sierot nie działał sam.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Tak, pomagała mu pani Stefa.

M.Z. Tak, Stefania Wilczyńska, ginie nawet jej nazwisko. Nie wiem jak wy, ale nie kojarzę, żeby w Polsce powstał film o Sendlerowej. A szkoda, bo narracje filmowe są najbardziej nośne. Najczęściej oglądane. Dzisiaj trochę jak baśnie. A to, co obejrzymy, zostaje nam w głowie.

Niższe płace, molestowanie w pracy, szklany sufit, edukacja seksualna młodzieży. Na ile jako Łódzki Szlak Kobiet angażujecie się w działania, na które jest aktualnie zapotrzebowanie w ponad półmilionowym mieście?

M.Z. Oczywiście chodzimy na protesty, podpisujemy i udostępniamy petycje, aktualnie głownie – te dotyczące aborcji. Po zaostrzeniu prawa aborcyjnego znalazłyśmy się w jakimś koszmarnym miejscu. Z drugiej strony jesteśmy fundacją zajmującą się głównie przywracaniem pamięci, przede wszystkim podnoszeniem świadomości na temat historii kobiet.

E.K-B. Możemy się pochwalić tym, że miałyśmy swoją przedstawicielkę w zespole opracowującym politykę antydyskryminacyjną miasta Łodzi. Ta inicjatywa zeszła w cień z powodu pandemii. Pełnomocniczka ds. równego traktowania prezydent miasta stara się przywrócić ten pomysł. Jedna z członkiń naszego zarządu należy do komisji dialogu obywatelskiego zajmującego się polityką lokalową, czyli szerzej kwestiami bezdomności. W statucie fundacji mamy też wspieranie rewitalizacji.

Łódź ma jako miasto dosyć trudną przeszłość. Właściwie przez lata niewiele robiono z faktem, że kiedy w latach 90. zamknięto fabryki, nieprzebrana liczba ludzi z dnia na dzień została bez pracy. W przeciwieństwie do rodzin górniczych, pracownice likwidowanych zakładów nie dostawały odpraw. Za tymi ludźmi były całe rodziny, w których panował etos pracy robotniczej. Stąd też moje pytanie: Na ile Łódzki Szlak Kobiet angażuje się w projekty adresowane do dziewcząt ze środowisk trudnych?

M.Z.

Organizujemy warsztaty herstoryczne, dziennikarskie czy twórczego pisania. Co ważne, wszystkie nasze warsztaty są bezpłatne. Oczywiście, mamy także warsztaty dla dzieciaków i dla młodzieży.

Jeżeli chodzi o pracę z młodzieżą ze środowisk defaworyzowanych czy pokoleniowo bezrobotnych, do tej pracy potrzebna jest bliska współpraca z ośrodkami pomocy społecznej. Fundację prowadzimy po godzinach naszej pracy zarobkowej, która pozwala nam się utrzymać. Angażujemy w fundacji cały czas wolny i weekendy. Myślę, że fundacja prowadzi taką ilość działań, jaką jesteśmy w stanie poprowadzić. Jesteśmy jednak otwarte na takie trudniejsze pomysły i ludzi, którzy do nas przychodzą. Przed wybuchem pandemii udało nam się zrobić warsztaty w domu dziennego pobytu dla seniorów.

E.K-B. Te warsztaty, były też odpowiedzią na wciąż wałkowany temat nadreprezentacji w Łodzi osób starszych. Głosy, że przemysł łódzki był monokulturą, nastawioną na Związek Radziecki, skutkują tym, że dzisiejsi seniorzy, którzy w nim pracowali, zmagają się z poczuciem deprecjonowania. I na to akurat poczucie jakąś receptą mogą być herstorie.

Wracając do rewitalizacji, która oczywiście objęła większą część Śródmieścia, ale też cały teren Księżego Młyna, to właśnie często rodziny tych seniorów zostały przesiedlone w odleglejsze części miasta.

E.K-B. My rzeczywiście zaczęłyśmy te projekty z seniorkami z Domu Dziennego Pobytu, kiedy rewitalizacja startowała, wtedy plany były trochę inne. Famuły przy Ogrodowej miały początkowo po rewitalizacji być z powrotem zasiedlane przez ludzi, a nie wynajmowane firmom. Z tego co wiem, dzisiaj w planach miasta ma być to rodzaj biurowca połączonego z hotelem.

M.Z.

W ogóle w ostatnich latach Łódź zaczęła być miastem na wynajem. Mnóstwo jest przestrzeni biurowych pod wynajem, dla firm. Śródmieście Łodzi nie wydaje się miejscem atrakcyjnym do zamieszkania.

Mieszkania często nadal wyposażone są w opalane, czym popadnie, piece, jest tutaj ogromna ilość smogu. W efekcie rewitalizacji powstają piękne kwartały. Tylko moment przejściowy całej przebudowy miasta trwa już około dwunastu lat, ludzie są nim zmęczeni. Wszystko, co dzieje się w okolicach Nowego Centrum Łodzi jest faktycznie bardzo atrakcyjnie wizualnie, ale to miejsce jest puste. Kawiarnia zamyka się wraz z ostatnim pracownikiem biura, czyli o godzinie osiemnastej.

W śródmieściu już nie ma przesiedlonych mieszkańców, a jeszcze nie ma następnych.

E.K-B. Ja mieszkam na Starym Polesiu. Dobrze, że są nowe drzewa w rejonach, gdzie przed rewitalizacją ich nie było. Ale jest np. kwestia dostępu do rejonowych przychodni NFZ-u z czym się borykam, mając dziecko w wieku przedszkolnym. Niewiele się robi ze szkołami rejonowymi, tak żeby móc posłać dziecko do szkoły rejonowej, bez obawy o jego bezpieczeństwo. Na tym polu, państwowej edukacji, nowocześnie wyposażonych pracowni przedmiotowych i atrakcyjnych zajęć pozalekcyjnych są ogromne potrzeby.

A co robicie na co dzień?

E.K-B. Akurat ja pracuję w Fundacji. Tyko w rzeczywistości bywa różnie. W ubiegłym roku, kiedy miałyśmy dużo działań, w zasadzie dofinansowanie pozwoliło mi się utrzymać. Aktualnie nie tworzymy w fundacji etatów. Mam wątpliwości czy faktycznie działka pt. herstoria daje taką możliwość? Nie ma wielu funduszy do tego typu organizacji, jak nasz Łódzki Szlak Kobiet, adresowanych. Może gdybyśmy podeszły do tego czysto biznesowo. Jednak zależy nam na tym, by większość naszych działań była bezpłatna.

M.Z. Profil działalności Szlaku nieco odbiega od profilu wspieranego przez centralny rozdział pieniędzy. Z drugiej strony, z pewnością łatwiej pozyskać finansowanie fundacjom zwalczającym palące społeczne problemy, np. przeciwdziałające przemocy wobec kobiet.

E.K-B. Tak. Tylko herstoria nie jest jedynie opowieścią o przeszłości, ale zmianą myślenia. I o przeszłości i o tym co teraz.

Mam takie skojarzenie. Gdybym nie wiedziała, że organizujecie spacery po cmentarzach, spacery szlakiem włókniarek, czy też wnioskujecie do Rady Miasta o nadawanie nazw ulic w mieście od nazwisk zasłużonych łodzianek, to nazwę Łódzki Szlak Kobiet skojarzyłabym z wydeptywaniem ścieżek przez kobiety, które teraz żyją w Łodzi.

M.Z. Tak chciałybyśmy być widziane! Niekoniecznie jesteśmy osobami odnoszącymi się do zamierzchłej przeszłości. Prowadziłyśmy niedawno warsztaty herstoryczne dla nauczycielek szkół podstawowych. Chodziło o takie działania, które pozwolą nauczycielkom zwracać uwagę na herstorię wokół tych dzieciaków. Przykład: rozmawiałyśmy o tym, jak wpłynąć namyślenie dzieci o bohaterach? Bo w podręcznikach bohaterkami są: Święta Kinga i Królowa Jadwiga.

Która zresztą zmarła w wieku 25 lat!

M.Z. Jeszcze w połogu, także śmiercią idealnie bohaterską. Dalej właściwie kobiet już nie ma. A przecież chodzi o to, żeby pokazywać dzieciom bohaterki wokół nas! Sugerowałyśmy nauczycielkom znajdowanie przez dzieci bohaterek ze swojego osiedla. Ktoś jest ze Śródmieścia, ktoś z Widzewa.

W każdej dzielnicy mieszkają jacyś „zwyczajni bohaterowie”, może to ktoś z rodziny ucznia, albo spośród sąsiadów. Może jakaś nauczycielka, która była tak kreatywna, że przygotowała świetnie ileś roczników licealistów do matury? Panie zazwyczaj są zaskoczone takim podejściem. Wydałyśmy też zbiór tekstów, na podstawie których nauczyciele mogą pracować.

Rozmawiać o postawach w trakcie wojny, czy o tym, jak kiedyś wyglądał przemysł włókienniczy. W herstorii chodzi o myślenie, że „kiedyś” to może być 10 lat temu, 5 lat temu, ale też teraz, obok nas.

E.K-B. Po tych zajęciach w klasach nauczania podstawowego miałam sygnały, że właściwie wszystkie dzieci w swojej rodzinie znalazły kogoś, kto w jakiś sposób był powiązany z przemysłem włókienniczym. Co z kolei nas zaskoczyło, bo przecież od likwidacji przemysłu miasto się jednak trochę zmieniło.

M.Z. W Łodzi można iść do Manufaktury, jako do centrum usługowo-handlowego, ale można też iść do Manufaktury i opowiedzieć dzieciakom, co jest ukryte w tych cegłach. Jaka historia wydarzyła się w Fabryce Izraela Poznańskiego i późniejszych zakładach Marchlewskiego. Kolejnym takim przykładem będzie widzewska fabryka WIMA, której historia sięga pierwszego pogromu w trakcie Rewolucji 1905 roku, kiedy to wielu robotników zginęło i odniosło rany w starciu z Kozakami.

Sukcesem Łódzkiego Szlaku Kobiet jest też ubiegłoroczne upamiętnienie największej demonstracji ulicznej kobiet PRL, czyli Marszu Głodowego Kobiet w Łodzi z roku 1981.

M.Z.

Tak, wkrótce wydamy książkę, w której będzie można o Marszu Głodowym Kobiet poczytać, a nie tylko obejrzeć upamiętniającą tablicę. Książka ma pokazywać różne punkty widzenia. Znajdzie się w niej wywiad z jedną ze współorganizatorek strajku, ale też tekst, pokazujący demograficzno-społeczną sytuację w Łodzi. Nie chodzi o urzędniczy obraz, czyli o to, jak komitet KC PZPR widział wówczas sytuację, ale o perspektywę rodzin, zwyczajnych ludzi i kobiet tu mieszkających.

Jak było można wówczas kupić cokolwiek w łódzkich sklepach, i co doprowadziło do marszu. Chcemy pokazać to wydarzenie na tle innych tego typu marszów głodowych i protestów na świecie, które wydarzyły się np. w Afryce, czy w Ameryce Południowej. Interesujące jest też, dlaczego marsz głodowy zniknął w ogóle z pamięci? Został wygumkowany.

Może dlatego, że temat głodu wciąż jest tematem wstydliwym.

M.Z. Tak. Zwłaszcza jeśli głodne są całe rodziny A matki są na tyle roszczeniowe, że biorą ze sobą dzieci i idą na przedzie pochodu z dziećmi w wózkach. Może właśnie dlatego powinniśmy sobie opowiedzieć historię najnowszą jeszcze raz.

E.K-B. „Solidarność” zorganizowała ten marsz. Ta sama „Solidarność”, która jest w stanie organizować co chwilę uroczystości związane z rocznicami różnych wydarzeń, o marszu zapomniała. Niechętnie też mówi o kwestiach socjalnych, o które na początku walczyła. Postulaty „Solidarności” z sierpniowego strajku dotyczyły głównie kwestii czysto socjalnych, co jest sprawą kompletnie zapomnianą w edukacji szkolnej. Przeciętny uczeń, kończący szkołę średnią, jest przekonany, że „Solidarność” walczyła o sprawy typowo polityczne, obywatelskie. Nie o kwestie socjalne. „Solidarność” bardzo długo łódzkiego Marszu Głodowego Kobiet w ogóle nie zauważała. Działacze nie byli zadowoleni, że chcemy o tym przypomnieć. Okazało się, przez lata naszych działań, że my, kobiety, czerpiemy z tego dorobku nie w taki sposób, w jaki oni by chcieli. Przez niemal 40 lat nikt o tym marszu nie mówił, było to wydarzenie kompletnie zapomniane.

M.Z. Oferujemy mieszkańcom spacer, na którym oprowadzamy ich śladem kobiet, biorących udział w opozycji demokratycznej. Działaczek, ale też kobiet mających za sobą doświadczenie internowania. I tu się okazuje, że jeżeli internowana była samotna matka, to dzieci lądowały w domu dziecka. Taka kobieta często lojalkę podpisywała, żeby jak najszybciej stamtąd wyjść. Krew męsko-bohaterska, przelewana na strajku jest dobra, ale o krwi internowanej kobiety, siedzącej któryś dzień w przesiąkniętych menstruacją spodniach, jak jedna z naszych bohaterek, nie mówimy. Dlaczego?

E.K-B. Jedna z uczestniczek naszych spacerów, która była w Europejskim Centrum Solidarności mówiła, że jest tam ekran, gdzie opowiada się o Marszu Głodowym Kobiet i czuła się bardzo rozczarowana – bo wypowiada się Jerzy Kropiwnicki. Ona sama przedstawiłaby to zupełnie inaczej.

Tak, powstał film „Kobiety Solidarności” i książka pod tym samym tytułem Marty Dzido. Dotyczy z kolei działaczek „Solidarności” w Gdańsku. Łatwo jest pozyskać budżetowanie na działalność organizacji pozarządowej?

E.K-B. Jesteśmy w stanie sprawnie napisać wniosek. Liczba dostępnych funduszy nie jest duża, konkursy ministerialne są wspólne dla organizacji pozarządowych i instytucji kultury. A sytuacja tych dwóch podmiotów jest zupełnie inna. Instytucje, poza etatami, mają na ogół pieniądze samorządowe. Łódzki samorząd wspiera Łódzki Szlak Kobiet, ale wciąż są to niewielkie kwoty.  

M.Z. Dostajemy podstawowe środki na promocję projektu, tak żeby był on widziany. Bez tego nie dotrze się do ludzi. Zależałoby nam, działającym w fundacji, żeby samorząd popatrzył na Łódzki Szlak Kobiet, jak na łódzką markę i promocję Łodzi. Przez swoje działania, mogłybyśmy budować markę miasta, równie dobrze jak robi to profil miasta na Facebooku.

Frustrujące jest zderzenie z instytucją kultury i jej możliwościami?

E.K-B. Może gdybyśmy zdecydowały się na działalność gospodarczą, byłoby to bardziej opłacalne. Ale tak serio, jest dla nas ważne, że nasze spacery po mieście są dla mieszkańców i turystów bezpłatne.

Powiedzmy może, że w Łodzi spacery z przewodnikiem turystycznym, który obrazowo opowie o kiepsko oznakowanym dla turystów mieście, każdorazowo są płatne.

M.Z. Tak. A u nas wszystkie wydarzenia są bezpłatne. Nie tylko spacery, ale warsztaty, spotkania z pisarkami, czy reporterkami, warsztaty dla dzieci.

Macie w Fundacji biuro?

E.K-B. Przed pandemią rozważałam wynajęcie przestrzeni co-workingowej. Obostrzenia sanitarne i epidemiczne spowodowały, że trudno byłoby mi podjąć taką decyzję. Wydam pieniądze, których i tak jest niewiele, a ostatecznie będę siedziała w domu.

Jakie jeszcze trudności jako Łódzki Szlak Kobiet napotkałyście podczas pandemii.

M.Z. Największym problemem był moment, kiedy miasto stwierdziło, że zamraża finanse ze względu na pandemię i utrzymanie płynności budżetu miejskiego. Przez parę miesięcy środki w konkursie, w którym brałyśmy udział, były zamrożone.

E.K-B. Wygrałyśmy konkurs i nie miałyśmy podpisanej umowy.

M.Z. A od tej umowy była uzależniona cała działalność Szlaku w kolejnym roku.

Dobrze, że nie były to środki na terminowe wydarzenie.

M.Z. Tak, całe szczęście. Ale gdyby to były środki, które pozwalają nam utrzymać np. wynajem jakiegoś miejsca, to byłoby bardzo trudno. Zastanawiałyśmy się, być może pierwszy raz, co będzie dalej.

E.K-B. Prawda jest również taka, że sektor pozarządowy w Łodzi jest bardzo słaby. Nikt się specjalnie nie upominał o rozwiązanie tej sytuacji, bardzo trudnej dla wielu organizacji. Były jakieś katastroficzne prognozy, dotyczące budżetu miasta, czy wzrostu poziomu bezrobocia wśród mieszkańców. Mówienie w tym momencie o konkursie na działania kulturalne nie było łatwe. Bo kogo to teraz obchodzi, skoro ludzie umierają?

M.Z. W końcu sprawa dotarła do mediów. Środki zostały odmrożone, a umowa została podpisana.

E.K-B. Tak, o każdą rzecz oczywistą trzeba się jednak bić. Niespecjalnie jesteśmy doceniane, a robimy przecież coś fajnego.

Ty masz, Marta, doświadczenie trochę drugiej strony, bo pracujesz w Domu Literatury.

M.Z. Tak. Inaczej działa instytucja kultury, a inaczej organizacja pozarządowa. Działanie w stowarzyszeniu czy fundacji nieco bardzie przypomina działanie w firmie prywatnej, choć bez gospodarczego wymiaru. Trzeba pozyskać środki, podpisać umowy, porozliczać je terminowo, zająć się organizacją, promocją, prowadzeniem wydarzeń. Ma się samodzielnie na głowie wszystko. A instytucja ma całe otoczenie, które teoretycznie pomaga: administrację, księgowość itp.

No i w Domu Literatury dysponujesz też pomieszczeniami.

M.Z. Dlatego jako fundacja współpracujemy z lokalnymi ośrodkami kultury, Biblioteką Miejską: Biblioteką Tuvim, Biblioteką Rozgrywka, w tym roku będzie to też Biblioteka Wolność. Ale także Centrum Dialogu im. Marka Edelmana, Muzeum Miasta Łodzi.

Jesteście gościniami!

M.Z. Tak! Jeżeli chodzi o instytucje kultury ta współpraca układa się nieźle.

E.K-B. Jeżeli chodzi o biblioteki, to część z nich została wyremontowana, zlokalizowane są w centrum i można tam łatwo dojechać. Co ważne, pomieszczenia są architektonicznie dostosowane do osób ze specjalnymi potrzebami.

M.Z. Walczymy też, żeby nasze filmy o super bohaterkach z Łodzi, zyskały tłumaczenie na język migowy. Nagrałyśmy już filmy o Katarzynie Kobro, Alinie Margolis-Edelman.

E.K-B. Mamy też formy krótkie – dwuminutowe. O Maryli Biedermann, Romanie Pachuckiej – sufrażystce, Alicji Dorabialskiej – pierwszej profesor kobiecie uczelni technicznej w Polsce. A jeśli chodzi o współpracę z miastem, to takim flagowym przykładem, jest zorganizowana przez Łódzki Szlak Kobiet kampania przystankowa w stulecie praw wyborczych kobiet w Polsce.

Plakaty rozmieściłyście niemal w całym mieście, w wiatach przystankowych.

M.Z. Czasem trzeba się też chwalić! Jeżeli można podać przykład działań w przestrzeni miejskiej, promujących kulturę, to projekt przystankowy jest naszym najlepszym projektem. Nasza graficzka zrobiła naprawdę ładne i wpisane w estetykę Szlaku plakaty. Jednocześnie można sczytać kod QR, i w Internecie doczytać, kim była bohaterka. No i przystankową nudę czekania na autobus czy tramwaj, można zabić czytając hersrtorię. Przy okazji udało nam się tak rozplanować rozmieszczenie plakatów, że właściwie znalazły się one dokładnie w rejonach, gdzie prezentowana na plakacie łodzianka pracowała czy mieszkała.

Ta sama graficzka jest też autorką toreb Szlaku.

E.K-B. Tak, Magda Krzywkowska, od początku tworzy grafikę wszystkich projektów Szlaku. A z kolei Iza Olejnik, badaczka literatury jidysz, sama do nas przyszła z ofertą prezentacji o poetkach. Trudno odtworzyć herstorię Łódzkiego Szlaku Kobiet i tego, jak nasz grupa się konsolidowała, jakie osoby wokół niego orbitowały, a ostatecznie odpływały do innych działalności.

M.Z. Łącznie jest nas pięć w zarządzie fundacji, plus fundatorka Basia Manduk-Cheyne, która wróciła do Polski z Wielkiej Brytanii po trzydziestu latach pracy z organizacjami wspierającymi kobiety. Są też osoby z rady fundacji, orbitujące wokół naszych działań. W sumie stale aktywnych w Łódzkim Szlaku Kobiet jest nas około kilkunastu kobiet.

Rozmawiała Natalia Dworzańska

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 127 / (23) 2022

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: