Felieton

Na pograniczu przegranej. Porady dla początkujących aktywistów

mountain climbing
fot. Free-Photos z Pixabay

Według mnie to, co odróżnia aktywistę od polityka, to umiejętność przyznawania się do swoich błędów oraz wypowiadania słów „nie wiem” i „przepraszam”. Ten tekst to zbiór przemyśleń z doświadczeń z ostatnich lat, które, mam nadzieję, pomogą początkującym aktywistom odnaleźć się na starcie. Przeanalizujcie moje błędy i zróbcie wszystko, aby ich nie powtórzyć.

Rozpoczęły się pierwsze dni grzewcze. Pracowałem wtedy w lokalnej stacji telewizyjnej. Lokalne Alarmy Smogowe zaczęły pokonywać barierę medialną i zaczęto pokazywać społeczników, ich postulaty, ale też przekazywać wiedzę na temat smogu. Nigdy wcześniej nie dostrzegałem tego problemu. Oczywiście pamiętałem, że zimą zawsze w pewnych godzinach zapachy wydobywające się z domowych kominów nie należały do przyjemnych. Nie wiązałem jednak tego z wpływem na moje własne zdrowie.

Przeraziły mnie wypowiedzi lokalnego działacza w jednym z materiałów w serwisie informacyjnym, który mówił o problemach osób starszych, które mają trudności z oddychaniem. Następną wypowiedzią w tym materiale były słowa schorowanego człowieka, w wieku niecałych sześćdziesięciu lat, który trzymał urządzenie do ćwiczeń stymulacji oddechu. Nie palił, prowadził aktywny tryb życia. Jednak na początku sezonu grzewczego zaczął mieć problemy z oddychaniem. Jego niewydolność na tyle utrudniała funkcjonowanie, że musiał udać się do lekarza. Ten wskazał, że problem może powodować fatalna jakość powietrza.

Ten obrazek mam do dziś w głowie. Zwłaszcza spirometr w dłoniach mężczyzny, z którego korzystanie kosztowało go wiele wysiłku. Dramat tego człowieka nie był pojedynczym przypadkiem. Zacząłem zagłębiać się w temat i okazało się, że rocznie przez złą jakość powietrza w Polsce umiera ok. 40 tysięcy ludzi.

Temat smogu pojawiał się w serwisach informacyjnych naszej stacji przynajmniej raz w tygodniu. Wraz z zakończeniem sezonu grzewczego temat smogu został odłożony na bok i wszyscy o nim zapominali.

Ja również. Zwłaszcza że rozpocząłem przeprowadzkę w inny rejon kraju. Zmieniłem pracę, priorytety były zupełnie inne. Chciałem mieć przede wszystkim spokój. Dlatego uciekłem z miasta.

I wtedy wszystko tak naprawdę się zaczęło. Sam musiałem zmienić źródło ogrzewania w naszym nowym domu, więc zacząłem poszukiwać możliwości. Wzięliśmy kredyt i zakupiliśmy ekologiczny piec. Chciałem być dobrym sąsiadem, który nie będzie truł innych. Żyjąc w swojej bańce informacyjnej byłem przekonany, że do każdego to dociera i każdy, nawet powoli, dokonuje takich samych zmian.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Pamiętam ten dzień, gdy robiąc zakupy w lokalnym sklepie zauważyłem, jak z komina pobliskiego ośrodka zdrowia zaczęły wylatywać czarne kłęby dymu. Duszące i drażniące. Ludzie w sklepie zaczęli narzekać i wypowiadać niepochlebne słowa o palaczu tego budynku.

Mieszkańcy, z którymi rozmawiałem, dostrzegali problem i potrzebowali zmiany, jednak aby coś zmienić, nie wystarczą dobre chęci.

Znajduj pośrednie rozwiązanie, choćby na chwilę

Moją misją stało się, aby ludzie zaczęli wymieniać swoje piece opalane węglem, tak zwane kopciuchy, na bardziej ekologiczne alternatywy. Moim błędem w przekazie było to, że radykalnie podchodziłem do kwestii wymiany pieców. Pojąłem to dopiero po wielu miesiącach spotkań i namawiania.

Ludzie byli przekonani, że byłem skrytym wysłannikiem firm, sprzedających alternatywne źródła ogrzewania domów. Nie mówili mi tego wprost, choć po każdym spotkaniu wyłamywała się jedna lub dwie osoby, które przekazywały mi takie spostrzeżenia. Gdybym od razu wziął to do siebie, nie zmarnowałbym miesięcy bezskutecznej tułaczki.

Zmiana pieca to duży koszt, na który nie każdego stać, a program rządowy mający na celu wspomagać ten proces był tak złożony, że większość już na starcie wolała się w to nie angażować.

Trzeba było inaczej podejść do chwilowego rozwiązania problemu – należało nauczyć ludzi poprawnie rozpalać w piecu, aby z kominów nie ulatywał dym.

Wsłuchaj się w głosy ludzi — te prawdziwe

Do swojego pierwotnego działania podchodziłem bardzo ambitnie. Nie dopuszczałem myśli, że ktoś może mieć zupełnie inne zdanie, a jedyną przeszkodą jest znalezienie dobrego finansowania, aby osiągnąć zakładane na przyszłość rezultaty. W swojej głowie założyłem, że to, co dla mnie jest priorytetem, dla innych będzie również, tylko trzeba to dobrze przedstawić i wtedy wszyscy się ze mną zgodzą.

Wyobrażałem sobie dyskusje, które nie będą polegały na przekonywaniu do zmiany sposobów ogrzewania domu, a jedynie na szukaniu rozwiązania, które będzie najlepsze pod względem indywidualnego domostwa. Byłem w błędzie.

Rzeczywistość jest taka, że wielu ludzi nie żyje w tak dobrych warunkach, jak wcześniej sobie wyobrażaliśmy. Wchodząc w ich świat, doświadczamy pewnej formy załamania egzystencjalnego, zaburzenia wyobrażenia nawet najgorszej rzeczywistości. Po pierwszych doświadczeniach ujrzałem, że względy ekonomiczne ciągną za sobą niechęć do nowych rozwiązań, które w przyszłości będą bardziej opłacalne i wygodniejsze. Węgiel i drewno znali, nigdy ich nie zawiodły. Te rodzaje opału zawsze były tanie a często również jedynymi znanymi opcjami, więc dlaczego jakiś młody człowiek wmawia im, że ma być inaczej?

Po wielu rozmowach i analizowaniu wypowiedzi, czasem bardzo bolesnych, dostrzegłem, że ludzie tak naprawdę bardzo by chcieli dokonać zmian, choćby ze względu na wygodę, ale nie mają zwyczajnie jak tego opłacić.

W ramach moich działań odwiedzałem rodziny w ich domach, demonstrowałem im, jak w poprawny sposób rozpalać piece, by ogrzewać swoje domy. Widziałem fatalnej jakości węgiel, który był tak wilgotny, że nie mogliśmy go podpalić. Drewno również jakby świeżo przywiezione z lasu. Jako rozpałka gałęzie i szyszki. Jak miałem powiedzieć tym ludziom, których i tak ledwo było stać na tak fatalnej jakości materiały do palenia, że powinni kupować lepszej jakości opał albo najlepiej wymienić piec?

Nasuwa się pytanie – czy odpowiedzialność za fatalną jakość powietrza, zanieczyszczone wody, złą gospodarkę odpadami, a nawet zmiany klimatyczne powinna być przenoszona na indywidualne osoby? Czy może jednak skupimy się na narzucaniu rozwiązań korporacjom, temu 1 proc. najbogatszych, emitujących trzykrotnie więcej dwutlenku węgla niż 50 proc. najbiedniejszej populacji, czy też politykom, którzy mają możliwości wprowadzania rozwiązań prawnych?

Reasumując, nie obwiniajmy tych, którzy nie mają faktycznie możliwości dokonywania zmian. Łatwo jest uznać, że skoro mnie stać, ich będzie również.

Nie wiemy, jakie mają zobowiązania, jak ciężko jest im móc pozwolić sobie na taką wygodę, którą im proponujemy. Gdy postawimy się w sytuacji tych, którzy z początku ingerują w nasze życie, dostrzeżemy, że nie możemy zaczynać od nich, ale od tych, którzy mogą faktycznie coś zmienić dla nich, a co za tym idzie, dla nas samych.

Nie ufaj politykom, ale trzymaj ich blisko

Nie możemy zapominać również o politykach, a zwłaszcza tych, którzy rządzą, mających narzędzia do rozpoczęcia naprawy błędów swoich poprzedników, dostrzegając wcześniejsze stawiania biznesów na pierwszym miejscu w imię wzrostu gospodarczego.

Mało jest polityków, którzy są w stanie radykalnie podejść do tych problemów. Zwróćmy uwagę na to, kto zasiada w politycznych kuluarach. Są to od lat te same osoby, głoszące chęci zmiany, gdy jednak faktycznie trzeba zadziałać, próbują wszelkimi sposobami uniknąć tej odpowiedzialności.

Aktywista powinien na samym początku zadać sobie pytanie – czy chce działać na obszarze krajowym, a może lokalnym? Jest również możliwość działania w obszarze globalnym, lecz jest to znacznie trudniejsze i jeżeli w ogóle możliwe, to wiąże się z utratą życia prywatnego, co niesie za sobą dużo bardzo nieprzyjemnych konsekwencji, w tym hejt na niepowtarzalną skalę w mediach społecznościowych.

Dlaczego tak ważne jest zadanie sobie takich pytań? Otóż trzeba być bardzo dobrze przygotowanym merytorycznie, jeśli z powodu naszych działań trzeba będzie rozmawiać z politykami. Ci, jak wcześniej wspomniałem, mają łatwość uciekania od konsekwencji i wiele możliwości odciągania uwagi od problemów.

Proszę nie zrozumieć mnie źle – nie wszyscy politycy są tacy. Część z nich, ci, którzy pragną faktycznie zmian, nawet kosztem ciepłej posady, są wśród nas i oczekują naszego wsparcia. Dlatego warto ich szukać do współpracy i budować z nimi relacje. Reasumując, dobrze jest mieć ze wszystkimi dobre stosunki, nawet jeśli nasze światopoglądy i wizje rzeczywistości są odmienne.

Przyznawaj się do swoich błędów

Według mnie to, co odróżnia aktywistę od polityka, to umiejętność przyznawania się do swoich błędów oraz wypowiadania słów „nie wiem” i „przepraszam”.

Jesteśmy tylko ludźmi i niczym odkrywczym nie jest powiedzenie, że normalnym jest popełniać błędy. To jednak, czy jesteśmy w stanie przyznać się do popełnionego błędu, zależy przede wszystkim od naszego charakteru. Dobrze jednak wiemy, że ukrywanie faktycznego ciągu wydarzeń prędzej czy później wychodzi na jaw, a najgorsze co możemy, to brnąć w ten błąd i tłumaczyć go tak, jakby nim nie był.

Zadajmy sobie pytanie – czy sami akceptujemy przekręcanie słów i udawanie, że wszystko jest tak, jak powinno, czy jednak chcemy znać prawdę, nawet jeśli jest ona bardzo niekorzystna?

Zaufania nie można budować na kłamstwie. Przecież to absurdalne! Wydaje się to takie proste, tego nas przecież uczyli rodzice, opiekunowie, nauczyciele na samym początku naszego życia. Jak często słyszymy od decydentów, po choćby przyłapaniu na manipulacji, jawnym kłamstwie, słowo przepraszam?

Wiem, jak ciężko jest przyznać się do błędu. Wiem też, jak trudno jest wypowiedzieć przeprosiny, ale kiedy tego się oczekuje od innych, dlaczego samemu tego nie robić?

Wiele mostów już w życiu spaliłem, a po każdym sobie powtarzałem, że można było to zrobić zupełnie inaczej. Układałem sobie scenariusze wydarzeń, których już nie jestem w stanie zrealizować. Teraz kiedy już wiem, że dana sprawa jest dla mnie przegrana, przestaję udawać, że jest inaczej i zwyczajnie rozpoczynam proces wycofywania się i starania o jak najlepsze zakończenie sytuacji. Czy to się zawsze udaje? Oczywiście, że nie. Jeśli miałbym porównać siebie sprzed pięciu lat ze mną obecnym, zdecydowanie widzę poprawę.

Moja rada – wydaje mi się, że najważniejsza w całym tym tekście – naucz przyznawać się do błędów i jak najszybciej je naprawiać, choćby słowem „przepraszam”. Zaufanie przyjdzie z czasem i będzie to tego warte.

Komunikacja

Istotą aktywizmu jest nie tylko działanie na ulicy oraz na wszelakich debatach, dyskusjach, ale również informowanie zainteresowanych o naszych planach, rozwiązaniach, postulatach, zwycięstwach oraz porażkach.

Na myśl o codziennej komunikacji przychodzą nam do głowy media społecznościowe, przede wszystkim Facebook. Tak, zdecydowanie warto mieć tam swoją stronę, grupy. Zwróćmy jednak uwagę, że nawet jako normalnym użytkownikom, ciężko jest nam przebić się przez gigantyczną ilość reklam, aby dotrzeć do postu naszego znajomego. Algorytmy podrzucają nam sponsorowane posty oraz reklamy.

Zważywszy więc na to, że nasza komunikacja jest bardzo utrudniona, musimy być kreatywni i szukać narzędzi, które wspomogą działanie. Era pierwotnego Facebooka, który był narzędziem do komunikacji pomiędzy znajomymi, już się zakończyła.

Nie porzucając jednak tego medium, choćby przechodziło nam to przez myśl jako wyraz buntu, nie zapominajmy, że mimo wszystko jest to miejsce z ogromną rzeszą potencjalnych odbiorców, którym chcemy przekazywać nasze informacje. Ciężko będzie znaleźć inną podobną bazę kontaktów.

Media społecznościowe to nie wszystko. Warto też zadbać o kontakt z lokalnymi mediami, które są najbliżej ludzi. To one są w stanie zaintrygować tych, którzy nie uczestniczą w mediach społecznościowych, a problem, który poruszacie, będzie ich dotyczył.

Moja rada to przygotowywanie notatek prasowych i bezpośrednie kontakty z dziennikarzami oraz gotowe materiały wideo. Warto o to dbać. Im częściej będzie o naszym projekcie mówione, tym więcej ludzi będzie nas kojarzyło.

Także, jeżeli organizujemy spotkania, debaty, manifestacje – nie zapominajmy dać znać mediom. One potrzebują nas tak bardzo, jak my ich potrzebujemy. I na odwrót. Warto również udzielać się tam, gdzie nie mamy pochlebnej opinii.

Podczas komunikacji z dziennikarzami warto zapytać, czego od nas potrzebują, aby artykuł, wideo, itp. były bardziej przyjazne czytelnikowi, widzowi czy słuchaczowi.

Warto analizować grupę odbiorców, jakie są ich potrzeby, jaka forma przekazu najlepiej do nich trafia. Czy są to długie posty, a może krótkie z jednym bardzo mocnym zdjęciem lub grafiką, a może nie przepadają za czytaniem i bardziej do nich dociera forma wideo lub dźwiękowa.

Nie mając budżetu, warto sprawdzać każdą formę, która przyjdzie do głowy. Jednak, jeśli uda się ustalić to, co nasza grupa potrzebuje, aby ją zainteresować, warto to udoskonalać.

O jaki świat walczysz?

Obecnie czuję, że moje wszelkie siły zostały wyczerpane. Bezsilność przechodziła miesiącami przez moje ciało. Wyrzuty sumienia nie pozwalały mi spać. Stałem się przed samym sobą bezużyteczny. Jednakże pisząc ten tekst, w przerwie wybrałem się na długi spacer do lasu. Zboczyłem z głównej ścieżki. Szedłem przed siebie, aż w końcu nie słyszałem ani nie widziałem śladów działalności człowieka. Rzadkie uczucie. Zastanawiałem się, czy to już doprawdy koniec mojego aktywizmu, czy dałem z siebie doprawdy wszystko?

Oczywiście, że nie. W życiu zawodowym ciężko jest zrobić przerwę na długi czas, by dać swoim myślom możliwość uspokojenia. Chociaż w dłuższej perspektywie mogłoby to wpłynąć lepiej na efektywność zawodową, to jednak jest to często niemożliwe. A jak to jest w przypadku aktywizmu? Wiem, że jest wielu, którzy jeszcze mają siłę, a co najlepsze, udaje im się ratować naszą planetę. Bez wyrzutów zbieram siły na dalszą walkę. Zarazem nie przeszkadzam innym swoim pesymizmem.

Jeśli spojrzymy na przepływ informacji, gdy zaczynałem interesować się ochroną środowiska i działać, o zmianach klimatu rzadko mogliśmy przeczytać i usłyszeć. Rozwiązań próżno było szukać. Dziś, choć jest to spowodowane konsekwencjami zbyt powolnej transformacji energetycznej i ogólnym zaniedbaniem środowiska naturalnego, niemal codziennie największe media, ale również te lokalne, informują nas o postępujących zmianach klimatycznych. A to tylko niewielki wzrost temperatury.

Nie wolno nam teraz odpuszczać. Teraz głos takich jak ja, jest w końcu słyszalny. Nie jesteśmy już tymi „szaleńcami, którzy chcieliby cofnąć ludzkość do epoki kamienia łupanego, odbierać ludziom pracę, doprowadzać do bankructwa najbiedniejszych obywateli, chcącymi kogokolwiek wykorzystać dla chwilowego wzbogacenia”.

Teraz jest czas na szukanie rozwiązań i dalsze nagłaśnianie, aby nie było podobnej sytuacji, jak ze stanem jakości powietrza – słyszane tylko w najgorszym stadium. To jest czas, aby stworzyć miejsca dla siebie w przyszłości oraz przyszłych pokoleń, które tak samo, jak my zasługują na życie na tej planecie. Jedynej planecie, na której nasz gatunek jest w stanie przetrwać.

Narodowy Instytut Wolności – logo Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich – logo

Tekst przygotowany przez Instytut Spraw Obywatelskich w ramach projektu „Instytut Spraw Obywatelskich – łapiemy wiatr w żagle” sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 86 / (34) 2021

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekologia # Społeczeństwo i kultura Kuźnia kampanierów

Przejdź na podstronę inicjatywy:

Co robimy / Kuźnia kampanierów

Być może zainteresują Cię również: