Niemcy i Wirecard. Największe oszustwo finansowe Europy
Gdzie zniknęły 2 mld euro? Upadek firmy Wirecard w czerwcu 2020 roku nie był problemem wyłącznie natury biznesowej i jeszcze długo będzie odbijał się czkawką największej gospodarce Unii Europejskiej. Za kulisy niemieckiej katastrofy finansowej zagląda pierwszy polski raport o tej aferze „Upadek niemieckiego Ikara. Wirecard, czyli Getback.de”.
Parasol ochronny roztoczyli nad firmą ówcześni ministrowie rządu federalnego, Olaf Scholz i Peter Altmaier. Niemiecki nadzór finansowy tak silnie przymykał oczy na sygnały płynące z dziennikarskiego śledztwa Financial Times, jakby pozazdrościł nam afery Getbacku.
Niemiecka czarna seria
Afera Wirecard nie była jednostkowym przypadkiem, a wpisywała się w całą czarną serię afer i skandali gospodarczych w Niemczech. Zdaniem prof. Sebastiana Płóciennika z Ośrodka Studiów Wschodnich, Niemcy nie są wyjątkowym przypadkiem, bo afery gospodarcze zdarzają się w wielu krajach, jednak seria zdarzeń w Niemczech była wybitnie intensywna. VolkswagenGate, czyli fałszowanie danych o emisji spalin pojazdów, Deutsche Telekom zakładający podsłuchy swoim klientom.
I wreszcie wisienka na torcie, czyli afera Wirecard. Jej tłem była trapiąca gospodarkę „tradycyjna kultura finansowa zorientowana na banki, dość proste instrumenty i która nie jest przygotowana na mierzenie się z nowościami”. Konserwatywne „stupid German money” wykazuje nadmierną ufność w autorytety. Nie kwestionuje, nie zdaje pytań, a niekiedy wręcz podąża za stadem, w którym rządzi hierarchia społeczna, obniżająca efektywność lokowania pieniędzy.
Oszustwo finansowe Wirecard
Wirecard powstał jako operator płatności on-line, oferujący tanią i wygodną obsługę usług świadczonych na odległość. Firma szybko osiągnęła globalną skalę działalności. Wirecard urósł tak szybko, że zyskał autorytet i wiarygodność z racji samego swojego rozmiaru.
Stało się tak pomimo obsługiwania przez firmę płatności za internetowy hazard i erotykę. Połączenie autorytetu podmiotu zbyt dużego, żeby upaść, z konserwatywnym podejściem do lokowania pieniędzy spowodowało, że do firmy wręcz dobijali się inwestorzy i pożyczkodawcy, ufający podmiotowi tak silnie zintegrowanemu w systemie.
Niemcy doskonale radzą sobie z ulepszaniem i doprowadzaniem tradycyjnych, już istniejących produktów do perfekcji, co potwierdzone jest strukturą ich eksportu. Mają jednak problem z wprowadzaniem nowych produktów, a pojawienie się odnoszącego sukcesy startupu, będącego jednocześnie fintechem było dla Niemców powodem do dumy i pokazaniem, że oni również potrafią tworzyć podmioty rywalizujące na globalnym rynku z firmami z Doliny Krzemowej. Niemcy woleli przymykać oczy na płynące z Londynu doniesienia o potencjalnych nieprawidłowościach, aby uchronić chociaż własne złudzenie o swojej wszechstronności.
Śledztwo prowadzone przez dziennikarzy Financial Times stopniowo odkrywało kolejne poziomy manipulacji danymi finansowymi firmy. W 2015 r. zespół Dana McCruma pokazał, jak włączenie do bilansu spółki przepływów kapitałowych, związanych z obsługiwanymi transakcjami pozwalało prezentować lepsze wyniki finansowe. W 2016 r. ukazał się raport Zatarca Research and Investigation, zarzucający firmie stworzenie warunków do prania brudnych pieniędzy. Gwoździem do trumny niemieckiego fintechu było ujawnienie w 2019 r. fikcyjnego charakteru działalności trzech azjatyckich spółek córek Wirecard, z których pochodzić miała większość zysków firmy.
Wirecard tylko na papierze generował dodatnie wyniki finansowe, a w rzeczywistości transferował pozyskane od inwestorów i pożyczkodawców środki w ramach działalności przestępczej.
Brak nadzoru i drugie dno
W sprawie Wirecard oraz polskiej aferze Getbacku można znaleźć wspólny czynnik, który powinien był zwrócić uwagę nadzoru. Polski windykator przepłacał pakiety wierzytelności kupowane od banków z tej samej grupy kapitałowej, należącej do Leszka Czarneckiego. Zakupy wierzytelności finansował z kolei ze sprzedaży obligacji, oferowanych indywidualnym klientom tychże banków.
Być może warto zatem przyglądać się, w jakiej strukturze kapitałowej funkcjonują firmy, do kogo trafiają pieniądze i czy zdolność do generowania ponadprzeciętnych dochodów nie wskazuje na obecność „energii kryminalnej” zarządu.
Skuteczną analitykę w tym zakresie wdrożyły w ostatniej dekadzie służby skarbowe dla wykrywania karuzel VAT-owskich i jak na tacy potrafią dostarczyć kontrolerom konkretne firmy, które należy prześwietlić. Na rynku kapitałowym Federalny Urząd Nadzoru Finansowego w Niemczech (BaFin) i Komisja Nadzoru Finansowego w Polsce (KNF) potrafią przespać z kolei nawet jednoznaczne wskazania sygnalistów czy dziennikarzy śledczych.
W przypadku Wirecard, gdzie wokół „wycieku pieniędzy” pojawiają się wątki rosyjskie, agenturalne i polityczne, owa senność nadzoru mogła mieć drugie, dużo głębsze dno. Żeby do niego dotrzeć polecamy lekturę całości raportu „Save&Invest: Upadek niemieckiego Ikara. Wirecard czyli GetBack.de”.