Nowy technologiczny świat. Kłopoty w raju
Z Janem Białkiem, autorem książki „TECH. Krytyka rozwoju środowiska technologicznego”, rozmawiamy o naszej przyszłości wynikającej z badań wojskowych, o genetycznej produkcji ludzi w laboratoriach i o okradaniu nas z naszych danych osobowych przez korporacje.
(Wywiad jest zredagowaną wersją podcastu Czy masz świadomość? pt. ChatGPT, GMO NGT i geoinżynieria – czy czeka nas raj na Ziemi?)
Rafał Górski: Czy rozwój technologiczny doprowadzi do zbudowania raju na ziemi?
Jan Białek: Do końca XX wieku rozwój technologiczny miał związek z rewolucją industrialną i obejmował rozwój fabryk, elektrowni, wodociągów. Zbudowaliśmy cywilizację zdolną produkować różnego rodzaju dobra. Można powiedzieć, że wszystko poszło w dobrym kierunku, przynajmniej na Zachodzie, gdzie zaczęto dbać o środowisko, zbudowano oczyszczalnie ścieków, zajęto się odpadami itd.
Teraz wchodzimy w okres drugiej Wielkiej Rewolucji Przemysłowej, czyli przejścia do nowego systemu postindustrialnego. Zamykamy zbudowane w XX wieku fabryki i wprowadzamy nowe technologie, które mają zabezpieczyć przetrwanie cywilizacji. W wielu opracowaniach mówi się o złotym wieku, głównie w związku z rozwojem nowych technologii, takich jak genetycznie modyfikowane organizmy [GMO od ang. genetically modified organism – przyp. red.] czy genetyczna modyfikacja ludzi [NBIC od ang. Nanotechnology, Biotechnology, Information technology].
Te technologie obejmują komunikację ludzi z komputerami, komunikację mózg-mózg i komputer-komputer.
Elon Musk proponuje nawet urządzenia wszczepiane bezpośrednio do mózgu, których testowanie na ludziach już jest dozwolone. Inne rozwijające się technologie to Internet Rzeczy [IoT z ang. internet of things – przyp. red.], gdzie wszystkie produkty, nie tylko urządzenia elektryczne, są podłączone do Internetu.
Dodatkowo, mamy do czynienia z rozwojem Internetu 5G, który zwiększa normy promieniowania o sto razy i 6G, który zwiększa je o trzy tysiące razy, żeby około 2030 roku umożliwić transfer osobowości między ludźmi.
Czym jest transfer osobowości?
W wielu dokumentach opisujących technologie komunikacyjne w okresie 2020-2040 mówi się o wdrożeniu transferu osobowości pomiędzy ludźmi, zwierzętami, maszynami, komputerami czy tworzeniu świadomości roju (połączonych ze sobą ludzkich umysłów). Na tę chwilę opublikowano wiele badań i filmów, gdzie człowiek połączony z drugim człowiekiem przez internet był w stanie poruszać jego ciałem. Można więc na tę chwilę przesyłać funkcje motoryczne z człowieka do człowieka. Pokazano to również na szczurach, gdzie zademonstrowano transfer pewnych wspomnień z jednego zwierzęcia do drugiego.
Badania w tym kierunku trwają od dekad, ale nie wiadomo, jak ma wyglądać ostateczny transfer całej osobowości. Co ciekawe w dokumentach na temat wprowadzania sieci 6G wyceniono taki transfer na 1TB na sekundę, więc może w wojskowo-korporacyjnych laboratoriach już przeprowadzono takie transfery.
Co jeszcze warto odnotować?
Budujemy też globalną sieć energetyczną, która ma obejmować całą planetę. Związane jest to z potrzebą kontrolowania zasobów energetycznych na świecie. Tworzymy kompleksowy system zarządzania energią, który ma obsłużyć nowe technologie. W rezultacie mamy przed sobą rodzaj raju na ziemi, jednak w zupełnie innym znaczeniu niż to, co zwykły człowiek by sobie wyobrażał. To jest kreowanie nowego świata, niekiedy nazywane nawet powrotem do świata, który kiedyś istniał na Ziemi.
Wydaje się, że faktycznie wszystko zmierza w kierunku technologicznego raju. Przeciętny obywatel, który, załóżmy, nie czytał Pana książki, wiedzę o rozwoju technologii czerpie głównie z mediów masowych. Co na temat naszej przyszłości mówią badania wojskowe?
Mamy dwa główne badania wojskowe – badania brytyjskiej armii, które były tworzone wspólnie z różnymi think-tankami ekonomicznymi i brytyjskie trendy strategiczne 2007-2035. Są dostępne online jako DCDC 2007-2035, a także opisane w mojej książce.
Wynika z nich, że w związku z rozwojem świata postindustrialnego będą wprowadzane do życia społecznego różne technologie. I to będzie się działo dość szybko, a jeszcze szybciej w trakcie rozmaitych kryzysów. Państwa będą musiały korzystać z coraz tańszych technologii zastępując nimi stare systemy.
W badaniach opisany jest także rozwój sztucznej inteligencji, zgodnie z którym do 2035 roku ma ona osiągnąć poziom ludzkiej inteligencji, zwłaszcza w kontekście zastosowania w urządzeniach wojskowych i dronach. Urządzenia te będą działały autonomicznie, podejmując decyzje i współpracując w grupach. Z tego wszystkiego wyłania się obraz Terminatora. Przykłady tego rozwoju są już widoczne, a jednym z nich jest masowe wykorzystywanie technologii Chat GPT.
Proces ten będzie się rozwijał aż do momentu, gdy sztuczna inteligencja będzie implementowana we wszystkich urządzeniach. Obejmie to komputery, samochody, lodówki, samoloty, praktycznie wszystko, co nas otacza. Nawet teraz montuje się moduły sztucznej inteligencji do kamer, umożliwiając im śledzenie ludzi lub obiektów. Wspomina się także o rozwoju technologii związanej z komunikacją mózg-mózg, w wyniku której powstaje tzw. umysł roju, gdzie duże grupy ludzi będą w stanie komunikować się umysłami, co umożliwi przenoszenie osobowości między ludźmi. To w praktyce oznacza możliwość zdalnego sterowania ludzkim ciałem przez zewnętrznego operatora.
Jednym z elementów tego rozwoju jest genetyczna modyfikacja, obejmująca nie tylko rośliny, zwierzęta, ale również człowieka. Już teraz wprowadza się te technologie, a prognozy sięgają 2035 roku, proponując masową produkcję ludzi. Opisuje się to jako powstanie przemysłu prokreacyjnego, czyli produkcji ludzi lub elementów ludzkich w fabrykach. To są najbardziej szokujące aspekty tego rozwoju.
Tak. Poruszaliśmy ten temat na łamach Tygodnia Spraw Obywatelskich, m.in. w wywiadzie „Dzieci GMO i chimery ludzko-zwierzęce. Czego jeszcze możemy się spodziewać?”.
Rodzi się też psychotechnologia. Cały przemysł kieruje się w stronę rozwoju medycznych rozwiązań i kontroli naszej psychiki. Obecnie widzimy eksplozję dużych firm farmaceutycznych, takich jak Pfizer, Moderna i inne. W swojej działalności będą one wykorzystywać modyfikacje genetyczne, rozwijając je tym samym. Następnie będą łączyć je z rozwiązaniami mobilnymi, takimi jak obecne teleporady. Te z kolei będą ewoluować w kierunku nowych możliwości związanych z wpływaniem na ludzi poprzez różnego rodzaju urządzenia mobilne.
Potwierdzają to badania amerykańskie, które są komplementarne w stosunku do brytyjskich. Wskazuje się w nich, że do około 2035-2045 roku osoby odpowiedzialne za podejmowanie decyzji będą zależne od sztucznej inteligencji, która będzie im dyktować, co powinno być wykonane. Całość zmierza w kierunku ubezwłasnowolnienia człowieka i modyfikowania przestrzeni życia ludzkiego.
Wydaje się, że rządzący nie zdają sobie z tego wszystkiego sprawy, traktując technologię jako oddzielne zjawisko i nie łącząc różnych aspektów w jedną spójną historię. Badania wojskowe odgrywają tu ważną rolę, ponieważ łączą wszystko w jedną całość, co pozwala na uzyskanie zupełnie innego obrazu rzeczywistości.
Czy polscy decydenci też mają o tym nikłe pojęcie?
Około dziesięć lat temu uczestniczyłem w spotkaniu Klubu Rzymskiego w Polsce, think-tanku, który pracuje dla największych instytucji na świecie, w tym ONZ. W spotkaniu wzięły udział osoby z Polskiej Akademii Nauk i kilku polskich polityków, głównie ci, którzy rezydują w Unii Europejskiej. W trakcie rozmów poruszono kwestie związane z rozwojem technologii oraz spadkiem poziomu zatrudnienia wynikającego z automatyzacji, robotyzacji i sztucznej inteligencji, które wyprą ludzi z rynku pracy. Badania pokazują, że do 2025 roku około 25-30% rynku pracy będzie zautomatyzowane, a w 2035 roku te liczby mogą wzrosnąć do 50%.
Podczas spotkania zwrócono też uwagę na fakt, że mimo możliwości uruchomienia już wtedy autonomicznych fabryk, nie zrobiono tego, bo rządzący nie byli pewni, jak zareagować na te zmiany. Jeden z uczestników zaproponował opodatkowanie producentów tych fabryk jako sposób na utrzymanie populacji osób bezrobotnych. Czyli rozwiązanie na kształt bezwarunkowego dochodu podstawowego, które wydaje się być niezbędne w kontekście tego kierunku rozwoju.
Trudno mi stwierdzić czy wśród polityków istnieje ogólna świadomość tego, w jakim kierunku zmierzamy. Być może ciała doradcze partii politycznych, w których zasiadają naukowcy, wiedzą więcej na ten temat.
Mam wrażenie, że niedawno zmarły profesor Lech Zacher miał świadomość, co nas czeka. Mówił o tym w naszych wywiadach. Inna sprawa, że prawdopodobnie niewielu chciało go słuchać. A jak Pan myśli, czy korporacje zdają sobie sprawę z tych kwestii?
Wiem na pewno, że część korporacji zakupiła moją książkę. Duże firmy, zwłaszcza brytyjskie i amerykańskie, mają tego świadomość, co wyraża się na przykład w edukacji i szkoleniach dla kadry zarządzającej. Ludzie, którzy są szkoleni na dyrektorów, muszą mieć świadomość, w jakim kierunku zmierza świat i jak on się zmieni za dziesięć, dwadzieścia lat.
Ale to jest tylko sam szczyt, wąska grupa pracowników. A generalnie ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, w jakim kierunku to zmierza. Każdy patrzy na swoją niszę, ale nie widzi całości systemu. Wydaje mi się, że świadomość w tym zakresie jest nikła zarówno w społeczeństwie, jak i w biznesie czy rządzie. Są oczywiście osoby, które o tym wiedzą, ale jest ich jeszcze bardzo niewiele.
A to niepokojące, bo rozwój technologii niesie ze sobą problemy społeczne na dużą skalę. Politycy powinni zdawać sobie z tego sprawę, ponieważ będą musieli funkcjonować w świecie, który generuje napięcia społeczne i nierówności. Jeśli nie zrozumieją, jak tym zarządzać, mogą nie sprostać tym wyzwaniom.
Instytutu Spraw Obywatelskich postuluje powołanie w Polsce Instytutu Przyszłości Narodowej. Mamy IPN, czyli Instytut Pamięci Narodowej, ale brakuje nam Instytutu Przyszłości Narodowej. Profesor Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta RP, wydaje się to rozumieć. Co Pan na to?
Nakreślenie ram przyszłego rozwoju jest niezwykle istotne, ponieważ odpowiedzi na lawinowo wprowadzane technologie i idące za tym zmiany społeczne, kulturowe, polityczne powinny być opracowane zawczasu. W innym wypadku politycy będą realizowali po omacku zalecenia zewnętrznych grup eksperckich, które pracują dla innych krajów i korporacji, które mają własne, niekoniecznie pozytywne dla Polski cele.
Czym jest technokracja i jakie wymagania należy spełnić, by ją zaprowadzić?
Technokracja to wdrożenie inteligentnej sieci energetycznej. To już się dzieje, również w Polsce. Tworzy się Internet Rzeczy, czyli produkuje urządzenia z podpiętym modułem do ich monitorowania przez sieć energetyczną. Wszystko zmierza do tego, żeby kontrolować poziom zużycia energii.
Technokracja to ruch społeczny, który powstał w latach 20. XX wieku w Stanach Zjednoczonych. Był obok komunizmu, socjalizmu, komunizmu rewolucyjnego czy faszyzmu, jednym z systemów kolektywistycznych. Poza Stanami Zjednoczonymi rozwijał się też w Wielkiej Brytanii i w Niemczech.
Zakładał ubezwłasnowolnienie ludzi przez państwo poprzez kontrolę wszystkich zasobów i przydzielanie ich obywatelom w postaci punktów, które by się przekładały na ilość możliwej do zużycia energii. Trochę jak kartki za komuny. ONZ już określiła tę pulę dla każdego obywatela na rok – około 70 gigadżuli.
Każdy człowiek ma mieć dokładnie tyle samo, a ta konsumpcja obejmuje nie tylko zużycie energii jako takie, ale również zakup różnych produktów, bo w produkcję każdego dobra mamy włożoną jakąś energię. Dlatego gotówka też musi zniknąć, a pieniądz mieć formę elektroniczną, która będzie odzwierciedlać pewien zasób energii.
W latach 30. XX wieku, zarówno w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, jak i w Rosji, która była po rewolucji komunistycznej, ten ruch został zdławiony, ponieważ rządzący czuli, że to jest po prostu niebezpieczne dla społeczeństwa. Lecz pomysł nie tyle zniknął, co przeszedł do podziemia, a w latach 60. na uniwersytetach w Stanach Zjednoczonych znowu próbowano to rozwijać.
W opracowaniu „Changing Images of Man” określano ten system jako „przyjazny faszyzm”, a miał on polegać na tym, że państwo wspólnie z korporacjami będzie kontrolować wszystko i przydzielać ludziom różne dobra tak, by mogli żyć na określonym poziomie. Niemniej jednak bez kontroli społecznej nad takimi procesami, trudno uwierzyć, że coś dobrego z tego wyniknie. W tych wszystkich opracowaniach, także tych, które proponuje Światowe Forum Ekonomiczne, oficjalnie mówi się, że „nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy”.
Zatem, wniosek jest taki, że ludzie stracą kontrolę nad swoimi finansami, majątkiem i prywatnością. Rządy i korporacje dostarczą nam wszystkich potrzebnych dóbr, jednocześnie odbierając nam wolność. To myślenie rodem z systemu kolektywistycznego. Podobnie jak faszyzm czy komunizm, jest on niebezpieczny dla społeczeństwa. Widać to na przykładzie Chin, gdzie ludziom przydzielane są przez państwo numery w telefonach, a ich działania podlegają rejestrowaniu. Niepoprawne funkcjonowanie obywateli prowadzi do odłączenia kont bankowych, przez co nie mogą nic kupić, sprzedać ani nigdzie pojechać. To pokazuje, jak dalece krzywdzące mogą być te procesy.
Kto straci, a kto zyska na stosowaniu technologii typu ChatGPT, GMO NGT i geoinżynierii?
W mojej ocenie głównym dobrem XXI wieku są dane. Jeśli przyjrzymy się obecnemu rozwojowi na bazie danych systemów sztucznej inteligencji, to widzimy, że cały Internet, moduły sztucznej inteligencji i produkty generowane przez te systemy, takie jak Chat GPT, są sprzedawane korporacjom, firmom i innym instytucjom. Dane tym samym trzeba traktować jak złoża surowców, ropę czy węgiel, ponieważ generują duże zyski.
Największe korporacje, takie jak Google, Facebook czy Microsoft, czerpią ogromne zyski z wykorzystywania prywatnych danych bez naszej zgody. Niestety, większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że są okradani. Pierwszym krokiem w stronę zmiany powinna być rzetelna ochrona danych wszystkich osób. Jeśli ktoś chce z nich korzystać, musi za nie płacić.
To pozwoliłoby na zrównanie dysproporcji w zyskach. Obecnie, te największe firmy i inwestorzy zarabiają miliardy na naszych danych, podczas gdy my sami nie mamy z tego żadnych korzyści. W związku z tym, konieczne jest wprowadzenie systemu, podobnego do copyrights, do praw autorskich, który objąłby nasze prawa do prywatności. Osoby łamiące te prawa musiałyby ponieść odpowiednie konsekwencje finansowe.
Idąc dalej, mamy na przykład geoinżynierię. W okresie rozwoju technokracji, szczególnie w Wielkiej Brytanii, toczyły się poważne rozmowy na temat wpływania na ekonomię poprzez kontrolę ekologii, włącznie z kontrolą pogody. Pogoda wpływa na produkcję, a co za tym idzie na ekonomię. Jeżeli możemy przewidzieć, jaką pogodę będzie miała dana lokalizacja, możemy z wyprzedzeniem określić, ile będą kosztować produkty na danym rynku. Możemy również manipulować cenami. Dzięki takiemu podejściu chciano stworzyć bardziej stabilny i odporny na zmiany system ekonomiczny. Wielu ludzi w to nie wierzy, ale istnieją dokumenty wojskowe, które opisują, że do 2025 roku armia amerykańska będzie miała zdolność kontroli zjawisk pogodowych na całym świecie. Technologie związane z tym procesem są dokładnie opisane.
Wydaje mi się, że to właśnie w tym kierunku rozwijały się także badania Waltera Steina, człowieka, który był lekarzem rodzinnym Winstona Churchilla. Jeszcze przed powstaniem World Economic Forum organizowali oni pierwsze konferencje, na których omawiano sposób zarządzania zasobami na całym świecie po to, by wytwarzać z nich energię i kontrolować system ekonomiczny.
Jeśli chodzi o GMO, temat jest już dość rozwinięty w Polsce. Istnieje zakaz uprawy roślin genetycznie modyfikowanych. Niemniej jednak mamy do czynienia z roślinami, które wymagają corocznego zakupu nowego ziarna od dużych korporacji, ponieważ same nie wytwarzają ziarna zdolnego do wyhodowania kolejnych roślin. O ile blokujemy genetyczne modyfikacje roślin, o tyle przeszliśmy już do genetycznie modyfikowanych zwierząt, które również są wykorzystywane w produkcji żywności dla ludzi, co uważam za absurdalne.
Mówi się, że już w 2025 roku technologie NBIC obejmą genetyczną modyfikację ludzi.
To może prowadzić do kolejnego etapu, w którym decydenci stwierdzą, że muszą kontrolować wszystko, co zmodyfikowane. Wcześniej przeprowadzano eksperymenty na ludziach, takie jak przetaczanie krwi ze świni, genetyczne modyfikacje serca czy wątroby, które pobierano ze świni i przeszczepiano człowiekowi, tzw. ksenotransplantacja.
Ludzie poddani modyfikacjom musieliby być pod stałą kontrolą medyczną przez całe życie, a nawet mogliby napotkać trudności w zakresie dziedziczenia, gdyż nie jest pewne czy kolejne pokolenie nie będzie miało zmian, mutacji.
To stanie się polem do działania dla korporacji, które do 2035 roku planują produkcję ludzi na skalę przemysłową. Ludzie zaczynający się modyfikować będą narażeni na różne problemy, a korporacje staną przed okazją, by zaoferować im rozwiązania.
Współczesne wielkie firmy technologiczne takie jak HP, Autodesk, Microsoft już teraz rozważają, jak przygotować technologię i oprogramowanie do obsługi tego rodzaju fabryk ludzkich. Nie mówimy już o ludziach ubezwłasnowolnionych, ale o świecie, w którym ludzie przestaną rodzić się naturalnie, a zamiast tego będą powstawać w laboratoriach.
Korporacje intensywnie lobbują w Brukseli o umieszczenie GMO na naszych talerzach, jednak już nie pod tą samą nazwą, lecz jako NGT. Uczestniczymy w tej walce po stronie obywatelskiej, stawiając opór. Naciski wielkiego biznesu są ogromne. Kiedy dwadzieścia lat temu protestowaliśmy przeciwko GMO, świadomość ludzi była znacznie większa. Obecnie jest dużo trudniej zwrócić uwagę społeczeństwa na kwestie związane z nowymi technologiami genetycznymi. Biznes przez ten czas odpowiednio „umeblował” głowy obywatelom w UE. To tytułem komentarza.
Jak zmienić kierunek rozwoju środowiska technologicznego?
Jednym z priorytetowych zagadnień jest rozwój sztucznej inteligencji. Uważam, że konieczne jest zabezpieczenie przez rząd praw autorskich do naszych danych osobowych. Żadna korporacja nie powinna mieć prawa wykorzystywania naszych danych bez naszej zgody, chyba że zostanie podpisana umowa, która uwzględnia wynagrodzenie. To pozwalałoby społeczeństwu uczestniczyć w rozwoju technologii.
W przypadku niepaństwowej dystrybucji dóbr, pieniądze automatycznie trafiałyby do społeczeństwa. To uniemożliwiłoby kontrolę jednostek przez korporacje.
Drugim ważnym zagadnieniem jest wprowadzanie technologii 5G i 6G i planowane w związku z tym podniesienie norm promieniowania do trzech tysięcy razy w stosunku do obecnych wartości. To kierunek, który budzi obawy, zwłaszcza w kontekście potencjalnego negatywnego wpływu na zdrowie. Normy promieniowania zresztą już zostały podniesione przez rząd. Wydaje się, że konieczne jest zarządzanie tym obszarem, aby środowisko, w którym funkcjonujemy, nie stało się toksyczne.
W obszarze rozwoju GMO, jak Pan wspomniał, staje się jasne, że nie tylko zagraża to zdrowiu, ale także obciąża system medyczny. Nawet jeśli nie hodujemy roślin GMO w Polsce, te produkty trafiają do nas, zatruwają i wywołują choroby. Rządzący muszą być świadomi, jak to obciąża system opieki zdrowotnej.
W związku z tym konieczne jest podjęcie działań w kierunku blokowania nie tylko produkcji żywności GMO, ale także przyszłych modyfikacji genetycznych, zwłaszcza że już w 2025 roku planuje się rozpoczęcie modyfikacji genetycznych ludzi w celu podniesienia naszej produktywności. Takie działania powinny być regulowane przez państwo, aby skierować rozwój technologiczny w bezpiecznym kierunku.
Z pewnością można by skupić się na wytworzeniu genetycznie modyfikowanych organizmów, na przykład bakterii, które zjadałyby śmieci, co stanowiłoby krok w kierunku bardziej ekologicznego świata.
W kontekście współczesnych rozmów o ekologii pojawia się wizja stworzenia innej ekologii, ekologii 2.0, prowadzącej do zupełnie nowego świata. W takim świecie ludzie zostaliby zastąpieni genetycznie zmodyfikowanymi cyborgami, a flora i fauna uległyby modyfikacji. To świat jak z baśni o przyszłości. W mojej książce dotykam tego tematu i analizuję, dlaczego te zmiany są wprowadzane.
Neil Postman w „Technopolu” zauważa, że ludzie stawiający opór technopolowi: „(…) kiedy chcą z kimś nawiązać prawdziwy kontakt, oczekują, że ten ktoś będzie z nimi w jednym pokoju, odmawiają uznania wydajności za najważniejszy cel stosunków między ludźmi, nie lekceważą starszych, podziwiają inwencję technologiczną, ale nie uważają, że reprezentuje ona najwyższą możliwą formę ludzkich osiągnięć. Wreszcie co najmniej podejrzliwie traktują idee postępu i nie mylą informacji ze zrozumieniem”. Co Pan na to? Jak każdy z nas może się dziś bronić przed technokracją?
Wydaje mi się, że to jest korzystna perspektywa, choć trochę inna niż moje spojrzenie. Według mnie wykorzystanie wszystkich możliwości rozwoju technologicznego bez żadnych zahamowań etycznych to forma prymitywizmu naukowego. Coś na wzór tego, co miało miejsce w czasach faszyzmu, gdzie testowano każdy kontrowersyjny pomysł na ludziach przebywających w obozach koncentracyjnych. Musimy więc ostrożnie podejść do wykorzystywania tych technologii. Jeżeli wykorzystujemy je „na ślepo”, traktujemy utylitarnie i nie zastanawiamy się, co się za nimi kryje, to ryzykujemy utratę kontroli nad nimi, co może prowadzić do nieodwracalnych konsekwencji.
W korzystaniu z technologii musimy być refleksyjni. Doba ma 24 godziny, z których kilka możemy spędzić z bliskimi i innymi ludźmi. Jeśli jednak większość czasu poświęcamy na komunikację przez internet, relacje międzyludzkie zaczynają cierpieć.
To zjawisko jest już widoczne, ludzie stają się coraz bardziej wycofani, mają trudności w adaptacji do rzeczywistości, zwłaszcza młodzi, którzy często mają problemy z czytaniem emocji i okazaniem empatii. Na technologię musimy spojrzeć bardziej obiektywnie i zrozumieć, że ma wiele plusów, ale również znaczne minusy. To nam pozwoli zdecydować, ile jesteśmy gotowi poświęcić na rzecz cyfrowego świata, a na ile chcemy nadal cieszyć się normalnymi relacjami z ludźmi.
Nie możemy postrzegać rozwoju technologicznego jedynie jako dobrą monetę, jak zauważał francuski filozof Jacques Ellul. Już w latach sześćdziesiątych analizował kierunek, w jakim podąża technologia, przewidując problemy, o których dzisiaj rozmawiamy jako o trwałych wyzwaniach.
Również Jacques Attali, francuski ekonomista podkreślał, że technologia nie eliminuje problemów, lecz często przenosi je w inny obszar. Ludzie nadal chorują, cierpią, borykają się ze swoimi problemami, a technologia ich nie rozwiązuje. Jedynie czasami ułatwia życie.
Technologia przynosi większą władzę jednej grupie ludzi, a koszty tego postępu ponoszą pozostali. Chociaż to też jest ułuda, bo ci którzy myślą, że tę władzę mają, mogą skończyć tak, jak opisał to Ted Kaczyński w swoim manifeście. Ostatnie pytanie: jakiego pytania nikt jeszcze Panu nie zadał w temacie, o którym rozmawiamy?
Od jakiegoś czasu zastanawiam się, co motywuje rozwój technologiczny w konkretnym kierunku – modyfikacji roślin, zwierząt, człowieka, tworzenia umysłu roju itd. Odnoszę wrażenie, że wchodzimy tu w obszar etyki, religii, kultury. Musimy więc zadać sobie pytanie: w co wierzą ludzie, którzy rozwijają technologie? Co chcą zrobić i dlaczego?
Mamy wiele kultów religijnych, o których się nie mówi, a które wprowadzają te technologie do życia społecznego. Na przykład, w Stanach Zjednoczonych ich wyznawcami są m.in. ludzie pracujący w Google. Jednym z kluczowych liderów tego giganta technologicznego jest Ray Kurzweil, futurolog, wyznawca religii zwanej Ruchem Terasem, odpowiedzialny za dział zajmujący się tworzeniem nieśmiertelności. Istnieje w niej przekonanie, że nowe technologie powinny być wdrażane nie tylko z powodów pragmatycznych czy dla pieniędzy, ale przede wszystkim z perspektywy religijnej. Tacy ludzie jak Kurzweil kierują się głęboko zakorzenionymi motywacjami i rozwijają technologie zgodnie z ich światopoglądem. Ostateczna odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje, będzie częścią mojej drugiej książki.
Dziękuję za rozmowę.