O czym szumią gazety władzy? Raport Watchdog Polska
Gazety wydawane przez organy samorządowe to norma czy może wynaturzenie, które zwykliśmy już uznawać za coś normalnego? Czy taka sytuacja służy demokracji? Czy takich mediów lokalnych potrzebują mieszkańcy? Sprawę zbadała Sieć Obywatelska Watchdog Polska. Prezentujemy obszerne fragmenty jej raportu.
Wprowadzenie
Być może 2021 rok stanie się przełomowy dla zrozumienia, dlaczego gazety i inne media prowadzone przez samorządy demolują polską demokrację. A powodem stanie się nie to, co w nich się pisze, ale historia przejmowania wydawcy gazet regionalnych Polska Press Grupa przez spółkę Polski Koncern Naftowy ORLEN SA.
Skarb państwa posiada 27,52% akcji w spółce. To może się wydawać niewiele, ale to właśnie Skarb Państwa ma decydujący wpływ na obsadzanie stanowisk, gdyż skupia najwięcej akcji i zgodnie ze statutem ma uprzywilejowaną pozycję decyzyjną (Statut z 5 czerwca 2020, § 7 art. 11) i w efekcie kontrolę nad spółką. Daniel Obajtek – Prezes PKN Orlen jest człowiekiem tak blisko związanym z partią rządzącą w Polsce, że typowany był nawet na Premiera RP. Natychmiast po przejęciu spółki medialnej wprowadził do jej zarządu Dorotę Kanię – dziennikarkę związaną z mediami prywatnymi korzystnie naświetlającymi działania władzy. […]
Opisujemy sprawę przejęcia spółki medialnej przez spółkę kontrolowaną przez państwo, by pokazać podobieństwo do wydawania gazet przez jednostki samorządu terytorialnego. Skoro wójt / burmistrz / prezydent może mieć swoją gazetę, która często jest jego tubą propagandową, to dlaczego mielibyśmy zabronić tego koalicji rządzącej państwem? O jednym jednak w takiej sytuacji zapominamy – prowadzenie mediów to nie jest biznes, jak każdy inny. To jest czwarta władza, która patrzy innym władzom na ręce i te właśnie władze muszą być od mediów odseparowane.
Dziś trudno się pozbyć wrażenia, że sytuacja na rynku medialnym jest oceniana według sympatii politycznych. A powinna być oceniana według standardów, które obowiązują w państwie prawa.
Gazety regionalne przejęte przez Orlen będą taką samą machiną propagandową rządu, jak gazety prowadzone bezpośrednio przez urząd gminy czy dom kultury są machiną propagandową wójta, burmistrza czy prezydenta. Dlaczego tak łatwo relatywizujemy standardy? Głównie dlatego, że nie przestrzegamy ich od ponad 20 lat.
Pojawienie się pierwszych gazet samorządowych stanowiło przekroczenie granicy, na którą nie zareagowały instytucje stojące na straży prawa. Potem nastąpił efekt domina. I choć od lat głos w tej sprawie zabiera Helsińska Fundacja Praw Człowieka, to żadna opcja polityczna będąca u władzy nie chce jej rozwiązać. W 2021 roku, gdy już na dobre rozgorzała dyskusja wokół przejęcia wielkiej części mediów regionalnych przez PKN Orlen, problem mediów samorządowych podniosła w mediach Joanna Lichocka, posłanka Prawa i Sprawiedliwości. A podległy Ministrowi Spraw Wewnętrznych i Administracji Narodowy Instytut Samorządu Terytorialnego rozesłał ankietę dotyczącą mediów władzy do samorządów. Takie postępowanie zapewne jeszcze bardziej zrelatywizuje problem.
Gazety samorządowe zyskają sympatyków w kręgach osób niechętnych większości rządzącej. A ta większość, ze swoimi spóźnionymi działaniami objawiającymi się, gdy jest potrzeba polityczna, jest zupełnie niewiarygodna. Miała kilka lat na zajęcie się sprawą. Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar, wystosował pierwsze wystąpienie w tej sprawie w 2016 roku. Na kolejne, z 2018 roku, przyszła ciekawa odpowiedź podpisana przez Jarosława Sellina, Wiceministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – zawiera stwierdzenia, które pokazują, jak bardzo nie jest rozumiana Konstytucja i relacje władzy. Otóż likwidacja gazet jest „sprawą niezwykle delikatną”. „Ograniczenie prawa jednostek samorządu terytorialnego do wydawania prasy mogłoby zostać odebrane jako ograniczenie swobody wypowiedzi organów jednostek samorządu terytorialnego”. To swoista personifikacja jednostek samorządu terytorialnego i zamienienie ich roli z władzy, która musi działać na podstawie i w granicach prawa (Art. 7 Konstytucji RP), na jednostki, którym przysługują prawa i wolności (Art. 20-86 Konstytucji RP).
Dziś gazety władzy stanowią element znany lokalnym społecznościom. Wielu mieszkańców jest zadowolonych z ich istnienia. Piszą przecież także o tym, co się dzieje w szkołach i przedszkolach, domach kultury, na dożynkach. Można zobaczyć na fotografiach swoje dziecko, siebie, swoich znajomych. Jednak cena, jaką płaci za to lokalna demokracja, jest ogromna. I skoro widzimy tę cenę na poziomie ogólnopolskim, to powinniśmy jako społeczeństwo oczekiwać rozwiązania sytuacji gazet lokalnych prowadzonych przez lokalne instytucje.
Dlaczego piszemy o cenie, którą płaci demokracja?
Po pierwsze istnienie gazet prowadzonych przez samorządy czy podległe im jednostki, nie ma podstawy prawnej.
A przecież, zgodnie z Konstytucją „Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa” (Art. 7). Czyli władza publiczna może robić tylko to, do czego ma upoważnienie ustawowe. Władze samorządowe oczywiście znalazły takie uzasadnienie. Ma nim być art. 10 ustawy o gospodarce komunalnej, wedle niego gmina może poza sferą użyteczności publicznej zajmować się „działalnością doradczą, promocyjną, edukacyjną i wydawniczą na rzecz samorządu terytorialnego”. Dodatkowo zgodnie z art. 7 ustawy o samorządzie gminnym wśród zadań własnych gminy wymienia się m.in. sprawy związane z „promocją gminy” oraz „wspieraniem i upowszechnianiem idei samorządowej”.
Jak do tego ma się wydawanie gazety? Co decyduje o tym, że gazeta jest gazetą? Kto ma oceniać jakościowo, czy nastąpiło przekroczenie tej ewentualnej ustawowej delegacji? Te pytania zadajemy nie bez powodu. Różnorodność rozwiązań i ich zróżnicowana jakość pozwala zawsze znaleźć argumenty za istnieniem takich gazet. Sami wpadliśmy w poczucie winy, że chcemy likwidacji pożytecznych periodyków. Przecież podejmują lokalne tematy, nieatrakcyjne dla komercyjnych mediów, integrują społeczność i często nie ma dla nich alternatywy w postaci innych lokalnych gazet. Dodatkowo ich wpływ propagandowy jest zróżnicowany. Inaczej przecież będzie oddziaływał kwartalnik niż miesięcznik. No i nie wszystkie są zarejestrowanymi tytułami prasowymi, a to z punktu widzenia praw i obowiązków ma czasem ogromne znaczenie, np. ochrona tajemnicy dziennikarskiej zapisana w art. 15 prawa prasowego. Jaką tajemnicę może mieć urzędnik piszący teksty? Może problem da się rozwiązać, po prostu likwidując możliwość rejestracji takiej gazety. Ale czy faktycznie to rozwiąże problem? Czy tytuł niezarejestrowany w sądzie, ale będący opowieścią o sprawnym zarządzaniu wójta i dobrodziejstwach przezeń czynionych, stanowi spełnienie „działalności promocyjnej samorządu”, „promuje gminę” i „upowszechnia ideę samorządową”? Co ustawodawca ma na myśli, gdy pisze „samorząd” – władze samorządowe czy „wspólnotę samorządową”?
Przez lata istnienia gazet władzy sytuacja tak się zagmatwała, że dziś zarejestrowany tytuł prasowy, wydawany co tydzień (Tygodnik Krąg) przez spółkę gminną w Nowej Soli, mający kilka stron ogłoszeń komercyjnych i jednocześnie otrzymujący pożyczkę od miasta z powodu COVID-19, ma taką samą pozycję prawną jak bezpłatny nieregularnik Wiadomości Leśnickie (wydawany najczęściej 3 razy do roku, a w ostatnich latach raz do roku), także zarejestrowany w sądzie i będący w dużej mierze zlepkiem różnych informacji ze szkół i przedszkoli oraz oficjalnych ogłoszeń. Kiedy rozpoczyna się dyskusja o zakazie prowadzenia gazet, ktoś natychmiast wyciąga z rękawa gazety typu Wiadomości Leśnickie. I one stanowią usprawiedliwienie dla istnienia Tygodnika Krąg.
Z drugiej strony mamy tytuły niezarejestrowane w sądzie, które formalnie mogą twierdzić, że są tylko informatorami promującymi gminę, tak jak Informator Samorządowy MOST z Krosna Odrzańskiego. W roku wyborczym – 2018 – w pierwszym, marcowym, numerze z okładki czytelnik dowiedział się, że Burmistrz został samorządowcem roku wg Tygodnika Wprost.
Długoletnie funkcjonowanie takich wydawnictw sprawiło, że obywatele i obywatelki stracili wrażliwość i wyczucie, co wolno władzy, a co jest samowolą niezgodną z prawem.
Zdarza się zrównywanie polityki wydawcy komercyjnego z politykami wydawcy publicznego – „każdy wydawca ma swoją politykę”. Czy rzeczywiście wydawca publiczny może tak twierdzić? Może dopuszczać wedle własnego uznania, co będzie publikował? Nie musi się w żaden sposób tłumaczyć? Na pewno tak uważa. Co więcej, bywa w tym przekonaniu utwierdzany.
Wiele lat temu jeden z naszych członków sądził się o archiwum forum dyskusyjnego prowadzonego przez Tygodnik Krąg. Pojawiały się tam głosy krytyczne wobec władzy. Wtedy jeszcze ta gazeta była prowadzona bezpośrednio przez urząd, nie spółkę. Sądy administracyjne uznały, że nie jest to informacja publiczna. W jednej ze spraw, która trafiła do poradni prawnej Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, gdy obywatel chciał dowiedzieć się, kto go anonimowo szkalował w samorządowym czasopiśmie, sąd zgodził się z władzą samorządową, że nie można tego ujawnić, gdyż zgodnie z art. 15 ust. 1 prawa prasowego „Autorowi materiału prasowego przysługuje prawo zachowania w tajemnicy swego nazwiska”. I tak koło się zamyka obywatelko / obywatelu! Skoro jeden sąd dopuścił do rejestracji czasopisma, to kolejny będzie orzekał zgodnie z tym co wynika z tej rejestracji. Tylko czy my naprawdę chcemy takiego Państwa?
Gazety władzy udają bowiem coś, czym nie są. Udają prasę, ale nie spełniają standardu oczekiwanego od prasy.
Autorzy artykułów często nie są dziennikarzami, a urzędnikami, jeśli jest to gazeta prowadzona bezpośrednio przez urząd – a takich jest wedle uzyskanych przez nas wcześniej danych 61%, często są to pracownicy działów promocji, co dobrze oddaje zadania, jakie są stawiane przed gazetami władzy. W 33% są to pracownicy samorządowych instytucji kultury. Osoby te może są bardziej niezależne od wójtów, burmistrzów czy prezydentów niż ich bezpośredni podwładni, ale tylko zgodnie z prawem.
W Polsce obowiązują zwyczaje niekoniecznie zgodne z prawem, trudno zatem uznać, że są to osoby wolne od autocenzury. Jaki te osoby miałyby powód, by powiedzieć, że mieszkańcy są z czegoś niezadowoleni, w gminie istnieją jakieś pola konfliktu, jakieś pomysły władzy się nie udały? Czytając część nadesłanych nam w 2018 roku gazet, nie mogliśmy czasem pozbyć się wrażenia, że w wielu miejscowościach bardzo chcielibyśmy zamieszkać. Tymi miejscowościami rządzili przedsiębiorczy, nowocześni burmistrzowie albo dobrzy i przyjaźni wójtowie. Gospodarskim okiem patrzyli na swoje trzódki mieszkańców.
I choć brzmi to niegroźnie, jest bardzo szkodliwe. To oswoiło społeczeństwo z działaniami niezgodnymi z prawem. To nam wywróciło rozumienie roli władzy i mediów. Dołożyło się do tego jeszcze wiele innych czynników.
Spadająca jakość mediów związana ze zmianami sposobu korzystania z nich (media społecznościowe, szybkość czytania, mniej tekstów śledczych, kariera clickbaitów), uzależnienie niektórych mediów teoretycznie komercyjnych od zleceń publicznych.
To wszystko sprawiło, że dziś nie wszędzie są dobre punkty odniesienia. Wielu mieszkańców i mieszkanek nie ma oczekiwań wobec prasy lokalnej, gdyż zna tylko taką, która nie wypełnia roli „czwartej władzy”. Ale to nie jest stan, który należy zaakceptować. Zwłaszcza że takie utrwalone zwyczaje uniemożliwiają działanie tym, którzy chcieliby coś zmienić, którzy chcieliby, by w demokracji była możliwość korzystania ze wszystkich praw i wolności, a władza służyła obywatelkom i obywatelom.
O co pytaliśmy?
W badaniu, które zakończyliśmy w styczniu 2021 roku, postanowiliśmy sprawdzić, jakie są możliwości przebicia się jakiejkolwiek alternatywnej opinii do gazet władzy. Dlatego pytaliśmy o regulaminy i zasady zamieszczania w nich tekstów.
Nasze wrażenia z czytania gazet w 2018 roku, gdy po raz pierwszy zajęliśmy się tematem, dotyczyły bowiem niewielkiej liczby gazet, około 70. Było ich na tyle dużo, byśmy mogli sobie wyrobić zdanie o gazetach, ale za mało, by stwierdzić, jak mogą wyglądać rozwiązania w całym kraju. Wprawdzie wydawanie gazet przez samorządy uznawaliśmy za złe z powodu faktu, że jest to naciąganie zasad i psucie standardów demokracji, ale przyjęliśmy do wiadomości argumenty, o których wspominamy we wstępie, że w wielu gminach nie byłoby żadnej drukowanej informacji o sprawach gminy, gdyby nie te gazety. Widzieliśmy też jakieś zalety w tym, że gazety budowały poczucie dumy z małej ojczyzny. Uznaliśmy zatem, że warto sprawdzić, czy da się utrzymać pozytywy wynikające z istnienia gazet władzy, ale jednocześnie wyprostować patologiczną sytuację. […]
Dane z monitoringu
Na 823 wnioski o informację publiczną zareagowało 587 instytucji, spośród których 463 przesłało odpowiedzi na pytania. W pozostałych 125 pismach odmawiano odpowiedzi, przedłużano jej termin bądź wskazywano, iż dany podmiot nie jest wydawcą gazety samorządowej.
Miesięcznik czy tygodnik? W odpowiedzi na pierwsze pytanie wydawcy gazet deklarowali, jak często je wydają. Najchętniej wybieranym przez nich formatem jest miesięcznik – ponad 31%. Niewiele mniej gmin decyduje się na wydawanie kwartalnika – 29%. Niecałe 10% gazet to dwumiesięczniki, 4% dwutygodniki i 1,5 % tygodniki. 16% tytułów wychodzi nieregularnie, a wydawcy 1,2% gazet samorządowych odpowiedzieli, że zawiesili czasowo ich wydawanie.
Czy sprzedają płatne ogłoszenia? Choć w gazetach samorządowych nie należy zamieszczać płatnych ogłoszeń, całkiem sporo wydawnictw, bo prawie 25%, decyduje się na taki krok. 30% z nich to tytuły, za które czytelnicy muszą zapłacić. Warto dodać, że z gazet sprzedawanych, nie rozdawanych bezpłatnie mieszkańcom, aż 80% sprzedaje jednocześnie ogłoszenia. Można zatem wysnuć wniosek, że mieszkańcy niektórych gmin za jeden egzemplarz gazety mogą płacić po wielokroć – z budżetu gminy na wydanie gazety, w opłacie za ogłoszenie w tej gazecie umieszczone przez miejską spółkę (one też są utrzymywane z naszych pieniędzy) i wreszcie kupując ją w kiosku. Miesięcznik, za który trzeba zapłacić, i który jednocześnie sprzedaje reklamy wydają gminy: Biała (opolskie), Kalety, Pelplin, Białobrzegi (mazowieckie), Dukla, Bochnia, Knyszyn, Gniew, Krasnobród, Głogówek, Święciechowa, Sucha Beskidzka i Tyczyn.
Czy każdy może coś napisać? Lektura licznych gazet samorządowych pozwoliła nam zaobserwować, że autorami publikowanych na jej łamach artykułów są zwykle urzędnicy, przedstawiciele lokalnych władz czy jednostek samorządu terytorialnego i radni rządzącej opcji. Bardzo rzadko pojawia się głos mieszkańca czy przedstawiciela opozycji. Chcąc poznać przyczynę takiej sytuacji, zapytaliśmy w pierwszej kolejności o to, jakie zasady publikowania tekstów obowiązują w poszczególnych redakcjach. Ponad połowa wydawców (57%) deklarowała, że nie mają regulaminów publikacji tekstów, decyduje o niej każdorazowo redaktor lub zespół. Niecałe 5 % wydawnictw otwarcie przyznało, że nadsyłane do redakcji teksty są publikowane bardzo rzadko bądź nigdy. […]
O czym szumią gazety, czyli subiektywny przegląd gazet władzy
O czym i jak piszą gazety władzy z tych miejscowości, które odpisały na nasz wniosek? Wybraliśmy kilka przykładów i typowych kategorii treści. Nie jest to oczywiście szczegółowa analiza jakościowa jaką podejmowaliśmy kilka lat temu, raczej szybki przegląd tematyki poruszanej w tych gazetach i próba uchwycenia podobieństw, szczególnie dla tych, którzy nie mają samorządowej gazety w swojej miejscowości.
Przejrzeliśmy wydania z 25 stycznia a 31 stycznia 2021 r. w przypadku tygodników, dwutygodniki z drugiej połowy stycznia i miesięczniki ze stycznia z 27 samorządów. Pomijamy tu gazety wydawane rzadziej i nieregularnie, ponieważ z wiadomych powodów mają one mniejsze możliwości reakcji na bieżące wydarzenia.
Treści od przedstawicieli władzy. Mając swoją gazetę, ciężko pewnie odmówić sobie pokusy zabierania w niej głosu. Nic dziwnego, że słowo wstępne od burmistrza, rubryka na specjalny felieton włodarza, przewodniczącego gminy, obowiązkowo z fotografią, to często stałe elementy w gazetach wydawanych przez samorządy.
Czy mnie słychać, czy mnie widać? Fotografie rządzących i urzędników oraz ich wypowiedzi Jeśli rządzący nie posiadają akurat swojej rubryki w gazecie, często są proszeni o wypowiedź w kwestii poruszanej w danej artykule. Można by się zastanowić, czy ich wypowiedzi naprawdę są zawsze konieczne, szczególnie, gdy powtarzają one i tak to, co pojawia się w tekście artykułu i czy burmistrzowie, prezydenci i wójtowie naprawdę są jedynymi ekspertami w dziedzinie, na temat której się wypowiadają. I tak np. trzy razy czytamy w jednym numerze Ratusza – Informacje Rady i Prezydenta Gdyni o piórze oddanym przez prezydenta Gdyni na aukcję WOŚP. Owszem, wymienione są fanty przekazane przez inne osoby, ale ze wszystkich darczyńców, tylko prezydentowi oddaje się głos. […]
Poza tym m.in.: nowe inwestycje, budżet, kącik porad.
Gdzie są mieszkańcy? Mieszkańcy w gazetach władzy zazwyczaj pojawiają się tylko w artykułach jako podmiot, o którego się zadba – ,,Metropolia zadba o osoby z niepełnosprawnościami”, któremu podniesie się komfort – ,,To kompleksowe działanie z pewnością podniesie komfort życia mieszkańców”, który coś będzie mógł ,,latem mieszkańcy będą mogli korzystać już z nowej infrastruktury” (wszystko to cytaty z tylko z jednego numeru gdyńskiego Ratusza). ,,Stawiamy na zieleń i nie ma co do tego żadnych wątpliwości – mówi dyrektor Kempf. – Po pierwsze dlatego, że potrzebują jej mieszkańcy” ,,Jestem przekonany, że mieszkańcy będą chcieli się tam spotykać i przebywać. “, ,,zakończono szereg inwestycji, na które czekali mieszkańcy.” ,,Mieszkańcy Krakowa mogą uzyskać bezpłatne wsparcie psychologiczne”, ,,z prośbą o co mieszkańcy zwracają się bardzo często” (to tylko jeden numer Kraków.pl). Choć tak dużo pisze się o inwestycjach, rzadko prosi się o komentarz mieszkańców i ich wrażenia.
Mieszkańcy jako bohaterowie tekstów pojawiają się w przypadku osiągnięć sportowych, wtedy oczywiście honorowani zdjęciem, podkreśleniem, skąd pochodzą. Czasem pojawiają się w przypadku zdobycia nagród lub uznania w innych dziedzinach. Jeśli mieszkańcy są w potrzebie z powodu choroby, szczególnie ci najmłodsi –- bardzo prawdopodobne, że pojawi się informacja z ich zdjęciem, linkiem do zbiórki lub innej pomocowej akcji. Jednak, jeśli są już z ,,mniej wdzięcznej” marginalizowanej grupy, jak osoby w kryzysie bezdomności, to nawet, gdy pisze się do ,,mieszkańców”, jak im pomóc, osoby bezdomne nie tylko nie zabiorą głosu, co zdarzało się w każdym tekście na ten temat, ale bywa, że jak w nasielskiej gazecie przeczytają o swojej uciążliwości i domniemania na temat tego, skąd mają pieniądze i na co je wydają. ,,Choć wiele osób im współczuje to jednak często okazuje się, że bezdomni są pod wpływem alkoholu, pozostawiają po sobie śmieci, nieczystości, a zapach ich obecności utrzymuje się bardzo długo. Bywają też agresywni. (…) Życie Nasielska 3 (571) 2021.
A jeśli mieszkaniec lub mieszkanka chciałby, by jego wypowiedź została chociaż ujęta w artykule? Jest na to sposób. Chcesz wypowiedzieć się do gazety, zostań artystą, sportowcem lub morsem (ewentualnie posiadaj inne nietypowe hobby) albo otrzymaj dofinansowanie od miasta.
Lokalne firmy raczej też nie mają o wiele łatwiejszego dostępu do gazet władzy – są wspominane przy okazji wsparcia akcji charytatywnych, realizacji inwestycji, informowane o ewentualnej możliwości skorzystania ze wsparcia tarcz antykryzysowych, ale rzadko oddawany jest im głos. Z rzadka pojawiają się artykuły o lokalnych przedsiębiorcach.
Co z tekstami nadesłanymi przez mieszkańców, ich opiniami i komentarzami? Nie ma ich. Może nie ma co się dziwić, bo brakuje zachęt do tego. Taki apel jak ten z Gazety Żarowskiej jest rzadkością, a i on nie pojawia się też w każdym numerze tej gazety. O wiele chętniej redakcje zdają się zachęcać do nadsyłania zdjęć gminy swojego autorstwa czy dzieł artystycznych. […]
Gdzie są organizacje? Jeśli głos indywidualnych mieszkańców jest mało słyszalny, to może bardziej wybrzmiewa głos organizacji? Z tym też różnie bywa. Akurat okres, z którego wybraliśmy gazety, był dosyć sprzyjający – czas finału WOŚP, więc ta informacja pojawiała się bardzo często. Ale rzadko były to relacje wolontariuszy i przedstawicieli sztabu, częściej po prostu ogólne informacje o atrakcjach lub tym, co przekazano na aukcje (szczególnie przez włodarzy). Pojawiają się też informacje o możliwości przekazania 1% podatku na lokalne organizacje lub osoby potrzebujące.
Częstym tematem jest też prezentacja przez organizacje zajmujące się zwierzętami zwierzaków do adopcji lub chwalenie się rezultatami zbiórki organizowanej przez instytucje lokalne na rzecz zwierząt. Jeśli organizacja podpisała umowę z miastem, jest to okazja, by wspomnieć o niej.
Co jeszcze przeczytamy? Wiadomości sportowe, kulturalne, kącik historyczny, repertuary, informacje o pracach rady, ogłoszenia drobne, informacje o przetargach, reklamy i komunikaty, informacje o podatkach, harmonogramy wywozu odpadów, czasem program telewizyjny, nekrologi, kondolencje (zazwyczaj podpisane przez rządzących i pracowników instytucji samorządowych), przepisy kulinarne, roczne podsumowania z urzędów stanu cywilnego (zgony, urodzenia, najczęściej nadawane imiona), ważne telefony, horoskop, kronikę policyjną, informacje o jubileuszach, urodzinach najstarszych mieszkańców, rozwiążemy krzyżówkę, sudoku, a czasem nawet zagadkę szachową
Dziś – chcąc rozwiązać problem – trzeba zrobić coś, co zaprzecza logice artykułu 7 Konstytucji RP. Trzeba wprost zabronić wydawanie gazet przez władzę i jej instytucje.
Oczywiście powinno wystarczyć to, że nie ma podstawy prawnej do ich wydawania. Jednak fakt, że przez lata sądy rejestrowały te tytuły, powoduje, że dziś nie da się inaczej tej sytuacji zakończyć. Jest to niebezpieczne, gdyż utwierdza władze samorządowe w przekonaniu, że może są jakieś wyjątki od art. 7 Konstytucji. A ich nie ma.
Chyba jedynym sposobem na wyprowadzenie ich z błędu jest świadomość obywateli i obywatelek, którzy regularnie będą to wszelkiej władzy uświadamiali. Oczywiście taki zakaz zaraz zaowocuje całą serią sytuacji zamieniania gazet na informatory. Treść będzie ta sama, a status inny. Trzeba zatem, bazując na istniejących doświadczeniach, zbudować jakieś gwarancje egzekwowania przez mieszkańców, opozycję i organizacje społeczne wpływu na treści prezentowane w informatorach. Być może to sprawi, że okażą się one mniej atrakcyjne i zanikną. A może przeciwnie, staną się prawdziwym miejscem „upowszechniania” idei samorządowej i będą działać na rzecz samorządu terytorialnego.