Oligarchia, pietruszka i parę złotych w portfelu. Dlaczego warto płacić gotówką
16 sierpnia obchodzimy Dzień Płacenia Gotówką. Inicjatywa, zapoczątkowana przez Instytut Spraw Obywatelskich w ramach kampanii społecznej „Broń gotówki!”, daje nadzieję, że przynajmniej część z nas łączy elementarne kwestie społeczno-gospodarcze z obywatelską świadomością i zrozumieniem zakusów, jakie współczesna oligarchia ma na nasze życie.
Na targowisku, gdzie niemal codziennie robię zakupy, sprzedawcy i sprzedawczynie na ogół proszą o gotówkę. Latem pytam o słodkie polskie czereśnie, ogórki i papryki chili, jesienią o ciemne winogrona, soczyste gruszki i twarde jabłka. Zimą gustuję w sokach (kiszoną kapustę, kwaszone ogórki itp. od kilku lat robię sam), wiosną wyczekuję nowalijek, a później pierwszych truskawek. Nie ma w targowiskach milszych i bardziej kolorowych miejsc, pełnych aromatów czterech pór roku, niż warzywniaki o rześkim poranku. A później z portfela wysypują się błyszczące i matowe monety, szeleszczą banknoty, czasem niepokalane niemal, solenne swoim nominałem i czystością; czasem wymęczone, spracowane i podniszczone jak dłoń starego robotnika, zażywnej handlarki, szałaputów – gawędziarzy z lokalnej piwiarni. I zawsze dostaję paragon, żeby było jasne!
Licząc drobne grosze i nieco zacniejsze pięciozłotówki, patrząc, jak banknoty znikają niczym dziesięcioro Murzyniątek z niepoprawnego już politycznie wierszyka, doskonale wiem, co ile dziś kosztuje. Wiem, w jakim tempie znikają nominały dziesięcio-, dwudziesto-, pięćdziesięcio- i stuzłotowe. Pamięć dłoni, spojrzenie na zawartość przegródek w portfelu podpowiada, ile kosztuje życiodajny smak malin, wiśni, rabarbaru, arbuzów, bobu, kalafiora, zielonej i żółtej fasolki szparagowej. Tej zieleniny przepysznej, włoszczyzny znakomitej, pomidorów, którym nie śpiewamy już „Addio…” z panami Jeremim Przyborą, Jerzym Wasowskim i Wiesławem Michnikowskim (choć może powinniśmy, jeśli cenimy sobie żywy smak i szlachetne zdrowie).
Gotówka jest ważna
O gotówkę proszą nie tylko w warzywniakach. W mniejszych miastach, w małych sklepach gotówki oczekują sprzedawcy i sprzedawczynie, nierzadko właściciele tych biznesów. Dla nich żywa gotówka jest wciąż bezcenna.
Nawet jeśli się kredytują, cyfrowo odprowadzają publiczne daniny i prowadzą rachunki za pomocą aplikacji. Oni też słyszą zewsząd, szczególnie z dużych i opiniotwórczych mediów, że z banknotami i z bilonem czas się rozstać. Dobrze wiedzą, że unijne instytucje naciskają, byśmy gotówkę uczynili wartością wyłącznie cyfrową. Wszyscy zresztą czujemy nacisk tzw. kampanii społecznych, za którymi stoją Visa, Mastercard, Związek Banków Polskich i wiele innych instytucji finansowych, które chciałyby uczynić transakcje bezgotówkowe właściwie bezalternatywnymi.
Z ich perspektywy fizyczny pieniądz niechybnie miałby służyć tylko numizmatykom – w świecie ciągłej rewolucji społeczno-gospodarczej wielki kapitał jest nieustannie w awangardzie.
Tyle że „postęp” oznacza w tym przypadku jedno: narastanie prymatu oligarchii, zamieranie obywatelskich dążeń i pseudomorfozę ustrojową, w której elity władzy i biznesu, posiłkując się w naszej części coraz mniej zielonej planety demokratycznymi sloganami, w istocie niszczą dążenia społeczeństw do samostanowienia.
Gdzie finansowa oligarchia, a gdzie małomiasteczkowy warzywniak? Gdzie pietruszka, a gdzie unijne ograniczenia w płatnościach gotówkowych powyżej 10 tysięcy euro? Przecież ogórek nie śpiewa, że trzeba za niego płacić tylko sfatygowanym bilonem lub banknotem jak spod igły. Przecież wszyscy sobie doskonale poradzimy, a wręcz poczujemy się lepiej, bardziej nowocześnie, jeśli gdzie się da, zapłacimy BLIK-iem, kartą elektroniczną, biometryczną sygnaturą. Zmiany cywilizacyjne są koniecznością – ultraliberałowie w sprawach społeczno-gospodarczych i ekonomicznych są nie mniej radykalni niż lewica w wielu innych kwestiach.
A wciąż nowy, coraz wspanialszy świat uradowałby starych gnostyków – stara się być coraz bardziej bezcielesny albo ogranicza materię do lśniących betonem, szkłem, monitorami i podajnikami wielkomiejskich przestrzeni. W nich niepotrzebna jest również stara gotówka – pamiętam zdumienie kasjerki w jednym z fast foodów Złotych Tarasów [centrum handlowe w Warszawie – przyp. red.], gdy za miłych gości, spragnionych takich uciech, płaciłem nieco zmęczoną życiem stuzłotówką. Wiem, nie powinno mnie tam być. Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci hamburgerem.
Demiurgowie i spekulanci globalnego rynku
Nie opuszcza mnie intuicja, że możni tego świata, demiurgowie i spekulanci globalnego rynku, nie myślą wyłącznie o swoich ekonomicznych interesach, gdy namawiają nas do rezygnacji z gotówki. Nie chcą jej w naszych rękach, bo jest ona częścią nie do końca ujarzmionego przez nich świata.
W pełni cyfrowe środki płatnicze to znacznie pełniejsza kontrola nad wydatkami miliardów ludzi na całej Ziemi. Cyfrowe aplikacje już dziś oferują, że przeanalizują nasze dzienne, tygodniowe, miesięczne, kwartalne, roczne wydatki.
Kupiłeś za gotówkę pieluchy dla dziecka, kupiłaś potrzebnego laptopa? Zjadłeś lody rzemieślnicze? Kupiłaś piwo na wiejskim festynie? Dlaczego płacisz gotówką? Dlaczego nie chcesz, żebyśmy wiedzieli, gdzie, u kogo, dlaczego tak, a nie inaczej wydałaś/wydałeś środki płatnicze, które gromadzisz na swoim koncie w naszym banku? Dlaczego nie ufasz plastikowym kartom z naszym logo? Aplikacjom w twoim telefonie? Dlaczego nie chcesz, byśmy znali źrenicę twojego oka jak swoją własną? Przecież ci jej nie wykłujemy. Strzeżemy za jej pomocą twojego życia, o którym mówisz nam coraz więcej i więcej. Dzięki temu będziesz miał swoje miejsce w coraz szybciej przepoczwarzającym się świecie. Niekoniecznie będzie to twoje miejsce. Ale im więcej nam powiesz o sobie, tym większa szansa, że podnajmiemy ci pokój z widokiem na coraz bardziej wirtualną rzeczywistość.
Jeszcze dekadę, dwie temu dałoby się na to machnąć ręką. Wyśmiać niewczesne czy dziwaczne obawy.
Dziś wiemy doskonale, że AI napędza rozwój narzędzi analitycznych w sposób, który realnie służy przede wszystkim nielicznym.
My dostajemy cyfrowe zabawki, które zmieniają nasze twarze w popkulturowe złudzenia – ale prawdziwą korzyść przynoszą nowym olimpijskim bogom, którzy w cyfrowej epoce zyskali nowe sposoby dewastowania demokratycznego, bardziej egalitarnego ładu społeczno-gospodarczego. Tym, którzy kontrolują coraz bardziej wyrafinowane narzędzia produkcji, i tym, którzy żyją z pozyskiwania i przetwarzania informacji w sposób, który dawno przekroczył wszystko, co poznaliśmy w starej, dobrej galaktyce Gutenberga. Nasze finanse są jeszcze jedną informacją – staroświecka gotówka jest zatem przeszkodą, by uzyskać pełniejszy dostęp do tej informacji.
Podobno chodzi w tym wszystkim o to, żeby fiskus dostał, co mu się od nas wszystkich należy. Ale to pretekst. Doskonale wiemy także z polskiego podwórka, że to biedniejsi płacą za bogatych, nie tylko w kwestii ubezpieczeń społecznych. Podobno chodzi w tym wszystkim o to, żeby przestępcy nie mogli prać brudnych pieniędzy, zarobionych na handlu kobietami, mężczyznami i dziećmi. Ale i to w coraz mniejszym stopniu jest prawdą, bo cyfrowa gospodarka tworzy wciąż nowe i nowe sposoby, z których korzystają również mafie na całej planecie. Inni mówią, że to jeszcze jedna z wielkich dziejowych konieczności – jak niegdyś koleje żelazne i pozostałe wynalazki rewolucji przemysłowej. Ale i to wątpliwy argument.
Po pierwsze dlatego, że dziś wiemy, że należy mieć baczenie na społeczne i kulturowe koszty wielkich transformacyjnych procesów. Po drugie – klasyczne cywilizacyjne przemiany niosły zagrożenia, ale znacząco pomogły wydźwignąć z ubóstwa całe warstwy społeczne, gdy zostały połączone z odpowiedzialną polityką, którą klasy niższe opłaciły protestami i krwią. Człowiek, szczególnie człowiek ubogi, musiał wywalczyć sobie (na ulicy, w sejmach, gabinetach władzy) swoje miejsce w świecie zdominowanym przez maszyny.
I po trzecie – nie inaczej jest w przypadku cyfryzacji. Kapitalizm wirtualnej epoki przedstawia się w reklamach (także elektronicznej bankowości) jako świetlista era płynących światłowodem impulsów. Ale to jest kolejny etap zmian społecznych, kulturowych, gospodarczych i politycznych, które łączą nowy technologiczny prymat z przekonaniem, że bardziej demokratyczny i egalitarny porządek społeczny, kojarzony przez nas z XX-wiecznym państwem dobrobytu, musi ulec metamorfozie. Nikt wprost nie mówi, że demokracja jest passé , nikt się tak jeszcze powiedzieć głośno nie ośmieli – choć nie tylko ze świata polityki już dobiega taki szmer, takie warczenie.
Oligarchia mówi jedynie, że najprzyjemniej jest być klientem i że człowiek odnajduje największe szczęście w różnorakiej konsumpcji.
Tyle że jedni namawiani są przez gwiazdy sportu do jedzenia chipsów podczas igrzysk, drudzy – do wczasów all inclusive, a trzeci – do odkrywania uroczych zakątków świata, zanim te spłoną lub utoną. Dziwnym trafem coraz częściej wiąże się to ze wzrostem cyfrowej kontroli nad naszym życiem. A najdziwniej robi się, gdy właściwie w tym samym czasie jesteśmy zachęcani i do konsumpcji, i do zaciskania pasa. I w tym schizofrenicznym stanie pomagają się nam utrzymać uczynne cyfrowe aplikacje bankowe, równocześnie wzbudzające w nas i apetyt, i poczucie winy.
Gotówka symbolem człowieczeństwa
Gotówka w moim ręku to kawałek mojego życia i kawałek tzw. starych dobrych czasów, które oczywiście nie były wcale takie dobre. Ale nauczyłem się od George’a Orwella, że warto czasem z większym sentymentem spojrzeć na niedoskonałą przeszłość, by zobaczyć w niej jakieś ludzkie tony, które nikną na naszych oczach. Obywatelska świadomość, mówiąc nieco patetycznie, musi być świadomością całościową. Zadawać pytania tam, gdzie inni idą za powszechnymi trendami i przekonują o ich bezalternatywności. Historia podpowiada, że piewcy najróżniejszych żelaznych konieczności okazywali się w najlepszym razie szarlatanami, w najgorszym – oprawcami społeczeństw, ludów i narodów.
Gotówka w naszej dłoni, przekazywana w trakcie transakcji w arcyludzkim przecież geście – prawie tak starym jak cała ludzkość, jest także symbolem naszego człowieczeństwa.
Widzę ją w rękach ludzi dobrych i złych, zaradnych i niezaradnych, tracących i zyskujących majątki, sprzedających i kupujących pieluchy dla dziecka, wino na wesele, bukiet kwiatów przed miłosnym wieczorem lub przed nocą na śmiertelnym całunie. Widziałem ją w rękach roznosicieli mleka i gazet, widzę rozsypaną na blacie w zacnej smażalni ryb „Sum” w wielkopolskim Antoninie, gdzie można płacić tylko gotówką; widzę nadal w rękach rzemieślników, kwiaciarek, wybitnych aktorek w monopolowym, chłopca, który dostał od rodziców upragnione „dychu” na lody. Widzę, jak kobieta płaci nią za bochenek chleba. To część naszego powszedniego życia, część naszego prawa do decydowaniu o tym, jak żyjemy. Świadectwa, że nie jesteśmy numerami kont bankowych, PESEL-ami, nie jesteśmy nawet własnymi danymi biometrycznymi, mózgami w szklanych naczyniach.
I jeszcze jedno, do jasnej cholery, nie bądźmy tak leniwi, by nie potrafić odliczyć drobnych i położyć je w sklepie na ladę.
Projekt „Masz gotówkę – masz wybór!” sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich NOWEFIO na lata 2021-2030