Rozmowa

Pandemia cukru

lody
fot. StockSnap z Pixabay

Z Remigiuszem Szczepaniakiem rozmawiamy m.in. o szkodliwości cukru dodanego, skutkach jego nadużywania oraz sposobach unikania uzależnienia od białej śmierci.

Rafał Górski: „Gdyby tylko niewielki ułamek tego, co już wiadomo na temat skutków działania cukru, został ujawniony w odniesieniu do jakiegokolwiek innego materiału używanego jako dodatek do żywności, materiał ten zostałby natychmiast zakazany”. Słowa te wypowiedział blisko 50 lat temu John Yudkin, brytyjski profesor, fizjolog i specjalista żywienia, jeden z pionierów badań nad szkodliwością cukru. Dlaczego cukier powinien być zakazany?

Remigiusz Szczepaniak: Cukier jest po prostu trucizną i narkotykiem, więc tak jak inne substancje uzależniające, powinien być zakazany lub znajdować się pod ścisłą kontrolą. W szczególności nie powinien być sprzedawany dzieciom i młodzieży w okresie dojrzewania.

Trucizna, która co powoduje?

Lepszym pytaniem byłoby: „Czego ta trucizna nie powoduje?” – sądzę, że robiąc jakiś przegląd chorób, za które odpowiedzialny jest cukier, moglibyśmy znaleźć pośrednie i bezpośrednie skutki oddziaływania cukru dodanego. Tutaj trzeba zaznaczyć, że nie mówimy o cukrze występującym naturalnie, składniku naszej diety, ani o cukrze, który produkuje nasz organizm, mówimy o cukrze dodanym – są to dwie całkowicie różne sprawy.

Proszę wyjaśnić te różnice.

Gdybyśmy zapytali, czy życie człowieka może istnieć bez cukru, odpowiedziałbym: „Nie”. Cukier, w rozumieniu glukozy, jest niezbędny w funkcjonowaniu praktycznie każdej komórki naszego organizmu – są one nastawione na pozyskiwanie z niego energii. Wytłumaczę to na przykładzie pewnych procesów: glikoliza jest pierwszym cyklem pozyskiwania energii przez mitochondria, czyli ATP (adenozynotrójfosforan) i tu niezbędnym elementem jest glukoza.

Najczęstszym źródłem pozyskiwania glukozy dla organizmu są węglowodany, głównie złożone, na przykład: ryż, kasze, ziemniaki. Nasz organizm przetwarza z cukrów złożonych na cukry proste, a następnie na energię. Nawet gdy nie dostarczamy węglowodanów, a nasz organizm potrzebuje glukozy, następuje proces zwany glukoneogenezą – ujmując prościej, organizm potrafi wytworzyć sobie, praktycznie ze wszystkiego, cukier w postaci glukozy. Nawet z naszego tłuszczu, który jako trójgliceryd posiada w sobie grupę glicerynową, którą organizm jest w stanie przekształcić na cukier, niezbędny do zasilania, na przykład mózgu. Podobnie jak aminokwasy – nawet jeśli ich nie zjemy, to organizm strawi nasze mięśnie i z nich wytworzy sobie odpowiednią ilość glukozy. Nasz organizm potrafi świetnie zagospodarować sobie taką obecność cukru, jaka jest mu niezbędna. Zasadniczym problemem jest cukier dodany, zwłaszcza syntetyczny.

Cukier w przyrodzie występował od zawsze. Jego smak jest, dla większości z nas, pożądanym smakiem. Sięgnijmy do procesu ewolucji człowieka – wtedy odróżniał on smaki następująco: słodki, świadczył o tym, że owoc jest dojrzały, kwaśny – niedojrzały, zaś smak gorzki oznaczał, że owoc jest zepsuty. Od zarania dziejów słodki smak kojarzy się nam jako coś pozytywnego. Niestety, później stał się on synonimem uzależnienia. Można powiedzieć, że nasze życie kręci się wokół tzw. zespołu nagrody – mechanizmu, który nagradza nas, na przykład za wstanie z łóżka, dzielenie się czymś z przyjaciółmi, ponieważ to właśnie nas uszczęśliwia. Kolokwialnie mówiąc, idziemy do pracy, ponieważ otrzymujemy pensję i to nas uszczęśliwia. Niestety cukier w pewnym sensie, poprzez wyrzut dopaminy, kontroluje ten mechanizm i rujnuje nam życie, w perspektywie dłuższego zażywania go.

Rozumiem, że pod pojęciem „rujnowania życia” kryją się wszelkie choroby, jakie powoduje cukier dodany – popularna u nas próchnica, otyłość, cukrzyca… Co jeszcze moglibyśmy tu wymienić?

Można powiedzieć, że próchnica jest tutaj akurat najmniejszym problemem. Dochodzi stan przedcukrzycowy, osłabienie odporności, nadciśnienie, choroby nerek, serca, niealkoholowe stłuszczenie wątroby, choroby nowotworowe i depresja. Dlaczego nazwałem cukier narkotykiem? Gdybyśmy w wielu źródłach szukali odpowiedzi na pytanie: „Czym jest substancja uzależniająca?”, to każde wyróżniałoby elementy, które wpływają na to, że daną substancję określimy właśnie jako uzależniającą. Pierwszym z nich jest tzw. element tolerancji – jeżeli chcemy uzyskać taki sam efekt wyrzutu dopaminy, poczucia szczęścia, musimy jeść coraz więcej i coraz częściej, tak jak, na przykład w przypadku klasycznego uzależnienia od substancji psychoaktywnych. Za jakiś czas, pierwsza dawka okaże się zbyt mała, by mogła nas zadowolić w jakikolwiek sposób. Drugim elementem jest zachowywanie się w okresie abstynencji – zaczynamy pożądać, szukać. Tak jak, powiedzmy, człowiek uzależniony od alkoholu, który ukrywa butelki w sobie wiadomych kątach, tak i osoba uzależniona od cukru, chowa słodycze w kieszeniach spodni, kurtki, bluzy czy nawet wstaje w środku nocy i zaczyna szukać czegoś słodkiego do zjedzenia. Oczywiście, jest nam za to wstyd, ale nie okazujemy tego. Elementem trzecim jest trudność kontroli – z coraz większą trudnością będziemy kontrolowali się przed niezjedzeniem cukierka czy czekolady. Czwartym – świadomość tego, że cukier rujnuje nasze zdrowie, a mimo to, nadal będziemy go nadużywać.

Tak więc, oprócz próchnicy czy otyłości, istnieje szereg innych chorób, wywoływanych nadmiernym spożyciem cukru dodanego. Należy też zaznaczyć, że nawet nasze życie towarzyskie może przez to ucierpieć. Jak już wspomniałem, jednym ze skutków nadmiaru jedzenia cukru jest nadwaga, otyłość – te choroby automatycznie wykluczają, na przykład dzieci z szeregu zajęć aktywnych, w których mogłyby wziąć udział. Dziecko otyłe nie zagra w piłkę nożną, ponieważ nie zostanie wybrane do drużyny, inne dzieci nie będą go chciały. Takie dziecko nie będzie biegało, nie weźmie udziału w skoku w dal, będzie wstydziło rozebrać się na basenie, a w przyszłości przed swoją pierwszą dziewczyną, chłopakiem – zwłaszcza w świecie, w którym mamy nadmiar zdjęć upiększonych ciał, chociażby na Instagramie. I tak naprawdę, to właśnie zacznie rujnować mu życie. To dziecko – ale oczywiście może to też być nastolatek czy osoba dorosła – będzie przygnębione i chcąc poprawić sobie nastrój, poprzez wyrzut dopaminy, sięgnie po kolejną tabliczkę czekolady. Zaraz będzie potrzebować jej coraz więcej, co jest jednoznaczne z dalszym wzrostem otyłości.

Tak mniej więcej wygląda element uzależnienia od cukru. Absolutnie zgadzam się z cytowanymi słowami prof. Johna Yudkina, że gdyby wiedziano o tylu szkodliwych skutkach jakiegokolwiek innego preparatu, to natychmiast zostałby on zakazany i wycofany – ale jednocześnie podkreślam, że chodzi tu o cukier dodawany.

Jest on praktycznie wszędzie, dlatego bardzo często, kiedy współpracuję z ludźmi, którzy są na etapie przysłowiowego detoksu (czy to ze względu na chęć poprawy zdrowia, czy w związku z poważną chorobą), pojawia się duży problem – zawsze, kiedy próbują odstawić cukier, zaczynają miewać przedziwne zachcianki, na przykład sięgają po piwo, którego nie pili od kilkudziesięciu lat, a to dlatego, że zawiera ono dużą ilość słodu jęczmiennego lub syropu glukozowo-fruktozowego. Sięgają też po keczup, którego nigdy wcześniej nie używali, ponieważ ma on w sobie olbrzymią ilość cukru. Nasz mózg będzie szukał sobie alternatyw, na które sami wcześniej byśmy nie wpadli. Wszystko, by dostarczyć sobie to „źródło frajdy”, jakim jest właśnie cukier dodany.

Rodzice dzisiaj nie dają dzieciom alkoholu do picia, natomiast bez zastanowienia podają im colę – jak Pan to skomentuje?

Skład coli oczywiście ewoluował – dopiero w 1929 roku wycofano kokainę z jej składu. Jak każdy napój gazowany, zawiera w sobie dwutlenek węgla i będzie uzależniała dużo silniej, ponieważ kieruje znacznie silniejsze bodźce do mózgu. Drugą istotną rzeczą jest to, że zawiera w sobie mnóstwo cukru, a dodatkowo jest on rozpuszczony. A to istotna różnica, bo przyswajalność jest zdecydowanie większa. Weźmy przykładowo trzy pomarańcze – pierwsza osoba zje je w całości, a druga niech wyciśnie z nich sok i go wypije. Ta właśnie osoba odrzuci 30-40% substancji suchej, więc teoretycznie można powiedzieć, że druga osoba zjadła nieco mniej. Niestety, okazuje się, że zdrowie tej drugiej osoby jest znacznie bardziej zniszczone niż osoby pierwszej. W wyniku ewolucji nasz organizm wykształcił sobie pewne mechanizmy w jelitach, w wyniku których potrafi on pozyskać cukier jako ważną substancję odżywczą i wyłuskać ją spomiędzy błonnika, znajdującego się w owocach. Jeżeli to wyciśniemy, a więc dostarczymy formy przetworzonej tego cukru, to czas, w którym zostanie on wchłonięty w jelitach, jest bardzo szybki. Wtedy też następuje błyskawiczny wzrost stężenia glukozy we krwi, bardzo duży wyrzut insuliny, ponieważ organizm musi wytworzyć jej ogromną ilość, by zagospodarować to w krótkiej jednostce czasu – nasz organizm nie jest przygotowany na zużycie tak dużej ilości energii w tak krótkim czasie, więc zamiast ją spalić, użyć do normalnych procesów, odłoży ją w formie tkanki tłuszczowej. Generalnie rzecz biorąc, jakakolwiek podawana forma cukru w formie pitnej – zwłaszcza pod postacią napojów gazowanych – jest fatalnym wyjściem. Niestety, to samo dotyczy mleka czy soków wyciskanych z owoców. To jest to samo.

Jak Pan sądzi – rodzice dają colę dziecku, ponieważ nie mają świadomości tego, o czym pan wcześniej powiedział?

Może w wielu przypadkach tak jest. Dziś mamy Internet, pozycje silnych naukowców… Oczywiście wiadomo, że w Internecie można znaleźć różnych ludzi, mówiących różne rzeczy, natomiast można znaleźć też naprawdę poważnych uczonych, którzy potwierdzą, że cukier dla dzieci nie jest niczym dobrym.

Myślę, że może tu chodzić o to: po pierwsze, brak świadomości – ale przecież bycie rodzicem nie zwalnia z zagłębiania wiedzy. Po drugie, może następować tzw. efekt dilera – skoro sam jestem uzależniony, to nie mam problemu, żeby uzależnić własne dzieci i robię to podświadomie. Po trzecie, dziecko, które dostanie, na przykład puszkę gazowanego napoju, ma wyrzut dopaminy, co równa się z tym, że nie przeszkadza – jest szczęśliwe, ale i powolne, nigdzie nie chodzi, jest wręcz ogłupione cukrem.

Na rynku dostępnych jest ponad pięćdziesiąt zamienników cukru. Czy biznes ukrywa termin „cukier” pod tymi innymi nazwami po to, aby nas oszukać?

Nie czarujmy się, jest to biznes wielkiego przemysłu, wielkich korporacji. Mówiąc o tym, że „cukier” ukrywa się pod pięćdziesięcioma nazwami, mówimy o cukrze, który jest dla nas najbardziej szkodliwy – różne formy sacharozy, dwucukru złożonego z glukozy i fruktozy, występującego najczęściej jako cukier trzcinowy, cukier brązowy czy cukier biały. Może występować również jako glukoza, syrop glukozowo-fruktozowy, dekstroza, maltodekstryna. To najczęściej układ, w którym mamy do czynienia z dwoma cząsteczkami cukru występującymi obok siebie. Jedną jest glukoza, drugą – fruktoza. Glukoza jest cząsteczką, którą nasz organizm zna, ponieważ on sam sobie ją wytwarza w wyniku rozpadu węglowodanów złożonych. A jeśli się uprze, to wytworzy ją nawet z tłuszczu, czy aminokwasów, zwłaszcza rozgałęzionych BCAA i nasz organizm sobie świetnie radzi z tą czynnością, oczywiście, jeżeli glukoza spożywana jest w rozsądnych proporcjach. Każda komórka w naszym organizmie jest bardzo dobrze przystosowana do tego, by ten cukier prosty (glukozę) zużyć.

Problemem jest ta druga cząstka, czyli fruktoza. Odpowiada ona za ten słodki smak cukru i to ta cząstka tak naprawdę nas uzależnia. Sięgnijmy znów do ewolucji człowieka – żyliśmy sobie w klimacie, załóżmy, zdecydowanie cieplejszym niż dzisiaj, więc w najlepszym wypadku owoce dojrzewały przez kilka miesięcy w roku. Przed ewolucją neolityczną, zanim ludzie nauczyli się uprawiać rośliny, znalezienie owocu nie było takie proste. Trzeba było naszukać się, by w lesie znaleźć jakiś o dużej zawartości cukru. Proszę spojrzeć, w polskim klimacie mamy do czynienia np. z truskawką, jagodą, maliną czy poziomką, te owoce tak naprawdę nie mają wysokiego indeksu glikemicznego, więc ich spożycie nie jest dla nas tak niebezpieczne. Natomiast owoce z wysokim indeksem glikemicznym – takie jak jabłko, gruszka, śliwka, winogrona, zawierają dużo cukru – zwłaszcza wspomnianej wcześniej fruktozy – i jedzenie ich w nadmiarze stanowi duże ryzyko dla stanu naszego organizmu.

Wracając do kwestii cukru, jeśli mamy do czynienia z glukozą, którą trawi każda komórka naszego organizmu, to nie jest źle, ponieważ jest on jeszcze w stanie względnie sobie z tym poradzić. Natomiast jedynie 10-20% fruktozy zamieniane jest w glukozę i trawione przez cały organizm, podczas gdy aż 80-90% zostaje przetrawione wyłącznie przez wątrobę, podobnie jak w przypadku tłuszczu.

Proszę wziąć pod uwagę, że kiedy ja zaczynałem zajmować się tematem cukru (a było to kilkanaście lat temu), spożycie nie przekraczał rocznie około 20 kilogramów cukru dodanego na Polaka – nie wliczamy w to makaronów, chleba białego, owoców. W roku 2017 były to już 43 kilogramy. Nie mamy niestety danych za ten rok, ale statystyczny Kowalski, w czasach obecnej pandemii, przytył od 4 do 7 kilogramów i jest to głównie efekt jedzenia olbrzymich ilości cukru. Generalnie tak to właśnie wygląda. Przez to dochodzi w naszym organizmie do stłuszczenia wątroby, ponieważ nie jest ona w stanie trawić tak ogromnych ilości fruktozy, w tak krótkim czasie. Dodatkowo tkanka tłuszczowa w organizmie kumuluje się wyniku nadmiaru spożytej glukozy, fruktozy i pełni funkcję – zapewne wiele osób się tu oburzy, ale nie bójmy się tego stwierdzenia – buforową. Organizm tworzy ją, by nie dopuścić do zmiany parametrów krwi i otłuszczenia trzustki, wątroby, organów wewnętrznych. Tłuszcz wisceralny jest dla nas naprawdę niebezpieczny. Tak więc organizm, nie mogą już udźwignąć tego nadmiaru cukru, jest zmuszony do produkowania coraz większych ilości insuliny, a co za tym idzie – tkanki tłuszczowej. Zaczynamy mieć problem z tzw. hiperinsulinemią, a następnie insulinoopornością.

Dzisiejsi nastolatkowie mają dwa, trzy razy więcej insuliny niż pokolenie z lat 70., 80. Zapytamy, co się wtedy dzieje? Dochodzi do zaburzenia równowagi hormonalnej, a dobrze wiemy, że rozchwianie jednego hormonu negatywnie wpływa na całą gospodarkę hormonalną. Wobec tego mamy do czynienia z chorobami tarczycy, spadkiem poziomu testosteronu, problemem z zajściem w ciążę no i oczywiście nadwagą, otyłością, wzrostem nadciśnienia wywołanego wzrostem trójglicerydu czy wzrostem „złego” cholesterolu LDL, który powstaje w wyniku zjadania nadmiernej ilości cukru. Ponadto, mamy do czynienia z rozwojem chorób nowotworowych, z depresją, z przyspieszonym procesem starzenia się organizmu, z chorobami neurodegeneracyjnymi, np. chorobą Alzheimera – nieprzypadkowo nazywa się ją „cukrzycą typu trzeciego”.

Czy w kontekście sytuacji, jaka panuje obecnie w związku z koronawirusem, można powiedzieć, że cukier bardziej obciąża system opieki zdrowotnej? Czy termin „pandemia” jest bardziej adekwatny w stosunku do cukru niż do koronawirusa?

Oczywiście. Bezpośrednio i pośrednio. Nadmierne spożycie cukru obniża zdolności obronne organizmu, wpływając negatywnie na skład mikroflory jelitowej, ale nie tylko. Ostatnio słyszałem, że 80-90% ofiar śmiertelnych COVID 19 to cukrzycy. Jeżeli śledził pan nasze wcześniejsze wykłady, to jest parę takich, np. „Sto lat, sto lat, dlaczego tylko sto lat?”, czy „Zniewolony umysł”, na których często mówiłem o tym, że możliwe jest, iż przydarzy nam się jakaś pandemia – w rozumieniu pandemii średniowiecznej, kiedy to swoje żniwa zbierała dżuma czy czarna ospa. I okazało się, że nadeszło to szybciej, niż byśmy sobie życzyli.

Mówiliśmy też, jak dziwną rzeczą jest, że nikt nie zwraca uwagi na pandemię otyłości, spowodowaną nadmiarem jedzonego cukru. Szacuje się, że w Polsce cukrzycę ma około 3,5mln ludzi. Na świecie blisko 420 milionów. Polska posiada wątpliwy „rekord” w amputacji tzw. stopy cukrzycowej. Do tego dochodzi stan przedcukrzycowy – objawiający
się nadciśnieniem, hiperinsulinemią, zaburzonym profilem lipidowym, zespołem policystycznych jajników, osłabioną trzustką. To jest ogromne obciążenie dla systemu opieki medycznej na całym świecie, który jak sami widzimy i tak jest w kiepskiej formie. A wszystko dlatego, że cukier to silnie uzależniający narkotyk.

Jeżeli spojrzymy na skalę preparatów uzależniających – jest ich przecież całe mnóstwo – i na osi X umieścimy „szkodliwość”, a na osi Y „uzależnienie”, to okaże się, że najbardziej szkodliwymi i najbardziej uzależniającymi – dużo bardziej od alkoholu – są kokaina, a nad nią stoi tylko heroina. Wiemy, że opiaty są bardzo uzależniające. Okazało się, że badania wykonane na szczurach wykazały, że te karmione kokainą dokonywały wręcz cudów, by ją zdobyć – biegały, były rażone prądem, walczyły o poidła, w których znajdował się tenże narkotyk, zaś ignorowały te, w których była czysta woda. Natomiast w momencie, kiedy do poideł z wodą dodano cukier, szczury porzucały zainteresowanie kokainą i swoją uwagę skupiały na cukrze – luźny wniosek z tego taki, że cukier jest znacznie silniej uzależniający od kokainy. Wobec tego rodzi się pytanie: Czy nie uzależnia on jeszcze mocniej niż heroina? Niestety, tego nikt nigdy nie zbada, ponieważ jest to zdecydowanie nie na rękę „wielkim”…

Co my, obywatele, powinniśmy robić w związku z tym problemem? Co powinno robić państwo? Co powinna robić branża spożywcza?

Gdybyśmy zastanowili się, dlaczego ludzie w ogóle sięgają po pewne środki uzależniające, to odpowiedź okazuje się bardzo prosta – ponieważ są nieszczęśliwi. Oczywiście, szczęście jest sprawą dyskusyjną – można płakać w Bentleyu i nadal być nieszczęśliwym, bez specjalnego powodu. Nie zamierzam odbierać pracy psychologom czy analitykom, ale generalnie, taka jest konkluzja. Kiedy człowiek jest nieszczęśliwy, szuka pocieszenia w substancjach, które powodują wysoki wyrzut dopaminy do mózgu, czym uczynią ich szczęśliwszym chociaż na chwilę.

Branża spożywcza jest tu trochę niewinna i muszę stanąć w jej obronie. Jeżeli popatrzymy z punktu ekonomicznego, uwzględniając „ukrytą inflację” okazuje się, że musi ona dostarczyć teoretycznie za tę samą kwotę, ten sam produkt. Więc dostarcza, jednak gorszej jakości, a więc cukier staje się tutaj wypełniaczem, bardzo tanim wypełniaczem. Duże korporacje ze znanymi markami nie mogą pozwolić sobie na zmianę jakości, więc szukają innych rozwiązań, np. zmniejszają opakowanie produktu – nie dostaniemy wtedy całego litra whisky, a 0,9 l. Mniejsi producenci jako wypełniacza dodadzą taniego cukru.

Co możemy zrobić my? Jak już mówiłem wcześniej – uświadamiać. Bardzo ucieszyłem się, gdy zwrócił się pan do mnie i zapewnił, że nie będzie to kolejna rozmowa na temat COVID.

To cukier jest prawdziwą pandemią – prowadzi do spadku jakości społeczeństwa, ogłupia ludzi, sprawia, że są mniej ruchliwi, tracą ochotę na aktywność sportową, seks.

Nasze potomstwo jest coraz gorsze pod względem zdrowia – wody płodowe, które naturalnie były słone, dziś są słodkie. Dzieci są zewsząd bombardowane cukrem i zdarza się, że nawet noworodek jest już otyły czy rodzi się z cukrzycą. To właśnie efekt diety, którą stosują rodzice – skoro oni są uzależnieni, to dlaczego dziecko ma nie być?

Musimy przemawiać do ludzi, którzy chcą wiedzieć, są zainteresowani przyszłością swoją i swoich bliskich. Należy szukać informacji, zastanowić się, wchodząc do sklepu, czy wolę kupić za niższą cenę produkt, który ma 3 tysiące kalorii, czy dopłacić i wybrać ten, o mniejszej kaloryczności? Szukajmy dodanych cukrów w pożywieniu. Kiedyś zrobiłem pewien eksperyment – wszedłem do wędliniarni i poprosiłem o wędlinę bez cukru. Panie ekspedientki najpierw wybuchnęły śmiechem, o co mi chodzi, a później po dokładnym przeczytaniu etykiet ze zdumieniem stwierdziły, że takiej nie mają. Musimy sobie uświadamiać, jak to wszystko działa. Lepiej zjeść mniej – odżywić organizm, niż na siłę „zapchać się” byle czym, byle tylko wypełnić brzuch czy przez parę sekund poczuć na języku dobry smak. O cukrze trzeba rozmawiać, na każdym kroku edukować. Proszę spojrzeć na taką sytuację – kiedy w szkołach zabroniono sprzedaży słodkich napojów czy innych słodkich rzeczy, sklepiki były na granicy bankructwa. O czym to świadczy?

Dzieci wcale nie potrzebują tak dużo jeść i jeszcze podjadać. To właśnie cukier powoduje, że wzrasta w nas ochota na dalsze jedzenie i sięganie po rozmaite przekąski.

Proszę wykonać eksperyment: najeść się do syta wszystkiego, co tylko nie jest słodkie, a na koniec zjeść coś słodkiego – w tym momencie okaże się, że mamy ochotę na dalsze jedzenie. Tak to działa. To należy uświadamiać społeczeństwu, a przede wszystkim nauczycielom w szkołach, nawet lekarzom – z tego, co wiem, przyszli lekarze wciąż nie mają dietetyki w programie nauczania na studiach. To świetnie, że dzieci znają budowę pantofelka – szkoda jednak, że nie wiedzą wszystkiego o szkodliwości cukru. Świetnie, że mają możliwość uczęszczania na zajęcia wychowania-fizycznego – szkoda tylko, że nie mówi się głośno o tym, że dziecko otyłe to dziecko chore. Ono wcale nie jest leniwe z natury, ale dlatego, że doszło w jego mózgu do insulinooporności, w wyniku czego rozwinęła się leptynooporność. To dziecko chore, ono wymaga pomocy. Cukier występuje na każdym kroku, my nie zdajemy sobie z tego sprawy.

Lekarzy nie uczy się historii cukru?

Wiem na pewno, że wielu lekarzy bardzo dziwi się, gdy twierdzę, że w momencie zwalczania choroby nowotworowej, pacjenci nie mają prawa mieć dostępu do jedzenia cukru. A przecież już przed wojną Otto Wartburg wykazał związek pomiędzy spożyciem cukru, spadkiem odporności immunologicznej organizmu i wzrostem zachorowań na nowotwory. Komórki nowotworowe potrzebują do swojego rozwoju znacznie więcej glukozy niż komórki zdrowe. Wartburg za swoje badania otrzymał nagrodę Nobla, a późniejsze badania jedynie potwierdziły Jego teorię.

Czy są jakieś podobieństwa między stanem aktualnej debaty na temat cukru, a stanem debaty na temat tytoniu w latach 60., 70.?

Jeżeli spojrzymy na dzisiejsze grupy kapitałowe, to okaże się, że te same wielkie grupy kapitałowe, które stały za kontrolą tytoniu, dziś stoją za korporacjami sprzedającymi największe ilości cukru.

Co powinno robić państwo? Czy powinny być wprowadzone jakieś wytyczne ograniczające ilość dodanego cukru?

Oczywiście. Przede wszystkim, należy zmienić treść etykiet – człowiek powinien być informowany, że istnieje coś takiego jak „cukier dodany”, natomiast nigdzie taka informacja nie widnieje. W tabeli są białka, tłuszcze, cukry, w tym węglowodany, kalorie… Jeżeli zjemy kilka bardzo słodkich owoców, takich jak np. daktyle, to według mnóstwa badań, świetnie wpłynie to na nasze samopoczucie i rozwój. Tak było w czasach, kiedy źródłem cukru było właśnie kilka daktyli na jakiś czas, a poza tym nie zjadaliśmy dodatkowo, powiedzmy, czterdziestu łyżek cukru dodanego w kiełbasie, soczku, mleku z – moimi „ulubionymi” – płatkami śniadaniowymi. Prócz mleka, które samo w sobie jest dziś wątpliwym pożywieniem i nie powinno podawać się go w obecnym wydaniu, dochodzi jeszcze gluten i mnóstwo cukru, którym te płatki są sklejone.

Rolą państwa jest przede wszystkim informowanie – nie można ograniczyć się do podatku cukrowego. To jedynie denerwuje większość społeczeństwa. Gdybyśmy informowali, robili kampanie – na przykład kapitalną kampanią jest ta, w której rodzina podjeżdża pod okienko restauracji serwującej fast-food i składa zamówienie w postaci: coli, burgerów, frytek… na co obsługująca pani odpowiada: rak jelita, otyłość, nadciśnienie. Niestety, to za mało. Tego typu reklamy powinny wisieć absolutnie wszędzie – na każdym napoju słodzonym powinna znajdować się informacja identyczna jak na opakowaniu papierosów. Każdy nauczyciel powinien przechodzić regularne szkolenia na te tematy, a w szkole powinien obowiązywać absolutny zakaz sprzedaży cukru.

Wracając do kampanii tytoniowych z lat 60., 70. – ludzie, którzy mówili takie rzeczy, jak pan w tej chwili (m.in. wskazywanie na zagrożenia), byli określani wtedy jako – dzisiaj powiedziano by – „płaskoziemcy”. Dzisiaj takich głosów, jak pana, w debacie publicznej nie ma zbyt wiele. Dlaczego?

Nie wiem. Polska jest krajem, który słynie z szalenie mądrych ludzi. Wiele możemy mieć sobie do zarzucenia, ale na pewno nie to, że nie mamy ludzi myślących. Natomiast wiem jedno – jeżeli ma pan wątpliwości, dlaczego dzieją się takie rzeczy, proszę ruszyć tropem pieniądza i wtedy pan zrozumie. To najprostsza odpowiedź. Owszem, dyskredytuje się ludzi, mówi, że to następny „płaskoziemca”, „foliarz”, oszołom, którzy rozsiewa jakieś teorie spiskowe… Cóż, nie trzeba daleko szukać teorii spiskowych, które okazały się całkiem prawdziwe, np. przez bardzo długie lata ukrywano wyniki badań, świadczących o tym, że papierosy są szkodliwe i rakotwórcze. Podobnie jest i z cukrem. Nie pamiętam, kto sporządził w Stanach Zjednoczonych raport na temat szkodliwości cukru i żywienia systemu fast-food, gdzie występuje połączenie cukrów z tłuszczami… Zawierał on około trzystu stron, natomiast po interwencji kogoś z bliskiego otoczenia ówczesnego prezydenta George’a Busha, ograniczono go do dziesięciu.

John Yudkin, którego cytowałem na początku naszej rozmowy, wykazał jako pierwszy, że nadmierne słodzenie może powodować otyłość, chorobę wieńcową i cukrzycę. Co jest też istotne i trochę zatrważające – jego koledzy naukowcy, hojnie wspierani przez amerykańskie koncerny spożywcze, doprowadzili do jego zupełnej dyskredytacji – możemy o tym poczytać w Plus Minus „Rzeczpospolitej” z 24 kwietnia 2016 roku. To chyba też powoduje, że u nas nie ma specjalnie ludzi z tytułami, którzy chcą się wychylać?

Prawda jest taka, że jak się wychodzi na ring z Mike’m Tysonem, należy liczyć się z konsekwencjami – wielu ludzi dochodzi do wniosku: Co mój głos może zmienić?. Nie dostanę grantu, badań, wyrzucą mnie z uczelni, ominie mnie awans, zostanę zdyskredytowany, nie daj Boże, wyśmiany, stanę się ofiarą kampanii dezinformacyjnej. Tu trzeba się wykazać, no nie wiem… odwagą cywilną? Ja po prostu konsekwentnie mówię o problemie. Nie odmawiam nikomu dyskusji na ten temat, a każde słowo, które tu powiedziałem, mogę poprzeć konkretnymi publikacjami i dokumentami.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 54 / (2) 2021

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Społeczeństwo i kultura # Zdrowie Chcę wiedzieć

Przejdź na podstronę inicjatywy:

Co robimy / Chcę wiedzieć

Być może zainteresują Cię również: