Piotr Stankiewicz: Gra w atom
[…] autor pokazuje, że udział społeczeństwa w realizacji polskiego programu jądrowego jest znikomy, a decyzje zapadają w wąskim gronie ekspertów i decydentów, według technokratycznych norm ucieleśnianych przez techniczny model zarządzania ryzykiem. Sedno książki stanowi próba wykazania, że niewielki udział obywateli nie wynika – jak zwykło się uważać – z braku tradycji uczestniczących podejmowania decyzji w Polsce czy też słabości polskiego społeczeństwa obywatelskiego; jest raczej efektem celowych (i zazwyczaj skrywanych) działań dominujących grup interesów skupionych wokół środowisk związanych z energetyką (z mat. Wydawcy).
Wydawnictwu Naukowemu Uniwersytetu Mikołaja Kopernika dziękujemy za udostepnienie fragmentu do publikacji. Zachęcamy do lektury całej książki.
Wstęp
Minęło już ponad 60 lat od powstania pierwszych elektrowni atomowych na świecie: w Związku Radzieckim (1954), Wielkiej Brytanii (1956) i USA (1957). Dziś funkcjonują one w sumie w 30 różnych krajach, jednak energetyka jądrowa wciąż wzbudza skrajne emocje w społeczeństwach tych państw, wywołuje protesty społeczne i rodzi obawy o bezpieczeństwo. Można powiedzieć, że jest wręcz niekwestionowanym symbolem kontrowersji związanych z postępem naukowo-technologicznym.
Wypracowane przez te ponad pół wieku strategie zarządzania ryzykiem związanym z energetyką atomową stały się punktem odniesienia dla sposobów postępowania z innymi kontrowersyjnymi technologiami, takimi jak genetyczne modyfikowanie organizmów (GMO), nanotechnologia, a obecnie rozwój sztucznej inteligencji. Stosunek poszczególnych państw do energetyki jądrowej, a zwłaszcza sposób prowadzenia na jej temat debaty publicznej i podejmowania decyzji stały się istotnym wskaźnikiem stylu prowadzonej polityki naukowo-technologicznej.
W 2009 roku Polska została jedynym krajem w Europie, który postanowił „od zera” stworzyć system energetyki jądrowej i dołączyć do grona państw korzystających z tej technologii produkcji energii.
Rozpoczęcie prac nad Programem Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ) wydawało się stanowić świetne „okno możliwości” (w sensie angielskiego terminu window of opportunity), pozwalające skorzystać z 60-letniej renty zapóźnienia – z jednej strony wykorzystać doświadczenie technologiczne innych krajów z zakresu rozwoju energetyki jądrowej, ale z drugiej przetestować i wdrożyć odpowiednie strategie zarządzania kontrowersyjnymi innowacjami technologicznymi w odniesieniu do ryzyka i wywoływanych przez energetykę jądrową protestów. Innymi słowy, wdrażanie energetyki jądrowej to okazja dla rozwoju nie tylko technologicznego sektora energetyki, ale także polityki publicznej w obszarze tworzenia odpowiednich mechanizmów prowadzenia polityki naukowo-technologicznej, zarządzania ryzykiem, komunikacji społecznej, relacji z lokalnymi społecznościami i wdrażania kontrowersyjnych innowacji technologicznych na skalę ogólnopolską.
Jedno z wyjściowych pytań, które stawiam w tej książce, dotyczy modelu zarządzania kontrowersyjnymi innowacjami technologicznymi stosowanego przy realizacji PPEJ. Pytanie o to, jak efektywnie, a jednocześnie sprawiedliwie, tj. z poszanowaniem podstawowych dla społeczeństwa demokratycznego wartości, zarządzać nowymi, wzbudzającymi sprzeczne reakcje rozwiązaniami technologicznymi, towarzyszy refleksji nad rozwojem nowych technologii od kilkudziesięciu lat, a w dyskursie o energetyce
jądrowej problem ten skupia się jak w soczewce.
Zarówno udzielane w literaturze odpowiedzi, jak i stosowane w praktyce rozwiązania są rozpięte na osi pomiędzy modelem elitystycznym (zwanym też technokratycznym, hierarchicznym czy odgórnym), w którym decyzje podejmowane są przez wąską grupę decydentów na podstawie opinii naukowców i ekspertów, a modelem deliberatywno-partycypacyjnym, polegającym na włączaniu społeczeństwa w dialog będący podstawą do wypracowania wspólnych decyzji. Przy czym – jak będę pokazywał na kolejnych stronach – od lat 90. XX wieku zarówno w świecie akademickim, jak i wśród decydentów odpowiedzialnych za politykę naukowo-technologiczną w krajach Europy Zachodniej panuje zgoda co do zasadności stosowania podejścia deliberatywno-partycypacyjnego w odniesieniu do szczególnie ryzykownych technologii, z energetyką jądrową na czele. Podejście to określane jest zazwyczaj mianem technology governance, tłumaczonym tutaj jako społeczne zarządzanie technologią.
By nie powoływać się tylko na panujący na mitycznym Zachodzie paradygmat, dużą część książki poświęcam na wykazanie przewagi tego podejścia nad konwencjonalnym, opartym wyłącznie na opinii naukowców sposobem podejmowania decyzji skłonnych lekceważyć wywoływane przez daną technologię reakcje społeczne.
Chyba dla nikogo, kto zdecydował się sięgnąć po tę książkę, nie jest zaskoczeniem, iż odpowiedź, której udzielam na pytanie o wykorzystywany przy wdrażaniu energetyki jądrowej model zarządzania innowacjami technologicznymi, wskazuje na dominację klasycznego, odgórnego (w sensie top-down) podejścia opartego na technicznym modelu zarządzania ryzykiem, co pociąga za sobą odrzucenie modelu odwołującego się do udziału społeczeństwa w procesie decyzyjnym.
Samo to jednak ustalenie nie jest w zasadzie zbyt odkrywcze i stanowi zaledwie punkt wyjścia do postawienia właściwego pytania tej pracy:
jakie są przyczyny nieobecności społecznego zarządzania technologią w polskim programie energetyki jądrowej?
Poszukiwanie możliwych odpowiedzi na to pytanie to zasadniczy cel zawartych tu rozważań. Przy czym jako niewystarczające odsuwam na bok wyjaśnienia odwołujące się do strukturalnych, systemowych cech polskiej demokracji i systemu decyzyjnego, które bez wątpienia utrudniają stosowanie oddolnych mechanizmów włączających obywateli w proces podejmowania decyzji. Jednakże jak wskazuje zebrany materiał badawczy, ograniczenia udziału społeczeństwa w debacie publicznej są pochodną nie tylko uwarunkowań strukturalnych, dogłębnie opisanych w polskich naukach społecznych, ale także w dużym stopniu efektem intencjonalnych, podmiotowych działań określonych grup aktorów społecznych mających na celu wykluczanie innych aktorów z dyskursu. Wykorzystując podejście oparte na teorii grup interesów, staram się pokazać, iż przyczyn nieobecności społecznego zarządzania technologią należy poszukiwać w zazwyczaj niejawnych, ukrywanych działaniach grup interesów. Wykorzystują one dostępne im zasoby i zajmowaną pozycję w strukturach władzy (zwłaszcza nieformalnej) do takiego kształtowania przestrzeni dyskursu dotyczącego energetyki jądrowej, by wykluczyć z niej lub zmarginalizować podmioty obywatelskie, pochodzące spoza „złotego trójkąta” nauki, biznesu i władz publicznych.
W pracy tej stawiam zatem zasadniczo trzy główne hipotezy: o dominacji technicznego modelu zarządzania ryzykiem w podejściu do kontrowersji związanych z energetyką jądrową; o nieobecności społecznego zarządzania technologią w procesie decyzyjnym; o intencjonalnym blokowaniu i utrudnianiu włączania aktorów obywatelskich oraz marginalizowaniu ich pozycji w dialogu o energetyce jądrowej. Niejako przy okazji staram się pokazać, jakie są relacje między teorią a praktyką, jeśli chodzi o wykorzystywanie społecznej propozycji i ustaleń formułowanych w dyskursie akademickim. Hipoteza z tego poziomu „metarefleksji teoretycznej” jest raczej przygnębiająca (choć nie zaskakująca) i mówi o ignorowaniu w polskiej praktyce zarządzania innowacjami technologicznymi kluczowych elementów dorobku – zarówno polskiej, jak i światowej – refleksji akademickiej w tym obszarze.
To niewykorzystanie otwartego przy okazji przygotowywania i realizacji Programu Polskiej Energetyki Jądrowej „okna możliwości” w zakresie wdrażania w Polsce odpowiednich standardów zarządzania kontrowersyjnymi innowacjami technologicznymi oddziałuje także na procesy decyzyjne dotyczące innych technologii, czego przykładem może być spór o uprawy roślin genetycznie modyfikowanych w Polsce, który tkwi w impasie od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej.
Potrzebę wypracowania takiego systemu zarządzania widać również w obszarze energetyki,
w kontekście dyskusji związanych z globalną polityką klimatyczną i koniecznością zajęcia stanowiska w sporze o sposoby redukcji emisji CO2. Także rozwój przyszłych technologii opartych na osiągnięciach neuronauki, cyfryzacji i automatyzacji – takich jak sztuczna inteligencja – stanowi przykład wyzwań dla zarządzania innowacjami technologicznymi, przed którymi także Polska stanie już niedługo – a właściwie stoi już dziś.
W niniejszej pracy przyjmuję dość wyraźnie aprobatywne stanowisko w odniesieniu do udziału społeczeństwa w procesach decyzyjnych dotyczących rozwoju energetyki. Wynika ono z kilku faktów. Po pierwsze, z ustaleń z zakresu badań nad zarządzaniem innowacjami, które wydają się nie pozostawiać wątpliwości co do przewagi modelu deliberatywno-partycypacyjnego nad elitystycznym w odniesieniu do wzbudzających silne kontrowersje społeczne technologii.
Krótko mówiąc, pozwala on bardziej efektywnie uchwycić specyfikę procesów wdrażania tych innowacji w życiu społecznym niż inne podejścia.
Po drugie, za podejściem typu technology governance przemawia także doświadczenie krajów wdrażających nowe technologie. Choć jest to podejście ze wszech miar bardziej kosztowne, złożone, czasochłonne i trudniejsze w stosowaniu niż klasyczne modele, okazuje się częściej wykorzystywane niż inne. Po trzecie wreszcie, za moją sympatią wobec modelu partycypacyjno-dialogowego kryje się również
wybór światopoglądowy, który w ramach uczciwości autora wobec czytelników powinien zostać nazwany we wstępie. Uważam ten paradygmat nie tylko za bardziej skuteczny w zarządzaniu innowacjami technologicznymi, ale także za lepszy w kategoriach etyki społecznej – a zatem dający większe szanse na urzeczywistnienie pewnych fundamentalnych dla demokracji wartości, takich jak sprawiedliwy, transparentny i otwarty sposób podejmowania decyzji, zapewnienie wszystkim zainteresowanym stronom prawa głosu, umożliwienie artykulacji i uwzględniania interesów różnych grup i środowisk społecznych, stworzenie mechanizmów oddolnej kontroli nad procesami decyzyjnymi czy dbałość o odpowiedzialny
rozwój całej wspólnoty.
Również sposób prowadzenia badań i przygotowywania tej pracy był w pewnym sensie nasycony tą perspektywą, która pociąga za sobą określoną opcję metodologiczno-teoretyczną. Zdecydowanie najbliżej mi jest do tradycji socjologii zaangażowanej i krytycznej (uprawianej dziś głównie pod postacią „socjologii publicznej”), która jest ukierunkowana na formułowanie ustaleń, z których „coś wynika” dla praktyki społecznej. Na ile udało mi się to zrealizować w niniejszej pracy, można ocenić na dalszych stronach. Nie zajmuję jednak stanowiska w sprawie zasadności budowy elektrowni atomowej w Polsce; w tej pracy interesuje mnie sam proces wypracowywania i podejmowania decyzji, niezależnie od jej charakteru. Zgodnie z podejściem deliberatywnym przyjmuję, iż by móc wyrobić sobie opinię pozwalającą opowiedzieć się za którymś z rozwiązań, niezbędna jest racjonalna i otwarta debata publiczna.
Podsumowanie: nieformalne grupy interesów w atomowym polu gry
Dotychczasowa analiza doprowadziła nas do konkluzji, iż taki, a nie inny układ przestrzeni komunikacji jest w dużym stopniu efektem podmiotowych (często intencjonalnych) działań, blokujących dostęp aktorów obywatelskich do zajmowanych przez wewnętrzne grupy interesu centralnych obszarów komunikacji.
Jak zgodnie wskazują badacze udziału obywateli w życiu publicznym (zob. Putnam 1995: 168; Gaventa 2004, Sroka 2013), zamykanie kluczowych obszarów decyzyjnych przed udziałem społeczeństwa obywatelskiego powoduje petryfikację istniejących relacji władzy, również władzy ukrytej. Barbara Gąciarz i Jerzy Bartkowski tak opisują to zjawisko w kontekście samorządu terytorialnego:
Zmniejszanie się partycypacji obywatelskiej w polityce przynosi utrwalenie się istniejących struktur władzy,
zapewnia utrzymanie przewagi interesów tych grup społecznych, które uzyskały dominującą pozycję w ramach obowiązującego ładu, oraz prowadzi do przewagi biurokracji i technokratów nad innymi aktorami procesów zarządzania publicznego (Gąciarz, Bartkowski 2012: 82).
Szersze otwarcie istniejącej na zasadzie przestrzeni „na zaproszenie” sfery dialogu o energetyce oznaczałoby zatem niebezpieczne dla grup dominujących rozszczelnienie systemu władzy oraz ryzyko istotnego naruszenia istniejących relacji i hierarchii pozycji niektórych aktorów. Zwraca na to uwagę John Gaventa, pokazujący, jak istniejące relacje władzy stabilizują granice przestrzeni partycypacji:
Otwarcie wcześniej zamkniętych przestrzeni może przyczynić się do nowej mobilizacji i procesów tworzenia świadomości aktorów, które mogą mieć potencjał otwarcia tych przestrzeni jeszcze szerzej.
Władza zdobyta w jednej przestrzeni może być użyta do wkroczenia do nowych obszarów (Gaventa 2004: 39).
W tym miejscu należałoby zatem zadać pytanie, jacy są ci faktyczni kluczowi aktorzy działający w obszarze energetyki jądrowej, jakie pozycje zajmują i jak wyglądają rzeczywiste relacje władzy w atomowym polu gry, kształtujące granice przestrzeni partycypacji i komunikacji oraz relacje między aktorami. W trybie hipotezy, której weryfikacja jest zadaniem wykraczającym poza cel tej książki, chciałbym wskazać na potencjał perspektywy nieformalnych grup interesów, która w moim przekonaniu oferuje obiecujące możliwości eksploracji atomowego pola gry.
Wskazówki odnośnie do kierunku dalszych poszukiwań dostarcza Jacek Sroka, wskazujący na to, że „luka po niewykształconej oddolnej aktywności obywatelskiej jest kolonizowana przez niezorientowane publicznie grupy interesu” (2013: 110). Oznacza to, że jedną z konsekwencji wykluczania aktorów obywatelskich z dialogu jest ryzyko zwiększenia się znaczenia grup interesu dysfunkcjonalnych z perspektywy dobra wspólnego. Zatem właśnie wśród nich należałoby szukać podmiotów, którym zależy na utrzymywaniu status quo i blokowaniu poszerzania obszaru deliberacji partnerów obywatelskich. W podobnym duchu Andrzej Rychard w posłowiu do książki Roberta Putnama Demokracja w działaniu
wskazuje na rozwijające się kosztem relacji obywatelskich relacje klientelistyczne (Rychard 1995: 313–316). W wydanej ponad 20 lat temu pracy Rychard zwracał uwagę na ryzyko zatrzymania procesu modernizacji
polskich instytucji publicznych, czego skutkiem byłoby zdominowanie życia publicznego przez układy klientelistyczno-korporacjonistyczne. Podobnie jak u Sroki, diagnoza Rycharda opiera się na założeniu, iż
w sytuacji braku silnych więzi obywatelskich (przejawiających się m.in. obywatelską kontrolą funkcjonowania instytucji publicznych), sfera publiczna jest „kolonizowana”
przez dysfunkcjonalne z perspektywy dobra wspólnego sieci powiązań i zależności o charakterze klientelistycznym.
Rychard podkreśla przy tym znaczenie relacji nieformalnych, leżących u podstaw klientelistycznych zależności między aktorami, które mogą konstytuować owe „niezorientowane publicznie grupy interesu”, wskazywane przez Srokę.
Również w koncepcji społecznego pola gry jest miejsce na analizę nieformalnych relacji grupowych; w konceptualizacji Ruszkowskiego społeczne pole gry to właśnie przestrzeń „obejmująca przede wszystkim
zachowania nieformalne, tzn. takie, które dopełniają działania w pełni sformalizowane i zinstytucjonalizowane” (2009: 153). Odpowiedzi na pytanie o podmioty sprawcze opisywanej sytuacji w energetyce jądrowej należałoby być może szukać właśnie wśród owych nieformalnych relacji, współtworzących społeczne pole gry. Takie zadanie przed socjologami stawiają zresztą również Łucki i Misiak, wskazujący na przykład książki Kai Gadowskiej pt. Zjawisko klientelizmu polityczno ekonomicznego: systemowa analiza powiązań sieciowych na przykładzie przekształceń sektora górniczego w Polsce (2002):
Ważnym polem działania socjologów energii jest ujawnianie nieformalnych porozumień poza oficjalnymi strukturami i negatywnych grup interesów ekonomicznych, często w postaci zakamuflowanej (Łucki, Misiak 2010: 98).
Podmiotem tego typu działań nie są już jednak po prostu grupy interesu. By opisać ten wymiar funkcjonowania społecznego pola gry, Ruszkowski proponuje pojęcie grupy interesów. Od tych pierwszych różnią się one mniejszym (bądź żadnym) stopniem formalizacji, dominacją działań nieformalnych i takimi też metodami rekrutacji członków; ich podstawową funkcją jest natomiast realizacja wspólnych, prywatnych interesów ich członków, a nie jednego, naczelnego interesu grupowego. Dzięki nieformalnemu charakterowi grupy te nie odpowiadają przed społeczeństwem za swoje działania, są przy tym także znacznie mniej liczebne (Ruszkowski 2009b: 32).
To właśnie grupy interesów są podstawowym podmiotem sprawowania władzy ukrytej,
opisywanej przez Gaventę. Ponieważ istotnym warunkiem utrzymania swojej pozycji i zachowania wpływu na sytuację jest nieujawnianie przez grupę interesów swoich rzeczywistych celów, kluczowe stają się działania ukryte (Ruszkowski 2009a: 153).
Jednocześnie grupy interesów często „podszywają się” pod formalne grupy interesu, działając w ich ramach i wykorzystując ich formalny status jako swój kapitał społeczny oraz ich kapitał polityczny, by prowadzić własną grę interesów (Ruszkowski 2009b: 33). Stąd też Ruszkowski nazywa grupy interesów aktorem w masce[1]:
[Są to] struktury o zdecydowanie elitarnym charakterze, obejmujące kilka, kilkanaście lub co najwyżej kilkadziesiąt osób. Uczestnikami grup interesów są osoby dysponujące określonym kapitałem. Może to być kapitał finansowy, kapitał społeczny, kapitał w postaci specjalistycznej wiedzy. […]
Zasadnicze znaczenie ma fakt, że grupy interesów działają w sposób nieformalny, często jest to działanie niejawne (Ruszkowski 2009b: 33).
Omawiając działalność grup interesów w społecznym polu gry, Ruszkowski zwraca uwagę na ryzyko jego dysfunkcjonalizacji w wyniku zdominowania przez grupę interesów nierespektującą zasad danego porządku, która zyskuje wpływ na formalne i nieformalne instytucje kontroli społecznej w danym obszarze praktyki społecznej (2009a: 152). Jednak niezależnie od ryzyka zdominowania pola gry przez jedną grupę, działalność grup interesów może być dysfunkcjonalna z innych powodów – np. poprzez petryfikowanie istniejących relacji władzy, osłabianie możliwości kontrolowania działań instytucji publicznych, ograniczanie wpływu społeczeństwa na procesy polityczne i utrudnianie partycypacji publicznej. Do opisania tego aspektu działalności nieformalnych grup interesów świetnie nadaje się stworzone przez Andrzeja Zybertowicza pojęcie ARGI, czyli AntyRozwojowych Grup Interesu.
Autor ten używa ogólnego pojęcia grup interesu, jednak definiuje je jako sieć powiązań między podmiotami, umożliwiającą swoim członkom realizację ich interesów (Zybertowicz 2013: 32–33). Jest to zatem rozumienie bardzo zbliżone do pojęcia „grup interesów”, używanego przez Pawła Ruszkowskiego. Co więcej, Zybertowicz również określa ARGI jako rodzaj nieformalnych aktorów działających w sieciach społecznych i podkreśla rolę interakcji opartych na wymianie dóbr między podmiotami w sieci jako istotną dla zrozumienia funkcjonowania ARGI (Zybertowicz 2013: 30). Tym, co wyróżnia ARGI spośród innych nieformalnych grup interesu/ów, jest właśnie ich antyrozwojowy charakter, który Zybertowicz rozumie jako osłabianie zdolności państwa do działania na rzecz dobra wspólnego (2013: 22–23). Jeśli za jeden z warunków sprawnego zarządzania zmianami generowanymi przez rozwój nowych technologii uznamy
podejmowanie decyzji w trybie społecznego zarządzania i z udziałem odpowiednio szerokich kręgów społeczeństwa, to w społecznym polu gry wokół energetyki jądrowej również można zasadnie doszukiwać się działalności grup typu ARGI.
O potencjale podejścia opartego na analizie nieformalnych grup interesów może także świadczyć zjawisko opisane przez amerykańską badaczkę Janine Wedel w książce Shadow Elite: How the world’s new power brokers undermine democracy, government, and the free market (2009). Autorka zwróciła uwagę na współczesny fenomen elastycznych sieci, w których działają grupy interesów. Elastyczne sieci (ang. flex net) cechują się tym, iż mają złożony i nieprzejrzysty charakter, a także umożliwiają unikatową konwersję zasobów (Wedel 2009: 5–15). Te dwie cechy sprawiają, iż elastyczne sieci wydają się doskonale pasować do analizy przestrzeni komunikacji wokół innowacji społeczno-technologicznych, które ze względu na
swoje oparcie na specjalistycznej i unikalnej wiedzy oraz kompetencjach umożliwiają konwersję rzadkiej wiedzy eksperckiej na inne rodzaje kapitału. Wydaje się, iż również w odniesieniu do fenomenu aktorów naukowych funkcjonujących jako pośrednicy między różnymi polami energetyki jądrowej można użyć pojęcia „elastycznych sieci”.
Przede wszystkim jednak elastyczne sieci składają się z aktorów działających w różnych sferach życia społecznego (Wedel 2009: 5–15). Nie ma tu zatem miejsca na klasyczne, jednolite grupy interesu. W tego typu sieciach występuje specjalny typ aktora, który Wedel nazywa „flexianami”: nie można ich przypisać do jednego sektora ani konkretnej grupy interesu.
„Flexianie” cechują się tym, że pełnią jednocześnie wiele funkcji społecznych w różnych typach instytucji, płynnie zmieniając swoje tożsamości i role oraz wykorzystując te zróżnicowane przynależności w grze w obrębie sieci.
Tworzone przez nich relacje z innymi aktorami mają zatem charakter pomostowy (w rozumieniu Marka S. Granovettera [1973]). „Flexianie” odgrywają istotną rolę w działalności nieformalnych grup interesów, gdyż umożliwiają wymianę i twórczą rekombinację zasobów dostępnych w różnych polach, a przy tym rozluźniają zasady działania instytucji, działając na pograniczu tego, co formalne, i tego, co nieformalne. „Flexianie” tworzą sferę nazywaną przez Wedel „elitą cieni” (shadow elite). Pozostając w cieniu, oddziałują na podejmowane decyzje, pozostając jednocześnie poza społeczną i obywatelską kontrolą.
Pojęcie „flexian” wydaje się szczególnie przydatne do opisania roli odgrywanej przez ekspertów i naukowców w polu gry energetyki jądrowej, a także płynnego przenikania się aktorów z trzech różnych pól, które widzieliśmy w analizie dyskursu medialnego:
Osoby, które kiedyś uważaliśmy za ekspertów ze względu na ich kwalifikacje, nie mogą dłużej być obdarzane zaufaniem jako bezstronne.
Wiele osób publicznych i „ekspertów” różnej maści – lewicowych, prawicowych czy centrowych – odgrywa nakładające się role bez pełnego ich ujawniana. Podczas gdy rzekomo działają w publicznym interesie, „flexianie” tworzą swoje role i zaangażowanie tak, by realizować swoje własne agendy. Ich prawdziwe lojalności i agendy nie są w pełni ujawniane ani łatwe do odkrycia. Uprawiając to, co nazywane jest „rozwijającymi się drzwiami” (evolving door), wykraczają poza drzwi obrotowe (revolving door) z przeszłości (Wedel 2009: 19).
Pewnym przykładem takiego sposobu funkcjonowania może być przypadek Andrzeja Strupczewskiego, określanego nie bez powodu mianem człowieka instytucji (przypomnijmy, że w wynikach analizy treści przekazu medialnego jego nazwisko pojawiało się najczęściej ze wszystkich osób i podmiotów naukowych). Ten pracownik NCBJ, popularny ekspert i komentator medialny, prezes SEREN, prelegent na wielu organizowanych przez podmioty prywatne wydarzeniach, był także członkiem zespołu doradców społecznych ds. kampanii informacyjno-edukacyjnej przy Ministerstwie Gospodarki. Podczas jednego ze spotkań tego zespołu, 12 sierpnia 2010 roku, omawiane były przygotowania do uruchomienia kampanii informacyjno-edukacyjnej oraz organizacja przetargu (w tym warunki i kryteria, jakie powinni spełnić oferenci)[2]. Po spotkaniu Andrzej Strupczewski zwrócił się do autora tej książki z propozycją pomocy w przygotowaniu oferty kampanii informacyjno-edukacyjnej dla jednej z firm planującej wziąć udział w przetargu:
Nawiązaliśmy kontakt z firmą X, która jak oceniamy, ma duże szanse na wygranie przetargu. Przez 3 miesiące trwała przerwa w działaniach MG, ale dzisiaj dostaliśmy list, który przesyłam w załączeniu. MG oczekuje, że firma X przedstawi swe poglądy na szereg punktów, które dla firmy zewnętrznej mogą być trudne do oceny. Zamierzamy firmie X w tym pomóc […]. Oczywiście jeśli firma X przegra, nasza praca pójdzie na marne, można będzie jednak wtedy proponować naszą współpracę innej firmie, która wygra. Jeśli natomiast X wygra, to zapewnimy sobie niezłe warunki finansowe[3].
Działanie Andrzeja Strupczewskiego można określić jako klasyczną sytuację konfliktu interesów, gdyby właśnie nie owa płynność przechodzenia z roli do roli. Bo kim w rzeczywistości jest Andrzej Strupczewski? Naukowcem? Popularyzatorem energetyki jądrowej? Ekspertem współpracującym z instytucjami publicznymi? Konsultantem firm z branży energetycznej? Doradcą rządowym? A może wreszcie ekologiem, jak lubi się przedstawiać? Wedel odpowiedziałaby, że każdym z nich po trochę, potrafiącym skutecznie konwertować zasoby naukowe na polityczne, te zaś na biznesowe, sprawnie przy tym wykorzystując dostępne kanały medialne. Wedel zwraca uwagę, że lojalność „flexian” nie jest związana z instytucjami, w których pracują, lecz tylko z ich własnymi interesami (i interesami tworzonych przez nich „elastycznych sieci”). Role i przynależności profesjonalne nie wyznaczają ich programów działania, lecz są przez nich wykorzystywane jako trampoliny do przeskoczenia do innego pola, tak jak Strupczewski próbował wykorzystać funkcję społecznego doradcy w MG do działalności konsultingowej.
Można by powiedzieć, że to tylko pojedynczy przykład, lecz takiemu funkcjonowaniu ekspertów w obszarze rozwoju i implementacji innowacji technologicznych służy uprzywilejowana pozycja ekspertów, uznawanych za niezależnych i bezstronnych, działających jedynie w interesie publicznym i cieszących się sporym autorytetem wynikającym z odgrywanych ról naukowych. Tymczasem – jak pokazuje wcześniejsza analiza – to właśnie środowiska naukowe wydają się pełnić „pomostowe” funkcje w atomowym polu gry, pośrednicząc między biznesem, władzami i nauką[4].
Taka pozycja sprzyja „uelastycznianiu” tożsamości i ról,
co z kolei może prowadzić do deformacji przestrzeni współzarządzania rozwojem naukowo-technologicznym.
Zarysowana perspektywa nieformalnych grup interesów stanowi propozycję zastosowania nowej heurystyki do analizy barier dla rozwoju podejścia partycypacyjnego w odniesieniu do kontrowersyjnych innowacji społeczno-technologicznych. Pozwala ona pójść krok dalej (głębiej?) poza formułowane do tej pory wyjaśnienia, odwołujące się przede wszystkim do systemowych cech polskiego ładu demokratycznego. Do jej podstawowych zalet należy umożliwienie analizy partycypacji w kategoriach relacji władzy, zarówno tej jawnej (widocznej), jak i ukrytej (niejawnej). Spojrzenie z perspektywy nieformalnych grup interesów pozwala również na zwrócenie uwagi na podmiotowy, a często intencjonalny wymiar kształtowania przestrzeni dialogu publicznego przez zajmujące uprzywilejowane pozycje „wewnętrzne” grupy interesów.
Sformułowana propozycja ma jednak przede wszystkim charakter hipotetyczny i stanowi zaledwie zarys pewnej perspektywy badawczej. O jej metodologicznej przydatności wypowiedzieć się będzie można dopiero po jej zastosowaniu.

Piotr Stankiewicz, Gra w atom. Społeczne zarządzanie technologią w rozwoju energetyki jądrowej w Polsce, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, 2017
Przypisy:
[1] Na marginesie warto zauważyć, iż na to samo zjawisko występowania w polu energetyki jądrowej „aktorów w masce” zwracał uwagę jeden z uczestników warsztatów, mówiący o „przebierankach”: „zakładamy cudze czapki, przedstawiamy jako głos nauki, a tak naprawdę stoi za tym interes biznesowy”. Typowym aktorem w masce (choć dość słabo kamuflującym się) jest opisane SEREN, które nota bene na warsztatach było umieszczane wśród instytucji naukowych, podczas gdy jego przedstawiciele określają się mianem „ekologów”.
[2] Źródła: obserwacja uczestnicząca, notatka Łukasza Kuźniarskiego (DEJ MG) podsumowująca spotkanie (w posiadaniu autora).
[3] E-mail do autora z 23.03.2011 roku.
[4] Ilustracją tego płynnego przechodzenia między polami może być sytuacja opisana przez byłego dyrektora w PAA: „Następnego dnia po mianowaniu, po moim wejściu do agencji czy objęciu funkcji dyrektora zadzwonił do mnie znany działacz. […] Działacz projądrowy, inżynier, ze środowiska politechnicznego, z Politechniki. […] Który zadzwonił do mnie. Ni mniej, ni więcej tylko powitał mnie. On z zewnątrz, mnie na stanowisku dyrektora. Informując, jakie problemy są przed Agencją i mną” (E/2).