Książka

Piotr Żuk, Paweł Żuk (red. nauk.): O kulturze strachu i przemyśle bezpieczeństwa

okładka książki O kulturze strachu i przemyśle bezpieczeństwa
fot. Wydawnictwo Oficyna Naukowa
Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 120 / (16) 2022

Czy moda na paramilitaryzm w Polsce to tylko niewinna zabawa, czy też przejaw kultury autorytarnej? Czy w dobie dominacji „bezpieczeństwa” nad „wolnością” musimy się godzić na kolejne ograniczanie praw obywatelskich? Czy nacjonalistyczne fobie i sztuczne podziały, wywoływane przez rządy i przywódców religijnych, można zastąpić oddolnymi porozumieniami między społeczeństwami? Czy we współczesnym świecie strach musi nam stale towarzyszyć? Czy można sobie wyobrazić politykę inną niż manipulacja emocjami społecznymi oraz podsycanie obaw i uprzedzeń wobec wyimaginowanych wrogów? (wstęp).

Wydawnictwu Oficyna Naukowa dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji. Zachęcamy do lektury całej książki.

Wstęp. Zarządzanie strachem i przemysłem bezpieczeństwa. Władza i kontrola społeczna w społeczeństwie mas

Sto lat od wybuchu pierwszej wojny światowej i siedemdziesiąt lat po zakończeniu drugiej w Europie i na świecie ład społeczno-polityczny zmienił się radykalnie, ale wciąż giną ludzie w konfliktach zbrojnych, wydatki na zbrojenia osiągają rekordowe poziomy i pojawiają się wciąż nowe konflikty militarne. Towarzyszą temu codzienne komunikaty mediów o czyhających wokół zagrożeniach i konieczności dodatkowych wydatków oraz podejmowania starań politycznych na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa narodowego.

Zgodnie z tezą Ulricha Becka, który twierdził, że poczucie niepewności, braku bezpieczeństwa, wrażenie życia w chaosie są stałym elementem społeczeństwa ryzyka, nie da się zneutralizować tych odczuć bez strukturalnych zmian społeczeństwa. Elity rozchwianego i pozbawionego nadzoru ze strony obywateli systemu politycznego wcale jednak nie mają zamiaru zredukować istniejącego poziomu niepewności i ryzyka. „Ryzyko i nierówność społeczna, a nawet ryzyko i panowanie, ryzyko i władza to dwie strony jednego medalu”[1]? twierdzi Beck. W tym ujęciu niepewność i sprawne zarządzanie strachem mogą być przydatnym narzędziem kontroli społecznej i sprawowania władzy.

Jest to szczególnie skuteczny sposób na kontrolę i manipulację na dużą skalę w społeczeństwie, które jest bierne, wycofane z życia publicznego, prezentuje niski poziom aktywności obywatelskiej, pozbawione jest na co dzień otwartej i szerokiej debaty społecznej.

Mówiąc językiem Charlesa Wrighta Millsa, zarządzanie strachem zapewnia komfort władzy zwłaszcza w „społeczeństwie mas”, w którym przetwarzanie opinii w działanie podlega kontroli oficjalnych instytucji i korporacyjnych mediów. W modelowym „społeczeństwie mas” przedstawiciele wyposażonych we władzę instytucji przenikają do różnego rodzaju kręgów społecznych, ograniczając niezależność opinii publicznej oraz wpływając na panujące i uznawane opinie społecznie. Jak pisał Mills, człowiek w „społeczeństwie mas”

nie formułuje swych pragnień – są one podsuwane z zewnątrz. Znajdując się zaś w masie traci wiarę w siebie, cechującą istoty ludzkie, jeżeli ją kiedykolwiek posiadał. Albowiem życie w społeczeństwie mas zaszczepia człowiekowi poczucie niepewności swej sytuacji i rodzi bezsilność, sprawia, że ludzie czują ustawicznie nieokreślony niepokój. Życie takie oddziela jednostkę od mocnej grupy, niszczy trwałe normy grupowe. Nie mając przed sobą jasno wytkniętego celu, człowiek z mas zatraca sens swego istnienia[2].

Społeczeństwo polskie jest obecnie wręcz modelową ilustracją teoretycznego konstruktu Millsa i ma wiele cech typowego „społeczeństwa mas”. Dodatkowo efekt rozbicia i zagubienia wzmacnia rekordowo niskie zaufanie społeczne. Kultura zaufania zawsze obniża napięcia i konflikty, wzmacnia więzy między ludźmi. W Polsce w dobie „realnego kapitalizmu” mamy jednak raczej do czynienia z atmosferą powszechnej nieufności, która sprzyja kulturze autorytarnej, represyjnym projektom politycznym, wymuszaniu zgody na zaostrzenie przepisów prawa karnego i promuje w polityce środowiska populistyczne, oferujące czarno-białą wizję świata.

Medialne „niusy” o zagrożeniach terroryzmem, toczących się wojnach, zagrażających Polsce konfliktach zbrojnych czy wzrastającej przestępczości z pewnością utrudniają budowanie kultury zaufania i otwartości wobec innych ludzi. Czy jednak są szanse na stworzenie bardziej racjonalnej, pokojowej i odrzucającej prymat wydatków na zbrojenia polityki? Czy moda na paramilitaryzm w Polsce to tylko niewinna zabawa, czy też przejaw kultury autorytarnej? Czy w dobie dominacji „bezpieczeństwa” nad „wolnością” musimy się godzić na kolejne ograniczanie praw obywatelskich? Czy nacjonalistyczne fobie i sztuczne podziały, wywoływane przez rządy i przywódców religijnych, można zastąpić oddolnymi porozumieniami między społeczeństwami? Czy we współczesnym świecie strach musi nam stale towarzyszyć? Czy można sobie wyobrazić politykę inną niż manipulacja emocjami społecznymi oraz podsycanie obaw i uprzedzeń wobec wyimaginowanych wrogów?

Te i wiele innych pytań stawiają autorzy artykułów zamieszczonych w prezentowanej książce. Są one bardzo aktualne w czasach, kiedy pod pretekstem wszechobecnych zagrożeń obcina się wydatki socjalne, a zwiększa kwoty wydawane przez państwo na „przemysł bezpieczeństwa”; kiedy ogranicza się prawa obywatelskie oraz rozszerza skalę inwigilacji i nadzoru ze strony aparatu represji; kiedy relacje między państwem a społeczeństwem wiążą się z naruszaniem zdobyczy ruchów demokratycznych minionych dwustu lat. W epoce Snowdena nie jest to jedynie przedmiot debaty akademickiej, ale sprawa dotycząca nas wszystkich.

Rządy na całym świecie robią, co mogą, by oduczyć obywateli cenienia swojej prywatności. Litania do znudzenia powtarzanych banałów przekonała ludzi, że powinni tolerować poważne naruszenia swojej sfery prywatnej; te uzasadnienia okazały się tak skuteczne, że władze gromadzą wielkie ilości danych o tym, co obywatele mówią, czytają, kupują i robią – z kim – a oni tylko temu przyklaskują[3].

Obrońcy represyjnych praktyk aparatu państwa lansują płytki banał, zgodnie z którym „ludzie uczciwi, niewinni i postępujący zgodnie z prawem nie mają nic do ukrycia i nie mają powodów do obaw”. W praktyce jednak sami twórcy tych represyjnych praktyk strzegą jak mogą wszelkich informacji, które mogłyby ukazać ich aktywność w szerszym świetle. Kiedy bowiem władza mówi o „bezpieczeństwie narodowym”, zazwyczaj chce ukryć jakieś wątpliwe moralnie działania przeciwko społeczeństwu. Natomiast kiedy słyszymy o „tajemnicy państwowej”, której nie może poznać opinia publiczna, chodzi najczęściej o ukrycie półlegalnych i nielegalnych działań ze strony aparatu państwa.

Problem w społeczeństwie polskim jest szczególnie dokuczliwy – liczba podsłuchów policyjnych, zapytań służb o bilingi czy miejsce logowania telefonu komórkowego jest najwyższa wśród wszystkich krajów Unii Europejskiej. Tego typu praktyki są poza jakimkolwiek nadzorem obywatelskim.

Dlatego przekazywana książka może być interesująca nie tylko dla adeptów socjologii, nauk politycznych czy badaczy kultury, ale dla wszystkich aktywnych obywateli i krytycznych obserwatorów sfery publicznej.

Wrocław, maj 2015

Paweł Żuk

Akceptacja Polaków dla zbrojeń. Przyczyny kulturowe i psychologiczne

17 lutego 2015 roku premier Ewa Kopacz wraz z ministrem obrony narodowej Tomaszem Siemoniakiem ogłosiła na konferencji prasowej, że od roku 2016 wydatki na obronność wzrosną i wyniosą nie mniej niż 2 proc. PKB. Ten wzrost wydatków na zbrojenia (do tej pory 1,95 proc. PKB) jest uzasadniany przez rządzących najczęściej trzema czynnikami:

● potrzebą unowocześniania polskiej armii;

● potrzebą utrzymania miejsc pracy w polskim przemyśle zbrojeniowym; większe wydatki na zbrojenia to więcej zamówień publicznych;

● wymogiem NATO, które nakazuje państwom członkowskim wydawać co najmniej 2 proc. PKB na armię. Premier Kopacz na wspomnianej konferencji powiedziała, że: „Filarem naszych inwestycji w armię będzie nasz polski przemysł zbrojeniowy. Wiąże się to również z utrzymaniem miejsc pracy”. I dodała: „Pieniądze, które w ramach tego 2 proc. PKB będą spożytkowane, będą służyć również implementacji bardzo nowoczesnych technologii i innowacyjności, która musi zagościć również w naszym przemyśle obronnym, a potem w naszej polskiej armii”[1].

Mniej oficjalnie mówi się, że zwiększenie wydatków na wojsko jest związane z konfliktem zbrojnym na wschodzie Ukrainy. Decydentom dużo łatwiej przeznaczać gigantyczne pieniądze na obronność w sytuacji, gdy jak powszechnie informują media, „wojna czai się w pobliżu polskich granic”. W przestrzeni publiczno-medialnej dominują głosy, że zwiększenie wydatków na wojsko i zbrojenia w obecnej sytuacji geopolitycznej staje się koniecznością. Konflikt na wschodzie Ukrainy niezmiernie spotęgował w Polsce strach przed zagrożeniem ze wschodu – atakiem militarnym Rosji na nasz kraj. Silna, nowoczesna armia ma obronić polskich obywateli przed potencjalnym agresorem. I dlatego ku uciesze polityków, wojskowych i koncernów zbrojeniowych Polska zbroi się po zęby.

Te wydarzenia i decyzje skłaniają jednak do postawienia pytania, dlaczego Polacy, którzy w większości nie ufają państwu i są niezadowoleni z jego funkcjonowania oraz odczuwają na własnej skórze niedofinansowanie wielu jego dziedzin (służba zdrowia, edukacja, pomoc socjalna), tak łatwo przyjmują do wiadomości informację o przeznaczeniu miliardów złotych z ich podatków na obronność.

Celem niniejszego artykułu jest próba wyjaśnienia przyczyn, dla których Polacy akceptują wydawanie olbrzymich kwot z budżetu państwa na zbrojenia. Miliardy na zbrojenia? pytania i wątpliwości Przeznaczanie 2 proc. PKB na budżet Ministerstwa Obrony Narodowej oznacza, że wraz ze wzrostem PKB wydatki na wojsko z roku na rok będą się zwiększać. W 2013 roku, kiedy 1,95 proc. PKB szło na wojsko, budżet ten wyniósł 30 mld zł[2]. Ponadto Polska zaczyna powoli wdrażać w życie poszczególne elementy wieloletniego programu modernizacji i dozbrajania armii „Program rozwoju Sił Zbrojnych RP w latach 2013-2022”. W dokumencie tym rozpisany jest harmonogram zakupów sprzętu wojskowego. Do 2022 roku Polska wyda astronomiczną sumę 130 mld zł na zakup broni! Zakłada się między innymi kupno 70 śmigłowców, co będzie kosztować budżet państwa 8-11 mld zł; w planach jest też wydanie 2,5 mld zł na zakup 90 bezzałogowych systemów powietrznych – dronów – i budowa tarczy antyrakietowej strzegącej polskiego nieba, której koszt wyniesie 5 mld dolarów.

Niebezpieczna dla demokratycznego państwa jest sytuacja, w której tak gigantycznym wydatkom na obronność nie towarzyszy żadna debata na ten temat – ani na poziomie mediów, ani na poziomie polityki. Oznaczać to może bowiem, że społeczeństwo jest odcinane od wpływu na rozwój państwa, a jego strategie rozwoje (antyrozwojowe) są w rękach różnej maści lobbystów i koncernów.

Polskie partie i politycy solidarnie w żaden sposób nie komentują przeznaczania tak olbrzymich pieniędzy na zbrojenia, co można odczytać jako ich akceptację. Również w mediach, poza pojedynczymi przypadkami, temat sensowności wydawania dziesiątków miliardów złotych na broń jest ignorowany. A pytań i wątpliwości w tej kwestii jest co niemiara. Podstawowe z nich brzmi: Jak na tych zakupach dla wojska mają skorzystać polskie firmy zbrojeniowe, skoro większość przewidzianego do nabycia sprzętu produkują firmy zagraniczne? Jest jasne, że polski przemysł zbrojeniowy znajduje się na dużo niższym poziomie technologicznym niż amerykański, izraelski czy zachodnioeuropejski. I nie jest w stanie z nimi konkurować. 130 mld zł w przeważającej części trafi na konta zagranicznych koncernów zbrojeniowych.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Wątpliwości budzi też zapowiedź – a może bardziej nadzieja – rządzących, że w wyniku kupna nowego sprzętu wojskowego nastąpi transfer nowoczesnych technologii do polskich przedsiębiorstw zbrojeniowych. Jednakże wydaje się chyba logiczne, że firmy amerykańskie czy izraelskie nie po to inwestują setki milionów dolarów w rozwój nowoczesnych technologii z dziedziny wojskowości, żeby się potem miały nimi z kimś dzielić. To jest czysty biznes i koncernom zagranicznym zależy wyłącznie na zysku i utrzymaniu dominującej pozycji na rynku.

Pojawia się także pytanie o ostateczne rozliczenie tych olbrzymich wydatków. Wiadomo, że koszty uzbrojenia to jedno, ale już po jego nabyciu pojawiają się nowe wydatki związane z jego eksploatacją. Na początku są to niemałe nakłady pieniężne na szkolenia, które muszą się odbyć, aby przygotować ludzi do obsługi tych kosztownych „zabawek”. Następnie wszystkie remonty i przeglądy techniczne również będą pokrywane z kieszeni polskiego podatnika. To będzie gwarantować koncernom zagranicznym dodatkowe dochody (bo z pewnością ze względu na możliwości technologiczne to one będą przeprowadzać te remonty i przeglądy), a dla Polski będzie to oznaczać nowe uszczuplenia w budżecie państwa. A zatem kwota 130 mld zł nie jest z pewnością tą ostateczną, którą przyjdzie zapłacić Polakom za bezpieczeństwo.

Można też zadać sobie pytanie, czy państwo polskie i jego administracja rządowo-wojskowa będą w stanie sensownie wydać tak wielkie pieniądze. Patrząc na trudności, związane chociażby z podpisywaniem kontraktów na budowę autostrad, można mieć w pełni uzasadnione wątpliwości.

I w końcu kwestia fundamentalna z punktu widzenia obywateli i ich standardu życia. Pojawia się tu kluczowe pytanie o priorytety rządzących i tak zwanych zwykłych obywateli. Czy zasadne jest wydawanie 130 mld zł na zbrojenia w sytuacji niedofinansowanej służby zdrowia, w wyniku czego pacjenci latami czekają na niektóre zabiegi medyczne i miesiącami na wizyty u specjalistów? Kiedy jasne jest, że we współczesnym świecie rozwój sektora nowoczesnych technologii napędza bogactwo krajów, a jest on warunkowany rozwojem nauki, Polska przeznacza pięć razy mniej na naukę niż na obronność – w 2014 roku w relacji do PKB nakłady na wojsko wyniosły 1,95 proc. (tj. 32 mld zł), na naukę zaś 0,39 proc. (tj. 6 mld 748 mln)[3]. Należy wątpić, by przeznaczenie miliardów na sprzęt wojskowy poprawiło jakość życia ludzi i konkurencyjność polskiej gospodarki. A mimo że za naszą wschodnią granicą toczy się konflikt, większość analityków, podobnie jak duża część polityków, przyznaje, że atak militarny Polsce nie grozi. Wojny nie będzie, ale zbroimy się, jakbyśmy byli mocarstwem walczącym na kilku frontach. Jak trafnie zauważa Mariusz Ziomecki:

Ta bonanza dla Ministerstwa Obrony Narodowej odbywa się w czasie, gdy gospodarka spowalnia prawie do zera a VAT podskoczył do europejskich stanów wysokich; gdy minister zdrowia głodzi szpitale i brutalnie dusi wydatki na leki, włącznie z onkologicznymi i innymi ratującymi życie; gdy szef resortu finansów i wicepremier ogłasza, że kraju nie stać na nowoczesny system emerytalny i wyciąga łapkę po oszczędności obywateli; gdy rząd skąpi pieniędzy na łagodzenie skutków katastrofalnego bezrobocia; gdy rodzice nie chcą dawać maluchów do żałośnie nieprzygotowanych szkół; gdy policja zmienia jazdę po nieukończonych polskich drogach w koszmar, bo nakazano jej za wszelką cenę zasilać budżet z mandatów […] Ale na wojsko forsa musi się znaleźć, czyż nie tak?

I na koniec Ziomecki zapytuje: „Nasi wysoko postawieni miłośnicy wojska po cichu robią nas, obywateli, w konia. Monstrualnie. Damy się?”[4]. Należy odpowiedzieć na to pytanie twierdząco: tak, damy się, już się daliśmy. Brak jakiejkolwiek debaty na temat wydatków na zbrojenia pokazuje to dobitnie. Problemem badawczym artykułu jest próba wyjaśnienia, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego w Polsce przeznaczenie tak gigantycznych pieniędzy na sprzęt wojskowy nie budzi żadnych społecznych emocji i dyskusji? Jak to jest, że społeczeństwo tak łatwo dało sobie wmówić, że kupowanie broni za 130 mld zł jest czymś nieodzownym?

fot. Wydawnictwo Oficyna Naukowa

Redakcja naukowa Piotr Żuk, Paweł Żuk, O kulturze strachu i przemyśle bezpieczeństwa, Oficyna Naukowa, Warszawa 2015


Przypisy:

Wstęp

1 Ulrich Beck, Społeczeństwo światowego ryzyka. W poszukiwaniu utraconego bezpieczeństwa, tłum. Bogdan Baran, Scholar, Warszawa 2012, s. 204.

2 Ch. Wright Mills, Elita władzy, b.tłum., Ignacy Rafelski (oprac. i red.), Książka i Wiedza, Warszawa 1961, s. 424.

3 Glenn Greenwald, Snowden. Nigdzie się nie ukryjesz, tłum. Barbara Gadomska, Agora, Warszawa 2014, s. 209.

Akceptacja Polaków dla zbrojeń. Przyczyny kulturowe i psychologiczne

1 Ewa Kopacz o finansowaniu armii, YouTube, https://www.youtube.com/watch?v=dyanInmqCp4 (dostęp: 1 marca 2015).

2 Polska się zbroi. Mimo kryzysu, wydatki na armię będą rosły z roku na rok, Wirtualna Polska, wiadomoœci.wp.pl, http://wiadomosci.wp.pl/kat,1020223,opage,10,title,Polska-siezbroi-Mimo-kryzysu-wydatki-na-armie-beda-rosly-z-roku-na-rok,wid,15269324,wiado mosc.html? (dostęp: 1 marca 2015).

3 Sejm przyjął budżet na 2015 r. 7,4 mld zł na naukę, NaukawPolsce.pap.pl, http://nauka wpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,403135,sejm-przyjal-budzet-na-2015-r-74-mld-zl-nanauke.html (dostęp: 9 marca 2015).

4 Mariusz Ziomecki, Szokujące zbrojenia Polski, ziomecki.natemat.pl, http://ziomecki. natemat.pl/62961,szokujace-zbrojenia-polski (dostęp: 9 marca 2015).

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 120 / (16) 2022

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Polityka # Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: