Powitajmy wiosnę! W zdrowym ciele i w zdrowym duchu
Powszechnie wiadomo, że w marcu jak w garncu, kwiecień plecień i oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale i tak uparcie przeczuwam już jej nadejście, w całej swej zielonej, ożywczej okazałości. I choć od wytyczania postanowień noworocznych minęło już trochę czasu, choć styczniowe tłumy napierające na siłownie rozpierzchły się, to może warto pod tę nadchodzącą wiosnę powrócić do dobrych nawyków tak, by móc powitać ją w pełni sił witalnych.
Zabrzmiało nazbyt optymistycznie a może i nawet (o zgrozo!) coachingowo? Nic z tych rzeczy, spokojnie. Ten tekst nie będzie o tym, jak schudnąć 20 kg w miesiąc ani o tym, jak cudownie zmienić swoje życie na lepsze. Nikt zresztą niczego za nas nie zrobi, a na pewno nie jakaś felietonistka pisząca w duchu „wiosna, ach to ty!”, podczas gdy na świecie dzieje się tyle złego. No właśnie, tyle złego, wokół same przygnębiające wiadomości. To tak dla odmiany, zamiast dziennej dawki strachu i niepokoju – kilka nieśmiałych wskazówek, jak odzyskać spokój w głowie i energię w ciele.
Spacer – najprostsza forma ruchu na wyciągnięcie ręki
W kapitalistycznym, „usługowym” świecie większość z nas pracuje przed komputerami, w pozycji siedzącej. A nasze kręgosłupy bardzo tego nie lubią. Po ośmiogodzinnej walce o przetrwanie, najczęściej nie mamy zbyt wiele ochoty, by zrobić coś dobrego dla naszego ciała. Część z nas instynktownie odrzuca pomysł wyciskania ostatnich potów na siłowni – i nie ma w tym nic złego. Gorzej, jeśli jedynym odpoczynkiem ma być wpatrywanie się w ekrany telewizorów, smartfonów czy laptopów, oczywiście znów w pozycji siedzącej.
I teraz prosta, banalna prawda, tajemnica poliszynela wręcz (nie tyle tajemnica, o której wszyscy wiedzą a nikt nie mówi; tutaj raczej: wszyscy wiedzą, że wypadałoby robić, a nikt nie robi) – możemy przecież wyjść na spacer.
Mówi się, że już pół godziny dziennie to dobrze albo że najlepiej 10 tysięcy kroków (czyli prawdopodobnie około 5 km). Nie chcecie tego liczyć? Nie liczcie, po prostu chodźcie, ile możecie, dotleniajcie się. Organizm na pewno wam za to podziękuje.
Jeśli nie jest to wystarczająco przekonujące, no bo przecież „tak mało czasu” albo „taka okropna pogoda” (swoją drogą: nie ma złej pogody, są tylko źle dobrane ubrania), pozwolę sobie przypomnieć (bo przecież w teorii wszyscy o tym wiemy) jakie korzyści płyną ze spacerowania.
Dotleniając się, przyspieszamy przepływ krwi w organizmie, a zatem usprawniamy pracę serca, układu oddechowego i nerwowego. Spacer to także dobry sposób na odstresowanie i polepszenie samopoczucia, bowiem w jego trakcie wydzielane są endorfiny, w tym słynny hormon szczęścia czyli serotonina.
Systematyczne spacerowanie poprawi wreszcie naszą odporność – po pierwsze, nic nie zabija jej tak dobrze jak suche powietrze, po drugie – spacerując w słoneczne dni, zwiększymy wydzielanie witaminy D. Jeśli chodzi o walory „estetyczne” – żwawy spacer owszem, może przyspieszyć nasz metabolizm i pomóc spalić kalorie. Czy to mało? Wnikliwi znajdą z pewnością jeszcze więcej pozytywów. I, podkreślmy, jest to naprawdę najprostsza, najmniej wymagająca forma ruchu. Warto zacząć już dzisiaj…
Wyższy stopień „wtajemniczenia” – basen
Zdaję sobie sprawę, że ta forma sportu nie jest już dla każdego. No, bo przecież „boję się wody, nie umiem pływać” albo najlepsze, co usłyszałam i z czym trudno się kłócić „nie lubię wody, bo woda jest mokra”… Jasne, strach (choć to akurat można pokonać), antypatia, „mokrość” wody – nie będziemy z tym dyskutować. Ale z tymi, którzy twierdzą, że to za dużo roboty z tym przebieraniem się, suszeniem albo, że przy brzydkiej pogodzie łatwo zachorować wychodząc z mokrą głową – już możemy. Powtórzmy jak mantrę: złej pogody nie ma, są tylko nieodpowiednie ubrania. A dla pływania naprawdę warto poświęcić chwilę dłużej na wysuszenie się. Oto dlaczego.
Po pierwsze, pływanie pełni rolę zarówno profilaktyczną jak i rehabilitacyjną, gdyż pływając angażujemy w zasadzie wszystkie mięśnie. Jeśli w dodatku robimy to poprawnie, to nie obciążamy pleców ani stawów. Wręcz przeciwnie: wzmacniamy mięśnie, zwłaszcza grzbietu, które podtrzymują nasz kręgosłup, dlatego pływanie jest dobrym sposobem korekcji wad postawy, a elastyczność i ruchomość stawów znacznie się poprawia.
Po drugie, korzyści płyną również dla naszego układu oddechowego, bowiem zwiększamy pojemność płuc. Tym samym zmniejsza się ryzyko zawału, udaru, czy cukrzycy. Pływanie łagodzi również wysokie ciśnienie krwi.
Nie wspominając już o relaksie, a to za sprawą regularnego oddychania i wydzielania endorfin. Aha, jeszcze względy „estetyczne”: pływanie należy do tych form ruchu, podczas których tkankę tłuszczową spala się szybko. I w moim odczuciu: bezboleśnie.
Jeśli basen jest jednak przeszkodą nie do przeskoczenia z powodu nieumiejętności pływania i obezwładniającego strachu, może warto pomyśleć chociaż o aqua aerobiku. Woda ułatwi wykonanie ćwiczeń, które dla części z nas mogą okazać się niemożliwe do wykonania na sali.
Hathajoga czyli praktyka asan
Potocznie zwana jogą, w istocie jednak praktyka asan stanowi tylko część jogi, będącej całością pewnego systemu filozoficznego. W tym miejscu pragnę skupić się na części praktycznej, a więc konkretnie na wykonywaniu asan (określonych pozycji ciała), pranajamie (praktyce oddechowej) i ewentualnie medytacji.
Hathajoga, w porównaniu z wyżej wymienionymi aktywnościami, nie jest już tak „bezkolizyjna”. O ile trudno jest mi wyobrazić sobie skutki uboczne spacerowania czy pływania (albowiem nie proponuję nikomu spaceru po autostradzie oraz wątpię, by ratownicy na basenach pozwolili komukolwiek się utopić), to już nieprawidłowe wykonanie pozycji może nam zaszkodzić. Z tego względu pierwsze zajęcia lepiej byłoby odbyć z profesjonalnym instruktorem, pamiętając również o tym, że mimo licznych korzyści praktyki, niektóre pozycje nie są polecane przy pewnych wadach kręgosłupa.
Mimo ewentualnych ograniczeń, warto zainteresować się hathajogą i jej dobroczynnym wpływem na ciało i umysł. Najważniejszymi efektami płynącymi z regularnej praktyki są: zlikwidowanie bólów kości, stawów czy głowy; regeneracja systemu nerwowego i układu krążenia; zwiększenie zakresu ruchomości stawów oraz zwiększenie wydajności mięśni i ścięgien; dotlenienie i oczyszczenie organizmu z toksyn; zmniejszenie stresu i poprawa samopoczucia; przyspieszenie metabolizmu i ujędrnienie skóry, a także usprawnienie pracy serca. Krótko mówiąc, oddziałujemy na prawie wszystkie układy i narządy w naszym ciele.
Może okazać się, że praktyczna strona tak bardzo przypadnie nam do gustu, że zainteresujemy się innymi aspektami jogi, rozumianej przez niektórych nawet jako „sztuka życia”, czy „nauka zgłębiająca techniki, dzięki którym możemy pozbyć się iluzorycznej zasłony stojącej między nami a ożywczą siłą życia”.
Donna Farhi dodaje, że „praktykujemy ni mniej ni więcej, tylko sztukę stawania się człowiekiem” i aby się tego nauczyć, trzeba zadać sobie pytanie, „czy na pewno przyczyniam się do powstania świata, w którym chcę żyć?”
Swoją drogą tego typu pytanie warto by było zadawać sobie co jakiś czas tak czy tak, bez względu na to czy zainteresujemy się jogą jako filozofią, hathajogą jako sportem, czy też nie zainteresujemy się tym wcale…
Opisałam akurat te trzy aktywności, bo sama je preferuję, ale pamiętam, że „dla każdego coś miłego, każdemu jego raj, żyj jak chcesz i innym żyć daj”. Zatem jeśli wolicie jazdę na rowerze, nordic walking, wspinaczkę, bieganie, siłownię, taniec (nawet jeśli tylko w czterech ścianach podrygując do ulubionej muzyki!) czy jakąkolwiek inną aktywność – do dzieła. Taki czy inny sport wpłynie z pewnością najkorzystniej na nasze ciało, ale i wymęczonej psychiki nie pozostawi samej sobie.
Nie zapomnijmy jednak o innym pokarmie dla duszy, jakim jest kultura…
Pokarm dla duszy – literatura i teatr
Mój ulubiony portugalski poeta, Fernando Pessoa, powiedział, że „literatura to najprzyjemniejszy sposób ignorowania życia”. Trudno się z tym nie zgodzić: książki pozwalają uciec choć na trochę od szarej rzeczywistości i przenieść się w inny świat, pomagają rozwijać naszą wyobraźnię, kreatywność. Może i nawet dać wytchnienie skołatanym nerwom.
Nie będę jednak polecać konkretnych lektur: dla każdego jego preferowany gatunek, autor. Oczywiście korci zachwycać się językiem i powieściowymi światami mojego ukochanego współczesnego polskiego pisarza – Wiesława Myśliwskiego (któremu, gdyby to ode mnie zależało, przyznałabym Literacką Nagrodę Nobla), ale to może kiedyś, w innym tekście… Na razie nie pozostaje nic innego, jak zachęcać do czytania, a jeśli to tylko możliwe, oczywiście na świeżym powietrzu.
Tymczasem ośmielę się jednak polecić coś niejako powiązanego z literaturą – sztuki teatralne, często przecież oparte na klasyce literatury. Jako że Tygodnik Spraw Obywatelskich pochodzi jak ja, z Łodzi, polecać będę łódzki teatr. Niech więc czytelnicy z innych miast nie poczują się pominięci – poza tym, że, jak obwieszcza billboard na wjeździe do miasta, Łódź jest najbardziej zakorkowana i dziurawa, to jest przy okazji najbardziej klimatyczna i warto się tu wybrać. Właśnie chociażby do teatru – subiektywnie polecę konkretnie Teatr im. Stefana Jaracza (dodam, że za tę „reklamę” nie czerpię żadnych korzyści finansowych, polecam z własnej nieprzymuszonej woli).
Jak powiedział Ireneusz Czop (świetny, wieloletni aktor tegoż teatru), „serial to szybkie, niezłe danie kupione na ulicy. Teatr to kolacja u bliskiej osoby, przygotowana specjalnie dla ciebie”. Zatem zamiast odpoczynku przed telewizorem / laptopem i serialem, może warto zajrzeć do teatru, na intelektualną ucztę przygotowaną przez znakomitych artystów? W obecnym sezonie moimi aktorami-faworytami są zdecydowanie Agnieszka Skrzypczak oraz Marek Nędza, dlatego nie powinno dziwić, że większość polecanych sztuk będzie z nimi w rolach głównych. Jak być subiektywną, to na całego. Dodam jednak dla porządku, że cała ekipa Teatru Jaracza jest znakomita.
Na pierwszy ogień sztuka na podstawie dramatu Magdaleny Drab w reżyserii Rafała Sabary – „Słabi”. To groteskowa, a jednocześnie bardzo prozaiczna opowieść o inności, nieprzystawalności do „norm” wyznaczonych przez społeczeństwo. Wszystkie przedstawione w niej historie są banalne, ale „opowiedziane z dużą dozą ironii i czułości”. Krótko mówiąc – jeśli szukamy czegoś ambitnego, ale jednocześnie niezbyt przytłaczającego – to ta sztuka będzie idealnym wyborem.
Jeśli z kolei jesteśmy bardziej nastawieni na powiązania z literaturą, możemy wybrać się na „Listy na (nie)wyczerpanym papierze” w adaptacji i reżyserii Sławomira Narlocha, a powstałej na podstawie korespondencji dwójki zakochanych artystów – Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory. „Z burzliwej relacji poetów wyłania się uniwersalna opowieść o miłości”. Ponadto usłyszymy „niezapomniane piosenki Osieckiej i Przybory w zaskakujących aranżacjach”.
Idąc tropem muzycznym, nie można nie wspomnieć o jednym z piękniejszych spektakli – „Umrzeć z tęsknoty. Najpiękniejsze piosenki żydowskie” w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego, pod kierownictwem muzycznym Teresy Stokowskiej-Gajdy. Znajdziemy się w świecie pięknych piosenek z mądrymi, budującymi tekstami oraz wspaniałych możliwości wokalnych aktorów. Na tym spektaklu byłam już kilka razy – wspaniałe widowisko, które nigdy się nie nudzi, gdzie na bisach publiczność niemal tańczy podśpiewując „piękna jest chwila piękna, dopóki trwa! (…) Życie, niech życie trwa, piękne życie niech wiecznie trwa!”
W aktualnym repertuarze odnajdziemy również świetną sztukę pt.: „Pamięć wody” w reżyserii Bogdana Toszy, a także nieco klasyki: „Szklaną menażerię” (Tennessee Williams) w reżyserii Pawła Paczesnego (na której jeszcze wprawdzie nie byłam, ale pamiętając inny spektakl na podstawie tego autora czyli „Kotkę na gorącym blaszanym dachu” w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej – jestem pewna, że będzie warto) oraz „Dziady” w reżyserii Adama Stoki. Ta sztuka w Jaraczu również przede mną, ale znając niesamowite możliwości aktorów – mam pewność, że wyjdę z niej zadowolona duchowo. To jest właśnie najlepsze w tym teatrze – nawet jeśli temat sztuki mówiąc potocznie „nie podejdzie”, uznamy, że jest za ciężka, że za dużo tego katharsis na wieczór po pracy – to absolutnie zawsze pozostanie zachwyt nad grą aktorską.
Mimo ewidentnej „Jaraczowej preferencji”, inne teatry również mrugają do mnie okiem i zachęcają, by do nich zajrzeć. Takim przykładem jest Teatr Kamila Maćkowiaka (świetnego aktora) czy Teatr Nowy im. K. Dejmka. Na chwilę pisania tego artykułu zdążyłam już zachwycić się „Idiotą” w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego (ze wspomnianymi już Kamilem Maćkowiakiem i Agnieszką Skrzypczak w rolach głównych). Po tym spektaklu dobrze zadać sobie pytanie, co musi się stać, abyśmy zaczęli myśleć naprawdę…
Z kolei w Nowym przeżyłam prawdziwe katharsis parę lat temu na sztuce „Kobro” czy całkiem niedawno, odnalazłam wiele współczesnych problemów w sztuce „1968 // biegnij, mała, biegnij”, gdzie wspominano dużo o wolności i o tym, jak kruchą jest wartością i jak łatwo ją utracić. W jaki sposób poradzić sobie z „ciężarem politycznych i społecznych zawirowań, wobec których jednostka pozostaje często bezradna”?…
Według niektórych sztuka powinna pobudzać do myślenia, skłaniać do refleksji, inni widzą sztukę bardziej jako formę rozrywki. Szczęśliwie często połączenie tych dwóch „funkcji” nie jest niewykonalne. Mamy duży wachlarz możliwości jeśli chodzi o wybór ulubionego miejsca kultury. Po prostu warto o tym pamiętać w codziennej gonitwie.
A na koniec…
Na koniec życzę wszystkim pogody ducha, który w zdrowszym ciele z pewnością będzie zdrowszy. A poza tym życzliwości dla drugiego człowieka, empatii, wzajemnego szacunku. Mniej narzekania, a więcej działania. Dostrzegania tego, co dobre (oczywiście nie na siłę, „coachingowo”, chodzi po prostu o to, by nie wypatrywać tylko tego, co złe). Stawiania czoła strachom i niepokojom dnia codziennego. Nie dajmy się zdominować przez negatywne emocje. Wybierzmy jasną stronę mocy.
Zostawiam z Tadeuszem Różewiczem (czyli jednak trochę poezji przemycę):
Kochani ludożercy
nie patrzcie wilkiem
na człowieka
który pyta o wolne miejsce
w przedziale kolejowym
zrozumcie
inni ludzie też mają
dwie nogi i siedzenie
kochani ludożercy
poczekajcie chwilę
nie depczcie słabszych
nie zgrzytajcie zębami
zrozumcie
ludzi jest dużo będzie jeszcze
więcej więc posuńcie się trochę
ustąpcie
kochani ludożercy
nie wykupujcie wszystkich
świec sznurowadeł i makaronu
nie mówcie odwróceni tyłem:
ja mnie mój moje
mój żołądek mój włos
mój odcisk moje spodnie
moja żona moje dzieci
moje zdanie
Kochani ludożercy
Nie zjadajmy się Dobrze
bo nie zmartwychwstaniemy
Naprawdę
Źródła:
- Donna Farhi, Joga sztuka życia. Spokój i równowaga na co dzień, Wydawnictwo Czarna Owca, 2020
- Spacery – świetny sposób na zachowanie zdrowia [dostęp: 06.03.2023]
- Zalety pływania: wzmacnia mięśnie i odciąża kręgosłup [dostęp: 06.03.2023]
- Joga – ćwiczenia, efekty i odmiany jogi. Co daje joga? [dostęp: 06.03.2023]