Felieton

Pracownicy do rad nadzorczych

sala konferencyjna
fot. websubs z Pixabay

Dzięki obecności w radach nadzorczych reprezentantów załogi spółki prowadzą bardziej stabilną politykę zatrudnienia i rzadziej zwalniają pracowników podczas kryzysów. Niestety w Polsce delegaci załogi występują jedynie w radach nadzorczych obecnych lub byłych spółek Skarbu Państwa.

Jedną z nielicznych zalet prywatyzacyjnej spuścizny z lat 90. było wprowadzenie, niejako przy okazji, elementów partycypacji pracowniczej do współczesnej Polski. Żeby udobruchać pracowników spółek przeznaczonych do prywatyzacji, w 1996 roku wprowadzono obowiązkową delegację pracowniczą do rad nadzorczych komercjalizowanych przedsiębiorstw państwowych.

Komercjalizacja, czyli przemiana przedsiębiorstwa państwowego w spółkę prawa handlowego, miała być pierwszym krokiem ku jego prywatyzacji. W powstałych w ten sposób spółkach pracownicy otrzymali prawo wyboru dwóch delegatów w radzie nadzorczej liczącej sześciu członków. Do rad nadzorczych liczących 7-10 członków załoga może wybierać trzech reprezentantów. Natomiast w radach liczących 11 członków lub więcej powinno znajdować się czterech reprezentantów strony pracowniczej. Te bardzo skromne uprawnienia, dające załodze możliwość wyboru około jednej trzeciej rady nadzorczej, są jak do tej pory największym osiągnięciem partycypacji pracowniczej w III RP. Co chyba dobrze oddaje model gospodarczy przyjęty nad Wisłą.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Wiążący to jeszcze nie wiążący

Nawet te skromne uprawnienia nie zawsze były respektowane.

W 2011 roku walne zgromadzenie KGHM Polska Miedź S.A. odmówiło uznania wyboru do rady nadzorczej trzech wybranych w głosowaniu przedstawicieli załogi. Między innymi Leszka Hajdackiego, który zasiadał w niej od 2002 roku. Zgromadzenie, kontrolowane przez ówczesnego ministra Skarbu Państwu Aleksandra Grada, „przyklepało” jedynie wybór siedmiu członków, pomijając trzech delegatów załogi. Pomimo tego, że według ustawy wynik wyboru pracowników na członków rady nadzorczej jest wiążący dla walnego zgromadzenia spółki.

Dlaczego w ogóle kontrolowane przez ministra Grada zgromadzenie nie chciało się zgodzić na trzech wybranych delegatów? Gdyż byli związkowcami, a związki nieco wcześniej dosyć intensywnie domagały się podwyżek. Najwyraźniej zbyt intensywnie, co nie spodobało się ministrowi.

Jakby tego było mało, zarówno sąd okręgowy jak i sąd apelacyjny podtrzymały decyzję zgromadzenia. To może się wydawać nieprawdopodobne, ale według sądów przepis mówiący, że „wynik wyborów jest wiążący dla walnego zgromadzenia” nie oznaczał jeszcze, że wynik wyborów jest wiążący dla walnego zgromadzenia. Co oznaczałoby po prostu, że cała partycypacja pracownicza w skomercjalizowanych spółkach jest jedną wielką fikcją i otwarłoby to drogę do rugowania pracowników z rad nadzorczych wszystkich pozostałych przedsiębiorstw. Na szczęście sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który stwierdził, że walne zgromadzenie nie może nie zgodzić się na wybór załogi. Co prawda SN nie wymógł na zgromadzeniu akceptacji trzech delegatów, a jedynie wskazał im drogę odwoławczą, jednak wyrok ten przynajmniej uniemożliwił rugowanie pracowników z rad nadzorczych w przyszłości. Sam Hajdacki od 2016 roku znów jest członkiem rady nadzorczej KGHM.

Problem w tym, że poza spółkami Skarbu Państwa, obecnymi lub byłymi, próżno szukać delegatów załogi w radach nadzorczych. Chociaż formalnie nie ma ku temu przeszkód. Partycypacja pracowników w zarządzaniu lub nadzorowaniu spółek prywatnych praktycznie nie istnieje. A przecież są przykłady państw, w których tego typu rozwiązania mają się bardzo dobrze.

Kierunek: północ

W Polsce pod tym względem i tak nie jest najgorzej. W 2018 roku w 12 państwach Europejskiego Obszaru Gospodarczego nie istniały żadne regulacje zobowiązujące spółki do zapewnienia załogom miejsc w radach nadzorczych. Mowa o Belgii, Bułgarii, Cyprze, Estonii, Islandii, Włoszech, Łotwie, Liechtensteinie, Litwie, Malcie, Rumunii i Wielkiej Brytanii. Nasz kraj należy do grupy państw, w których obowiązkowa reprezentacja załogi w radzie została ograniczona do obecnych lub byłych spółek Skarbu Państwa. Podobnie jest także w Grecji, Irlandii, Portugalii i Hiszpanii. W pozostałych 14 państwach EOG załogi mają prawo delegować swoich przedstawicieli do rad zarówno w sektorze publicznym jak prywatnym.

Najczęściej przywoływana w tym kontekście jest partycypacja pracownicza w Niemczech. Za Odrą strona pracownicza ma możliwość wybierania delegatów do rad nadzorczych spółek zatrudniających powyżej 500 pracowników. Przy czym w spółkach zatrudniających 500-2000 pracowników załoga ma prawo wyboru jednej trzeciej rady, natomiast w tych największych nawet połowę.

Co jest o tyle istotne, że rady to organy kolegialne, które podejmują decyzje zwykle w drodze głosowania. Odrębne przepisy dotyczą niemieckiego przemysłu węglowego i stalowego. Tam w przedsiębiorstwach liczących powyżej tysiąca pracowników załogi mają prawo wyboru połowy rady, do której wchodzi jednak także dodatkowa „osoba neutralna”, wybrana zgodnie przez wszystkie strony. Staje się więc ona języczkiem u wagi, a jej wybór wymaga kompromisu podjętego przez wszystkich interesariuszy spółki. Dodatkowo w zarządach niemieckich spółek musi zasiadać dyrektor ds. praw pracowniczych, na którego wybór wpływ mają reprezentanci załogi.

Niemcy bywają przedstawiane za wzór partycypacji pracowniczej, ale być może niesłusznie. Jeszcze bardziej otwarte na reprezentantów załogi są spółki w państwach skandynawskich. W Szwecji, Danii i Norwegii załogi mogą wybierać członków rad nadzorczych już w przedsiębiorstwach zatrudniających zaledwie 25-50 osób, a więc będących określanymi jako małe. Choć w państwach skandynawskich reprezentanci załogi wybierani są wtedy, gdy strona pracownicza sama podejmie inicjatywę, to nie stanowi to problemu, gdyż tamtejsze uzwiązkowienie jest bardzo wysokie. W Polsce tego typu rozwiązanie byłoby martwe. W Danii i Szwecji pracownicy mogą wybrać nawet połowę rady nadzorczej.

Dobre na czas kryzysu

Po co w ogóle pracownikom członkowie rad nadzorczych? Przecież te organy są zwykle jedynie platformami do umieszczania znajomych za sowitym wynagrodzeniem. Nie do końca – według Kodeksu Spółek Handlowych rady nadzorcze mają kilka istotnych kompetencji. Przede wszystkim oceniają one coroczne sprawozdanie zarządu z działalności spółki. Dzięki temu jej członkowie mają wgląd w praktycznie wszystkie dokumenty i księgi finansowe. Delegaci strony pracowniczej mogą więc kontrolować, czy członkowie zarządów nie prowadzą polityki finansowej, na której spółka w długiej perspektywie straci. A jak wiadomo, członkowie zarządów przychodzą i odchodzą, a pracownicy związani są z przedsiębiorstwem na lata. Interesy pracowników oraz członków zarządu są więc często rozbieżne. Kontrola strony pracowniczej nad zarządami jest więc bardzo istotna.

Poza tym rady nadzorcze mogą mieć prawo blokowania niektórych decyzji zarządu, co zależy jednak od statutu spółki. Według kodeksu mogą natomiast zawiesić członka zarządu „z ważnych powodów”, a także delegować na jego miejsce członka rady na okres do 3 miesięcy.

Dzięki obecności delegatów pracowników w radach nadzorczych spółki prowadzą też zwykle bardziej stabilną politykę zatrudnienia.

Według badania Aleksandry Gregorić i Marca Steffena Rappa, spółki, w których istnieje reprezentacja załogi w radach, rzadziej zwalniają pracowników podczas kryzysów. Zamiast tego starają się minimalizować koszty w inny sposób – między innymi reorganizując systemy premiowe czy wprowadzając układy o podziale pracy. Obecność pracowników w radach nadzorczych przekłada się więc na politykę prowadzoną przez zarządy, które w większym stopniu wsłuchują się w ich interesy.

Czas więc skończyć z postfeudalnym modelem zarządzania przedsiębiorstwami w Polsce, w którym właściciel ma władzę absolutną. Pracownicy, w przeciwieństwie do członków zarządu, są związani z przedsiębiorstwem na lata. Zależy im na jego powodzeniu znacznie bardziej, niż menedżerom, którzy skaczą od spółki do spółki. Delegaci załogi powinni być obecnie w radach nadzorczych wszystkich spółek zatrudniających powyżej 250 osób, czyli określanych jako duże przedsiębiorstwa. Nieistotne powinno być, czy to spółki państwowe, czy prywatne. Przecież pracownicy w tych drugich nie są w niczym gorsi.       

Narodowy Instytut Wolności – logo Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich – logo

Tekst przygotowany przez Instytut Spraw Obywatelskich w ramach projektu „Instytut Spraw Obywatelskich – łapiemy wiatr w żagle” sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 71 / (19) 2021

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekonomia # Rynek pracy

Być może zainteresują Cię również: