Prawda – najtańszy lek na „pandemię”
W swoim przemówieniu w czasie czerwcowej demonstracji na rzecz wolności od przymusowych szczepień profesor Ryszard Zajączkowski stwierdził, że przyłączył się do protestu, gdyż jako uczony nie mógł pogodzić się z zalewem kłamstwa, jakiego jesteśmy świadkami w związku ze szczepieniami i pseudemią. To piękny przejaw szlachetności i dostojeństwa duszy, wierności swojej misji. Z drugiej strony mamy, tak jak stwierdził profesor, nie tylko zalew kłamstwa, ale niespotykany w dziejach wysyp kłamców. Kłamią osoby, o których z uwagi na kodeksy i cenzurę w tym miejscu nie napiszę, kłamią kolejni ministrowie zdrowia, sprytnie kłamie cała plejada profesorów. Ich kłamstwa mnożą potem pracownicy mediów głównego nurtu, a na końcu multiplikują maluczcy w Internecie, w sklepie, w szkole czy na ulicy.
Kłamstwo to niezgodność słów z rzeczywistością. Najważniejszym elementem systemu odpornościowego chroniącego przed kłamstwem jest znajomość rzeczywistości z pierwszej ręki, a w dobie stupidfonów należałoby może rzec – z pierwszych oczu. Dobrym suplementem stosowanym w profilaktyce jest również logika, która uczy, że kłamstwo można poznać po sprzeczności argumentów, po sugerowaniu przez kłamcę, że swoje kłamstwo wywodzi z czegoś, co zostało udowodnione, a nie zostało (tu klasycznym przykładem jest teza, że z chorobami zakaźnymi i śmiertelnością dzieci poradziliśmy sobie głównie dzięki szczepieniom, tak jakby nie było paralelnych w czasie nie tylko wynalezienia antybiotyków, ale przede wszystkim radykalnych zmian w dziedzinie higieny, wyposażenia domów choćby w lodówki, osobne łóżka, pokoje, bieżącą wodę, kanalizację i dobre ogrzewanie).
Wszystko to ludziom jako tako wykształconym wydaje się oczywiste, a jednak obecna psychoza pokazuje, że homo sapiens nie jest w większości przypadków istotą prawdy spragnioną, a w każdym razie, że potrzeba prawdy jest dana jedynie mniejszości.
John Gray słusznie zauważył, że prawda wcale nie daje gwarancji sukcesu w walce o byt. Opowiedzenie się za prawdą jest wyborem moralnym, rzecz by można, iż służy zdrowiu duszy, a nie taktycznym. Bardzo wiele o roli prawdy w sporach politycznych mówi ciekawa książka Pawła Lisickiego o Lutrze, gdzie można przeczytać: „Jego przeciwnicy na początku nie rozumieli, jaką siłą jest prasa i masowe media. Nie mieli świadomości, że ważniejsze od debat akademickich są propagandowe kampanie. Liczyła się nie precyzja i subtelność rozumowania, ale dosadność, siła wyrazu, zręczność. Przeciwnika należało zrugać i oczernić, zohydzić i zdemonizować, a nie przekonać. Publiczność olśnić, zaszokować, brutalnie nią wstrząsnąć.”
Trzeba w tym miejscu dodać, że w porównaniu z językiem i grafikami, jakimi posługiwał się Luter i jego zwolennicy, to czym epatują współcześnie zwolenniczki Pani Lempart, to jedynie niewinne przyśpiewki.
Błyskotliwie spuentował to Aleksander Sołżenicyn, pisząc o innym skutecznym rewolucjoniście: „wszelka analiza w mózgu Lenina prowadziła do formułowania gotowych haseł – stworzenie hasła dla konkretnego momentu historycznego było celem wszelkich przemyśleń.”
Niechcący ulec komunistycznym nonsensom i zamykać oczu na panujący terror Polacy w czasach stalinowskich wegetowali, lub gnili w więzieniach, choć masek na ulicy nosić nie musieli – zbyt świeże były wspomnienia żydowskich gett. Po drugiej stronie wyznawcy ówczesnego kowidianizmu robili oszałamiające kariery, a ich potomkowie nadal często rządzą urzędami, finansami i duszami. Czesław Miłosz w subtelnym eseju tłumaczył potem to, a pośrednio także siebie, zniewoleniem umysłu, tak jakby luksusowe wille, wielotysięczne nakłady książek tych, co zdecydowali się kłamać i inne luksusy w klepiącej powojenną biedę ojczyźnie odgrywały w tym procederze rolę mało istotną.
Umysł „zniewala się” bowiem prosto: grzywną, mandatem, podduszaniem z jednej strony lub „pewnymi udogodnieniami”, „benefitem”, „zwolnieniem z pewnych rygorów”. Z drugiej, ciekawe czy dla zaszczepionych będą talony?
Oczywiście ciężko się do tego wszystkiego przyznać i dlatego internetowi śmieszkowie zawsze jednak próbują stwarzać pozory, że mają rację, że ich słowa mają oparcie w nauce czy w autorytecie a to sprzedajnego naukowca, a to „wszystkich normalnych ludzi”. Świadczy to o tym, że jawny terror jest nadal narzędziem nieco wstydliwym, a potrzeba prawdy w człowieku istnieje, choć coraz częstsze wydają się osobniki psychopatyczne (mam wrażenie, że z tego powodu niektórzy politycy lepiej czują się w masce niż bez niej).
Potrzeba prawdy, podobnie jak inne szlachetne uczucia, rywalizuje jednak u człowieka ze strachem, chęcią posiadania racji, bycia ważnym, świętym spokojem, pożądaniem dóbr doczesnych, które daje kłamstwo. Co ciekawe zarówno w czasach stalinowskich jak i obecnie niezwykle łatwo owemu „zniewoleniu umysłów” ulegają tak zwani inteligenci, potwierdzając, że czasami i Luter miał rację np. gdy twierdził, że rozum bez moralności to wielka nierządnica.
Epidemia kłamstwa ma także swój związek z jednostronnie optymistyczną wizją świata i człowieka, która od czasów Oświecenia zastąpiła pesymistyczne, nowotestamentowe przekonanie, że „Królestwo moje nie jest z tego świata”, a po ludzku biorąc: że tylko czasem, tylko trochę udaje się na chwilę uczynić ten świat mniej złym. Tani sentymentalizm, „miłość do wszystkich ludzi”, optymistyczna, łatwa duchowość powinny zawsze wywoływać czujność etyczno-intelektualną, podobnie jak kicz w dziedzinie estetyki. Minister wojny stał się więc ministrem obrony, terror – koniecznymi obostrzeniami, głupota i strach – „troską o siebie i innych”.
Kłamstwo nie jest błędem intelektualnym, jest chorobą duszy i umysłu, którą od wrodzonej psychopatii różni tylko bardziej zamaskowana forma.
Ludzie, którzy je szerzą często nie są głupi, podobnie jak psychopaci bywają bardzo sprawni intelektualnie. Oni są po prostu źli lub przez zło zniewoleni, gdyż jak napisał Arnold Gehlen „diabelski jest ten, kto ustanawia królestwo kłamstwa i zmusza innych ludzi, by w nim żyli. To przekracza nawet upokorzenie związane z duchowym oddzieleniem. Wówczas zostaje wzniesione królestwo opacznego świata, a Antychryst nosi maskę Zbawiciela jak na fresku Signorellego w Orvieto. Diabeł nie jest zabójcą, to diabolos, oszczerca, bóg, którego kłamstwo nie wynika z tchórzostwa, jak w przypadku człowieka, lecz z władzy. Diabeł zasypuje ostatnią drogę wyjścia z rozpaczy, jaką jest poznanie, ustanawia królestwo szaleństwa, ponieważ obłędem jest zadomowić się w kłamstwie”.
A Ministrowi Adamowi Niedzielskiemu w związku ze zleconym przez niego na koszt obywateli badaniem przyczyn nieufności wobec szczepień, dedykować należy wiersz Mariana Hemara, w którym autor opisywał jak w czasie narady u Bieruta ówcześni poeci o „zniewolonych sumieniach” zastanawiali się dlaczego ludzie słuchają wierszy Hemara, a nie znacznie bardziej uznanych i skądinąd utalentowanych kłamców.
„…Gdy mój wiersz rwie z kopyta, a wasz na pysk pada –
To nie moja zasługa ani wasza wada.
Gdy mój wiersz wasze wiersze w puch i proch rozpieprza –
Ja nie lepszy poeta. Moja sprawa lepsza!
Moja sprawa jest sprawą satyry od wieków –
Od zarania poezji, od Rzymian, od Greków,
Od pierwszych heksametrów i zwrotek i zwrotów,
Które zawsze godziły w przemoc i w despotów,
Które nigdy nie stały po Tyrana stronie
Przeciwko człowiekowi – lecz zawsze w obronie
Wolności! To nie talent, nie biegłość, nie zdolność
Rodzi trafną satyrę, lecz wojna – o wolność.
Wolność słowa i wiary, żartu i sumienia –
To jest sprawa, co w ręku pisarza przemienia
Pióro gęsie – w miecz ostry. W tym jest jego biegłość,
Gdy ostrzem pióra pisze słowo „niepodległość”.
Ilekroć ostrzem pióra godzi w pierś tyrana –
Nietrudna jego sztuka, triumfem rozgrzana,
Zwycięska, gdy tyrana aż do krwi ubodła!
Wasza satyra zła – bo wasza sprawa podła.
Na nic talent poety, gdy on w takiej roli,
Że jest obrońcą gwałtu, lokajem niewoli.
Kiedy on barbarzyńcy pisze panegiryk –
Szubrawa jego sprawa. I żaden satyryk
Nigdy na niej nie rośnie i nigdy nie wyrósł!
Nie dziw, że dziś z Tuwima satyryczny szmirus!
Gdy Słonimski padalec, gdy Tuwim służalec,
Nie dziwota, że w babie poezji – zakalec,
Że wszyscy w rezultacie, choć palec wysysać,
Nie macie o czym gadać ani o czym pisać,
Że w was wysycha wiersza brylantowa łaska!
To sam Apollo pióro w waszym ręku strzaska
I odbierze wam męskość patosu i śmiechu,
Aby was impotencją – ocalić od grzechu.
Słyszycie?” Rzecz ciekawa – każdy z nich, w tej ciszy –
Wie o tym, że tak mówię. I każdy mnie słyszy.
I wie o tym, że prawdę mówię im w tej chwili.
Choć mnie tam nie ma. Chociaż mnie nie zaprosili.
Marian Hemar – Narada satyryków [1953]