Prawica rządzi dzięki socjalowi, a nie zamordyzmowi światopoglądowemu
W niedawno opublikowanym sondażu PiS-owi spadło poparcie o kilka punktów procentowych. Nie na tyle dużo, żeby sądzić, iż nie mająca pomysłu na przekonanie do siebie Polaków polska liberalna opozycja zaraz prześcignie partię rządzącą, ale wystarczająco wiele, by zaznaczyć pewien prosty, aczkolwiek chyba nie do końca rozumiany na szczytach władzy fakt. To 500 plus, programom społecznym i retoryce patriotyczno-godnościowej, a nie wojenkom światopoglądowym Prawo i Sprawiedliwość zawdzięcza dominację na polskiej scenie politycznej.
Zresztą tego samego zdaje się też nie rozumieć opozycja, która jest przekonana, że Polacy mają się najeść Konstytucją i praworządnością, nawet jeśli nie idzie za tym ogólny dobrobyt.
Socjalem w neoliberałów i Balcerowicza
Prawda jest natomiast taka, że Prawo i Sprawiedliwość rządzi w Polsce już od 2015 roku, mimo rozpoczęcia wojen na wielu frontach krajowych i zagranicznych oraz zmasowanej krytyki liberalnej opozycji co chwila wieszczącej upadek rządu. Po latach rządów liberałów polityka neoliberalna doszła do ściany, a Polacy zawierzyli obozowi Zjednoczonej Prawicy, który obiecał wprowadzenie programów socjalnych i odbudowę siły polskiego państwa.
I choć nie każdą z tych obietnic prawica spełniła, udało jej się wdrożyć rozwiązania prospołeczne i socjalne na dotąd niespotykaną w Polsce skalę. Chodzi tu nie tylko o 500 plus, ale również wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej, zakazu handlu w niedzielę, programu Wyprawka Plus, obniżenie wieku emerytalnego, zwiększenie nakładów na służbę zdrowia i żłobki, podwyższenie zasiłków dla bezrobotnych oraz kwot świadczeń emerytalnych, a także wiele innych.
PiS odrobił lekcje ze swoich własnych błędów z lat 2005-2007, gdzie „walce z układami” towarzyszyły neoliberalne reformy Gilowskiej. To w połączeniu z retoryką patriotyczną idącą w kontrze do ojkofobii oraz erupcją klasizmu wśród neoliberałów przyczyniło się do tego, że PiS i koalicjanci w 2019 roku znów otrzymali mandat do rządzenia od Polaków.
Radykałowie osłabiają prawicę
Warto te fakty przypominać, by rządzący pamiętali, iż nie dostali władzy, bo ludzie jakoś specjalnie łaknęli prawicowego fundamentalizmu w kwestiach światopoglądowych, kokietowania Kai Godek i Ordo Iuris, wymyślania absurdalnych przepisów zakazujących protestowania tym, których prawica nie lubi, wprowadzania prawa antyaborcyjnego niby teoretycznie chroniącego życie, a tak naprawdę temu życiu zagrażającego, co pokazały tragiczne wydarzenia z Pszczyny. Może po latach dominacji michnikowszczyzny, „pedagogiki wstydu” i europejsko-liberalnego populizmu obywatele na razie nie chcą u władzy neoliberałów. Może jeszcze bardziej nie chcą będącej na pasku liberałów lewicy bawiącej się w zaimkowe wojenki, promowanie doprowadzonej do absurdu poprawności politycznej, ściganie urojonych faszystów, zafiksowanie na punkcie spraw obyczajowych i tworzenie teorii o tysiącu płciach. Niewątpliwie elektorat głosujący na Prawo i Sprawiedliwość jest bardziej konserwatywny od wyborców innych partii, a od dekady trwa pochód tryumfalny konserwatywnych postaw w Polsce.
Ale to nie znaczy, że Polacy są tak konserwatywni, jakby tego sobie życzyli redaktorzy prawicowych mediów. Nie znaczy, że są bezrefleksyjnie zapatrzeni w majestat Kościoła i marzą o spełnianiu fantazji największych prawicowych radykałów o śladowym poparciu, którzy nie dość, że wynegocjowali zaostrzenie aborcji, to jeszcze utrącili projekt zakładający zakaz ferm futrzarskich.
Choćby w przypadku aborcji pokazują to dobitnie sondaże i badania opinii publicznej. Od momentu zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej PiS-owi spadło poparcie i już nie wróciło do stanu sprzed kilku lat, choć oczywiście nadal jest relatywnie wysokie. Niektóre sondaże sprzed roku pokazują, że w ostatnich latach nastąpił wyraźny przechył w stronę bardziej liberalnych przekonań w tej sprawie. Podobne tendencje widoczne są w najnowszym sondażu, który w „Dzienniku Gazecie Prawnej” opisano tak: „Zagrożenie życia lub zdrowia matki jest cały czas wskazaniem do aborcji dla ok. 90 proc. badanych (z niewielkimi wahaniami). Wzrosło natomiast przyzwolenie na aborcję ze względu na sytuację osobistą i materialną kobiety. W październiku 2020 roku za dopuszczeniem takich przesłanek opowiadało się między 21,6 a 23,3 proc. ankietowanych. Dziś jest to o 10 punktów procentowych więcej. 23,7 proc. badanych uważało w badaniu sprzed roku, że kobieta powinna mieć prawo do przerwania ciąży, gdy nie chce dziecka, obecnie to 30,8 proc. Zwiększył się także odsetek osób akceptujących aborcję, gdy istnieje ryzyko urodzenia dziecka z poważnymi wadami: z 74,6 proc. tuż po wyroku TK wobec 85 proc. dzisiaj”. Inne, w mniejszym stopniu pokazujące wzrost popularności liberalnych tendencji, ale nadal niezbyt optymistyczne dla prawicy, wskazują, że procent popierających nowe prawo jest niewielki, a w Polsce przeważa przekonanie o słuszności powrotu do kompromisu aborcyjnego. Praktycznie żaden z nich nie podaje, że Polacy chcą zaostrzenia ustawy dotyczącej przerywania ciąży.
Prawie nikt nie chce zaostrzenia aborcji, Polacy wolą sprawne państwo
Co więcej, również większość wyborców PiS jest przeciwna zaostrzaniu prawa aborcyjnego, nawet jeśli zwolenników całkowitej liberalizacji jest w tym gronie niewielu. Wszystko więc wskazuje na to, że kolejne pomysły radykałów z Ordo Iuris czy Kai Godek mogą w bliskiej lub dalszej przyszłości przyczynić się do porażki Zjednoczonej Prawicy.
Zdaje sobie z tego sprawę, że PiS ma skrajnie prawicowych wyborców, których wciąż kusi Konfederacja, ale wybory wygrywa się dzięki wyborcom bardziej umiarkowanym, niezdecydowanym i nie zawsze przekonanym o głosowaniu na dane ugrupowanie. Są to wyborcy wymagających od władzy przede wszystkim sprawnego rządzenia, reprezentowania naszych interesów na arenie międzynarodowej i do pewnego stopnia benefitów o charakterze redystrybucyjnym. Ponadto, o czym o dziwo rzadko się mówi w środowiskach i mediach prorządowych, prawica nie wygrałaby wyborów, gdyby nie rzesze kobiet, które zagłosowały na Andrzeja Dudę i PiS w wyborach, mimo ich kłopotliwego stosunku do kwestii przerywania ciąży.
Ich głosy też prawica może częściowo stracić. Oczywiście to nie oznacza, że z czysto strategicznego punktu widzenia prawica ma przejść na pozycje liberalne światopoglądowo. Niewątpliwie elektorat oczekuje pewnej dozy konserwatyzmu, ale Zjednoczona Prawica powinna go dawkować w takim natężeniu, by utrzymać przy sobie wyborców tradycjonalistycznych, a zarazem nie przedobrzyć. To trudna i wymagająca różnych zabiegów politycznych sztuka, a mam wrażenie, że obóz prawicy w coraz mniejszym stopniu potrafi ją opanować.
Słabsza kadencja i efekt wahadła
Zawsze będę się upierać, że okres rządów PiS począwszy od 2015 roku jest najlepszym po 1989 roku w zakresie realizacji polityk społecznych. Trzeba mieć w sobie dużej złej woli lub ograniczony zakres wiedzy, by ten fakt podważać. Jednocześnie ciężko nie odnieść wrażenia, że obecna kadencja jest pod tym względem o wiele słabsza niż pierwsza, w trakcie której rząd zrealizował najwięcej swoich postulatów prospołecznych i wdrożył największą liczbę programów. Niestety w drugiej kadencji jest ich znacznie mniej.
Co gorsza, flagowy projekt rządu, czyli Polski Ład, został okrojony z wielu prospołecznych zapisów, przez co korzyści wynikające z niego dla przeciętnego Polaka będą mniejsze, niż można się było tego początkowo spodziewać.
A przecież to wszystko w okresie rosnących cen wszystkiego, łącznie z mieszkaniami, energią i paliwem (nie ma znaczenia, że rząd się do tego nie przyczynił, skoro i tak spora część obywateli może za to rząd obwinić), pokiereszowanej pandemią służby zdrowia, upadku wielu firm i miejsc pracy, protestów pracowników budżetówki skazanych na niskie uposażenia, kryzysu imigracyjnego i kolejnego tąpnięcia na linii Warszawa – Bruksela. A PiS zamiast kierować kolejne transfery pieniędzy do obywateli, rezygnuje z opodatkowania najlepiej zarabiających oraz koncernów medialnych i wywołuje kolejne wojenki światopoglądowe za sprawą wyroku Trybunału Konstytucyjnego.
Jest to igranie z ogniem stojąc nad nim z otwartym kanistrem benzyny. Póki co na korzyść Zjednoczonej Prawicy działa ośli upór brukselskich biurokratów i przekonanie opozycji, że nie da się inaczej robić polityki gospodarczej niż poprzez archaiczny neoliberalizm, jak również pamięć Polaków o tym, co było kiedyś i brak sensownej alternatywy w postaci partii socjalnej i ciut mniej zradykalizowanej ideologicznie, ale przepływy elektoratów podlegają procesom dynamicznym i zmieniającym się, a żaden rząd nie trwa wiecznie.
A nawet jeżeli w 2023 roku prawica nie straci władzy, to w dalszej perspektywie może utracić coś równie dla niej cennego. Na skutek efektu wahadła poglądy Polaków na aborcję mogą już całkowicie odbić w stronę liberalizacji, a to z kolei może przyczynić się w dalekiej przyszłości do całkowitej liberalizacji prawa dotyczącego przerywania ciąży. Tak było na przykład w Irlandii, gdzie bardzo restrykcyjne prawo aborcyjne i afery ciągnące się za duchowieństwem doprowadziły do tryumfu liberalizmu światopoglądowego oraz zmiany prawa w kierunku bardzo liberalnym. Nie wspominając o tym, że porażka prawicy w Polsce oznacza powrót epoki neoliberalzmu.