Felieton

Prawidła geopolityki: Protonaród przed pierwszą „pierwszą wojną światową”

Statua Wolności
Statua Wolności, fot. Engin Akyurt z Pixabay

Piotr Plebaniak

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 136 / (32) 2022

Amerykański pisarz Orson Scott Card w jednej ze swoich powieści wkłada w usta Abrahama Lincolna słowa: „Największe, co udało mi się stworzyć, to Amerykanów”. Ta wypowiedź rezonuje w umysłach mieszkańców Stanów Zjednoczonych Ameryki, których tożsamość zbiorowa formowała się w połowie XVIII wieku.

Procesem nie tyle przełomowym, ile niosącym najbardziej fundamentalne zmiany w postawach przyszłych Amerykanów były wydarzenia związane z wojną siedmioletnią. To właśnie ten konflikt uważany jest przez wielu historyków za pierwszy konflikt światowy. To taki konflikt, w którym zaangażowane są mocarstwa o zasięgu globalnym.

W tym konkretnym przypadku głównymi uczestnikami była Francja i Wielka Brytania, które rywalizowały o pierwszeństwo w przyłączaniu kluczowych, najbardziej produktywnych terenów do swoich posiadłości imperialnych.

Musimy przy tym pamiętać, że „imperialna filozofia przetrwania” w ówczesnym świecie ograniczonych zasobów i braku globalnej wymiany towarowej nie tylko miała rację bytu, ale była jedyną alternatywą.

W myśl tego prawidła, w wieku XIX i XX którekolwiek państwo nie posiadało jakiegoś surowca lub zasobu, nie mogło realizować swoich aspiracji lub po prostu stawało się ofiarą podboju państw, które te zasoby posiadały.

Oczywistym przykładem jest węgiel dla Niemiec czy Anglii w czasie Rewolucji Przemysłowej. Innym przykładem jest ropa, bez której państwa pierwszej połowy XX-wiecznego świata nie mogły się industrializować.

Część wydarzeń wojny siedmioletniej w Ameryce Północnej nazywana jest w języku angielskim „wojną francusko-indiańską”, gdyż były one częścią rywalizacji imperialnej o kontrolę i zasiedlenie „terenów dziewiczych” poza Appalachami. Musimy pamiętać, że ten łańcuch górski, rozciągający się wzdłuż wschodniego wybrzeża współczesnych USA, był istotną barierą dla ekspansji kolonii brytyjskich w głąb kontynentu. Pionierzy i eksploratorzy brytyjscy przekraczali te góry i docierali do doliny rzeki Ohio…, by stwierdzić tam już zadomowioną obecność francuską.

Kluczem do konfliktu jest docenienie znaczenia geostrategicznego niezwykle małego obszaru wokół miejsca, w którym dwie rzeki – Allegheny i Monongahela – łączą się, by stworzyć rzekę Ohio. W miejscu tym współcześnie ulokowane jest miasto Pittsburgh.

Ktokolwiek władał widłami dwóch rzek, kontrolował też spławną Ohio, stanowiącą cześć zlewiska potężnej rzeki Missisipi. A kto władał tym zlewiskiem, władał kontynentem. Jednak jednym z fascynujących aspektów imperialnych rozgrywek były rozległe i bardzo zasobne łowiska przy wybrzeżach Ameryki. Francuskie zyski z nich były coraz większe, co napędzało produkcję doświadczonych żeglarzy. A doświadczeni żeglarze to „towar podwójnego zastosowania” – byli idealnym, poszukiwanym przez wszystkie kraje, rekrutem dla marynarki wojennej.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Francuzi penetrowali tamte tereny od północy, od strony Wielkich Jezior. Zakładali faktorie handlowe i przez długie lata cieszyli się naturalnym monopolem na handel z lokalnymi Indianami, przede wszystkim z Irokezami, którzy podbili tamte tereny na samym początku XVIII wieku. Oba imperia uzgodniły swoje strefy wpływów, ale w pewnym momencie od wschodu zaczęli napierać mieszkańcy kolonii brytyjskich, przede wszystkim z Virginii.

Zaczęły się wydarzać incydenty naruszające status quo (aktualny stan rzeczy). Jednym z nich było wezwanie do mobilizacji oficerów brytyjskich, opublikowane 8 października 1754 roku bez porozumienia z rządem przez War Office. Przypadek niedbałości? Element gry nerwów? Celowa prowokacja? Tego nigdy się nie dowiemy.

Coraz częstsze incydenty były uznawane przez stronę przeciwną za jawne pogwałcenie traktatów. Ze strony brytyjskiej, każda z kolonii przylegających do spornego regionu, żyła własnym życiem. Przede wszystkim, ich życie gospodarcze koncentrowało się na terenach przylegających do oceanu. Żadna z nich nie była też zdolna do powołania liczących się sił zbrojnych. W przeciwieństwie do nich mieszkańcy kolonii francuskich byli od samego początku zorganizowani na sposób wojskowy, a niemal każdy zdrowy mężczyzna był żołnierzem kolonialnej milicji. Można więc powiedzieć, że konflikt był starciem liczebności z organizacją.

Każdy, kto miał głowę na karku, wiedział jednak, że konflikt interesów jest nieunikniony. Jedną z centralnych postaci tamtych wydarzeń był nie kto inny, jak pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych – Jerzy Waszyngton.

W amerykańskich relacjach i komentarzach historycznych pojawiają się podejrzenia, że presja osadnictwa brytyjskiego wynikała z chęci zysków ze spekulacji ziemią na pograniczu. Podejrzenia te nie są nigdy kierowane w kierunku samego Waszyngtona, a jedynie w kierunku ówczesnego gubernatora kolonii.

Szczególnie brzemiennym w skutki był incydent z 28 maja 1754 roku. Niewielki oddział pod dowództwem Waszyngtona dokonał rajdu na obozowisko francuskie. Miało to miejsce na terytorium już formalnie należącym do korony brytyjskiej, ale Francuzi deklarowali, że przebywali na nim w misji dyplomatycznej. Tu następuje wielki wysyp niejasności i rozbieżność relacji. Spekulujący o przebiegu wydarzeń historycy twierdzą, że jeden z francuskich oficerów został zabity już po wzięciu go do niewoli.

Sam Waszyngton, po nieudanej obronie słynnego Fort Necessity (dosł. Fort Konieczność), dokładnie miesiąc później podpisał akt kapitulacji o kluczowej treści. Sporządzony po francusku i podpisany pod presją wydarzeń, zawierał przyznanie się Waszyngtona do zabicia już wziętego do niewoli oficera, a więc do morderstwa.

To dało Francuzom do ręki idealny dowód na agresję strony brytyjskiej. Waszyngton nie tylko był autorem pierwszej potyczki zbrojnej, ale popełnił przestępstwo, zabijając oficjalnego francuskiego kuriera niosącego wiadomość do przeciwnika.

To zaledwie epizod całego łańcucha wydarzeń, które kierowały ówczesnych kolonistów ku wielkim konfliktom i niemożliwej do przewidzenia przyszłości. Wojna siedmioletnia ugruntowała brytyjską dominację w Ameryce Północnej. Mieszkańcy brytyjskich kolonii wykształcili w niej poczucie wspólnego losu, jeden z nieodzownych elementów kreowania się nowego narodu. Dwie dekady później ludzie tacy jak Waszyngton, doświadczeni żołnierze i patrioci, zainicjują rewolucję amerykańską, którą w Polsce znamy jako wojnę o niepodległość.

Podobny proces umacniania się tożsamości narodowej możemy z powodzeniem zastosować do obecnej wojny na Ukrainie. Naród ukraiński płaci wielką daninę krwi, broniąc swojej ojczyzny przed inwazją. Jednak takie daniny nie idą na marne. Zmieniają się w symbol i fundament silnego, zahartowanego ogniem narodu.

Bardziej ogólnym spostrzeżeniem, które płynie z opisanych powyżej wydarzeń, jest to, że wokół ważnych wydarzeń historycznych istnieje całe mrowie wydarzeń, które są nie do końca zrozumiałe ani udokumentowane. Poradą praktyczną może zaś być to, że należy z pełną czujnością dokumentować nie do końca szlachetne postępki przeciwnika, gdyż dla decydentów i dyplomatów są one argumentem i instrumentem oddziaływania i od razu, i nawet w dalszej przyszłości.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 136 / (32) 2022

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Polityka # Świat

Być może zainteresują Cię również: