Precz z podzielnikami ciepła!
Takie zawołanie przyświeca kilku społecznościom – grupom internetowym na Facebooku, które nie zgadzają się na to, żeby podstawą wyliczeń opłat za zużyte w mieszkaniach ciepło były wskazania tak zwanych podzielników kosztów ciepła, czyli urządzeń montowanych na grzejnikach.
Skąd wziął się cały problem? Na początku lat dziewięćdziesiątych w biurach zarządów spółdzielni mieszkaniowych pojawili się komiwojażerowie – wysłannicy dużych, międzynarodowych koncernów i nieco mniejszych krajowych przedsiębiorstw – producentów pierwszych, cieczowych, czyli wyparkowych urządzeń, nazywanych podzielnikami kosztów ciepła. Nazywanych podzielnikami, bowiem nie były to mierniki zużycia ciepła w mieszkaniu, ale jedynie „pomiar” pracy grzewczej kaloryferów. I ten „pomiar”, po zastosowaniu dość skomplikowanych przeliczeń, uwzględniających położenie mieszkania w bryle budynku i inne czynniki, służył do wyliczenia opłaty za dostarczane do lokalu ciepło.
Było i jest też drugie dno tak chętnego przyjmowania „nowinek” technicznych przez prezesów i innych członków zarządów spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych – uzasadnione podejrzenie „dzielenia się sukcesami” z dostawcami podzielników, firm montujących i rozliczających te urządzenia w każdym mieszkaniu.
I zdaje się, że okazywanie „wdzięczności” przez dostawców i firmy, obliczających koszty ogrzewania, były i nadal są dość powszechnym zjawiskiem w naszym kraju.
Nazwa „wyparkowy” brała się ze sposobu „pomiaru”, czyli parowania cieczy w rurce tego urządzenia. I ten mechaniczny sposób „mierzenia” zastąpiony został po latach „pomiarem” elektronicznym. Używany cudzysłów w słowach „pomiar”, „mierzenie” bierze się stąd, że pierwsze tego typu urządzenia powszechnie montowane od kilkudziesięciu lat w Polsce wymyślili niemieccy inżynierowie dla niemieckich domów budowanych, a więc stawianych w innych niż nasze, technologiach i w cieplejszym nieco klimacie.
Nowoczesne technologie wielkopłytowe stosowane w niemieckim i generalnie zachodnioeuropejskim budownictwie uwzględniały i nadal uwzględniają pełną izolację termiczną budynków oraz instalacji grzewczych, co oznacza nie tylko obliczanie i obniżanie współczynnika ƛ, to jest wskaźnika przenikalności cieplnej np. dla ścian budynku już na etapie projektowania budowli, ale także preizolowanie (ocieplanie) każdej rurki instalacji grzewczej i z ciepłą wodą. W użyciu były i są też kamery termowizyjne, już po wybudowaniu domów, w celu wykrycia tzw. mostków termicznych i innych źródeł „ucieczki” ciepła.
I tam, na zachodzie Europy uwzględniane są przede wszystkim warunki lokalne otoczenia budynków, to jest tak zwana róża wiatrów, stopień nasłonecznienia, temperatury powietrza w okresie grzewczym itp. itd. Stosowane są również zaawansowane techniki automatyzacji podawania ciepła, sterowania klimatyzacją, co wszystko prowadzi do minimalizacji poboru energii, wynikające z jeszcze jednej procedury – tak zwanego audytu cieplnego. Taki rodzaj budownictwa nazywany jest pasywnym.
U nas takie techniki i technologie są jeszcze w powijakach, a np. przeprowadzanie audytu cieplnego czy używanie kamer termowizyjnych zdarza się bardzo rzadko, głównie w przypadkach uczciwego podejścia zarządów spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych do przygotowania inwestycji zwanej termomodernizacją, czyli docieplenia ścian budynków, instalacji grzewczych, automatyzacji węzłów cieplnych, budowy wiatrołapów przy wejściach do klatek schodowych, ocieplania stropów i wielu innych przedsięwzięć.
Niestety zdarzają się też złe praktyki i projektantów, budowniczych i zarządów spółdzielni oraz deweloperów. Jest to na przykład zły montaż (w złym miejscu, na złej wysokości) podzielników na kaloryferach różnego typu.
Jeśli w budynku przeważa jeden, żeliwny typ grzejników, np. „ze Stąporkowa”, to pół biedy, ale najczęściej mamy do czynienia w jednym budynku z różnymi grzejnikami – i żeliwnymi, i blaszanymi, bo ludzie sami sobie modernizują ogrzewanie.
Wiele spółdzielni oraz wspólnot mieszkaniowych nie zdecydowało się na założenie podzielników, biorąc pod uwagę koszty montażu, koszty rozliczeń oraz wszelkie ułomności „podzielnikowego” obliczania kosztów ciepła. Jednym z powodów tak uczciwego podejścia do problemu, uwzględniającego interesy wszystkich mieszkańców, było wzięcie pod uwagę tego, że ludzie są różni, jedni są ciepłolubni, lubią ogrzewać mieszkania do 25 stopni Celsjusza, co nie jest zalecane przede wszystkim przez lekarzy, a drudzy, zgodnie z zaleceniami medyków, ogrzewają mieszkania do 18 stopni Celsjusza.
Co wynika ze zróżnicowanego podejścia do problemu grzania? Ano to, że jeśli zimnolubny właściciel mieszkania otoczony jest ciepłolubnymi sąsiadami, to jego mieszkanie, niczym wampir, zgodnie z prawami fizyki budowli, czerpie ciepło nie tylko z grzejników, ale przede wszystkim od sąsiadów przez ściany, sufit i podłogę.
Problem z „wyparkami” jest taki, że ciecz w tych urządzeniach paruje też latem, powodując pokazywanie fałszywego zużycia ciepła przez grzejnik. Inna zła praktyka polega na tym, iż wbrew zdrowemu rozsądkowi podzielniki montowane są w łazienkach, gdzie odbierają ciepło od parującej gorącej wody podczas kąpieli lub prania. Tak być nie powinno.
Wszystkie te okoliczności powodują, że po zakończonym okresie grzewczym zewnętrzne firmy obliczeniowe lub, co nader rzadko się zdarza, same zarządy spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych na podstawie posiadanych programów obliczają koszty ogrzewania dla każdego mieszkania z osobna.
Wychodzą przy tym fantastyczne historie, bo jedni, ogrzewani przez sąsiadów, nie mają żadnych dopłat, a inni, na przykład ciepłolubni lub mający tak zwane mieszkania narożne (szczytowe i inne) dostają rachunki z wielotysięcznymi dopłatami.
I to staje się zarzewiem konfliktów, prowadzących coraz częściej do dochodzenia prawdy i sprawiedliwości w sądach.
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że podziwiam i współczuję tym odważnym ludziom, odwołującym się do wymiaru sprawiedliwości. Stoją bowiem niemal zawsze na z góry przegranych pozycjach, to jest nie dochodzą w sądach ani do prawdy ani do sprawiedliwości. Przeciwko odważnym mieszkańcom, to jest po stronie pozywanych członków zarządów spółdzielni lub wspólnot mieszkaniowych, występują wbrew zawodowej etyce adwokaci i radcowie prawni. Dlaczego wbrew etyce? Bo ich usługi prawne nie są opłacane z prywatnych kieszeni członków zarządów spółdzielni, czyli jej pracowników, ale z kieszeni właścicieli spółdzielni, czyli jej członków. Mamy więc za każdym razem do czynienia z konfliktem interesów, którego zdają się nie zauważać składy orzekające w sądach.
Podobnie dzieje się przy okazji innych sporów, na przykład w sprawie nieudostępniania, na podstawie artykułu 8 ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, wszelkich dokumentów, np. faktur i umów z osobami trzecimi, protokołów, rachunków, rozliczeń kosztów ogrzewania, odczytów na licznikach głównych – cieplnych i innych.
Na marginesie warto zauważyć, że na równie przegranej pozycji stoją petenci (lokatorzy mieszkań komunalnych) w urzędach miast i gmin czy rolnicy w sporach z kontrahentami handlowymi. Tam również przeciwko biednym, najczęściej oszukiwanym, okradanym rolnikom stają kuci na cztery nogi prawnicy korporacji lub przedsiębiorstw przetwórczych. Ilustracją dla powyższych stwierdzeń niech będą paradokumentalne filmy, jak na przykład „Lokatorka” i „Polowanie” pokazujące, jak jest naprawdę i w urzędach, i w prokuraturach, i w sądach. Miejmy zatem nadzieję, że już wkrótce wraz z objęciem władzy przez nowy rząd wszystko się zmieni na lepsze, zaś krzywdzeni mieszkańcy miast, gmin, spółdzielcy oraz rolnicy objęci zostaną skuteczną ochroną i obroną.
Wisienką na torcie niech będzie ostatnia, śmieszna sprawa opodatkowania w Poznaniu wystających nad chodnikiem, a więc poza obrysem budynków, balkonów, choć tak między Bogiem a prawdą właścicielami balkonów, jako części wspólnych nieruchomości są spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe, a nie Bogu ducha winni mieszkańcy. I w tym przypadku właściciele mieszkań lub lokatorzy nie będą mieli żadnych szans w sporze z zarządem miasta, chyba, że nagle coś się zmieni, bo ktoś znaczący w poznańskim urzędzie miejskim puknie się w głowę i wycofa się z nakładania „niepodatkowych opłat” za balkony.
Z jakimi jeszcze innymi, złymi praktykami mamy do czynienia? Z bardzo dziwnymi, jeśli nie głupimi, sytuacjami, bowiem zdarza się tak, że na jednym osiedlu, gdzie podzielniki „panują” powszechnie, gdzie wszyscy mieszkańcy musieli zapłacić jak za zboże za zakup, montaż podzielników i nadal płacą za skomplikowany system rozliczeń kosztów za dostarczone ciepło do mieszkania opłaty są dość wysokie.
A tuż obok są osiedla z domami zbudowanymi w tej samej technologii, z tymi samymi uwarunkowaniami klimatycznymi, różą wiatrów, średnią temperaturą jesienią i zimą, gdzie w mieszkaniach nie ma podzielników, gdzie według najlepszych praktyk, pobór ciepła rozliczany jest na podstawie wskazań jedynych legalnych urządzeń pomiarowych, założonych na instalacjach grzewczych, jakimi są liczniki ciepła przy zaworach w tak zwanych węzłach jest odwrotnie – opłaty są stosunkowo niewysokie. Dlaczego tak się dzieje? Bo właśnie na tych osiedlach koszty ogrzewania, obliczane na podstawie zużycia ciepła całego budynku mierzonego na liczniku ciepła przy węźle, bez doliczania kosztów podzielników, kosztów odczytu podzielników, bo ich nie ma.
Warto przy tym wiedzieć, że podzielniki nigdy nie były, nie są i nigdy nie będą legalnymi urządzeniami pomiarowymi.
Taką opinię wydał ponad 20 lat temu Główny Urząd Miar. Ale co z tego, skoro nader często pracownicy administracji mieszkaniowych informują, rozpowszechniają nieprawdziwe informacje, jakoby podzielniki właśnie były takimi legalnymi urządzeniami pomiarowymi.
Biorąc te wszystkie względy pod uwagę nie dziwi to, że coraz więcej ludzi się buntuje i w odruchu sprzeciwu organizuje. Niestety ten ruch sprzeciwu nie jest ani dobrze zorganizowany, ani wspierany przez rządzących, choć powinien, bowiem przeciwnicy mieszkańców (właścicieli mieszkań i lokatorów) mają za sobą i stowarzyszenia rzeczoznawców, i wspomnianych prawników oraz trzymających ze sobą „sztamę” prezesów zarządów. Miejmy jednak nadzieję, że to się wkrótce zmieni.
Działania organizacji w latach 2022-2024 dofinansowane z Funduszy Norweskich w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny.
Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:
Przejdź do archiwum tekstów na temat:
# Ekologia # Ekonomia Obywatele KOntrolują