Felieton

Promocja patodeweloperki i niszczenie demokracji lokalnej za pieniądze podatników? Tylko w Łodzi

Łódź.pl - okładka gazety
fot. Rafał Górski

Kosma Nykiel

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 102 / (50) 2021

Od samego początku, kiedy radni podejmowali decyzję o utworzeniu miejskiej gazetki, przeczuwałem, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. Obawiałem się nachalnej propagandy sukcesu obecnej ekipy za pieniądze łodzian. Przyznam, że nie doceniłem ekipy Urzędu Miasta. Nigdy mi nie przyszło do głowy, że na taką skalę miasto będzie promować prywatnych, komercyjnych deweloperów w miejskiej gazetce, wydawanej na koszt łódzkich podatników – a rzeczeni deweloperzy nie będą się do interesu dokładać – przynajmniej oficjalnie.

Miasto promowało rozmaite prywatne inicjatywy już wcześniej – były to bardzo wybiórcze artykuły, pojawiające się na stronie Urzędu i na facebookowym fanpage. Kiedy zapytałem Biuro Promocji i Nowych Mediów o umowy z podmiotami i kryteria doboru ogłoszeń, dowiedziałem się, że umów nie ma, materiały zamieszczane są za darmo, a dobiera je zespół nowych mediów na podstawie atrakcyjności dla odbiorcy – czyli de facto zupełnie uznaniowo. Nie ma to, jak transparentność promocyjnych działań miasta.

Wtedy jednak polityka propagandowa miasta nie miała swojego głównego dziś narzędzia – gazetki Łódź.pl. Teraz, na czołowych stronach każdego z wydań (a nierzadko na samej okładce) promowana jest któraś z inwestycji prywatnych deweloperów.

Z każdego z artykułów dowiemy się, kto jest inwestorem, jak inwestycja się nazywa, ile budynków powstanie, jak wysokich, z iloma mieszkaniami o jakim metrażu i iloma miejscami parkingowymi – a także jakie są inne inwestycje dewelopera w Łodzi. Próżno jednak szukać jakiejkolwiek wzmianki o tym, że jest to materiał sponsorowany. Niedopatrzenie? Skądże. Według Biblioteki Miejskiej w Łodzi oficjalnego wydawcy tejże gazetki, są to treści redakcyjne. Ciekawe tylko, ile z tych treści jest faktycznie komponowane przez dziennikarzy zatrudnionych w redakcji, a ile jest żywcem wzięte z materiałów przesłanych przez dewelopera.

Łódzka propagandówka nie jest pierwszym takim tworem. Twory tego typu od lat wzbudzają sprzeciw niezależnych dziennikarzy, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Rzecznika Praw Obywatelskich (tak, tak – Adama Bodnara, tego samego, którego opozycja parlamentarna, rządząca w Łodzi, wynosiła na sztandary). Głównie dlatego, że takie wydawnictwa ograniczają wolność słowa i informacji, a także wypierają z rynku media komercyjne.

Do tego dochodzą jeszcze skandaliczne praktyki stosowane przez Urząd.

Od pewnego czasu większość informacji, które podawane są na konferencji prasowej przed południem, już wczesnym rankiem są opublikowane na Łódź.pl. Oprócz tego, przedstawiciele wielu łódzkich mediów nie są w ogóle zapraszani na konferencje prasowe miasta i muszą się o nich dowiadywać od kolegów po fachu, czym ogranicza się ich dostęp do informacji czytelników innych łódzkich mediów.

W taki sposób miejscy propagandyści umiejętnie zniechęcają łodzian do korzystania ze źródeł niezależnych od magistratu, budując pozycję miejskiej gazetki. A to przekłada się na odbieranie niezależnym mediom reklamodawców oraz przejmowanie dziennikarzy – propagandowa gazetka dostanie tyle pieniędzy, ile będzie trzeba, bez oglądania się na realia rynkowe.

To w ogóle dość znamienne, że reprezentanci partii politycznych, którym z ust nie schodzą hasła o „demokracji”, „konstytucji” czy „wolnych mediach”, sami działają w zupełnie odwrotny sposób, upodobniając się do tych, których tak głośno krytykują na każdym kroku. Z jednej strony tworzenie własnych, jednostronnych mediów, w których nie istnieje pluralizm poglądów i wypowiedzi, a z drugiej urzędowe ograniczanie dostępu do informacji niezależnym od władzy mediom – nie bójmy się tego powiedzieć głośno – to praktyki znane raczej z totalitarnych krajów Trzeciego Świata. Praktyki, z którymi tym bardziej trzeba walczyć, szczególnie na lokalnym poletku, gdzie miejscowe media są znacznie słabsze i gdzie jest ich po prostu mniej, niż na polu krajowym, gdzie istnieją duże i silne koncerny medialne o dużym zasięgu.

Wydawnictwo to prezentuje wybitnie jednostronny punkt widzenia – sprzyjający jedynie Piotrkowskiej 104.

Czy redakcja gazetki Łódź.pl pochyli się nad losem mieszkańców osiedli takich jak Koziny, czy Marysin, gdzie od dłuższego czasu nie dojeżdżają tramwaje? Czy do takiej gazetki będzie mogła zgłosić się staruszka, w której to lokalu komunalnym warunki bytowe urągają ludzkiej godności? Czy swoją sprawę będą mogli opisać pracownicy Urzędu Miasta czy którejś ze spółek miejskich, którzy doświadczają mobbingu ze strony swoich przełożonych? Kiedy urzędnik zostanie aresztowany przez CBA, czy dowiemy się o tym ze strony urzędu? Co powstrzyma zamieszczanie w tymże wydawnictwie reklam jedynego słusznego komitetu wyborczego przed jednymi czy drugimi wyborami?

Kolejna sprawa to legalność samego zamieszczania reklam w prasie samorządowej. Według stanowiska Regionalnej Izby Obrachunkowej w Łodzi z 2014 roku w prasie wydawanej przez gminę nie mogą ukazywać się reklamy i płatne ogłoszenia. Według RIO zamieszczanie ogłoszeń i reklam od przedsiębiorców lokalnych oraz zewnętrznych nie prowadzi do zaspokajania zbiorowych potrzeb wspólnoty lokalnej, tym samym nie jest zadaniem użyteczności publicznej. Wykracza to bowiem poza przypadki określone w ustawie o gospodarce komunalnej.

Warto wspomnieć, że od pewnego czasu artykułów promujących deweloperów, zwykle umieszczanych na stronie 3, jest już mniej. Zamiast tego pojawiają się tam reklamy Amazona. Symptomatyczne.

Moim marzeniem byłoby przeznaczenie jednej trzeciej objętości miejskiej gazetki sektorowi pozarządowemu. Tylko dzięki twórczemu zderzeniu myśli i poglądów, polemikom i pokazywaniu różnych punktów widzenia nasza cywilizacja posuwa się do przodu. Taki format pozwoliłby na stworzenie opiniotwórczego medium, które skłaniałoby łodzian do przemyśleń, wyrażania swoich poglądów i wzmacniałoby nasze społeczeństwo obywatelskie. Bez tego jest to po prostu współczesna Trybuna Ludu, służąca jedynie autopromocji obecnej władzy, która panicznie boi się merytorycznej dyskusji (chociażby odmawiając udziału w debatach) i wątpliwej etycznie promocji deweloperów.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 102 / (50) 2021

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: