Realizm, Ukraina, Rosja i Leszek Sykulski

Perykles wygłaszający mowę pogrzebową
Perykles wygłaszający słynną mowę pogrzebową ku czci poległych pod koniec pierwszego roku wojny peloponeskiej, fot. Photogenica

Piotr Ciompa

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 130 / (26) 2022

Polemika Piotra Ciompy z wypowiedziami zawartymi w rozmowie Rafała Górskiego z dr. Leszkiem Sykulskim, zatytułowanej „Dlaczego Rosja zaatakowała Ukrainę? Jak bronić Polski?”, która ukazała się w numerze 21/2022 Tygodnika Spraw Obywatelskich. Zachęcamy do przesyłania kolejnych głosów.

W Tygodniku ukazał się wywiad z dr. Leszkiem Sykulskim o polityce Polskiej wobec wojny na Ukrainie w kontekście rywalizacji USA-Chiny. Wywiadowany uczciwie informuje, iż kieruje się tzw. realizmem, biorąc w nawias racje etyczne, co ma być także obowiązkiem rządu polskiego, niestety niespełnianym.

Zasada realizmu ma prowadzić do praktycznego wyciągnięcia konsekwencji z rosyjskiej siły i kultury politycznej, w tym w stosunkach międzynarodowych, a więc uznania jej roszczeń w stosunku do innych państw, większych, niż to by wynikało z prawa międzynarodowego, które ma się stosować tylko w relacjach między państwami o porównywalnych możliwościach zastosowania przemocy i kierujących się tymi samymi wartościami. Implicite w opinii wywiadowanego trzeba przyjąć do wiadomości ingerowanie Rosji w wewnętrzne sprawy innych państw, w szczególności postsowieckich. Niestosowanie się przez Polskę po 1989 roku do zasady realizmu w stosunkach międzynarodowych – czego przejawem było przystąpienie do NATO oraz wspieranie prozachodniej opozycji w strefie wpływów rosyjskich – może nas narazić na poważne zagrożenie, jeśli zmusi Rosję do wzięcia Polski na celownik, co w dalekiej konsekwencji może doprowadzić do wojny lub do sytuacji, w której staniemy się przedmiotem kompromisu imperiów (Rosji i Ameryki przy udziale Niemiec).

Nie mam żadnego dorobku naukowego, by polemizować z L. Sykulskim w szczegółach, jednakże mam skromny tytuł do zakwestionowania punktu wyjścia przedstawionej argumentacji, jakim jest odwołanie się do realizmu w polityce międzynarodowej. Doświadczenie historyczne, na które się wywiadowany powołuje, wcale nie dowodzi jej bezdyskusyjnej skuteczności. Zasada ta jest w wywiadzie przywołana przez odwołanie się do kultowego dla wszystkich realistów (ostatnio powoływali się na Tukidydesa dwaj generałowie chińscy) dialogu Ateńczyków z Melijczykami z rozdziału piątego „Wojny peloponeskiej” Tukidydesa. Ma to być najstarszy profesjonalnie opisany przypadek zderzenia realizmu z „prostolinijnością” w stosunkach między państwami.  

Otóż neutralna w wojnie między Atenami i Spartą wyspa odmówiła wstąpienia do Ateńskiego Związku Morskiego, za co po zdobyciu miasta mężczyźni zostali wymordowani, a kobiety i dzieci sprzedane w niewolę. Zaznaczmy, że Ateny miały ważny interes w tym, by nie tolerować precedensu neutralności wśród greckich państw wyspiarskich, bo mogło to zachęcać innych do występowania ze Związku. Nadto wyspa była jedynym już miejscem, w którym w drodze do miast greckich Azji Mniejszej i do Persji statki innych państw, zwłaszcza Sparty, mogły zaopatrzyć się w żywność i wodę poza kontrolą Aten. Ateny miały więc uzasadniony powód do zawładnięcia wyspą. Natomiast Melijczycy mieli korzyść z panowania nad nimi Aten wobec alternatywy unicestwienia. W swoim opisie najazdu floty ateńskiej na wyspę najwięcej miejsca Tukidydes poświęcił nie walkom, a wymianie argumentów pomiędzy parlamentariuszami Aten a władzami Melos, w którym autor wyostrza racje realistyczne. Ale bynajmniej nie staje po ich stronie, jak może to wynikać z wypowiedzi L. Sykulskiego.

Moim tytułem do zabrania głosu, kwestionującego absolutyzację przez L. Skulskiego zasady realizmu w polityce międzynarodowej, jest napisanie w trakcie studiów historycznych pracy rocznej o tej właśnie części książki, poświęconej dialogowi Ateńczyków z Melijczykami.

Według mojej wiedzy opartej o zapoznanie się z najważniejszymi dziełami historiografów i badaczy literatury greckiej na ten temat, L. Sykulski, jak i wielu realistów, nieprawidłowo ten fragment odczytuje. Według Tukidydesa w stosunkach między państwami pierwszeństwo ma umiar, a nie realizm. Owszem, brak realizmu prowadzi do katastrofy, ale sam realizm podniesiony do rangi absolutnej prowadzi do katastrofy również.

Spór o realizm rozpoczyna się u Tukidydesa nie od przybycia floty ateńskiej na Melos, a od ułaskawienia przez Ateńczyków mieszkańców zbuntowanego przeciw Atenom miasta Mitylena na Lesbos, których miał spotkać późniejszy los Melijczyków. W rozdziale trzecim Tukidydes przedstawia przebieg Zgromadzenia obywateli Aten, tzw. debatę mityleńską, której kontynuacją u Tukidydesa ma być dialog Ateńczyków z Melijczykami. Zniszczenie Melos też nie kończy tego wątku „Wojny peloponeskiej”, w którym Tukidydes celowo wyolbrzymia niewielki incydent z historii Aten, by pokazać, na jakie manowce wyprowadził Ateńczyków realizm. Opis wydarzeń na Melos w narracji Tukidydesa poprzedza bowiem decyzję Aten o katastrofalnej wyprawie sycylijskiej celem zdobycia Syrakuz i odcięcia Sparcie zaopatrzenia ze strony kolonii greckich z zachodniej części Morza Śródziemnego. W wyprawie tej zagładzie uległa największa wystawiona od czasów wojen perskich flota oraz armia ateńska. Pokonanie Aten przez Spartę było już tylko kwestią czasu. Zaczadzenie Ateńczyków własną potęgą, czego symptomem były argumenty ze skarbca myśli realistycznej przedstawiane Melijczykom, znalazło wyraz w relacji z przebiegu Zgromadzenia obywateli Aten w sprawie wyprawy przeciw Syrukazom, tzw. debaty sycylijskiej, będącej u Tukidydesa kontynuacją dialogu Ateńczyków z Melijczykami. To w kontekście debaty mityleńskiej oraz sycylijskiej należy odczytywać argumenty przedstawiane Melijczykom. U Tukidydesa realizm nie gwarantował większej skuteczności. Bez wartości, zwłaszcza wynikającego z moralności umiaru, zaślepiał sam siebie i w konsekwencji nie uwzględniał tego, że przeciwnicy mogli kierować się wartościami etycznymi. Dlatego realiści oceniając innych po sobie, nie potrafili przewidzieć „nieracjonalnych” działań swoich przeciwników, owszem zgubnych dla nich, ale i dla realistów. 

Odmowa poddania się Atenom źle się dla Melijczyków skończyła, ale czy od początku tragiczny koniec był przesądzony? Kierując się realizmem Ateny 70 lat wcześniej powinny poddać się Persom, tak jak to zrobiły kierujące się realizmem Teby. Wtedy Ateńczycy dokonali wyboru Melijczyków. W historii znajdziemy bez liku przykładów na poświadczenie skuteczności jak i nieskuteczności realizmu w polityce międzynarodowej. Czy podług standardów L. Sykulskiego w 1940 roku Churchill nie był Melijczykiem, gdy wybierał prowadzenie wojny z III Rzeszą, mając perspektywę na przystąpienie USA do wojny, podobnie jak Melijczycy mieli nadzieję na interwencję w ich obronie Sparty?

Ale sięgnijmy po bliższy Polsce dylemat. Czy kierowali się realizmem ci Wielkopolanie, którzy w czasie najazdu bolszewickiego w 1920 chcieli ratować Wielkopolskę na własną rękę, bo wierzyli, że bolszewicy zatrzymają się na granicy dawnego rozbioru rosyjskiego?

Chociaż armia, która wygrała Powstanie Wielkopolskie dzielnie walczyła z bolszewikami na froncie wschodnim, dowódca powstania gen. Dowóbr-Muśnicki odmówił Piłsudskiemu objęcia dowodzenia frontem południowo-wschodnim, a gdy 14 sierpnia ruszała znad Wieprza kontrofensywa polska, premier rządu obrony narodowej Wincenty Witos pojechał do Poznania zabezpieczać tyły i pacyfikować „realistów”. Ich wiara, że bolszewicy nie mają powodu przekraczać granic dawnego zaboru rosyjskiego jest tą samą wiarą (tak, wiarą!), która u L. Sykulskiego jest podstawą nadziei (tak, nadziei!), że po pokonaniu Ukrainy Rosja nie pójdzie prędzej czy później dalej na zachód.

Warunkiem przekonania takich jak ja osób do realizmu było podważenie ugruntowanego przekonania, że ekspansja wynika w istotnej części z polityki wewnętrznej establishmentu rosyjskiego i dlatego nie można z niej zrezygnować, skoro sukcesy zagraniczne legitymizują władzę wśród Rosjan. W wywiadzie pada stwierdzenie, że państwo o naturze imperium z zasady nie może wstrzymać swojej ekspansji, gdyż zakwestionowałoby w ten sposób swoją rację bytu. Rozmówcy nie wyciągają konsekwencji z tych założeń, więc jest uprawnione przypuszczenie, że zachowując restrykcyjną neutralność wobec najazdu na Ukrainę, przybliżylibyśmy zagrożenie wojną do polskich granic. Parafrazując klasyka, wybierając zamiast wojny haniebne porzucenie Ukrainy, wojnę mielibyśmy także.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

I tu dochodzimy do zagadnienia, ile jest realizmu w realizmie. Czy jest realizmem ignorowanie emocji społecznych, jak to się zdarzyło np. A. Wielopolskiemu, który chcąc branką opróżnić beczkę prochu, wywołał wybuch Powstania Styczniowego?

Czy zarysowana przez L. Sykulskiego alternatywa polityki polskiej po 1989 roku spolegliwości wobec Rosji jednoczyłaby polskie społeczeństwo i nie wywoływałaby dewastujących państwo konfliktów wewnętrznych?

Czy elementem tej polityki byłaby zgoda na pozostawienie armii rosyjskiej w Polsce? Nie? A przecież nic bardziej nie upokorzyło dumy Rosjan, czego realiści nie pochwalają (patrz prezydent Francji Macron apelujący, by warunki pokoju nie poniżały Putina), niż wycofanie w 1991 r. ich armii z państw dotychczas satelickich. Czy jest realizmem ignorowanie prozachodnich aspiracji może nie większości, ale dominującej części (bo brak konkurencyjnych modeli porywających wyobraźnię) Ukraińców? Jakie, realizm L. Sykulskiego, przedstawi dowody na umiar Rosji, gdy dysponowała przewagą, byśmy nie obawiali się, że po pokonaniu Ukrainy Rosja nie zajmie się nami? Dlaczego L. Sykulski odmawia polityce polskiej wobec wojny na Ukrainie realizmu? Tyle razy realiści krytykowali Polskę za wprzęganie się w politykę państw Zachodu prowadzenia wojen do ostatniego żołnierza… ich sojusznika, a jak zdarzyła się taka szansa Polsce to… No, właśnie co? O co wam chodzi? Jak odeprzecie swoje własne argumenty, gdy w zmienionym kontekście obracają się przeciw samym realistom? Bo to realizm nakazuje Polsce prowadzić wojnę na lewym brzegu Dniepru, zamiast na prawym brzegu Wisły.

To realizm nakazuje prowadzić wojnę żołnierzami ukraińskimi niż żołnierzami polskimi. Co z was za realiści, którzy swój realizm opierają na ZAWIERZENIU, że Putin zatrzyma się na Ukrainie, jak realiści wielkopolscy wierzyli, że bolszewicy zatrzymają się na granicy rozbioru rosyjskiego?

Ale nie tylko odmawiam miana realizmu polityce międzynarodowej rekomendowanej dla Polski przez L. Sykulskiego. Nie ma zgody co do faktów. Mianowicie nie jest prawdą wykorzystywanie przez USA przeciw Rosji. Za Piotrem Skwiecińskim, dyrektorem Instytutu Polskiego w Moskwie i najwyższym rangą dyplomacie polskim wydalonym niedawno z Rosji, zwrócę uwagę na pomijanie tego, że od 1989 do dziś to przecież kolejne rządy Polski, ze zmienną intensywnością, ale działając konsekwentnie w tym samym kierunku, namawiały USA na prowadzenie bardziej antyrosyjskiej polityki, a nie na odwrót – to nie USA namawiało Polskę na politykę bardziej antyrosyjską. Aktualnie polityka USA wobec Rosji teraz jest zdecydowana i konfrontacyjna, ale przechodziła rożne etapy. Jak zwraca uwagę Piotr Skwieciński, Bush starszy bardzo bronił całości ZSRR przed rozpadem i z całą mocą wspierał Gorbaczowa. Clinton przyjaźnił się z Jelcynem i przez większą część swojej pierwszej kadencji był niezdecydowany co do rozszerzenia NATO, a zmienił swoją politykę w konsekwencji wyborów do Dumy, w których wygrali komuniści i Żyrynowski. Bush młodszy współdziałał z Rosją przeciw islamistom, a Obama próbował robić reset w stosunkach z Rosją, całkowicie nieudany.

Tu pozwolę sobie wyjść poza polemikę z treścią wywiadu i nawiązując do sporu o fakty dotyczące rzekomego jednostronnego wykorzystywania Polski przez USA – bo korzyści ze współdziałania przeciw Rosji miała tak Ameryka, jak i Polska – postawić hipotezę o niektórych motywacjach przedstawionych w wywiadzie poglądów. Przypuszczam, że stosunek do najazdu Rosji na Ukrainę jest funkcją oceny roli Stanów Zjednoczonych w kształtowaniu dalekiego od deklarowanych przez USA wartości, porządku światowego. Najjaskrawszym przejawem takiego wpływu jest polityka USA wobec Ameryki Łacińskiej, owszem bezdyskusyjnie nieetyczna. USA domagają się dla Ukrainy praw, którym są niechętne w przypadku państw Ameryki Środkowej i Południowej. W Polsce mieliśmy tego małą próbkę w wykonaniu byłej ambasador, która z powodu braku profesjonalizmu kilka razy wygadała się ze swoich brutalnych interwencji w sprawy polskie na wzór ambasadora Rosji w XVIII wieku w Warszawie, Repnina, w obronie interesów korporacji amerykańskich. Radziłbym jednak „realistom” spojrzeć na to zagadnienie realistycznie. Gdyby Polska chciała wyłamać się z obozu amerykańskiego, to USA są państwem, które dziś może wyrządzić nam ogromną szkodę i to większą niż Rosja. Nadto ten sojusz z USA w sprawie Ukrainy leży w egoistycznym interesie Polski. Na odcinku ukraińskim do pewnego stopnia cele Polski i USA są zbieżne.

Na osłodę podyktowanego realizmem gorzkiego sojuszu z USA przypomnę, że dla Polaków to nie pierwszyzna. Dlatego na początku XIX wieku legioniści polscy płynęli na San Domingo, by dla Francji tłumić tamtejsze powstanie niewolników, bo nikt więcej niż Napoleon Polsce nie dawał. Dlatego też pomagaliśmy Napoleonowi podbijać Hiszpanię. Po to byliśmy też w Iraku. To była właśnie brzydka twarz realizmu. Nie mówcie tylko proszę, że realizm nastawiony na Rosję, a nie na USA, takiej odrażającej twarzy nie ma. Jeśli nie mam trzeciego wyjścia, wolę żyć pod kapciem Ameryki niż pod żelaznym butem Rosji. W końcu USA ostatni raz zbrojnie interweniowały w Ameryce Łacińskiej w 1989 r. w Panamie. W ostatnim okresie USA tolerowały wrogie sobie rządy choćby w Ekwadorze, czy z uwagi na ropę, w ważniejszej strategiczne Wenezueli. W ostatnich trzydziestu latach interwencje USA w Ameryce Łacińskiej ograniczały się do organizowania swoich zwolenników wewnątrz państw „zbuntowanych” celem dokonania przewrotów na drodze mniej lub bardziej demokratycznej, ale najazdów nie było. Owszem, może ma rację Olaf Swolkień, pisząc kiedyś, że gdyby Snowden, który uciekł do Rosji ze swoją wiedzą o metodach inwigilacji społeczeństwa przez amerykańskie służby specjalne, nie miał gdzie uciekać, wrażliwość rządu USA na opinię publiczną byłaby dużo mniejsza, a w konsekwencji środki dyscypliny wobec innych państw brutalniejsze. To jednak nie zmienia mojej oceny, że dziś realizm wobec najazdu Rosji na Ukrainę nakazuje prowadzić taką politykę, jaką prowadzi obecnie rząd i którą zasadniczo będzie kontynuował ewentualny rząd opozycji. I to pomimo pewnego prawdopodobieństwa przyszłych sporów Polski ze zwesternizowaną Ukrainą. Wolę je bardziej niż spory z tradycyjną Rosją.

Na koniec uwaga techniczna. Politycy powinni zapoznać się z perspektywą proponowaną przez L. Sykulskiego, której spójności odmówić nie sposób. Jednakże inaczej podejmuje się decyzje, od których realnie zależy przyszłość państwa i milionów jego obywateli, a inaczej gdy zależy od nich wynik gry wojennej geopolitologów.

Te same przesłanki mają inny ciężar gatunkowy. Mam wrażenie, jakby L. Sykulski nie wyczuwał różnicy okoliczności, w których on i ministrowie kształtują swoje przemyślenia. Ponadto do tymczasowej powściągliwości w krytyce polityki wschodniej rządu  powinien skłaniać brak dostępu do poufnej informacji, co czyni krótkoterminową perspektywę geopolitologów ułomną. Poczekajcie, „odegracie się”, jeżeli polityka PiS wobec najazdu Rosji na Ukrainę skończy się porażką, tak jak sanacja jest dziś rozliczana za klęskę wrześniową. Fundamentalny zwrot w polityce wschodniej Polski, do którego jak rozumiem wzywa L. Sykulski, dziś po rozpoczęciu wojny skończy się tylko pomieszaniem szeregów i prawdopodobną klęską. Zwrot ten nie miałby społecznego poparcia i przyczyniłby się do rozdarcia, które z pewnością Rosja wykorzysta do budowania nie junior-partnerskich relacji z Polską, ale być może podzielenia się całym regionem z Niemcami, jak to się marzy rosyjskiemu geopolitykowi Duginowi.

Wszystkim zainteresowanym sporem o realizm polecam dwugłos Rafała Ziemkiewicza z Łukaszem Warzechą w tygodniku „Do Rzeczy”, w którym na kanwie wypowiedzi Henry Kissingera na temat Ukrainy znakomicie zostały wyłożone argumenty w sporze między realizmem a „realizmem”:
(https://dorzeczy.pl/opinie/309745/ziemkiewicz-sklerotyczny-realizm-kissingera.html;
https://dorzeczy.pl/opinie/305206/warzecha-sluchajcie-i-czytajcie-kissingera.html).

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 130 / (26) 2022

Być może zainteresują Cię również: