Reparacje wojenne od Niemiec. Ile jeszcze będziemy czekać?
Z Arkadiuszem Mularczykiem, wiceministrem spraw zagranicznych (2022-2023), rozmawiamy o międzynarodowym układzie sił w sporze o reparacje wojenne między Polską a Niemcami oraz o tym, jaką rolę w tym sporze odgrywa biznes niemiecki i decydenci w Stanach Zjednoczonych.
(Wywiad jest zredagowaną i uzupełnioną wersją podcastu Czy masz świadomość pt. Reparacje od Niemiec. Wyparte, odroczone, odrzucone z 29 sierpnia 2023 roku.)
Rafał Górski: Jakby Pan miał wytłumaczyć w prosty sposób obywatelom, o co chodzi z reparacjami – co by Pan dzisiaj powiedział?
Arkadiusz Mularczyk: Trzeba mieć w mojej ocenie jasną perspektywę, że sprawiedliwość tego wymaga, uniwersalne wartości – takie jak praworządność, prawa człowieka – wymagają, żeby państwo, które dopuściło się niewyobrażalnych zbrodni wojennych, najazdu na inny kraj, mordów, rabunku, zniszczeń, kradzieży, po zakończeniu tej wojny zapłaciło odszkodowanie krajowi poszkodowanemu. To są uniwersalne wartości, właściwe dla naszego kręgu cywilizacyjnego.
Ale również trzeba pamiętać o regulacjach międzynarodowych, które obowiązywały przed rozpoczęciem II wojny światowej: o konwencji haskiej, o pakcie Brianda-Kellogga, a także o późniejszych postanowieniach konferencji w Poczdamie – które nakładały na Niemcy obowiązek zapłaty reparacji w jak największym stopniu krajom poszkodowanym.
Trzeba również przypomnieć, że według wszystkich międzynarodowych deklaracji zbrodnie wojenne się nie przedawniają i mogą być dochodzone w każdym czasie. Zostało to również potwierdzone nie tak dawno, w maju 2023 r. na konferencji, szczycie Rady Europy w Reykjaviku, gdzie wszystkie kraje członkowskie Rady Europy podpisały się pod deklaracją końcową. W wyniku działań polskiej dyplomacji znalazło się w niej również sformułowanie o tym, że pojednanie po konfliktach wojennych jest możliwe tylko i wyłącznie wówczas, jeżeli kraj-agresor zapłaci krajowi poszkodowanemu reparacje wojenne. Czyli poruszamy się w jednoznacznie zdefiniowanym i jasno określonym obszarze. Obszar jest sprecyzowany przez prawo międzynarodowe, przez deklaracje międzynarodowe, przez wartości naszego kręgu cywilizacyjnego.
Kraj, który dopuszcza się zbrodni wojennych, który rozpoczyna wojnę, zobowiązany jest do zapłacenia reparacji wojennych.
Kiedy myślę o tych reparacjach, to przypomina mi się książka Edwarda Carra, która została nie tak dawno wydana w Polsce: „Kryzys 20-lecia 1919-1939”, w której to Carr uczy nas o brutalnych prawach polityki międzynarodowej. Z jednej strony jest moralność, z drugiej strony jest potęga. Tak, jak Pan minister powiedział, moralność jest jak najbardziej po naszej stronie. Pytanie: jaki jest dzisiaj, Pana zdaniem, układ sił. Kto na arenie międzynarodowej jest „za”, a kto jest „przeciw” zapłaceniu Polsce reparacji?
Jak Pan słusznie podkreślił, moralność, pewne reguły, zasady, są po to, żeby je stosować. Natomiast oczywiście ważne jest, kogo dotyczą. Bo jeśli dotyczą krajów, które mają pozycję dominującą, to one bardzo często lubią żonglować tym pojęciami, a wręcz powiedziałbym – manipulować. No i to oczywiście dotyczy współczesnych Niemców, którzy uważają, że temat reparacji jest tematem zamkniętym, że go przepracowali historycznie. Co oczywiście, jak wiemy, nie jest prawdą.
Nasze działania na arenie międzynarodowej prowadziliśmy bardzo intensywnie blisko dwa lata. Przypomnę, że 1 września 2022 roku, został opublikowany raport o stratach wojennych, następnie zostałem powołany na stanowisko pełnomocnika rządu do spraw odszkodowań wojennych, wysłaliśmy notę dyplomatyczną do rządu Niemiec, na którą rząd Niemiec odpowiedział bardzo szybko: że sprawa jest zamknięta. To spowodowało, że rozpoczęliśmy szereg działań dyplomatycznych na arenie międzynarodowej. Temat został poruszony, podniesiony niemalże we wszystkich organizacjach międzynarodowych. Poinformowaliśmy naszych głównych sojuszników, partnerów. Przez nasze ambasady, konsulaty prowadziliśmy na całym świecie bardzo intensywnie akcję dyplomatyczną. O sprawie oczywiście wie również prezydent Stanów Zjednoczonych, wie Departament Stanu, wiedzą szefowie wszystkich najważniejszych organizacji.
Słusznie Pan zapytał, jakich mamy sojuszników w tej sprawie. To jest bardzo dobre pytanie, bo proszę zwrócić uwagę, że choć wszyscy poruszamy się w tej samej siatce pojęciowej dotyczącej praworządności i praw człowieka, gdy dotyczy to jednego z mocarstw europejskich czy światowych, nagle okazuje się, że nie jest wcale prosto ani łatwo wyegzekwować od tego mocarstwa realizacji tych właśnie reguł i zasad, które to mocarstwo głosi: przestrzeganie prawa, praworządność, demokrację i tak dalej. Również równe traktowanie ofiar, zakaz dyskryminacji niektórych krajów – bo przecież, tak naprawdę, to Niemcy od szeregu lat ustalają reguły i decydują, komu wypłacają odszkodowania. Kraj-agresor, kraj, który dopuścił się zbrodni, decyduje, której ofierze wypłaci odszkodowanie.
Trzeba pamiętać, że Niemcy wypłacają odszkodowania różnych krajom, różnym nacjom, chociażby społecznościom żydowskim, czy społecznościom krajów Europy Zachodniej. Natomiast nie wypłacają ich Polakom, Ukraińcom, Białorusinom, Serbom, Włochom czy Grekom.
Zatem mamy do czynienia z sytuacją zupełnie kuriozalną z punktu widzenia prawa międzynarodowego, z punktu widzenia tych wszystkich wartości, które Niemcy głoszą, bo to Niemcy same wybierają sobie ofiarę, której płacą. My, podnosząc ten temat niemal rok temu i podejmując szereg działań międzynarodowych po pierwsze musimy pokazać, że jesteśmy konsekwentni, dobrze przygotowani, mamy dobry materiał dowodowy i mamy dobry rachunek ekonomiczny. Myślę, że te wszystkie warunki spełniamy, bo raport o stratach wojennych do dziś nie został podważony przez nikogo. Informacje tam zawarte są bardzo dobrze zestawione, opracowane, przygotowane, opisane z bardzo różnych perspektyw.
W jaki sposób kontekst geopolityczny wpływa na sytuację, o której rozmawiamy?
Myślę, że sytuacja międzynarodowa, która dzisiaj istnieje, w szczególności wojna na Ukrainie, bardzo jasno pokazuje społeczności międzynarodowej, czym była wojna, czym jest wojna. Jak jest brutalna, jak straszna, jakie konsekwencje za sobą niesie. I w bardzo wielu aspektach, oczywiście nie we wszystkich, ta wojna może przypominać to, co działo się podczas II wojny światowej.
Dzisiaj nie ma masowych obozów zagłady, obozów koncentracyjnych, ale przecież widzimy zbrodnie wojenne.
Widzimy brutalność tej wojny, widzimy rusyfikację dzieci czy zabieranie dzieci rodzinom. Widzimy egzekucje. Ta wojna nie jest kalką II wojny światowej, ale w bardzo wielu elementach może przypominać brutalność tamtej. Myślę, że to jest pierwszy bardzo ważny element, który dla Polski w tej sytuacji ma duże znaczenie. Bo ludzie na świecie, w Stanach Zjednoczonych, w Europie Zachodniej, mogą zobaczyć, czym jest wojna. Widzą, że historia Europy się nie skończyła, że ta historia nadal trwa i przynosi tak brutalne skutki.
Drugi aspekt dotyczy sytuacji międzynarodowej Polski. Jak wiemy, Polska przed rozpoczęciem wojny na Ukrainie była bardzo mocno atakowana z różnych stron, ze względu na bardzo wiele różnych nieprawdziwie pokazywanych problemów. W tle tych ataków na pewno była kwestia reparacji i pozycji międzynarodowej Polski. Polska przeszkadzała interesom niemiecko-rosyjskim w dogadywaniu się nad głowami obywateli krajów Europy środkowo-wschodniej. Więc używano różnych metod – nie mam tu większych wątpliwości, że na pewno i za rosyjskie, i za niemieckie pieniądze – zmierzających do podważenia statusu międzynarodowego naszego kraju. A robiono to poprzez ataki różnego rodzaju rezolucjami, uchwałami, zarzutami braku praworządności i tak dalej, i tak dalej.
To wszystko zmierzało do obniżenia statusu międzynarodowego Polski po to, by roszczenia, które podnieśliśmy, były traktowane w sposób bardzo lekceważący. Próbowano narzucić taką narrację, że oto podnosi je kraj, który ma problemy ze sobą, z praworządnością i temat reparacji jest jakimś elementem kampanii wyborczej partii rządzącej. Tak to Niemcy przedstawiają teraz na świecie. Natomiast wojna na Ukrainie zupełnie tę perspektywę zmieniła poprzez fakt, że ludzie dzisiaj widzą, jak wojna wygląda.
Z drugiej strony nieprawdopodobna twardość Polaków w pierwszych miesiącach wojny, przyjęcie milionów uchodźców ukraińskich, gościnność, ale także później olbrzymie, gigantyczne wręcz wsparcie dla walczącej Ukrainy, wysłanie sprzętu wojskowego, pomocy humanitarnej w sposób diametralny zmieniło obraz Polski na świecie, a w szczególności w Stanach Zjednoczonych i w krajach Europy Zachodniej. Dzisiaj już nikt nie pamięta o tych rzekomych problemach z praworządnością. Dzisiaj na świecie istnieje obraz Polski jako kraju niezwykle szczodrego, który broni demokracji, broni praw człowieka, broni walczącej Ukrainy. To jest dominujący obraz Polski na świecie, w szczególności w Stanach Zjednoczonych, który niewątpliwie ma bardzo duży wpływ na skuteczność naszych roszczeń wobec Niemiec.
A wracając do pytania o układ sił – zastanawiam się nad tym, jaką rolę, Pana zdaniem, pełni biznes niemiecki. Jakiś czas temu przeczytałem książkę z 1954 roku pt. „Władcy koncernów niemieckich”. Została napisana przez Gerharda Baumana. Czytamy w niej coś takiego: „Jeśli jednak spojrzy się poza fasadę i zbada się, kim są ci ludzie, którzy nadają ton towarzystwom akcyjnym, to odkryje się, że w najważniejszych przedsiębiorstwach występuje ciągle ta sama stosunkowo mała grupa ludzi. Ta mała grupa, należy ją ocenić w Niemczech Zachodnich na 40-50 osób, tworzy oligarchię finansową, składającą się z najbogatszych rodzin, które całkowicie opanowały gospodarcze i polityczne życie Niemiec Zachodnich”. Na ile decydującą rolę w oporze wobec naszych polskich roszczeń ma biznes niemiecki?
Niewątpliwie biznes niemiecki jest bardzo ważny, bo jak Pan słusznie wspomniał, to biznes niemiecki kręci niemiecką polityką, a nie niemiecka polityka kręci biznesem. Niemieccy politycy są w dużej mierze na usługach niemieckiego biznesu, bo przecież on tak naprawdę tworzy siłę niemieckiego państwa, niemieckiej gospodarki. Jestem przekonany i wiem, bo przecież byłem wiceministrem spraw zagranicznych i dostawałem informacje z ambasad wielu krajów, od ambasadorów, konsulów, sam też korzystam z dostępu do wiedzy – że niewątpliwie biznes niemiecki z pewnym niepokojem obserwuje tę sprawę.
Obecnie w Niemczech istnieje postawa wypierania, zaprzeczania i przeczekania tematu. Oczywiście – do najbliższych wyborów parlamentarnych. Niemcy liczą na to, że sprawa zniknie z agendy polsko-niemieckiej, jeśli wybory w Polsce wygra opozycja. Stąd też widzimy wielkie wzmożenie w mediach niemieckich, finansowanie różnego rodzaju eventów, spotkań, które organizuje opozycja w Polsce. I opozycja w Polsce mruga okiem do Niemców: Wiecie, no popieramy te reparacje, ale jak wygramy wybory, to jakoś się dogadamy. Co może oznaczać, że jakimś tanim kosztem sprawa zostanie zamieciona po wyborach pod dywan.
Trzeba powiedzieć jasno, że Niemcy przez ostatnich kilkadziesiąt lat prowadziły bardzo konsekwentną politykę, wydając miliardy marek, później euro, na budowanie swojego pozytywnego wizerunku na świecie.
Oczywiście to służy właśnie niemieckiej gospodarce, niemieckim korporacjom, firmom, które przecież są nie tylko w Polsce i w Niemczech, ale również w Stanach Zjednoczonych. I trzeba uświadomić sobie, że one dają setki tysięcy miejsc pracy na całym świecie, co muszą dostrzegać politycy w tych krajach, również w Stanach Zjednoczonych. Stąd niemiecki biznes ma pewne oddziaływanie na politykę także w innych krajach i nie możemy o tym zapominać.
Niewątpliwie w interesie Niemiec leży, żeby ten temat nie był podnoszony publicznie, żeby był zamieciony pod dywan, żeby o nim się nie mówiło. Firmy robią wszystko, według mojej wiedzy, w bardzo wielu różnych miejscach, również w kongresie amerykańskim, ażeby Polska nie miała w tym obszarze sojuszników. Podejmują działania lobbingowe, odbywają spotkania, żeby Polska nie miała w tym obszarze poparcia.
Myślę, że edukacji obywateli polskich w tym zakresie nigdy dość. Nigdy dość pokazywania jak wygląda polityka od kuchni, bo niestety jest to rzeczywistość brutalna i trzeba sobie zdawać sprawę, że te nasze dobre chęci czy morale nie wystarczą. Racja może i stoi po naszej stronie, natomiast wyzwaniem jest układ sił. Autor książki „Władcy koncernów niemieckich” w obszerny sposób pokazuje wątki związane z rodzinnymi powiązaniami biznesu niemieckiego z biznesem amerykańskim. Czytając tę książkę, zastanawiałem się nad tym, czy i jak powiązania amerykańsko-niemieckie wpływają na układ sił, na to, że również w Stanach Zjednoczonych politycy nie zajmowali się w sposób zdecydowany reparacjami, że właściwie od zakończenia II wojny światowej nie zajmowali stanowiska w kwestii dotyczącej reparacji dla Polski.
Pana pytanie dotyka kilku obszarów. Po pierwsze Polska do 1989 roku nie miała głosu w świecie Zachodu. Głos był niesłyszalny, nie powstały publikacje po angielsku, francusku, niemiecku. Po prostu byliśmy traktowani jak satelita Rosji, Związku Radzieckiego. W związku z tym nasz głos nie był traktowany jak głos suwerenny, poważny. Niestety później, po 1989 roku Polska została – powiedzmy to jasno – skolonizowana przez kapitał niemiecki.
Za stosunkowo niewielkie kwoty wykupiono w Polsce największe korporacje finansowe, banki, przedsiębiorstwa handlowe, gospodarcze, finansowano także stypendia dla prawników, polityków, historyków. Jeździli oni na wymianę do Heidelbergu, Berlina, na wiele innych uczelni. Dlatego też ten temat później po prostu zszedł z agendy. Wiadomo, że ktoś, kto był finansowany przez dekady, przebywał na stypendiach w Niemczech, nie będzie w sposób zdecydowany podnosił w pracy tematów wojennych. Przeciwnie, będzie robił wszystko, żeby ten temat w sposób poważny nie zafunkcjonował w debacie publicznej. I niestety, trzeba sobie powiedzieć jasno, oczywiście używając pewnego skrótu myślowego, że Polska została skolonizowana przez Niemcy. Skolonizowano polskie elity naukowe. I nawet do dzisiaj widzimy pewnego rodzaju strach na uczelniach, uniwersytetach przed poruszaniem tego tematu.
Nie ukrywam, że gdy przygotowywałem raport o latach wojennych i szukałem naukowców, którzy nad tym raportem będą pracować – chodziło o różne obszary i o zróżnicowane aspekty – miałem dużo problemów, żeby tych naukowców znaleźć. Spotkało mnie kilka odmów.
To nie był łatwy proces, żeby takich naukowców znaleźć, bo oni wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że podjęcie tego tematu wiąże się dla nich z zamknięciem czy też ograniczeniem możliwości zarobkowania w Niemczech. To jest oczywiście również kwestia olbrzymiego softpower Niemców w Polsce. Oni mają tutaj dziesiątki różnego rodzaju fundacji, agencji, instytucji, które w sposób miękki oddziałują, budują swoje strefy wpływów. Na tym właśnie polega budowanie wpływów społecznych, politycznych, rozpoznanie rynku, poszukiwanie ludzi, z którymi mogą współpracować. I po części, niestety, tworzenie takiego obszaru pewnej zależności mentalnej.
My się musimy dzisiaj z tej zależności wyzwolić, jeżeli chcemy zbudować suwerenny kraj, który sam zarządza swoimi sprawami. Rząd, elity społeczne mają zarządzać właśnie w interesie Polski, w interesie Polaków.
Dobrze, że wspomniał Pan o tej sferze nauki, bo właśnie chciałem do niej przejść. Zacytuję Annie Jacobsen, amerykańską dziennikarkę, która w książce „Operacja Paperclip” napisała: „«Mam bzika na punkcie techniki» , powiedział do swoich najbliższych współpracowników Adolf Hitler podczas uroczystej kolacji w 1942 roku, a po kapitulacji Niemiec ponad 16 000 naukowców Hitlera zaczęło pracować dla Stanów Zjednoczonych”.
Ta książka ukazała się w Polsce jakiś czas temu nakładem Wydawnictwa Muza. Pokazuje, jak olbrzymi wpływ na gospodarkę i funkcjonowanie Stanów Zjednoczonych miało przeniesienie 16 000 naukowców niemieckich po zakończeniu II wojny światowej i jak Stany Zjednoczone budowały swoją siłę i potęgę na arenie międzynarodowej. Rozumiem, że Pana działania mają wywierać wpływ na politykę Departamentu Stanu i prezydenta Stanów Zjednoczonych, polityków kongresu, senatu. Zastanawiam się, jak na tę chwilę ocenia Pan możliwości naszego wpływu na tamtejsze środowiska polityczne?
To jest pewien proces. Już dwukrotnie byłem w kongresie amerykańskim. Odbyłem tam kilkadziesiąt spotkań zarówno w Departamencie Stanu, ale też w Kongresie: i z senatorami, i z kongresmenami. Wielu z nich wręczyłem raport o stratach wojennych. Jesteśmy w kontakcie z częścią tych kongresmenów i senatorów, ale musimy mieć świadomość, że Niemcy bardzo uważnie przyglądają się naszej aktywności. Wiemy, że po moich spotkaniach dyplomaci niemieccy od razu umawiają się na wizyty do tych kongresmenów i odbywają z nimi rozmowy. Mamy na to dowody. Po prostu śledzimy te sytuacje. Niemcy bardzo dynamicznie starają się przeciwdziałać naszej aktywności w Stanach Zjednoczonych. Pewne rzeczy musieliśmy też robić poufnie. Szukaliśmy sojuszników.
Po tych wielu miesiącach moich kontaktów w kongresie amerykańskim jestem umiarkowanym optymistą. Widzę, że jest szansa, jest pole do pewnej współpracy. Prowadziliśmy rozmowy z różnymi środowiskami, także polonijnymi. Ważne jest, żeby znaleźć odpowiednich sojuszników właśnie w Stanach Zjednoczonych – Waszyngtonie, Nowym Jorku, w Chicago – którzy będą z tamtej perspektywy lobbowali za Polską. Żeby to nie było tak, że to polski rząd, polski Minister o tej sprawie mówi i o nią zabiega. Tylko żeby również środowiska w Stanach Zjednoczonych, które tam żyją, funkcjonują, uznały, że jest w tym interes dla nich – ale też dla Polski i że warto Polskę wesprzeć. To jest pewien proces, który rozpoczęliśmy.
Dzisiaj Stany Zjednoczone, jako mocarstwo globalne, patrzą na kwestie konfrontacji z Rosją w kontekście Ukrainy. Ale też rozumieją zasady pewnej solidarności czy jedności europejskiej.
Na pewno dzisiaj takie jasne wskazywanie, czy przez prezydenta, czy Departament Stanu USA, że Niemcy powinny zrobić to czy tamto w kwestii reparacji dla Polski, byłoby niezgodne z ich interesem. W ich interesie leży pokonanie bądź też osłabienie Rosji. A do tego Amerykanom są potrzebni Niemcy. Zatem na sprawę należy spojrzeć z różnych perspektyw: i ze strony amerykańskiej, i niemieckiej, i naszej, i międzynarodowej.
Uważam, że jeżeli będziemy konsekwentni, to w perspektywie następnych lat Polska jest w stanie zbudować bardzo silną presję ze strony Stanów Zjednoczonych na Niemcy, ażeby ten problem został rozwiązany. Bo niewątpliwie Stany Zjednoczone mają pewnego rodzaju zobowiązanie, dlatego że ta sprawa nie została dopilnowana przez wielkie mocarstwa po zakończeniu wojny. Powód był taki, że Polska wpadła w sowiecką strefę wpływu, że była zimna wojna, dwubiegunowy podział świata. Sprawa reparacji dla Polski została w pewien sposób zagubiona. Dzisiaj się o nie upominamy.
Po 1989 roku przeszkodą w ubieganiu się o reparacje był fakt, że Polska była krajem słabym w sensie politycznym, gospodarczym i nie dość skutecznie upominaliśmy się o tę sprawę. Podczas konferencji „dwa plus cztery” kanclerz Niemiec Helmut Kohl po prostu oszukał prezydenta Busha, twierdząc, że sprawa jest załatwiona i Polska dostała reparacje. Gdyby wówczas strona polska była dopuszczona do rozmów, być może problem byłby inaczej rozwiązany.
Myślę, że warto też wspomnieć, że jest to temat niezałatwiony od czasu traktatu w Poczdamie i wymaga interwencji czy też pewnego wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych.
Na łamach Tygodnika Spraw Obywatelskich Stanisław Żerko napisał tekst o nowej książce dwóch niemieckich autorów, wydanej przez Zysk i Spółka, pod tytułem „Wyparte, odroczone, odrzucone. Niemiecki dług reparacyjny wobec Polski i Europy”. Wynika z niej, że w Niemczech ta dyskusja nie jest taka oczywista, że nie wszyscy uważają temat reparacji dla Polski za zamknięty
Tak, rzeczywiście. Ta książka jest niezwykle istotna, dlatego że jest napisana przez Niemca, to po pierwsze. Po drugie, w sposób bardzo kompleksowy, rzetelny przedstawia cały proces postępowania Niemiec wobec różnych krajów, także wobec Polski, od czasu wojny. Autor książki, Karl Heinz Roth, w sposób jednoznaczny mówi, że Polska ma rację, a sprawa jest nieuregulowana. Wskazuje pewne ścieżki dochodzenia roszczeń, umiędzynarodowienia tej sprawy, współpracy z innymi krajami, przede wszystkim z Grecją.
Ta książka zainspirowała mnie do pewnej aktywności. Odwiedziłem oczywiście Ateny i Grecję, ale nie tylko. Spotkałem się również w Rzymie, we Włoszech z prawnikami, którzy te sprawy indywidualnie prowadzą. Spotkałem się też z prawnikiem serbskim i z władzami w Serbii. Rozmawialiśmy na ten temat. Staraliśmy się pobudzać myślenie wielu decydentów, dyplomatów, polityków, naukowców, prawników, którzy są potencjalnymi sojusznikami Polski w tej sprawie, dlatego że po prostu wiele krajów zostało poszkodowanych, pokrzywdzonych i – podobnie jak Polska – nie dostało nigdy odszkodowań. Natomiast sytuacja Polski jest rzeczywiście szczególna dlatego, że Niemcy zawarły z wieloma innymi krajami umowy dotyczące zapłaty reparacji wojennych, chociażby z Grecją czy z Włochami, natomiast nigdy takiej umowy nie zawarły z Polską. I to jest ta przewaga Polski nad sytuacją Grecji, Włoch czy innych krajów.
To na koniec: czy jest jakieś pytanie dotyczące tematu, o którym rozmawiamy, którego Panu nikt nie zadał, a powinno być zadane?
Mogę tak podsumować tę dyskusję: nasze zabiegi dzisiaj muszą być rozpatrywane z punktu widzenia troski o pokój na świecie. To może zabrzmiało bardzo górnolotnie, ale wiem, że na przykład w Chinach mój raport cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem. Myślę, że bardzo wiele krajów, które dzisiaj prowadzą wojny czy zamierzają je prowadzić w przyszłości, po przeczytaniu tego raportu weźmie pod uwagę, że ktoś kiedyś może im wystawić rachunek. I to może być rachunek nawet po osiemdziesięciu latach. Nawet po osiemdziesięciu latach kolejne pokolenie, może domagać się sprawiedliwości.
Moim zdaniem to bardzo ważne z punktu widzenia globalnego porządku, światowego pokoju, bo pokazuje, że prędzej czy później, krajowi, który jest agresorem, zostanie wystawiony rachunek ekonomiczny za wojnę.
Z takiego punktu widzenia nasze zabiegi, działania, starania, które są trudne, długie, żmudne, bo dotyczą Niemiec, globalnego mocarstwa europejskiego, mają duże znaczenie. Bo dowodzą, że nawet jeżeli upłynie wiele lat od wojny i wydawać by się mogło, że sprawa jest już zapomniana i załatwiona, to ktoś jednak o zadośćuczynienie się upomni. Dlatego myślę, że nasz raport o stratach wojennych, który jest materiałem dowodowym, ale też rachunkiem ekonomicznym, ma olbrzymie znaczenie dla zachowania porządku światowego czy zagwarantowania pokoju i przestrzegania potencjalnych krajów-agresorów przed wywoływaniem wojen. Myślę, że to jest taka główna konkluzja dotycząca naszych obecnych działań.
W tym miejscu postawmy kropkę. Dziękuję za rozmowę.
Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:
Przejdź do archiwum tekstów na temat:
# Polityka # Świat Forum Geopolityczne